Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Kwiatowa Knajpa pod namiotem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość


Drake Bennett
Drake Bennett

Student Hufflepuff
Rok Nauki : III
Wiek : 30
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 301
  Liczba postów : 240
http://czarodzieje.org/t4899-drake-bennett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4902-drastyczna-poczta
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyCzw Maj 23 2013, 11:14;

First topic message reminder :


Kwiatowa knajpa pod namiotem


Wyjątkowe miejsce, będące prawdziwą oazą zarówno w letnie upały, jak i przyjemnym ogrodem zimowym w mroźne dni - jest to zasługa zaczarowanego namiotu, który chroni wnętrze lokalu przed zmianami temperatur i niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Szeroki wybór serwowanych dań i trunków pozwoli każdemu znaleźć coś dla swojego podniebienia, a dodatkowo w każdy czwartek o godzinie 18 Kwiatowa Knajpa gości zespoły, grające muzykę na żywo!

Dostępny asortyment:
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Scorpius A. Dear
Scorpius A. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 180 cm
Galeony : 527
  Liczba postów : 297
https://www.czarodzieje.org/t14052-scorpius-alex-dear#37145
https://www.czarodzieje.org/t14058-scorpius-alex-dear
https://www.czarodzieje.org/t14056-scorpius-a-dear
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptySob Mar 04 2017, 18:45;

On pod względem problemów był raczej przeciwieństwem Cath. W niczym nigdy nie widział problemu, a jeśli już, to starał się znaleźć na to odpowiednie rozwiązanie lub w ogóle udawał, że owego kłopotu nie ma.
Czy on czułby się przy niej nieswojo? Na początku na pewno tak, ale po jakimś czasie zdążyłby się przyzwyczaić do jej obecności. Tak samo jak dziewczyna, świadom był, że po jakimś czasie ich relacje znów ulegną zmianie, a trzymanie się od siebie z daleka nie do końca może wypalić. I dlatego Scorpius był w stanie od razu zaproponować jej coś takiego. Pamiętał, że kiedy on i Cather byli jeszcze parą, był dużo szczęśliwszym człowiekiem niż zwykle. Choć może nie okazywał tego zewnętrznie, tak rzeczywiście było. Póki co, traktował ją bardziej jak przyjaciółkę, ale gdyby widywał ją codziennie, uczucie pewnie by wróciło. Kwestia czasu... bo on się z niej nie wyleczył. Scorp również nie lubił przywiązywać się do ludzi, ale z Catherine już kiedyś się zżył, więc tym razem przyszłoby mu to z jeszcze większą łatwością.
- Och, no daj spokój - powiedział, wzruszając ramionami. Gdy dziewczyna siadała z powrotem na miejsce, odprowadzał ją wzrokiem, po czym sam zajął krzesło naprzeciw niej. Spojrzał na nią z ukosa i zaczął zastanawiać się, jaką decyzję ostatecznie podejmie.
- Możesz przecież znaleźć pracę, która będzie powiązana z tym, co lubisz. Albo przynajmniej jakąś dobrze płatną, gdzie nie będziesz musiała harować po dziewięć godzin, siedem dni w tygodniu - rzucił lekko, jakby to było takie proste. Dla niego wszystko wydawało się być takie łatwe, choć zazwyczaj wcale takie nie było. - Poza tym, zawsze możemy podzielić się wydatkami... - dodał po chwili, uświadamiając Roots w tym, że razem zawsze jakoś dadzą sobie radę. On też miał trochę odłożonych pieniędzy, a w razie potrzeby zawsze mógłby złamać swoje żelazne zasady i poprosić rodziców o pomoc. Ostatnio też siedział zbyt dużo w domu i nigdzie nie wychodził. Nie było to w jego stylu, a jakby dziewczyna się do niego wprowadziła, na pewno byłoby raźniej. No i może jakoś by go rozruszała.
- Wreszcie kuchnia się do czegoś przyda... - powiedział, uśmiechając się i przenosząc wzrok na towarzyszkę. Jako, że on nie potrafił gotować, zwyczajnie tego nie robił. Umiał zrobić omlet i naleśniki, ale zawsze uważał, że za dużo przy tym roboty i nawet się za to nie zabierał. W konsekwencji, jadał poza domem, wydając na to masę pieniędzy.
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4498
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptySro Lut 07 2018, 00:42;

Ponoć zimowy krajobraz potrafił zaprzeć dech w piersiach - ciężko było się z tym nie zgodzić, chociaż Mefisto śmiał twierdzić, że głównym powodem takich zmian w organizmie była niemiłosiernie niska temperatura i chłodny, porywisty wiatr. Zawsze był wielkim fanem spędzania czasu na świeżym powietrzu, a jednak przy takiej zimie łatwo było o urokach spacerów zapomnieć. Kamieniste drogi i równiutkie ścieżki zupełnie zniknęły pod brudnawą pokrywą śniegu; teraz trzeba było wymijać zaspy i wydeptywać nowe dróżki, aby w ogóle gdziekolwiek się zostać. Duże śnieżynki wirowały w powietrzu, zaczepnie wpadając w oczy przechodniom, a czasem niebezpiecznie wślizgując się za kaptur. Hogsmeade wydawało się dziwnie spokojne i uśpione, uliczki jedynie niekiedy przemierzało kilku mieszkańców czy też klientów. Również patrole Magimilicji niezbyt zachęcająco wpływały na ludzi, zwyczajnie ich odstraszając. Z tych kilku powodów Mefisto wcale nie miał zbyt wiele do roboty w swojej nowej pracy - skoncentrował się raczej na tym, aby zapewnić szefa, że jego wątpliwe pochodzenie nie będzie problemem. O dziwo Ślizgon wcale nie musiał się zbytnio gimnastykować, aby zyskać względnie przychylne spojrzenie. Niechętnie zatem opuścił menażerię, postanawiając zrobić sobie mały spacerek dookoła Hogsmeade i dopiero wtedy wrócić do Hogwartu. Nie lubił tego nowego dormitorium, kiepsko się tam odnajdywał; nie miał zbyt wielkiego wyboru i bądź co bądź, musiał gdzieś spać. Gruba wojskowa kurtka nie potrzebowała zaklęć ocieplających, choć niektóre zrywy wiatru doprowadzały chłopaka do szału; przynajmniej w końcu przekonał się do szalików, teraz dumnie prezentując zielono-srebrne barwy Slytherinu. Z dłońmi w kieszeniach i głową w obłokach, po prostu ruszył przed siebie, rozważając czy zajrzenie po drodze do jakiejś knajpy będzie złym pomysłem. W końcu niby pojawiła się przed nim szansa złapania bardziej trwałej pracy... Tajemnicze uczucie chwyciło Noxa za serce, jednak chłopak szybko odrzucił od siebie myśl, że był to żal - w końcu nie miał z kim świętować, prawda?

@Liam A. Rivai
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyPią Lut 09 2018, 00:59;

Zaczynał przeklinać w duchu swoje zamiłowanie do obdarowywania bliskich, przez które wywiało go na same obrzeża Hogsmaede. Do urodzin Primrose’a zostało jeszcze kilka ładnych dni, ale Liam nie byłby sobą, gdyby nie wyruszył na łowy ze stosownym wyprzedzeniem. Nie zniechęcały go łapanki, nie odpychała go pogoda, nawet stos wypracowań, który czekał na niego w dormitorium nie rozgonił jego chęci, by rozejrzeć się po asortymencie, który miały do zaoferowania urokliwe budki na ulicach bliskiemu Hogwartowi miasteczku.
Z wyraźnie zawziętą miną opatulił się grubym szalem w barwach swojego domu i schowawszy ręce w kieszenie czarnego płaszcza, ruszył naprzeciw wszystkim minusom i przeszkodom, by wypatrzeć odpowiedni podarunek. Jedyne czego szczerze żałował, to braku towarzystwa. Christer nie mógłby z nim pójść z powodów aż nazbyt oczywistych, a akurat dzisiaj tak się nieszczęśliwie dla Liama złożyło, że pozostała dwójka, z którą dzielił sypialnię, nie mogła w dniu dzisiejszym wybrać się poza mury szkoły. Przykro, ale zamiast strzelać ogarnięte smutkiem miny, mógłby poprosić kolegów o rękawiczki. Skoro żaden z nich nie planował wycieczek, nikomu dodatkowe ocieplenie na dłonie nie byłoby potrzebne… a Liam mimo rąk beznadziejnie wciśniętych w kieszenie, nie potrafił nie czuć chłodu.
A kolory całej sytuacji blakły wraz z upływem około dwóch godzin, gdy po pieczołowitych poszukiwaniach, żadna z rzeczy nie wydała się w uznaniu szatyna odpowiednio wyjątkowa, by zasłużyć na kupno w ramach prezentu urodzinowego. Nieco przygaszony nieudanym polowaniem, szedł wzdłuż uliczek obmyślając w myślach alternatywy.
Rysunek? Nie. Co roku je ode mnie dostaje. Może opowiadanie…? Christer lubi historie. Ucieszyłby się, gdybym zużył dla niego trochę atramentu? Chociaż.. nigdy niczego nie pisałem i…. Mefistofeles?
Wyprostował się, unosząc łeb ku górze, by lepiej wypatrzeć znajomą osobę w tłumie. Upewniwszy się, że faktycznie patrzy na swojego nowego bogina, z automatu przywrócił na twarz uśmiech, wcześniej schowany pod warstewką zamyślenia. Nie zastanawiał się długo, nim nie przyspieszył kroku, próbując zrównać się z mężczyzną. Gdy był ledwie kilkadziesiąt centymetrów od niego, wyciągnął rękę i złapał poczerwieniałymi, skostniałymi od zimna palcami rękaw kurtki Noxa, próbując zwrócić na siebie jego uwagę.
- Cześć! – przywitał go ze szczerym uśmiechem, przestając rozciągać ubranie Ślizgona. Znowu wcisnął dłonie do kieszeni, przybierając na twarz nieco figlarny wyraz. – Zaniechałem flirtów z dementorami, czekając cierpliwie aż odezwiesz się w sprawie wyjścia, ale żadnej propozycji nie dostałem. Straciłeś we mnie zainteresowanie? – zagadnął, spoglądając na niego z udawanym, niemal teatralnym smutkiem odrzuconego kochanka. Zaraz parsknął cicho śmiechem i rozwiał zbudowaną zaczepkę, odlepiając od niego spojrzenie, by móc spojrzeć przed siebie. – Chyba nie zraziłem cię do siebie? Było mi trochę głupio, gdy ostatnim razem nie dałem ci dojść do słowa… - było czuć, że tę część wypowiedzi nie ubierał w żaden żart, a mówił naprawdę szczerze i poważnie.
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4498
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyPią Lut 09 2018, 01:30;

Mefisto uparcie tkwił w przekonaniu, że zupełnie żadnego towarzystwa nie ma i go nie znajdzie, tak więc jego jedyną opcją jest powrót do domu i siedzenie z Litką przy kominku... O ile kotka nie miała jakichś bardziej porywających planów. Łatwo było po prostu zagubić się we własnych rozmyślaniach i potem uparcie stać za przetartymi przekonaniami; na tej właśnie zasadzie z szaloną pewnością mógł stwierdzić, że samotność była mu przeznaczona. Nie zastanawiał się, czy odezwanie do Ezry to dobry pomysł, albo czy Fire miałaby ochotę kiedyś wyskoczyć coś zjeść. Te relacje były zbyt skomplikowane, a Ślizgon niezbyt miał na to ochotę. Ostatnimi czasy wszystko się pozmieniało i coraz lepiej zaczynał rozumieć o co mu chodziło, gdy pod wpływem alkoholu powiedział Ezrze, że nie chce być sobą. Ile by dał, żeby raz na jakiś czas uciec od tej swojej idealnie wykreowanej postaci nietykalnego wilkołaka, który nie pozwalał sobie na zbyt wiele emocji! Chyba wszyscy ludzie mieli w życiu momenty, w których mieli po prostu dość...
Zdziwił się niesamowicie, kiedy nagle ktoś szarpnął za jego rękaw. Błyskawicznie się rozbudził i posłał oschłe spojrzenie temu nędznemu człowieczkowi, który ośmielił się go zaczepiać - w dodatku przy takiej koszmarnej pogodzie, podczas której spacer był trudny, a co dopiero jakaś rozmowa. Złagodniał podejrzanie szybko, zamiast irytacji przywołując na twarz obojętność. Poprawił lekko rękaw, witając chłopaka skinieniem głową.
- Najwyraźniej niezbyt cierpliwie - zauważył, wzruszając lekko ramionami i tym samym zbywając to pytanie. Niby miał się odezwać, z drugiej strony nie udało mu się podjąć decyzji, czy to były żarty, czy też nie. Teraz po prostu szedł sobie i patrzył na Liama, z odrobiną zafascynowania. W końcu właśnie żalił się sobie w duchu, że nie potrafi nawet zawiązać z kimś normalnej relacji... a tu pojawiał mu się u boku słodki, rozgadany Puchon. - Trochę płakałem do poduszki, ale tylko pierwszych kilka nocy. Już jest okej - zapewnił go z cynicznym uśmiechem, który zaraz został rozwiany przez porywisty wiatr. Nox otworzył usta, aby jeszcze coś dodać (zapewne bardzo złośliwego i okrutnego, mhm), jednak w tej samej chwili przed oczami mignął mu znajomy szyld Kwiatowej Knajpy. - No, ale skoro już wyszliśmy... Dasz szansę się zrehabilitować? - I nie biorąc pod uwagę, czy Liam się gdzieś nie spieszy, po prostu doskoczył do namiotu i rozchylił nieco materiał, gestem dłoni zachęcając Puchona do wejścia do środka. - Śmiało, Horatio - dodał, zmiękczając nieco imię, o którym chłopak wspomniał mu przy ostatnim spotkaniu. Mefisto mógł narzekać, wyzłośliwiać się i nabijać, ale koniec końców był po prostu dobrym słuchaczem i tyle.
Gdy tylko weszli (w gruncie rzeczy Liam nie miał zbyt wiele do powiedzenia, bo Mefistofeles wciągnąłby go tam siłą; fakt faktem ciepło bijące z wnętrza namiotu chyba samo w sobie stanowiło niesamowitą pokusę!), mogli odetchnąć od mroźnego wiatru. U ich boku zaraz pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha kelner - zaprowadził nowych gości do stolika i zostawił ich na chwilę samych z kartami menu.
- Miała być kolacja i kwiaty, nie? Na piosenkę niestety musisz poczekać... - Mefisto ściągnął kurtkę i zawiesił ją na oparciu fotela, na który zaraz opadł z pytającym, odrobinę wyzywającym spojrzeniem skierowanym na Puchona. Ciekaw był jego reakcji na tę spontaniczną akcję, która bądź co bądź w dość oczywisty sposób pokazywała, że ich żarty zawierały sporo prawdy. Stolik, który im się trafił, cały był przyzdobiony bzem; Kwiatowa Knajpa była miejscem z pewnością niesamowicie klimatycznym. Liam chyba nie planował uciekać, prawda?
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyPią Lut 09 2018, 02:58;

