Grota, w której nawiedza duch znanego geologa i czarodzieja - Ferdinanda Haydena, będącego jednocześnie założycielem tego magicznego miejsca niedostępnego dla mugoli. Na jego cześć nazwano całą dolinę.
Było już grubo po południu; wszyscy uczestnicy wyprawy zdążyli na powrót opuścić swoje pokoje i rozpełznąć się gdzieś po obiekcie lub jego okolicach. Amy leżała na swoim łóżku a w dłoniach trzymała pokaźnych rozmiarów tomisko. Książka jako tako wydawała się ciekawa, jednak nie mogła się skupić na czytanym przez siebie tekście dłużej, niż pięć minut gdyż jej myśli krążyły wokół napotkanej poprzedniego dnia groty. Była ciekawa, czy rzeczywiście - tak jak mówią mieszkańcy, w niej straszy a właściwie nawiedza, duch Ferinanda Haydena. W końcu, po długich przekonywaniach samej siebie do tego pomysłu, odłożyła książkę na znajdujący się obok łózka stolik nocny i skierowała się w stronę szafy by narzucić na siebie, parę cieplejszych rzeczy. Następnie sięgnęła bo grubą zimową kurtkę i ocieplane buty, wszystko oczywiście w kolorze czarnym (bo jakżeby inaczej). Patrząc w lustro, wyglądała jak mały bałwanek ale trudno. Poniżej zera moda nie istnieje. Opuściła pokój udając się do wyjścia z pensjonatu. Droga do Groty nie była aż taka długa, może gdyby nie ten padający śnieg i co jakiś czas przedzierający się przez warstwy ubrań mroźny wiatr, można by powiedzieć, że nawet spokojna. Chwilę później była już u skraju wejścia do wspomnianego wcześniej miejsca. Zanim jednak przekroczyła symboliczny próg, zawahała się. W sumie mogła kogoś ze sobą wziąć ale teraz już za późno na takie spostrzeżenia a poza tym i tak nie było tu z nią jej przyjaciółek. Wchodzisz Vantarri albo nie. Pierwszy krok i... zaraz za nim ostrożnie postawiła kolejne. Podłoże było w niektórych miejscach oblodzone a jak się niedługo potem okazało, światło nie docierało zbyt głęboko, tworząc tym samym świetne warunki do zrobienia sobie krzywdy. Odruchowo sięgnęła po różdżkę. - Lumos - Rzuciła krótko a z jej końca zaczęło wydobywać się jasne, przyjemne światło ukazując resztę wnętrza. Ruszyła powoli przed siebie co jakiś czas skręcając w inny korytarz. Ponieważ całą swoją uwagę poświęcała rozglądaniu się po ścianach i sklepieniu groty zapomniała o patrzeniu pod nogi; niedługo więc trzeba było czekać, by usłyszeć jak z głośnym piskiem, Panna Vantarri, wylądowała na ziemi.