Uwaga odnośnie jego cierpliwości tylko poszerzyła mu uśmiech. Szatyn musiał się przyzwyczaić, że Nox lubił odbijać piłeczkę i najwyraźniej nie szczędził sobie dosadnych obserwacji, jakkolwiek złośliwe by nie były. Ta konkretna nie zniechęciła go do dalszej rozmowy, toteż dalej wesoło dotrzymywał mu kroku.
- Kto by pomyślał, że jesteś taki wrażliwy. Te tatuaże to tylko przykrywka, żeby nie wydała się twoja prawdziwa delikatna natura?– rzucił nieco ironicznie, kiwając nieznacznie głową, jak gdyby sam dokonał wartościowego spostrzeżenia. Czyżby to w rzeczywistości Liam był „tym złym” w ów relacji? Zmuszać tak biedne, niezrozumiane przez świat stworzenie do wypłakiwania się w poduszkę, z powodu uniemożliwienia mu podzielenia się z innymi swoją historią czy nawet uczuciami…? Scenariusz tak okrutny. I nieprawdziwy.
W przeciwieństwie do Mefistofelesa, Liam przez cały czas doskonale wiedział w jaką grał grę; żartował ze wszystkim. Nie zmuszałby niemal obcego sobie mężczyzny do zabierania się na kolację, a niezobowiązujący flirt, który odbył się między nimi tamtejszego dnia w Wielkiej Sali, był tylko niewinną konwersacją o nieco ciekawszym zabarwieniu. Jej kontynuację uznał za ciekawy motyw rozpoczęcia kolejnej rozmowy; stąd te nawiązania w dniu dzisiejszym. Szatyn ostrożnie podchodził do takich spraw, jeżeli przymierzał się startować do kogokolwiek w pełni powagi.
Z wyżej wymienionych powodów, wydał się odrobinę zaskoczony, gdy ręka wilkołaka odsłoniła przed nim wejście pod namiot jednej z kawiarenek, której – jeśli dobrze pamiętał – nie miał jeszcze przyjemności odwiedzić. Niemniej szybko podjął kroki, by ukryć małe zmieszanie, śmiejąc się cicho pod nosem na dźwięk swojego zmodyfikowanego, niedoszłego imienia.
- Mówisz poważnie? – zagadnął jednak, spoglądając na niego badawczo. Przekonawszy się, że owszem, Mefistofeles faktycznie zamierzał zabrać go na kolację, wszedł do środka knajpki, niemal natychmiast zaznając ulgi, której nie omieszkał pokazać rozanielonym spojrzeniem. Mróz szczypał go po nosie gorzej, niż natrętny chochlik, a więc możliwość zaznania ciepła była wręcz cudowna. Zaraz wyjął skostniałe dłonie z kieszeni i zaczął pocierać, posłusznie kierując się za srebrno-zielonym szalikiem. Co prawda nie miał w planach odwiedzin jakiegokolwiek lokalu, będąc przyzwyczajonym, że jadał raczej tylko w murach szkoły, ale uznając okoliczności za niezwykle zabawne (i wygodne zważywszy na temperaturę wnętrza), dał się namówić.
- Taka okazja, a ja taki niewyjściowy… - zadrwił sam z siebie, nim nie rozplątał szalika, wieszając go na przeciwległym do Mefistofelesa krześle. Zaraz zdjął dość elegancki, czarny płaszcz i odsłonił ubranie, które chował pod odzieniem wierzchnim. Jak się okazało… nie wypadał tak źle. Liam całe dzieciństwo był nękany przez rodziców o dobrą prezentację, więc schludny ubiór miał już niemal zakodowany w genotypie.
Pomimo początkowego speszenia, oklapł na siedzeniu, wbijając niezwykle rozweselone spojrzenie w Noxa. Cała ta sytuacja wydawała mu się naprawdę śmieszna. Pozytywnie śmieszna.
- Nie można ci zarzucić, że jesteś niesłowny. – zachichotał, orientując się o jakie kwiaty chodziło rozmówcy. Oho, faktycznie spełniał wszelkie oczekiwania. – Teraz naprawdę nie mogę się doczekać tego śpiewu... wszystko się sprawdziło; prywatnego występu też nie odpuszczę. – uśmiechnął się zaczepnie, jednak wplątując w ów zdanie pewną subtelną nutę, która mogłaby uchodzić za sugestię, że Liam powoli zaczynał brać wymienione obietnice na poważnie. Rzucił krótkie spojrzenie w menu, chcąc zorientować się do jakiego typu restauracji zabrał go jego towarzysz.
Szybko jednak powtórnie podniósł na niego wzrok.
- Więc teraz będziemy się na siebie patrzeć maślanym wzrokiem i jeść z jednego talerza? – zaczepił go, odkładając na moment menu, by podeprzeć łeb ręką. – A nie! – ożywił się, nagle prostując. – Przecież byłem taki niedobry, że nie pozwoliłem ci ostatnio nic powiedzieć. Przysięgam, że teraz postaram się trzymać język za zębami i tak dużo nie gadać, żebyś też mógł dojś-… - w tym momencie zamrugał lekko skołowany. Doszła do niego świadomość, że ledwie złożył obietnicę, a już ją łamał. Uśmiechnął się niewinnie i zaczął spokojniej: - To co robisz w Hogsmeade?

Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4498
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyPią Lut 09 2018, 13:44;

- Ej, brawo. A ludzie mówili, że z bystrością to u Puchonów słabo - wtrącił, nie przykładając większej wagi do tych słów; to była tylko drobna zaczepka. Mefisto niby grał, niby szukał jakiejś pewności o co w tym wszystkim chodzi. Niewinne i żartobliwe konwersacje można było łatwo zmienić w coś przyjemnie niezobowiązującego (chociaż „niewinnym” by tego nie nazwał). Z zaciekawieniem zatem obserwował jak chłopak przykrywa zaskoczenie (zakłopotanie?) śmiechem, przypominając jak słodko wyglądał przy wykonywaniu tej czynności. Ślizgon skinął lekko głową, nie analizując swoich zachowań na tyle, by zacząć się wahać. Skoncentrował się raczej na przyjemnym cieple i miłej atmosferze knajpy, do której siódmoklasista dał się zaprosić. Nox nie jadał za często na mieście - niezwykle chętnie korzystał z darmowych posiłków Hogwartu. Ze względu na swoje nazwisko, jakże kojarzone z prawnymi występkami i wilkołaczą społecznością, nie było mu wcale łatwo znaleźć pracy; większość pieniędzy zatem albo odkładał w formie oszczędności, albo wydawał na pilniejsze sprawy. Ten jeden raz bardzo potrzebował tego odpoczynku, tego klimatu restauracji i normalnego, przyjemnego wieczoru.
- Niewyjściowy? - Powtórzył, uważnym spojrzeniem lustrując swego towarzysza od stóp do głów, co zaskutkowało zaskoczonym uniesieniem brwi. Cóż, nie powiedziałby. Liam miał tę przewagę, że wyglądał po prostu schludnie; Mefisto miał w sobie coś, co dodawało każdej kreacji niedbałości. Teraz ubrany był raczej wygodnie - tak, jak powinien, pracując w menażerii. Zwyczajne ciemne spodnie i w podobnym odcieniu niski golf na krótki rękaw (zakrywający większą część tatuaży i przy okazji bandaż na przedramieniu) nie były niczym niezwykłym. Nox ośmieliłby się stwierdzić, że wyglądał po prostu nijak. Jedynym elementem, który mógł (a wręcz musiał) ściągać na niego uwagę, była kryształowa broszka przypięta na piersi. Ślizgon jednak, gdy już sobie o niej przypomniał, po prostu delikatnie ją rozpiął i uważnie wsunął do kieszeni. - Merlinie. Co by było, jakbym cię uprzedził o wyjściu? - Wzdrygnął się teatralnie, jak gdyby przed oczami przemknęły mu wizje Puchona w zwariowanych szatach wyjściowych.
- Staram się jak mogę. Nie wiem czy widać, ale romantyczne kolacje to niezbyt moje klimaty - mrugnął do Rivaia, zaraz przenosząc wzrok na menu. Z przeglądania dań wytrącił go Liam, który ani na chwilkę nie potrafił zamknąć paszczy. Ciężko stwierdzić, czy było to fascynujące i godne podziwu, czy po prostu denerwujące.
- Powiedziałbym, że to ty wychodzisz na niesłownego - mruknął, odkładając kartę. Nie musiał się długo zastanawiać; miał mocno sprecyzowany gust. Zaśmiał się, widząc konsternację na twarzy Puchona - a więc widział swój błąd! Doskonale. - Dobra. Zobaczymy, ile wytrzymasz z językiem za zębami... chociaż chyba nie przeszkadzałoby mi, gdyby był gdzie indziej... - W oku Noxa pojawił się zaczepny błysk. Chłopak odchrząknął i zastukał lekko palcami w blat stolika, zbierając myśli. Miała zamiana ról raczej nie powinna im zaszkodzić, nie? Ciekaw był, czy Liam zginie od własnej broni. - Świętuję zdobycie nowej pracy - w menażerii, kawałek stąd. Wcześniej pracowałem w innej, w Londynie, ale właściciel miał dość moich zwolnień. Bezczelnie chciałem, żeby wypuszczał mnie wcześniej w pełnię. W każdym razie, potem przez chwilę pracowałem w antykwariacie, ale powiedz mi, czy wyglądam na kogoś, kto odnalazłby się w zatęchłym malutkim pomieszczeniu z antykami? - Pytanie to było czysto retoryczne, bo Mefistofeles jedynie uśmiechnął się złośliwie i zaraz kontynuował, nie dając Liamowi możliwości na wtrącenie choćby słówka. - Chyba wychodzi na to, że perfidnie cię wykorzystuję. Samemu nie chciałoby mi się chodzić po knajpach. - Przy stoliku ponownie pojawił się kelner, tym razem dopytując już o zamówienie. Ślizgon zamówił stek z kołkogonka i miętowego memortka (jak świętować, to świętować!). Poprosił również o przekazanie kucharzowi, że stek jest dla niego - specjalnie podał nazwisko, uciekając wzrokiem gdzieś w bok, jakby wcale nie sprawiało mu to przyjemności. Gdy i Liam złożył zamówienie, Mefisto odeszła ochota na trajkotanie. To zdecydowanie nie była jego bajka - choć niby o swoich zainteresowaniach potrafił mówić godzinami... Kwestia tego, czy chciał. - Znam syna kucharza - wyjaśnił pokrótce. - Mamy podobny gust, jeśli chodzi o potrawy mięsne. - Chyba nikogo już nie dziwiły niemal surowe, krwiste przysmaki wilkołaków.
Nie mówił o niczym istotnym czy poruszającym, ale było coś satysfakcjonującego w tak prostej, niewymagającej konwersacji.
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptySob Lut 10 2018, 01:56;

Przymrużył w rozbawieniu oczy na wzmiankę o wyjściowym stroju. Wiedział, że jego ubrania prezentowały się całkiem dobrze i mógłby to ocenić w zupełności obiektywnie, porównując sobie stroje choćby kolegów z pokoju. Z całej ich czwórki tylko jemu chciało się zakładać eleganckie koszule i dbać o to, by nigdy nie były pogniecione, a mugolskie bluzy i t-shirty z nadrukami występowały w jego szafie w niemal pojedynczych sztukach. Niemniej na wyjątkowe okazje wolałby zakładać nowsze stroje, choćby dla samego poczucia, że w nieśmiganych sztukach prezentuje się lepiej, niż tych, które miał na grzbiecie pięćdziesiąty raz.
- Nie? – udał zdziwienie, jakby absolutnie nie widział w Mefistofelesie nikogo innego jak kochanka rodem z romantycznego dramatu Słowackiego czy innego Mickiewicza. Nic tylko dopuszczać go do szalonych improwizacji i samobójstw przez nieodwzajemnioną miłość. – Nie musisz się ukrywać. Przecież już rozgryzłem twoją wrażliwą duszę. Możesz nawet uronić łzę, mówiąc mi o swoich uczuciach. Przysięgam, że cię nie wyśmieję. – zapewnił, wykorzystując wszystkie swoje umiejętności aktorskie, by wykreować się na naprawdę współczującego, rozumiejącego nieuzasadnione wybuchy emocjonalne gościa. Być może wrażliwość i zamiłowanie do romantycznych kolacji przy świecach nie zawsze szły ze sobą w parze, ale Liam nie mógł powstrzymać się od tej docinki.
„Chociaż chyba nie przeszkadzałoby mi, gdyby był gdzie indziej...”
Wybałuszył na niego oczy, w pierwszej linii po prostu pesząc się na tak śmiałe spostrzeżenie. Punkt dla Mefistofelesa; szatyn nie spodziewał się usłyszeć czegoś podobnego, więc udało mu się wybić chłopaka z rytmu i zaobserwować jego zakłopotanie na dłużej, nim znowu nie utonęło w śmiechu, finalnie uznając uwagę za dość zabawną.
- Wrażliwy i romantyczny, ale jaki niegrzeczny! – rzucił mu zaczepne spojrzenie, patrząc na niego z udawaną dezaprobatą. - Śmiało szarżujesz, Mefi. – zaśmiał się cicho, pierwszy raz pozwalając sobie zdrobnić jego imię. Chyba taka wersja nie tylko ładniej dla niego brzmiała, ale i szybciej przechodziła przez gardło, niż takie płótno.
Na wzmiankę o pracy rozświetliły mu się oczy, a sam Liam aż się wyprostował, najprawdopodobniej chcąc złożyć koledze najszczersze gratulacje, ale dzielnie trwał z zamkniętą buzią, przysłuchując się dalej zdawanej relacji z coraz szerszym i szerszym uśmiechem. Pytanie retoryczne niespecjalnie takim retorycznym było w uznaniu Rivai’a, bo chłopak z łatwością mógłby rzucić swoje trzy grosze do tej wypowiedzi, a nawet zdążył się do tego przymierzyć. Już otworzył usta, gdy… Mefistofeles znowu wznowił wypowiedź. Skołowana mina Liama, gdy musiał zamknąć buzię i grzecznie podeprzeć łeb ręką, by poczekać na możliwość komentarzy była całkiem zabawna, choć chłopakowi daleko było do oburzenia. Poza tym, że był gadatliwy, słuchać również lubił.
Nim zdążył cokolwiek powiedzieć o monologu Mefistofelesa, powitał kelnera sympatycznym uśmiechem, raz jeszcze zerkając do karty dań. Szybko zorientował się, że… było tu drogo. Skrzywił się nieznacznie widząc cenę Złocistego Feniksa, na którego miał największą ochotę, ale nie chcąc być nieuprzejmym względem pracownika restauracji, niemal natychmiast przywrócił na twarz miły wyraz i poszukał dla siebie trochę tańszych alternatyw. Poprzestał na duszonych plumpkach w sosie miodowym i piwie kremowym, podawanym na zimno.
Złożywszy namówienie wrócił w końcu spojrzeniem do Noxa.
- Gratuluję! – rzucił, jakby dusił w sobie to słowo od przynajmniej trzech godzin. – Będziesz drugą znaną mi osobą, która pracuje w tutejszej menażerii. – chociaż wydawał się tak samo wesoły, mówił trochę… inaczej. Z lekkim opóźnieniem, ostrożniej ważąc słowa. No proszę, Liam póki co naprawdę starał się nie przytłaczać swoim gadulstwem, traktując daną obietnicę niemal jak wyzwanie. – Dziwne, że zwalnianie raz w miesiącu z dość oczywistych powodów było dla poprzedniego właściciela tak uciążliwe. Brzmi, jakby nie uchodził za zbyt sympatyczną osobę. – skrzywił się. – Miewałeś inne problemy w związku ze swoją przypadłością? – pociągnął go ostrożnie za język, wpatrując się w nieco z zainteresowaniem. Tak wygląda trening słowotoku?
- Poza tym przyznam się, że chyba jeszcze nie jadałem w tego typu lokalach. Samemu czy z kimś. Raz może byłem z babcią w mugolskiej restauracji, choć clown, który reklamował to jedzenie był dość przerażający… że też nie odbierał tym mugolom apetytu… ale hej, chociaż rozdawali zabawki... – wzruszył ramionami, znowu się krzywiąc. Źle, źle… nie rozgaduj się. - Ciekawią cię czasem mugole?
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4498
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptySob Lut 10 2018, 02:28;

Ta kwestia samobójstwa to jeszcze mogłaby przejść, tylko niestety Mefistofeles raczej nie ganiał za miłością. Daleko było to rozumowania mężczyzn z okresu romantyzmu; gdyby tylko bardziej zgłębił temat, zapewne uznałby ich postępowanie za wyjątkowo idiotyczne. Starał się unikać trwalszych relacji emocjonalnych głównie dlatego, że całe życie spędził w przekonaniu, że to rodzina jest najważniejsza. Krewni mieli być mu najbliżsi, jako jedyni go rozumieli i tylko dla nich potrafił opanować nieco swój cięty język. Szkoda, że luki w tej filozofii zaczął dostrzegać dopiero po czasie, gdy okazało się, że nie ma właściwie niczego.
Z zadowoleniem obserwował szczerą reakcję Liama na ten drobniutki komentarz, wtrącony zupełnie mimochodem. Nox znany był z tego typu mało subtelnych wypowiedzi - lubił stawiać na szczerość, a poza tym właśnie przez drastyczniejsze kroki łatwiej było dostrzec prawdziwe intencje. Cichy uśmiech zamarł mu na ustach, kiedy usłyszał jak jego imię zostało słodko zdrobnione. Czyli można nazywać się po upadłym aniele, po diable (w zależności od wierzeń), a i tak słuchać tego typu głupot.
- Mógłbym powiedzieć to samo o tobie, ale w innym kontekście - pokręcił lekko głową z dezaprobatą, ale o dziwo nie dodał nic więcej w tym temacie. Zaczął się przecież jego monolog, toteż przepychanki słowne (i mało przyzwoite aluzje) zostały odsunięte na bok. Ślizgon musiał przyznać, że Rivai faktycznie się starał i grzecznie milczał, a gaszenie jego nadziei było bardzo satysfakcjonujące. Kelner też przyszedł w idealnym momencie, zmuszając siódmoklasistę do walki ze swoim naturalnym potokiem słów.
- Czuję się prawie zaszczycony - odparł jedynie, domyślając się oczywiście, że pani prefekt naczelna Hogwartu była raczej rozpoznawaną osobowością. Ciekawe, bo sam na Bridget właściwie nie zwracał uwagi do momentu, gdy wplątała się w rozmowę odnośnie ataku wilkołaka. - Pewnie, że nie chodzi o jeden dzień w miesiącu. Był po prostu... uprzedzony - Mefisto skrzywił się wyraźnie, wspominając nieprzyjemnego szefa. Tak jak przyzwyczaił się już do stereotypowych i krzywdzących poglądów wielu czarodziejów, tak nic go równie mocno nie wyprowadzało z równowagi. - Przypadłością? - Powtórzył, z odrobiną rozdrażnienia ukrytą gdzieś w głosie. Nie tolerował takich sformułowań jak "cierpieć na likantropię", nie była to dla niego choroba i raczej nie nazywał tego, na Merlina, przypadłością. Miało to zdecydowanie zbyt negatywny wydźwięk, a Nox mimo wszystko wychował się w rodzinie, która czciła ten niesamowity, zwierzęcy dar. - Sporo. Jakimś cudem na tym świecie wciąż istnieją ludzie, którzy nie chcą zatrudnić wilkołaka, albo wynająć mu mieszkania - nie wiem, czego się spodziewają. Z natury sami wybieramy odosobnienie na czas pełni, nikogo nie rzuca na kolana wizja biegania po malutkiej kamienicy. - Odchrząknął i zerknął na kelnera, który przyniósł im napoje. Mefistofeles nie żalił się, a jedynie wyjaśniał; krytykował otwarcie idiotyczne zachowania niektórych ludzi, niekiedy zapominając, że z przyzwyczajenia samemu zdarzało mu się nieco uogólnić. - Nie wspominając już o zwykłej ignorancji, która się na każdym kroku może objawić. To skomplikowany temat, młody. Nie zrozum mnie źle - nie narzekam. Pod tym względem nic bym u siebie nie zmienił. - To nie on zachowywał się nieodpowiednio. Mógł być wredny, złośliwy i nawet sadystyczny, ale koniec końców krzywdy raczej ludziom nie robił. Z pewnością nie sprawiał kłopotów tak wielkich, aby zasłużyć sobie na wspomniane dopiero co zachowania. Kwestia uprzedzeń robiła swoje.
- Poważnie? A myślałem, że to taka klasyczna randka... No proszę. Następnym razem spróbujemy czegoś bardziej oryginalnego, żebyś mi się nie zanudził na śmierć - zironizował, choć w jego zielonych tęczówkach widać było, że cała wypowiedź nie miała mieć negatywnego wydźwięku. Dwudziestolatek obrócił szklankę z drinkiem w palcach, spoglądając na przelewającą się pomiędzy ściankami ciecz. - Prawdę mówiąc, całkiem sporo wiem o mugolskim świecie. Czasem jest po prostu trochę łatwiej odnaleźć się pośród ludzi, którzy nie przylepiają ci od razu łatki. - Wziął kilka łyków, by zaraz odstawić szklankę i przywołać na twarz filuterny uśmieszek. - Dobra, skarbie, wyluzuj. Świetnie ci idzie, ale jeszcze chwila i zatęsknię za tym twoim okropnym trajkotaniem.
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptySob Lut 10 2018, 03:42;

Przechylił z zainteresowaniem łeb, wysłuchując wszystkich spostrzeżeń Mefistofelesa.
Musiał przyznać, że do tej pory nie zastanawiał się nad tym jakie zdanie miał na temat wilkołaków. Ów stworzenia istniały dla niego niemal wyłącznie w książkach, tuż obok wyczerpującej charakterystyki, zawierającego przestrogi, niezachęcające opisy czy cały przebieg przemiany, który mógł uchodzić za barwny, ale z pewnością nie ładny. Likantropia była dla niego chorobą, bo tak nauczono go ją postrzegać; w każdej książce istniała jako właśnie przypadłość. Liam jednak nie zdążył wyrobić sobie bardziej personalnej opinii na temat wilkołaków… poza tym krótkim momentem tuż po spotkaniu pierwszego z osobników, gdzie myślał, że albo posika, albo rozpłacze się ze strachu… niezbyt zachęcające początki, ale hej. Miał w sobie na tyle dużo zrozumienia i empatii, by chociaż chcieć poznać drugą stronę medalu.
- Powiedziałem coś nie tak? – zapytał ostrożnie, woląc by całą sytuacja pomiędzy nimi była przedstawiona jasno i wyraźnie. Okoliczności rozmowy z kimś innym, niż mugolakiem czy czarodziejem były mu absolutnie obce, więc rozumiał, że czasem może nie wiedzieć jak się dobrze zachować. Chciał, by rolą Mefistofelesa w tym układzie było poprowadzenie go niemal za rękę i wskazanie innego spojrzenia na sytuację, niż tego suchego, o którym uczył się z książek.
- Jestem w stanie to sobie wyobrazić. – pokiwał uprzejmie głową na znak zgody. – W drugiej formie jesteś dość… duży. W moim pokoju w Londynie ledwie byś się zmieścił. – uśmiechnął się trochę krzywo, dalej kojarząc sobie Mefistofelesa w futrzanej wersji jako niezwykle przerażającą postać z krwią na pysku i zębami zdecydowanie za blisko jego twarzy. Czuł lekki dyskomfort, gdy znowu silił się na przywoływanie tego obrazu w pamięci, ale wychodził z założenia, że im więcej będzie o tym rozmawiać, tym łatwiej będzie mu w końcu się przyzwyczaić. – Jesteś zadowolony z bycia wilkołakiem? – zagadnął, nie mogąc ukryć lekko zdziwionej nuty w głosie, gdy po raz kolejny przechylał głowę w jedną stronę, jak zawsze, gdy coś zaczynało go interesować lub zaskakiwać.
Wziął łyk piwa i gdyby nie fakt, że odlatywał myślami w zupełnie inny temat, na pewno czułby się z siebie cholernie dumny – milczał dobrą chwilę, niż zdecydował się znowu coś powiedzieć.
- Może to też kwestia książek, którymi nas uczą…? Opis budzącej się w pełni księżyca „bestii”, która na domiar złego może pożywić się ludźmi, nie zachęca nikogo do zacieśniania więzów… poza tym sam mogę ci powiedzieć, że chociaż niektóre wilkołaki na pewno nie są niebezpieczne… ja się bałem. – odparł zupełnie poważnie, nawet nie zauważając, że ta beznadziejna szczerość i przyznanie się do słabości, rozwiała mu głupiutki uśmiech i zostawiła swego rodzaju nieśmiałość. Efektu dopełniło delikatnie wzruszenie ramion, gdy chłopak zdecydował się ukryć pod kolejnym łykiem piwa, przeczuwając, że może nie powinien uzewnętrzniać się ze swoimi odczuciami… choć czuł się niemal w obowiązku poinformować Mefistofelesa, że negatywne opinie ludzi nie brały się znikąd. Jego strach wziął się z tego, że sam Nox postanowił się na niego uwalić… z drugiej strony, to nie była wina Ślizgona, że w postaci wilkołaka wyglądał dla niektórych przerażająco…
Ciężki temat.
Dobrze, że mężczyzna zdecydował się zmienić nieco temat, powoli przywracając Liamowi uśmieszek.
- Nie mówię, że mi się nie podoba… choć co masz na myśli, mówiąc „bardziej oryginalnego”? – zainteresował się, już nawet nie robiąc zaczepek odnośnie samego przyznania się do chęci powtórzenia z nim randki.
A potem zachichotał, uśmiechając się naprawdę szeroko.
- Musisz chociaż przyznać, że dobrze mi szło przez te… całe pięć minut! – zrobił nieco żałosną minę, wiedząc, że to żaden wyczyn pobyć przez tak krótki czas w ciszy, ale szybko zbył podobne myśli śmiechem. – Ale cieszę się, że tęskniłeś za gadaniem, bo… ja uwielbiam mugoli! Znaczy... w większości ich nie rozumiem, ale są ciekawi! Szczególnie ci z zagranicy. Są jeszcze bardziej niezrozumiali, niż ci, których czasem mijam na ulicach Londynu. – wyraźnie zaangażował się w temat, któremu tylko krok brakowało do jego prawdziwej pasji, z której przecież czerpał tyle inspiracji na rysunki. – Nie mają różdżek, ale sobie radzą… wiedziałeś, że mają metalowe puszki, które myją ich brudne naczynia? Potwornie hałasują, ale koniec końców wyręczają ich w pracy. Godne podziwu. – rozmarzył się. – A przy tym mają taką wspaniałą kulturę… co w nich lubisz? – zagadnął szybko, nim znowu wpuścił się w wir gadulstwa.
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4498
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptySob Lut 10 2018, 04:15;

To był chyba pierwszy raz, kiedy ktoś tak delikatnie poruszał temat likantropii, nie rzucając żadnymi założeniami i nie wymuszając niczego konkretnego. Mefisto przygryzł lekko wewnętrzną stronę policzka, ale w gruncie rzeczy humor miał dobry, a atmosfera była przyjemna; skoro już nazywali to randką, to Liam chyba powinien dowiedzieć się o nim kilku rzeczy, prawda? Tym bardziej, że sam dopytywał, walcząc ze swoją naturą gaduły.
- "Przypadłość" ma dość pejoratywne znaczenie - zauważył. Nie było to tak denerwujące jak "choroba", ale jednak Ślizgon nie potrafił tak po prostu tego zignorować. Nie, kiedy tyle czasu spędził na tłumaczeniu wilkołakom jak zrozumieć i zaakceptować przekazane im geny. - Bardzo. - Twarde przytaknięcie mogło przypominać nieco podążającego utartą ścieżką barana; to nie była w pełni opinia Mefistofelesa, choć przecież ostatnimi czasy o wiele więcej się nad tym zastanawiał i kwestionował swoje opinie. - Moi rodzice byli wilkołakami, ja zostałem przemieniony gdy miałem trzy lata. Mam z tym kontakt przez praktycznie całe życie i... Nie wiem. Zawsze postrzegałem to w ten sposób, że otworzyli mi oczy. To nigdy nie była choroba, kara czy przekleństwo. To było wspólne bieganie po lesie podczas pełni, opanowywanie tego niesamowitego poczucia potęgi i wolności - wzruszył ramionami, stopniowo milknąc. Ciężko było to wyjaśnić, nawet kiedy miało się tak dobrego słuchacza. Mefisto w odruchu obronnym musiał zasięgnąć po odrobinę humoru. - Wbrew pozorom, wcale nie zajmujemy się tropieniem ludzi i planowaniem, w którą część ciała najlepiej ugryźć. - Uśmiechnął się słodko, pozwalając aby wzrok na chwilę uciekł mu na szyję Liama. - To wiemy instynktownie. - Cichy śmiech Noxa rozbrzmiał dźwięcznie w powietrzu, ucichł jednak gdy Puchon zwrócił uwagę na całkiem istotny aspekt całego problemu, a przy okazji odważnie przyznał się do tchórzostwa - koniec końców wyszedł tylko i wyłącznie na plus. - Słusznie - westchnął, potrząsając głową z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. I to był ten moment, w którym chyba miał przekreślić wszelkie szanse u tego uroczego Anglika. - Zażywam wywar tojadowy głównie dlatego, że dzięki niemu pamiętam co się dzieje - te wszystkie okropne wyobrażenia nie są nawet bliskie temu, jak dobrze wilkołak czuje się właśnie w tej formie, którą wyzwala pełnia. Nie zrozum mnie źle, bo osobiście wcale nie chcę przy okazji kogokolwiek skrzywdzić... Z tym, że wtedy chcę. Bardzo.
Przymknął się w końcu, mając wrażenie, że zagalopowali się trochę za daleko. Zrobiło się poważnie, nawet bardzo, a przecież mieli tylko napić się, zjeść coś dobrego i przyjemnie spędzić czas.
- Chyba poważnie przejąłem dzisiaj rolę gaduły - skrzywił się, kładąc zgięte łokcie na stole, aby móc podeprzeć głowę o dłonie. Bądź co bądź likantropia stała się pewnego rodzaju tarczą dla chłopaka; o wiele łatwiej było odgrywać tego złego wilka i prawdziwe dobre (niewinne?) intencje pozostawiać tylko dla tych, którzy mieli (nie)szczęście się o nich dowiedzieć z tak zwanej autopsji. Fire zatem wiedziała, że Mefisto nie planował nikogo gryźć, Ezra dowiedział się o wątpliwościach chłopaka, a Liam... Cóż, Liam jakiś cudem wyciągnął z niego wyjątkowo szczere wyznania, dodające Ślizgonowi stanowczo zbyt dużo człowieczeństwa.
- Jeszcze nie wiem, ale jedno trzeba przyznać - czarodzieje mają sporo możliwości. - Skoro już zahaczyli o temat mugoli, warto było wspomnieć o tym ogromnym plusie. Mefistofeles faktycznie wolał mugoli (znaczy, zwierzęta wciąż były na pierwszym miejscu), a jednak to czarodzieje posiadali świstokliki pozwalające na szalone podróże, a także tajemnicze eliksiry z najprzeróżniejszymi efektami. Zasłuchał się na chwilę w tym trajkotaniu, które tak drażniło; jednocześnie gdy tylko cichło, zdawało się, że go brakowało. - Lubię to, że wszystko jest bardziej realne. Tak, jakby faktycznie musieli sobie na coś zapracować. Ale jeśli chcesz konkrety... - Uniósł lekko dłonie, przypominając o swoich tatuażach. - Obstawiam przy twierdzeniu, że tatuaże to odpowiedzialność, a ją o wiele łatwiej zrozumieć, jeśli zaboli. Machnięcie różdżką nie da tego poczucia trwałości. - Był w stanie obejść się bez tatuaży zmieniających kolory czy też położenie; o wiele bardziej zależało mu na pewnego rodzaju prostocie, którą ukazać mogły jedynie rysunki na ciele naniesione igłami.
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyNie Lut 11 2018, 01:14;

Skrzywił się nieznacznie, nie do końca wiedząc czy był w stanie przyznać Mefistofelesowi rację. Nazewnictwo, którego używał (chodzi tu o słowo „przypadłość”) w jego mniemaniu już było całkiem lekkim określeniem na wilkołactwo, gdy przecież mógł zamiast tego rzucić wspomnianą chorobą lub nawet pokusić się o wyraz klątwa, bo i takie określenia czasem padały z ust nieprzekonanych do pokrytych sierścią potworów spod księżyca. Mimo wszystko Liam był dość ugodową osobą, a wplątywanie się w kłótnie o podobne, dość mało znaczące kwestie były absolutnie nie w jego stylu. Posiadł tajemną umiejętność rozumienia, że ludzie byli różni; tak samo ich zdania i przekonania. Będzie musiał pilnować się ze słowami, ale jeżeli Noxowi przeszkadza dodatkowe dookreślanie bonusowej postaci, którą przybierał w pełni, Liam ograniczy się wyłącznie do nazywania tego po prostu samym wilkołactwem lub likantropią.
Przez całą wypowiedź mężczyzny wpatrywał się w niego z zainteresowaniem oraz dość nietypową dla jego roześmianej twarzy powagą, rozumiejąc, że wyniesiony na wierzch temat faktycznie zahaczał o prywatne życie Ślizgona. Był w tym intymnym wyznaniu tak szczery, że Liamowi głupio było się dłużej szczerzyć, więc dla okazania szacunku, na chwilę przystopował ze śmiechem.
- Trzy lata…? – szepnął zaskoczony, nie potrafiąc powstrzymać się przed wybałuszeniem oczu. Miał dość… ambiwalentny stosunek do tej informacji. Przerażało go wyobrażenie małego, roześmianego chłopczyka poddanego pod kły jakiegoś potwora. Chociaż podejrzewał, że rodzice Mefisto nie byli nierównoważeni na tyle, by obgryzać własne dziecko do kości, to niestety, ale pewne stereotypowe obrazy zakorzeniły się nawet w głowie maksymalnie tolerancyjnego Puchona; zresztą nic dziwnego, zważywszy na przebieg jego pierwszego spotkania z wilkołakiem. Z drugiej strony wyobrażenie takiego szczenięcia hasającego po lesie wraz z dwójką dorosłych osobników było już zdecydowanie przyjemniejszym obrazem, jakkolwiek dalej nie uważałby, że zaplecze tej sytuacji musiało być osobliwe. Niemniej… Mefistofeles przynajmniej w jakiś sposób spędzał miło czas ze swoją rodziną. Skoro czerpał radość z tych wszystkich spacerów i nie robił żadnej osobie krzywdy… czy Liam powinien zacząć się przekonywać i uznać, że mu to nie przeszkadza…? Pokręcił delikatnie głową, próbując zważyć nabyte informacje. Wciąż wyraźnie wahał się co do swojego stanowiska, choć naprawdę nie chciał nikogo urazić własnym zdaniem, więc póki co trzymał je dla siebie.
- Ugryźć? – poczuł się wyrwany z przemyśleń, choć nie zajęło mu długo, by zorientować się co do zainicjowania zmiany atmosfery przez Mefistofelesa. Chyba tego było tutaj trzeba… naprawdę zaczynało robić się ponuro. – Nie, żebym chciał, abyś wyrywał mnie z błędu własnymi kłami… ale w twoim przypadku chyba polizać, hm? – uśmiechnął się do niego delikatnie z zaczepnym błyskiem w oku. Nie potrafił powstrzymać się od powtórnego przejechania ręką po szyi, dokładnie w miejscu gdzie wcześniej spoczął język wilkołaka. Święty Dumbledorze… to było takie dziwne przeżycie...
Ale uśmiech znikł mu z twarzy bardzo szybko. Mefistofeles wprawił go w niewygodę, sprawiając, że chłopak zdawał się odsunąć; a przynajmniej na tyle, na ile pozwalało mu na to zajmowane przy stoliku miejsce. Spłoszył go.
- Chciałeś mnie wtedy skrzywdzić?
Wysłuchał do końca jego wypowiedzi o mugolach, choć po małym zdezorientowaniu go wynikłym przez wilkołactwo tematem, zajęło mu trochę więcej czasu, by sformułować jakąś wypowiedź. Najprawdopodobniej miała wyjść nieco kulawo… ale nie zdążył się zbłaźnić, bo oto kelner wpakował im się w sam środek rozmowy, życząc smacznego. Brzdęk kładzionych na stół talerzy był jedyną odpowiedzią, której doczekał się Mefisto.
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4498
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyNie Lut 11 2018, 01:41;

Ciężko byłoby w pełni dojść do porozumienia w tego typu sytuacji. Liam słusznie zauważył, że przecież wilkołaki były przedstawiane w konkretny sposób, przez co stereotypy nie umierały. Mefisto musiał przyznać, choć z odrobiną bólu, że przecież znajdowało się w tym wszystkim cholernie dużo prawdy. Nie zniósłby nazwania likantropii "klątwą" i tak jak "przypadłość" po prostu łagodnie (jak na siebie) skomentował, tak w innym przypadku mogłoby być gorzej.
- Trzy lata - pokiwał głową, z odrobiną zamyślenia. Nie lubił przyznawać tego, jak panicznie przerażony był tamtej nocy; wszystko przez brak świadomości, oczywiście. Jako małe i niezbyt rozumne dziecko nie miał szans zorientować się, co w ogóle się działo. W tamtej jednej chwili wszystko było przerażające i przypominało najgorszą katastrofę z możliwych - chyba tylko to wspomnienie, wracające do Noxa w koszmarach, pomagało mu zrozumieć ludzi napotykających wilkołaków. Och, to musiało być przerażające.
- Polizać chciałbym i teraz - palnął bez zastanowienia, zatracając się w tej nieco bardziej pozytywnej chwili - świadczyło to o beznadziejnym wyczuciu czasu, bo wszystko zaraz zupełnie się pochrzaniło. Ślizgon nie odpowiedział na to pytanie zadane przez spłoszonego chłopca; jego spojrzenie było wystarczająco wymowne. Starał się kontynuować konwersację, zająć Puchona tematem mugoli, który przecież wzbudzał w nim tyle entuzjazmu. Szybko zorientował się, że tym razem to nie będzie takie proste. Zacisnął szczęki, czekając aż kelner zostawi ich samych z apetycznie pachnącymi daniami. Westchnął, może trochę zbyt cierpiętniczo, ale takie milczenie ze strony Liama nie było normalne. I Mefisto potrafił to stwierdzić po tak krótkim czasie wspólnie spędzonym.
- Ludzie myślą, że wypicie wywaru tojadowego załatwia sprawę. - Nieświadomie zaczął obracać nóż w dłoni, nie myśląc jeszcze nawet o jedzeniu, bo miał przed sobą tego samego dzieciaka, którego przypadkiem nastraszył w trakcie pełni. A już myślał, że pozostaną na etapie żartowania co do tego lizania po szyi... - To tak nie działa, skarbie. Nie jestem w stanie nawet powiedzieć ci ile wilkołaków nienawidzi samych siebie przez to, że kiedyś zostali ugryzieni - nie chodzi o same przemiany czy stracone noce. Chodzi o świadomość, że w tej postaci chce się krzywdzić ludzi. - Nie, żeby sam miał z tym problemy. Mefisto doskonale radził sobie z tym również wtedy, gdy tarcza księżyca nie była idealnie zaokrąglona. Nie można mu jednak było odmówić starań; przede wszystkim nie chciał wplątać się w kłopoty. Nie teraz, gdy widział, jak to mogło się skończyć. - To jest to uczucie, że można zrobić wszystko. Jestem silniejszy, szybszy, groźniejszy. Wiem, że żadne zaklęcie mnie nie ruszy, że mogę zrobić na co tylko mam ochotę. Instynkty są wyostrzone i wcale nie potrzeba dużo, żeby pragnienie udowodnienia swojej siły wskoczyło na pierwszy plan. - Ślizgon poczuł dreszcz, wstrząsający lekko jego ciałem. Zwykle tłumaczył to ludziom, aby w pewien sposób ich wystraszyć, uświadomić... Teraz jakby szukał wymówki. I choć uparcie twierdził, że chodziło jedynie o uspokojenie tego nieszczęsnego dzieciaka, to w głębi duchu i tak wiedział, że chroni samego siebie. Co, gdyby ten słodki Puchon jednak poszedł i poważnie naskarżył Swannowi? - Nie chciałem się do was nawet zbliżać, uwierz. Za duża pokusa. Planowałem po prostu przejść obok i iść dalej, tylko zapomniałem o zranionej łapie.
Zaczął kroić stek, jednak zaraz przerwał. Na jego twarzy pojawił się ten charakterystyczny pół-uśmiech, gdy uniósł spojrzenie na swojego towarzysza, poszukując kontaktu wzrokowego. Nie mógł pominąć najbardziej istotnego aspektu, który w odniesieniu do wszystkich wyjaśnień miał o wiele większe znaczenie, niż kiedykolwiek.
- Odsunąłem się.
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyNie Lut 11 2018, 02:57;

Uparcie wpatrywał się w jego twarz z tą samą poświatą niepokoju, wyjątkowo puszczając wolno okazję do pociągnięcia przyjemnego tematu. Był wesołą osobą. Uśmiechał się często, a żarty były jego odpowiedzią na niemal wszystkie pytania świata; poza tymi, przy których czuł się naprawdę nieswojo. Wiedział, że w oczach wielu wpisywał się idealnie w kanon infantylnego naiwniaka. Dziecinna natura, uroczy, trochę głupiutki uśmiech... sam pozwalał, by ludzie wyrabiali sobie o nim podobną opinię, bo łatwiej było nawiązywać kontakty z osobami, które z miejsca podchodzą do ciebie z lekkim przymrużeniem oka. Jeżeli relacja rozpoczyna się luźno, można śmiało martwić się o mniej rzeczy, że pójdą w złym kierunku… poza tym Liam naprawdę szczerze wolał się z ludźmi śmiać, niż kłócić. Niemniej potrafił myśleć za siebie i zawsze miał swoje zdanie na pewne tematy, a tylko jego była w tym wola czy je przedstawi żartem, serio czy grzecznie przemilczy.
W tym wypadku chciał puścić różnicę zdań mimo uszu, choć tematy rozbiegły się w kierunkach, których nie mógł już ignorować. Nasuwały mu się trochę ponure wnioski, przez co nie potrafił nie nabrać dystansu.
Ale siedział i cierpliwie słuchał go dalej.
- Wiesz, Mefi… - zaczął, spoglądając na zamówione jedzenie z lekkim niesmakiem. Stracił apetyt? Chciał już wyjść? – Nigdy nie spotkałem żadnego wilkołaka, ale rozumiem, że ciężko jest przedrzeć się przez te wszystkie stereotypy, którymi rzucają w was czarodzieje, niemający z likantropią wiele wspólnego. Wierzę, że napędzani strachem i motywowani niewiedzą robią rzeczy, które są kompletnie niepotrzebne, a dla was krzywdzące… - mówił wolno, próbując jasno sformułować swoje myśli, nie szczędząc sobie przy tym delikatnie kręconych kółek ręką, w ramach jakiejś drobnej gestykulacji, która prawdopodobnie pomagała mu myśleć. – Z twoich słów wynika, że nic nie jest waszą winą i oczywiście, nie mogę się z tym nie zgodzić, zważywszy na to, że trochę tępi wam się świadomość, jak - wydaję mi się - sam przyznałeś... – wzruszył ramionami, w końcu decydując się porwać widelec w dłoń. Kuszący zapach potrawy wygrał z ponurymi okolicznościami… choć trzeba Liamowi przyznać, że mimo, iż mówił absolutnie poważnie, wydawał się przy tym mniej zestrachany, niż kiedy obierał pozycję wyłącznie słuchacza. Może i wciąż czuł dreszcze na wspomnienie tamtej nocy, ale Rivai wiedział, że wypowiadając własne zdanie, drżąc ze strachu nie wypadnie szczególnie wiarygodnie, toteż siedział prosto i spokojnie. – Tylko to brzmi potwornie. „Świadomość, że w tej postaci chce się krzywdzić ludzi.” A jeszcze straszniej pobrzmiewa przy tym twoje „bardzo”, które rzuciłeś na moje pytanie o zadowolenie z przybierania drugiej postaci. – zauważył, starając się mówić naprawdę ostrożnie. Nie obrażał go. W zasadzie wyrażał tylko swoją opinię… ale wychodziło na to, że obracał własne słowa Mefistofelesa na jego niekorzyść. – Nie zapytam co ci się podoba w tej postaci, bo przypuszczam, że już udzieliłeś mi na to odpowiedzi. Jestem silniejszy, szybszy, groźniejszy. Nareszcie podniósł na niego spojrzenie, biorąc do ust kawałek potrawy z talerza, tym samym wymuszając małą pauzę w przedstawianiu swojego stanowiska. – Ale mnie to nie przekonuje co do pewności w tym zadowoleniu… wciąż wydaje mi się to po prostu przerażające. – naprawdę posługiwał się tonem głosu, który był przede wszystkim nieinwazyjny. Nie brzmiał, jakby wyrzucał Mefistofelesowi oskarżenia prosto w twarz. Wydawał się w swoich słowach niesamowicie delikatny, rękami i nogami broniąc się, żeby dyskusja nie zamieniła się w kłótnię. Niemniej… jakkolwiek miły by nie był, nie zmieniało to faktu, że Liam właśnie subtelnie dawał Noxowi do zrozumienia, że nie widział problemu w samej likantropii… ale przeszkadzało mu nastawienie Ślizgona.
- Ale wierzę ci, że też nie chciałeś, żeby tamto spotkanie wyszło, tak jak wyszło. – tutaj w końcu odrobinę się uśmiechnął. Niewymuszenie. Chociaż trochę zmienił się nastrój całego spotkania, Liam nie zamierzał niczego udawać… więc jeśli fatygował się, żeby unieść kąciki ust go góry, zawsze robił to szczerze.
Wziął drugi kęs.
Powrót do góry Go down


Mefistofeles E. A. Nox
Mefistofeles E. A. Nox

Absolwent Slytherinu
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dodatkowo : Wilkołak, Legilimencja
Galeony : 4495
  Liczba postów : 4498
https://www.czarodzieje.org/t15136-mefistofeles-e-a-nox#403342
https://www.czarodzieje.org/t15139-kind#403356
https://www.czarodzieje.org/t15134-mefistofeles-e-a-nox
https://www.czarodzieje.org/t18387-mefistofeles-e-a-nox-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyNie Lut 11 2018, 03:23;

Zabawne, jak czasami wystarczył sam początek wypowiedzi, aby domyślić się jej końcówki. Wspaniałomyślnie zignorował to zdrobnienie, chociaż miał ogromną ochotę, aby jednak chłopaka poprawić; przesadził z tym zapewnieniem, że Liam może do niego mówić tak, jak tylko zechce. Słuchał kulturalnie, nie mogąc powstrzymać rozrastającego na swoich ustach uśmiechu. Potaknął cichym pomrukiem odnośnie świadomości, nie zamierzając bez sensu kłamać. Zrobiło mu się nagle dziwnie nieswojo - zorientował się, jak wiele powiedział. Z Puchonem wyjątkowo łatwo i przyjemnie się rozmawiało, ale Nox przecież zwykle się takimi rzeczami nie przejmował.
Drgnął niespokojnie, choć mogło to z łatwością umknąć uwadze jego towarzysza. Mefistofeles obserwował go uważnie, niezbyt rozumiejąc, czemu w ogóle poczuł się w obowiązku, aby temu chłopakowi cokolwiek wyjaśniać. Czy w ten sposób nie próbował sformułować własnej opinii? Nie szukał zdania, które miało go jakoś nakierować na odnalezienie własnego? Tak potoczyła się rozmowa z Ezrą - to po niej Ślizgon zaczął roztrząsać dawne sprawy. Teraz siedział przed Liamem i stopniowo zaczynał sobie wyrzucać chwile słabości.
- Prawidłowo - rzucił jedynie, wzruszając lekko ramionami. Wiedział, że to ludzi przeraża; to właśnie próbował wyjaśnić. Nie imponowało mu niewzruszenie Bianci czy Fire, które zupełnie nie przejęły się widokiem wilkołaka. To było po prostu głupie. O wiele bardziej cenił szczere, normalne reakcje. Nie dziwił się, że jego podejście wydawało się Liamowi przerażające. To był ten moment, w którym stało się piekielnie oczywiste, że rozmowa wcale nie pomknie gładko do przodu. Mieli za dużo do przetrawienia, natrafili na solidną przeszkodę. W gruncie rzeczy po prostu wydało się, że Mefisto nie był dobrym człowiekiem i nawet nieszczególnie starał się nim być. Przeklął swój jakże genialny pomysł odnośnie wspólnego spędzenia posiłku, bowiem nawet z całą swoją bezczelnością nie był w stanie wstać i wyjść - szkoda było mu pieniędzy. Przeniósł zatem znaczną część swojej uwagi na idealnie przyrządzone danie.
- Swoją drogą, nie powiedziałeś mi, co ty robisz w Hogsmeade - zauważył, ale w jego głosie nie było słychać zbytniego zainteresowania. Nox zerknął na siódmoklasistę w krótkim zapewnieniu, że mimo wszystko go słucha. Kwestia tego, że właśnie dowiedział się, że spora część jego osobowości nie pasuje Puchonowi - co miał robić, starać się to zmienić? Tylko dlatego, że dobrze się z nim rozmawiało i aż szkoda było porzucać relacji, na którą Mefisto spoglądał z zaciekawieniem?
Niedoczekanie.
Powrót do góry Go down


Liam A. Rivai
Liam A. Rivai

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178 cm.
C. szczególne : Wiecznie uśmiechnięty pyś.
Galeony : 534
  Liczba postów : 782
https://www.czarodzieje.org/t15707-liam-a-rivai#423856
https://www.czarodzieje.org/t15717-liam#423907
https://www.czarodzieje.org/t15708-liam-a-rivai#423857
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyCzw Lut 15 2018, 01:54;

Może faktycznie za dużo gadał?
Ciągnął wysuwanie swoich wniosków, obserwując przy tym bacznie swojego rozmówcę. Starał się naprawdę ostrożnie dobierać słowa, choć nie potrafił odgonić od siebie wrażenia – które zresztą okazało się prawdziwe – że Mefistofeles nie był typem charakteru, z którym zazwyczaj przychodziło się Liamowi spotykać, a już tym bardziej przyjaźnić.
Spodziewał się raczej, że mężczyzna zacznie… zaprzeczać? Ewentualnie załagadzać sprawę; nie, nie, Liaś.. to poczucie siły i sama możliwość wykorzystania jej na niekorzyść słabiutkich ofiar, to nie jest coś, co naprawdę sprawia mi satysfakcję! Istotnie byłoby łatwiej bez myśli, że kołaczące się w głowie Ślizgona przekonania, wydawały się szatynowi po prostu przesiąknięte złem i samym diabłem. Gdyby tylko kojarzył kulturę chrześcijańską lub interesował się mugolakami od tak głęboko osadzonej podszewki, na pewno zauważyłby, że Los próbował go ostrzec; dokładnie w chwili, gdy Mefistofeles wypowiedział swoje imię. Mała aluzja kim był…?
„Prawidłowo.”
Nie zmazał delikatnego uśmiechu z twarzy, ale zauważalnie oklapł. Obniżył barki, wydając się może odrobinę zaskoczony otrzymaną odpowiedzią? Na pewno nieucieszony. Ten plus, że mężczyzna był z nim szczery i nie zamierzał udawać kogoś, kim nie był, byleby omotać młodszego chłopaka zabawnymi żarcikami i kąśliwym uwagami, a następnie mocno zawieść i może skrzywdzić…? Rivai to doceniał… niemniej nie potrafił nie czuć się nieco rozczarowanym postawą Ślizgona. Bo przecież… jak można myśleć, że bycie od kogoś lepszym i możliwość przekonywania o tym innych za pomocą strachu była czymś dobrym? Przecież Liam sam został wystraszony na śmierć podczas ich pierwszego spotkania, a Mefisto prosto w twarz mu mówi, że podobne zagrywki były satysfakcjonujące?
- Rozumiem. – odparł tonem wyzbytym ze szczerej wesołości, która pozostała mu już tylko na ustach, nieznacznie uniesionych ku górze. Musiał to wszystko… przetrawić. Nie chciał udawać, że było mu w porządku z takim nastawieniem Ślizgona, a jednocześnie przecież magicznie nie zapomniał, że jednak parę chwil temu miło spędzał z nim czas. Miał mieszane uczucia… i wolałby już zakończyć to spotkanie.
Ale nie wyjdzie z knajpy jak ostatni prostak. Mefistofelesowi żal byłoby pieniędzy; Liamowi miło spędzonego czasu. Spotkanie zaczęło się dobrze i choć przyniosło przykre wnioski, Londyńczyk będzie prowadzić je dalej w przyjaznej atmosferze.
Uśmiechnął się prawdziwiej na zmianę tematu.
- Och! Cóż, za kilka dni mój przyjaciel ma urodziny i poszedłem poszukać dla niego prezentu… - a później wziął wdech… i rozgadał się w swoim zwyczajowym stylu, starając się z całych sił, żeby Nox nie odczuł wielkiej zmiany po tym, co sobie oboje uświadomili. Nawet jeśli momentami naprawdę ciężko było zamaskować niezręczność, Liam nie musiał udawać tych wszystkich uśmiechów… bądź co bądź dobrze żartowało mu się z tym brutalnym gościem, także z poczuciem, że najchętniej rzucałby te psoty ostatni raz.
Gdy udałoby im się dojeść zamówione jedzenie, najpewniej Rivai nie siedziałby długo. Zręcznie doprowadził prowadzone tematy do końca i przyjaźnie pożegnał się z wilkołakiem, aczkolwiek unikając sugestii, co do kolejnych spotkań.

{ z.t + Mefistofeles }
Powrót do góry Go down


Elijah J. Swansea
Elijah J. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu wielka i paskudna blizna, ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Dodatkowo : metamorfomagia
Galeony : 3556
  Liczba postów : 3212
https://www.czarodzieje.org/t16927-elijah-julian-swansea#471679
https://www.czarodzieje.org/t16932-jeczybula#471794
https://www.czarodzieje.org/t16919-elijah-j-swansea
https://www.czarodzieje.org/t18741-elijah-j-swansea-dziennik#537
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyNie Maj 12 2019, 17:49;

Znalezienie sobie miejsca i zajęcie czymkolwiek rąk już od wczoraj graniczyło z cudem. Od momentu gdy otrzymał odpowiedź – najdroższe mu potwierdzenie – nie potrafił doczekać się godziny wyznaczonej na spotkanie. W nocy długo nie potrafił zasnąć, a mimo to o poranku zerwał się zupełnie rześki i pełen energii; wszędzie go dziś było pełno, a choć chwytał się czego tylko się dało, czas zdawał się stać w miejscu. Prawdę mówiąc, w Hogsmeade znalazł się o godzinę wcześniej niż planował, bo nie potrafił wytrzymać w zamkowych murach, a i tak zdecydował się na długi spacer zamiast standardowo teleportować się tuż po wyjściu poza teren szkoły.
Teraz siedział w kwiatowej knajpie pod namiotem, popijał wodę goździkową i dyskretnie zerkał na zdobiące jedną ze ścian lustro, zastanawiając się czy czegoś nie pominął. Długo rozważał czy powinien używać metamorfomagii i jeśli tak – w jakim stopniu; przez moment towarzyszyła mu myśl by zupełnie zmienić swój wygląd w taki sposób, by nie dało się go rozpoznać, potem jednak uznał, że byłoby to nie w porządku. Nie chciał jej przecież oszukiwać, jeśli mieli się w końcu zobaczyć, powinien być w pełni sobą. Dlatego też ograniczył nawet codzienne użycie swojej mocy, dobrowolnie odbierając sobie dopracowaną przez lata urodę – pozwolił by oczy otaczały nieznaczne cienie świadczące o tym, że nie spał dziś najlepiej, by wargi nieco spierzchły, zdradzając, że wcale o nie nie dba, a sylwetka wyglądała mniej dumnie. Jedynie włosy pozostały w kolorze platynowego blondu, bo czuł się w nich najpewniej. Założył na siebie starannie wyprasowaną białą koszulę, a na nadgarstku zapiął zegarek, co teraz zresztą przeklinał, bo zerkał nieustannie na jego tarczę, przez co czas zdawał się płynąć jeszcze wolniej. Próbował czytać książkę, ale zupełnie nie potrafił skupić się na jej treści, myślami odpływał gdzieś daleko. W leżącej na sąsiednim krześle torbie ukryty był bukiecik niezapominajek oraz wszystkie listy jakie otrzymał od niej od samego początku ich znajomości. W końcu westchnął, przesunął palcami po kosmykach włosów, poprawiając je nieznacznie i wyciągnął z torby jeden z listów – ten ostatni, tak ważny, a jednocześnie wzbudzający tyle niepokoju. Zagryzł wargę, delikatnie rozkładając papier na powierzchni książki i zmarszczył brwi kiedy pogrążył się w starannej lekturze. Znał go już prawie na pamięć, czytał go tak wiele razy i za każdym razem nie potrafił zdecydować czy zbieżność składających się na ów list elementów jest przypadkowa; ileż by dał, by tak było.
Czytał list w kółko, analizował jego treść i starał się skupiać na tym jak tylko potrafił, ale podrywał wzrok ku drzwiom za każdym razem kiedy wchodził przez nie nowy klient restauracji.
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyNie Maj 12 2019, 18:51;

To było już dziś! Tak naprawdę dziś!
-To już dziś! – z tymi słowami na ustach Gabrielle otworzyła zielone oczy, uśmiechając się sama do siebie. Zapach i ciepło pościeli wciąż przypominały o tym, że jeszcze niedawno zatapiała się w sennych marzeniach dotyczących Juliana, a za zaledwie kilka godzin będzie miała okazję go ujrzeć. Jaki był? Jak wyglądał? Nie mogła powstrzymać uśmiechu radości, który rozjaśniał jej lekko zaspaną jeszcze twarz sięgając oczu. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio była tak radosna. Obróciła się na lewy bok sprawdzając, jak daleko wskazówki zegara znajdowały się na jego tarczy i ile jeszcze czasu dzieli ją od spotkania, które na zawsze odmienić może jej życie; wybiła ledwie siódma rano, westchnęła śmiejąc się pod nosem. Niedziela była dniem, kiedy pozwalała sobie na dłuższy sen, a wizja kolejnych zajęć nie wisiała nad nią, jak stryczek nad tym, który za chwile zawisnąć winien na jego pętli.
Tym razem wiedziała, że podjęcie próby przyśnięcia jeszcze na chociażby godzinę nie ma najmniejszego sensu, była zbyt podekscytowana wizją spędzenia czasu z ukochanym, nadal nie wierząc w realność tego wydarzenia. Zaczerpnęła chełst powietrza chcąc zapanować nad rozpierającą ją energią, lecz bez skutku. Serce w piersi Gabrielle biło niezwykle szybko, a myśli wciąż krążyły wokół jednej osoby.
Usiadła przed sędziwą toaletką znajdującą się w kącie dormitorium, odziana w zwiewną, koronkową sukienkę w kolorze beżowym splątała włosy w luźny warkocz pomiędzy niego wtykając uzbierane dzień wcześniej niezapominajki pozwalając, by delikatny makijaż i różowe od błyszczyka usta dopełniały całości. Wstała z drewnianego krzesła w kolorze wiśni wygładzając koronkowe wykończenie sukienki sięgającej tuż przed kolana, pantofelki na słupku w odcieniu brudnego błękitu idealnie pasowały do niebieskich kwiatków wplątanych w blond włosy. Nie była pewna czy jest gotowa poznać prawdę o Julianie, czy on jest gotów odkryć kto tak naprawdę kryje się za „Abeille”, lecz nie było już odwrotu, o czym jasno dał jej zegar wiszący na ścianie wybijając godzinę 15.
Z każdym stawianym przez siebie krokiem blondynka czuła coraz to większe zdenerwowanie. Wyglądała pięknie, świadczyło o tym nie tylko odbicie w lustrze czy szybach sklepowych witryn, ale również spojrzenia mijanych na chodniku mężczyzn, jednak co będzie, jeżeli okaże się, że Elijah miał rację? Piękna z zewnątrz – pusta w środku. Myśl ta uderzyła w nią z taką moc, że zmusiła blondynkę do gwałtownego zatrzymania się na środku brukowanej drogi. Poczuła uderzenie, kiedy idąca tuż za nią kobieta nie zdążyła wyhamować wchodząc wprost w dziewczynę z nieprzyjemnymi słowami na ustach.
-Przepraszam – rzuciła Gabrielle czerwieniąc się zawstydzona i zażenowana całą sytuacją. Potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się z myśli głosu Swansea, mówić sobie, że nie ma on ani trochę racji. Poprawiła włosy potargane przez podmuch wiatru, uniosła brodę do góry ruszając ku miejscu, które wybrał Julian.
Uśmiechnęła się mimochodem na widok namiot, pod którym ukryta była kwiatowa knajpka, spojrzała na zegarek, była dwadzieścia minut przed czasem. Wzruszyła ramionami, mijając z uśmiechem parę opuszczającą to miejsce w niezwykle dobrych humorach. Drzwi z lekkim skrzypnięciem otworzyły się przed nią ukazując całe piękno z zewnątrz skrywane pod zwykłą plandeką. Zwolna zdjęła czarny płaszczyk, ukazując przed zebranymi całe piękno swojej osoby i kreacji, była przekona, że Julian jeszcze się nie zjawił, wszakże wyczułaby jego obecność nieprawdaż? Ponownie poprawiła włosy, a uśmiech nie schodził z jej różowych usta nawet na sekundę, wręcz promieniała. Zupełnie, jakby wizja spotkania, stan zakochania wywoływał wpływ na jej moce otaczając ją przyciągający wzrok aurą, a może ona po prostu taka była?
Powrót do góry Go down


Elijah J. Swansea
Elijah J. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu wielka i paskudna blizna, ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Dodatkowo : metamorfomagia
Galeony : 3556
  Liczba postów : 3212
https://www.czarodzieje.org/t16927-elijah-julian-swansea#471679
https://www.czarodzieje.org/t16932-jeczybula#471794
https://www.czarodzieje.org/t16919-elijah-j-swansea
https://www.czarodzieje.org/t18741-elijah-j-swansea-dziennik#537
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyWto Maj 14 2019, 10:47;

W ostatnim liście niepokoiło go niemalże wszystko; zbiegi okoliczności stały się nazbyt wyraziste, by można było dalej je ignorować.
Przypomniał mu się lutowy mecz ze Ślizgonami, tuż przed tym jak objął pozycję kapitana drużyny. Dobrze pamiętał jaki był wtedy słaby, zmęczony i rozdrażniony, a jeszcze lepiej pamiętał o tym, jak niesympatycznie odniósł się wtedy do Gabrielle. Ostre słowa i lodowato zimny ton nie pasowały do niego w takim stopniu, że starał się wyprzeć to z pamięci, ale zapisane przez Abeille słowa skutecznie mu ją przywróciły. "Może i pod moją maską jest zgnilizna, ale pod Twoją kryje się tylko pustka", tak jej wówczas powiedział i czymże różniło się to od słów, które usłyszała sama Abeille? W czym był lepszy niż osoba, która tak bardzo ją zraniła? Nie pałał sympatią do Levasseur, ale nie powinien być wobec niej tak okrutny i bezpośredni; chyba zaczynał dostrzegać pewne podobieństwo między nią a dziewczyną listów i czuł, że będzie musiał ją przeprosić.
Podobieństwo. Wypierał, że jest ono zbyt duże, by mogło być przypadkiem. Zarówno słowa, jak i okoliczności i przeszłość, która do nich doprowadziła zdawały się krzyczeć do niego jaka jest prawda, ale on pozostawał na nią głuchy. Bardzo chciał pozostać na nią głuchy. Podniósł do warg szklankę wypełnioną goździkową wodą i w zamyśleniu wypił z niej kilka łyków, a potem sięgnął raz jeszcze do torby, by znaleźć tam swój dziennik i przelać w niego kilka myśli – to zawsze pomagało mu je uporządkować. Szukał pod palcami skórzanej okładki, ale zamiast tego wyczuł coś innego – gładki papier koperty, którą pochwycił i wyciągnął. Nie, nie jedna... dwie. Ale skąd wzięła się ta druga?
Podniósł wzrok gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i skupił go na sylwetce Puchonki, która zatrzymała się by zdjąć płaszcz. Nawet tu musiał na nią wpadać? Nawet dziś? Zmarszczył brwi, pokręcił z niezadowoleniem głową i powrócił wzrokiem do listów. Nie chciał na nią teraz patrzeć, wolał czekać w spokoju, skupić się na tym co miał przed sobą. Nie zamierzał pozwolić by Gabrielle zepsuła mu ten dzień.
W jednej kopercie krył się przedostatni list od Abeille, ale druga, identyczna, pozostawała mu obca; chciał, by taka była, choć prawda wyglądała tak, że aż za dobrze wiedział co się w niej znajduje. Drżącą nieznacznie ręką wyciągnął ze środka najzwyklejszy w świecie kawałek pergaminu, który wbrew swojej przeciętności podnosił mu ciśnienie szybciej i skuteczniej niż cokolwiek innego. Przesunął wzrokiem po starannym piśmie... po literach znacznie bardziej znajomych niż by sobie tego życzył. To nie dlatego, że tak dobrze znał ten list – nie patrzył na niego już od roku, budził w nim zbyt nieprzyjemne wspomnienia; to dlatego, że było identyczne jak litery kreślone ręką Abeille.
Nie czuł jak mocno zaciska zęby na wardze, dopiero metaliczny posmak w ustach przywrócił go do rzeczywistości. Było mu gorąco, czuł pot zbierający się na karku, spływający ku białemu kołnierzykowi. Serce trzepotało się w piersi jak szalone i nagle poczuł jak żołądek skręca się boleśnie, przyprawiając go o mdłości. To nie były upragnione motyle w brzuchu, nie tak miało to wszystko wyglądać. Przygładził ręką włosy, jakby w ten sposób upominał samego siebie o bezwzględnym trzymaniu metamorfomagii w ryzach i niechętnie podniósł spojrzenie na Gabrielle.
Nie miej niezapominajek we włosach. Błagam, tylko nie niezapominajki.
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyCzw Maj 16 2019, 12:04;

Pełna była dziwnego niepokoju, który potęgowały słowa Elaine wypowiadane kilka dni temu, teraz powracające do niej w myślach niczym bumerang. Mąciły spokój, tłamasiły radość, pętały serce, które na sama myśl o Julianie zaczynało bić w piersi blondynki z niewyobrażalną siłą. Denerwowała się, odczuwała to w zaciskającym się żołądku oraz guli tworzącej się w gardle, utrudniającej przełykanie. Odwiesiła płaszcz drżącymi za sprawą frapujących myśli rękoma, niebezpiecznie balansowała na granicy szczęścia i przerażenia. Adrenalina krążąc wraz z krwią w żyłach dziewczyny sukcesywnie z każdą mijająca sekunda wypełniała kolejne komórki jej ciala. Czas, który zazwyczaj pędził w zastraszającym tempie teraz zdawało się, że stanął w miejscu, a przeklęta wskazówka przesuwa się niebywale mozolnie na tarczy zegara potęgując jedynie uczucie niepewności i strachu.
Przygryzła dolną wargę, przymknęła na chwile oczy z ociąganiem puszczając materiał płaszcza. Chciała uspokoić oddech nad którym ledwo co panowała, zupełnie jakby przed chwilą przebiegła maraton, choć w rzeczywistości pozwoliła sobie na krótki spacer, który miast ukoić nerwy, jedynie je spotęgował.
Strach przed nieznanym był naturalną, ludzką reakcją - była tego świadoma, lecz czy ona mogła powiedzieć, że nie zna Juliana? To, że nie miała pojęcia jak wygląda wcale nie oznaczało, że jest jej obcy. Wręcz przeciwnie, jawił się blondynce jako część jej własnej duszy, jak druga jej połowa. Babcia zwykła mawiać, że gdy na świat przychodzi dziecko jego dusza rozpada się na dwie części,a życie polega właśnie na tym, by tą drugą połówkę znaleźć. Gabrielle była wręcz pewna, że dla niej jest nią nikt inny, jak Julian. Nie potrafiła tego wyjaśnić, nawet w rozmowę z Elaine ciężko było jej w słowach nazwać to wszystko,co czuła do listownego chłopaka, bo prawdziwego uczucia nie da opisać się w zwykłych słowach, wydają się one takie niedoskonałe, zbyt płytkie.
Czując ucisk w klatce piersiowej wypuściła z ust powietrze, nieświadoma tego, jak długo je wstrzymywała.
- Spokojnie Gabrielle - wyszeptała sama do siebie odwracając się w kierunku wnętrza knajpy. Było niezwykle przytulne, ciepłe i w dodatku bardzo podobne do ogrodu, wszędzie obecne były najróżniejsze rośliny, kwiaty i krzewy, wokół uniosła się piękna woń wywołująca na ustach Puchonki mimowolny uśmiech.
Rozejrzała się po zebranych w tym miejscu osobach, nie było ich zbyt wielu,lecz uwagę panienki Levasseur zwróciła jedna, wyjątkowa. Mimochodem blada twarz dziewczyny przybrała kolor purpury wywołany nie zawstydzeniem a złością, która zrodziła się w niej z chwilą,kiedy jej zielone tęczówki ujrzały Elijaha. Nie mogła uwierzyć, że nawet tu ją prześladował. Niczym jej własny cień pojawiał się tam gdzie i ona była, nie dając zapomnieć o sobie. Nie patrzył na nią, zajęty swoimi sprawami, zupełnie jakby nie miał świadomości, że ona tu jest,lecz Gabrielle już zdała sobie sprawę z jego obecności i choć nie dawało jej to spokoju, postanowiła całkowicie to zignorować. Nic ani nikt, a już na pewno nie Elijah Swansea nie zniszczy jej tego wyjątkowego dnia.
Założyła kosmyk włosów za ucho,starając się nie naruszyć struktury starannie zaplecionego warkocza z powtykanymi w pasma włosów niezapominajkami, wszakże miał to być jej znak rozpoznawczy, dzięki któremu Julian miał być pewny, że ona jest ta właściwa osoba. Rzucając w stronę Krukona ostatnie nienawistne spojrzenie ruszyła ku najbardziej oddalonemu od niego stolikowi zajmując jedno z stojących przy nim krzeseł.


Powrót do góry Go down


Elijah J. Swansea
Elijah J. Swansea

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu wielka i paskudna blizna, ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Dodatkowo : metamorfomagia
Galeony : 3556
  Liczba postów : 3212
https://www.czarodzieje.org/t16927-elijah-julian-swansea#471679
https://www.czarodzieje.org/t16932-jeczybula#471794
https://www.czarodzieje.org/t16919-elijah-j-swansea
https://www.czarodzieje.org/t18741-elijah-j-swansea-dziennik#537
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptySob Maj 18 2019, 00:07;

Jeśli do tej pory zdawało mu się, że czas płynie w niesłychanie wolnym tempie, mylił się. Nawet perspektywy czasu miało mu się zdawać, że gdyby spojrzał na wskazówki zegara w chwili kiedy doszukiwał się w postaci Gabrielle szczegółu w postaci błękitnych kwiatów, te stałyby w miejscu, nieskłonne poruszyć się choćby o milimetr. Krople potu spływały po karku pojedynczo i powolnie, wyraźnie dając mu odczuć swoją obecność.
Podniósł wzrok w momencie kiedy patrzyła nań jeszcze nienawistnie, z poczerwieniałą – ze wstydu? złości? – twarzą; uderzyło go jak delikatnie, świeżo i przede wszystkim ładnie dziś wyglądała. Przede wszystkim uderzyła go jednak skomplikowana konstrukcja warkocza, w który powtykane były drobne niebieskie kwiatuszki, nadając złocistym kosmykom niepowtarzalnego uroku. To, że ostatecznie je dostrzegł docierało do niego jakby z opóźnieniem – może odpychał od siebie tę myśl mimo całej chęci poznania brutalnej prawy? Przez moment pomyślał nawet, że mogło mu się wydawać, wszak widział ją z daleka, a ona zaraz odwróciła się i poszła jeszcze dalej, jakby chciała za wszelką cenę znaleźć się jak najdalej od niego. Ale nawet on nie był tak głupi i ślepy (choć zakochanie przyprawiło go poniekąd o obie te cechy), by dalej to wypierać. Zbyt wiele się zgadzało, a niezapominajki bez względu na to jak bardzo chciałby by było inaczej, były bezsprzecznie wplecione w jej warkocz. Warkocz jedynej dziewczyny, która denerwowała go do tego stopnia, że nie potrafił na nią patrzeć.
Jak to było w ogóle możliwe? Jak do tego doszło?
Nieświadomie wstrzymał oddech, czując, że zaczyna panikować. On! Przecież on nigdy nie panikował, zawsze był tą cholerną oazą spokoju, która umie wybrnąć z wielu sytuacji. Zawsze... z wyjątkiem tych chwil, kiedy rozmawiał z Gabrielle. Teraz nie musiał z nią nawet rozmawiać, miał wrażenie, że wyczuwa jej obecność z drugiego końca knajpy. Popatrzył na rozłożony przed nim list i z zaskoczeniem spostrzegł, że jeden z nich nieświadomie zacisnął w pięści, zgniatając go na środku. Wziął głęboki wdech, wypuścił papier z ręki i przetarł dłonią twarz, ścierając z warg kilka kropel krwi, które się na nich ostały. Poczuł się słaby i zniechęcony, cała nagromadzona od wczoraj energia uszła z niego w jednym momencie. Platynowe dotąd włosy nabrały popielatego, prawie że szarego koloru i prawdopodobnie zmalał o kilka centymetrów, bo dobrana idealnie koszula nagle stała się odrobinę za luźna w barkach. Zaczął pospiesznie zbierać rozłożone listy i książkę, i niedbale upychać to wszystko do torby; kiedy miał już wychodzić, tchnęła go jedna myśl: powinien coś zrobić. Napisać, dać znać... cokolwiek, do cholery. Wiedział, że jeśli niczego nie zrobi, będzie tego potem żałować. Do spotkania zostało jeszcze sporo czasu, a on aż za dobrze wiedział jak okropnym uczuciem było wyczekiwanie drugiej osoby w nieskończoność, jak gorzkie było spodziewanie się jej przyjścia do samego końca. Nie myślał o zemście, nie potrafiłby tego zrobić – nawet jej. Mimo że pałał do niej ogromną niechęcią, nie umiał skazać jej na to, co sama zrobiła mu rok temu. W gruncie rzeczy była to Abeille... chyba. Merlinie, miał okropny mętlik w głowie, musiał uciec stąd jak najprędzej i przemyśleć wszystko na spokojnie, na ten moment nie potrafił bowiem wyciągnąć ani jednego logicznego wniosku.
Wyciągnął z torby dziennik i naprędce wyrwał z niego gładką, nieco pożółkłą stronę niosącą za sobą zapach herbaty, jako że często zabierał go ze sobą do pracy. Znalazł również długopis i swoim charakterystycznym, ładnym, choć ze względu na trzęsącą się z emocji dłoń nieco poszarpanym pismem nakreślił krótkie „Przepraszam, nie mogę. Przykro mi, J.” i rozejrzał za jakąś możliwością by przesłać jej tę wiadomość i jednocześnie nie zdradzać swojej tożsamości – bo na to z całą pewnością nie był w tej chwili gotowy. Widząc jego zagubione spojrzenie, przechodząca obok kelnerka zatrzymała się i zapytała czy czegoś nie potrzebuje. Miał jej odmówić, ale tchnęła go nagła myśl. W zamyśleniu pokiwał głową, złożył karteczkę na pół i w końcu odezwał się do niej.
Właściwie to tak, mam do Pani prośbę... czy mogłaby Pani przekazać to tamtej blondynce za co najmniej kilka minut? – dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, ale po chwili pokiwała głową i uśmiechnęła się porozumiewawczo. Zapewne myślała, że to romantyczna forma podrywu i, Merlinie, jakże daleka była od prawdy. Dyskretnie podał jej karteczkę, a także pieniądze za goździkową wodą, z doliczonym sporym napiwkiem za nietypową usługę. – Bardzo proszę nic o mnie nie wspominać. Ach, jeszcze jedno! – prawie by o tym zapomniał. Pogrzebał w torbie raz jeszcze i wyjął z niej w końcu bukiecik niezapominajek, które, pozbawione wody, nieco już przywiędły. – Proszę dać jej to razem. Dziękuję.
Zdobył się na uśmiech, a kiedy kelnerka odeszła, pospiesznie zgarnął wszystkie swoje rzeczy i wyszedł energicznie, nie oglądając się za siebie.

| z/t
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyPon Maj 27 2019, 13:00;

On jest kimś wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju, jednym… jej. Część z tych rzeczy uświadomiła sobie już po kilku listach, pełnych mądrych słów, opatrzonych nutą delikatności, której próżno było szukać wśród jej rówieśników. Litery kreślone staranniej niż powinny być wskazywały na to, jak ważne są dla niego listy pisane do niej, a i ona nie ukrywała tego faktu, jak wiele znaczy dla niej kolejna koperta, którą ukryć mogła w puzderku szpargałów pośród wielu innych skarbów. Pragnęła być dla niego anonimowa, ale czy pragnienie to nie było jedynie iluzją? Wszakże z czasem poznawali się coraz lepiej, budziły się w nich te dziwne uczucia, których oboje byli pewni i niepewni. Kierowana obawą przed kolejnym rozczarowaniem odkładała to, co nieuniknione w czasie, jak tylko mogła; stawiając sobie granice, zaś jemu warunek, który i tak złamała.
Blondynka przymknęła powieki kryjąc za nimi zielone niczym wiosenne źdźbła trawy tęczówki wracając wspomnienie do ostatniego, zasuszonego kwiatu niezapominajki, który pozbawiony jednego płatka spoczywał między stronnicami skórzanego dziennika. Nadal miała w sobie tą dziwną niepewność, która podsycona została rozmową z Elaine, lecz za wszelką cenę pragnęła pozbyć się jej z własnego umysłu… z serca. A w raz z nią pragnęła pozbyć się tego mroku, o którym wspominała mu w listach, choć nie była pewna czy kiedykolwiek wspomniała mu, że on ten mrok potrafi od niej zabrać. Za pomocą prostych słów pisanych na kawałku pergaminu, jeżeli pominęła tak ważną kwestię to nie zamierzała o tym nie wspominać dziś.
Denerwowała się. Nie przypuszczała nawet, że spotkanie to wywoła w niej tak wiele skrajnych emocji, ich mieszankę, nad którą z każdą upływającą minutą coraz ciężej było Gabrielle zapanować. Drżącą dłonią poprawiła kosmyk włosów zakładając go za ucho, który to już raz? Westchnęła cicho przenoszą wzrok na zegar, czas zdawał się stać w miejscu, niczego jej nie ułatwiając. Mimowolnie spojrzała w stronę stolika, przy którym zauważyła Elijaha, zmarszczyła delikatnie nos, kiedy nie zastała go tam. Czyżby jej obecność – choć usunęła się z pola jego widzenia najbardziej, jak tylko mogła – była aż tak uporczywa, że zwyczajnie postanowił wyjść? Prychnęła, karcąc w myślach samą siebie, za to, że śmie myśleć o Swansea, kiedy lada chwila pojawi się tu miłość jej życia.
-Tak, kocham go – szepnęła, zaskoczona własnymi słowami i dźwiękiem zegara, który wybił godzinę czwarta, kiedy te kilkanaście minut nagle zniknęło, gdzie ten czas, jaki pozostał jej do spotkania oraz na to, by pozbierać myśli? Gdzie Julian?
Poczuła, jak serce w jej klatce piersiowej zatrzymuje się, wstrzymała oddech spiesznie kierując spojrzenie zielonych oczu w stronę drzwi, lecz one pozostawały zamknięte, zaś kdzwoneczek umocowany nad nimi nie zwiastował przybycia jakiegokolwiek, nowego gościa. Mimo tego, iż z tyłu jej głowy uporczywy głosik zaczął prawić swoje morały blondynka starała się zachować spokój, ułożyła dłonie na udach wygładzając lekko zmiętolony materiał. Przygryzła dolną wargę ponownie patrząc na tarcze zegara po której wskazówki zdawały się teraz mknąć niczym szukający na swojej miotle po to, by zdobyć znicz. Nie była gotowa na to, by po raz kolejny poczuć smak odrzucenia, po słowach utrwalonych atramentem na kartkach pergaminu nie była gotowa na złamane serce.
Przecież robiła wszystko dobrze, nie spieszyła się z niczym, z nim była bardziej szczera niż z samą sobą,a i on zdawał się być taki sam wobec niej. Utkwiła wzrok w stoliku, zamykając się na chwilę we własnych myślach, próbując za wszelką cenę wyzbyć się tych, które stawiały Juliana w złym świetle. Nagle na drewnianym blacie dostrzegła cień postaci, mimochodem z zawrotną prędkością uniosła głowę do góry, lecz miast chłopaka ujrzała stojącą nad sobą kelnerkę.
- Miałam to Pani przekazać - oznajmiła kładąc na blacie karteczkę i bukiet świeżych niezapominajek, po czym z uśmiechem odeszła. Gabrielle poczuła jak jej ciało zalewa nieprzyjemna fala zimna, obezwładniająca do tego stopnia,że przez pierwsze kilkanaście sekund nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Dziewczyna ze łzami w oczach wpatrywała się tępo w liście i bukiecik, na koniuszku języka poczuła metaliczny smak krwi, zupełnie nieświadomie przygryzła wargę tak mocno, że rozcięła delikatnie skórę. Czuła tą dziwną gule w gardle, która utrudniła jej bezwarunkowe przełykanie śliny. Zbierało jej się na płacz, chociaż tak bardzo się przed tym broniła.Jedyne co czuła to niewyobrażalny żal i smutek, który tak bardzo starała się zamaskować złością i wzburzeniem. Naprawdę chciała żeby ten wieczór wyglądał inaczej, a ściany zapamiętały ich pierwsze spotkanie jako coś bardziej wyjątkowego niż pożegnanie. Nie sądziła, że tak trudna będzie to chwila. Nawet nie wiedziała czy zabolało ją serce, czy było już zbyt mocno zranione by odczuć jeszcze ten cios, w chwili kiedy zamiast niego pojawiła się kelnerka.
Długi palcami dłoni dotknęła policzka czując na nim mokry ślad łez, płakała? Jak? Kiedy?  Otarła łzy, wyprostowała zgarbione plecy, sięgając po karteczkę. Już w tym momencie doskonale wiedziała, co jest tam napisane, doskonale zdawała sobie sprawę, że właśnie upadli, razem, a jednak osobno. Bolał ją widok zapisanych na kawałku papieru słów, ranił jak nic innego na świecie.
Czuła się jak porcelanowa lala, którą ktoś z niewyobrażalną siłą grzmotnął o kamienną posadzkę, na skutek czego rozpadała się na miliony drobnych kawałeczków. "Przepraszam, nie mogę. Przykro mi", ale przepraszam za co? Nie mogę czego? Dlaczego? Przykro… czy Julian świadom był, że te jakże banalne słowa w obecnej chwili nie znaczą dla niej zupełnie nic? Roześmiała się gorzko, już nie płakała, właściwie to nie czuła nic poza pustką. Wypełniała każdy atom jej ciała, pochłaniała duszę, zamykała na powrót serce. Wstała z miejsca gwałtowniej niż przypuszczała, a krzesło na którym siedziała z głuchym odgłosem uderzyło o podłogę, zwracając uwagę zebranych na osobie dziewczyny. Chwyciła liścik oraz bukiecik, zakładając na siebie płaszcz opuściła knajpę, a wraz z zamykającymi się drzwiami i ona zamknęła się na miłość.


zt
Powrót do góry Go down


Olivia Callahan
Olivia Callahan

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Galeony : 624
  Liczba postów : 1117
https://www.czarodzieje.org/t18233-olivia-callahan
https://www.czarodzieje.org/t18263-pegaz
https://www.czarodzieje.org/t18234-olivia-callahan
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptySob Mar 28 2020, 15:21;

Randki nigdy nie były mocną stroną panienki Callahan; unikała ich niczym ognia z obawy przed zbyt dużym zaangażowaniem ze strony chłopaka, któremu zapewne w końcu złamałaby serce. Nie była gotowa na poważne związki, wolała się bawić i korzystać z życia, zamiast tkwić w czymś co poniekąd odbierało jej wolność. Lubiła zakochiwać się i odkochać w ciągu jednego dnia lub kilku tygodni, czując te cudowne motyle w brzuchu oraz ekscytację, która na ciele objawiała się gęsią skórkę. Poważne deklaracje czy jakiekolwiek, które w pewnym stopniu narzucałyby jej pewne zachwianie nie były dla dziewczyny. Mimo tego zgodziła się na propozycję Russella, chyba zbyt mocno wierząc we własne szczęście, co do wygranej. Wiara okazała się być jedynie złudną nadzieją, a ona zamiast pławić się w wygranej, właśnie szykowała się na randkę. Chociaż skłamałaby mówiąc, że taki obrót sprawy nie wywoływał u niej radości, bo w gruncie rzeczy bardzo się z tego cieszyła, a Gryfon dodatkowo bardzo jej się spodobał.
Wzięła głęboki wdech, wygładzając materiał sukienki, kiedy pozbyła się wierzchniego odzienia tuż po przekroczniu progu kwiatowej knajpy pod namiotem. Wybrane przez chłopaka miejsce było naprawdę urokliwe, w dodatku wywołało u Oli duże zaskoczenie, gdyż po pierwsze nie wiedziała nawet o jego istnieniu (chyba powinna częściej chodzić na randki), a po drugie bardzo lubiła kwiaty, czego Gryfon właściwie nie wiedział - kupił ją tym. Zajęła miejsce przy jednym z pustych stolików, zakładając kosmyk włosów za ucho. Przyszła nieco przed czasem, co jednoznacznie wskazywało na zdenerwowanie dziewczyny, choć starała się zachować naturalnie.

@Russell Alvarez


Powrót do góry Go down


Russell Alvarez
Russell Alvarez

Student Gryffindor
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : tatuaż na kostce
Galeony : 282
  Liczba postów : 350
https://www.czarodzieje.org/t18225-russell-alvarez#518736
https://www.czarodzieje.org/t18249-poczta-alvaro
https://www.czarodzieje.org/t18236-russell-alvarez
https://www.czarodzieje.org/t18410-russell-alvarez-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyNie Mar 29 2020, 21:17;

Po zajęciach z zaklęć postanowił w końcu napisać do dziewczyny list, w którym zawarł informacje o miejscu i czasie spotkania. Całe zajęcia nie mógł się skupić, ponieważ sam wzrok leciał na dziewczynę. Naprawdę była w tym dobra. A on? Jak to on. Próbował dorównywać Morgan, ale tak naprawdę tylko się zbłaźnił. Ba! Do tego stopnia, że kiedy profesor do niego podszedł to kula wypadła na aut. Czy mogło być gorzej? Miał tylko nadzieję, że gryfonka tego nie dostrzegła. Nie chciał przecież w jej oczach wypaść źle.
Knajpę pod namiotem znał już dobrych parę lat, ale nigdy nie zaprosił tutaj żadnej dziewczyny. Zazwyczaj przyprowadzał je w różne miejsca, aby nie czuły się tak samo traktowane, jak swoje poprzedniczki. Sam Russell każdą z nich traktował wyjątkowo na swój sposób. Każda z nich była przepiękna i miała swój sposób bycia. Na pewno pod względem charakteru się wyróżniały. Nie narzekał. Było co poznawać. A trzeba przyznać, że odkąd poznał Oli, to nie przykleił się do żadnej innej dziewczyny, tylko wiernie czekał na odpowiednią chwilę. Aż dziewczyna przyzwyczai się do myśli “randka”. No może poza Beą, ale to inna sprawa. We dwójkę przygotowywali przedstawienie. Nie chciał tamtej zawieść, a że nie umiał ani dobrze tańczyć a śpiewał tylko pod prysznicem, to było co doszkalać się. Jednak nie tknąłby jej, mimo że tamta bardzo zgrabnie poruszała się w tańcu!
Wszedł do środka i od razu ją zauważył. To był anioł nie kobieta. Miała na sobie kuszącą sukienkę, którą zerwałby, gdyby nie było tu parę osób. A jej usta i oczy? Niepowtarzalne. Nie zapominajmy o włosach, które na pierwszym spotkaniu zrobiły na nim piorunujące wrażenie. Podszedł do niej i na powitanie ucałował ją w policzek. Jej skóra była mięciutka. Czy się denerwował? Ani trochę.
- A więc w końcu udało nam się wyrwać na naszą pierwszą randkę. Mam nadzieję, że miejsce ci odpowiada.

@Olivia Callahan
Powrót do góry Go down


Olivia Callahan
Olivia Callahan

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Galeony : 624
  Liczba postów : 1117
https://www.czarodzieje.org/t18233-olivia-callahan
https://www.czarodzieje.org/t18263-pegaz
https://www.czarodzieje.org/t18234-olivia-callahan
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyCzw Kwi 02 2020, 10:37;

Miała powód by się denerwować? Rozum wciąż podszeptywał jej, że powinna podejść do tego ze spokojem, który mimo iż chciała osiągnąć - to było to znacznie trudniejsze w praktyce niż w założeniu teoretycznym. Co raz kładła dłonie na stoliku, by sekundę później przenieść je i ułożyć ponownie na udach, łapiąc nerwowo za kant sukienki. Teraz wybór kreacji - choć wyglądała pięknie - wydał się jej zbyt odważny, jednak nie mogła teraz wrócić i zmienić zdania.
Zaskakującym było to, że w gruncie rzeczy naprawdę nie przykładała wagi do randek, a jednak postawa którą prezentowała mogła świadczyć o zupełnie innym podejściu dziewczyny. Niespokojne spojrzenie niebieskich oczu taksowały pomieszczenie odkrywając coraz to piękniejsze szczegóły, które budziły u niej trochę nerwowe myśli. Miała tylko nadzieję, że tak naprawdę ta randka jest czymś niezobowiązującym, bo nawet jeśli Russell się podobał, był on jednym z wielu, a ona chciała go przede wszystkim poznać.
Najczęściej chłopacy uciekali od niej lub reagowali e każdy inny dziwny sposób, którego często nie rozumiała; zupełnie jakby bali się Oli, bo może była zbyt podoba do nich samych?
Nie dało się ukryć, że kwiatowa knajpa była miejscem wyjątkowym, dziewczyna miała za to świadomość, że wiele jest takich miejsce, dlatego dużą szansą było, iż nigdy wcześniej chłopak nie był to z żadną inną dziewczyną.
Widząc znajomą twarz Gryfona uśmiechnęła się uroczo, pokazując przy tym zęby, ucieszona jego widokiem. Gdy pocałował ją w policzek, odpowiedziała mu tym samym, cicho szeptając nim się odsunęła:
- Miło cię widzieć . Usiadła po raz kolejny wygładzając materiał sukienki. Russell wyglądał na bardzo wyluzownego, dzięki czemu ona również zyskała trochę pewności siebie. Odgarnęła włosy do tyłu, pozwalając by opadały swobodnie na plecy i ramiona.
- Jest tu przepięknie - przyznała zgodnie z prawdą. - Uwielbiam wszystkie kwiaty, więc trafiłeś w punkt. Denerwowany? Czy to dla ciebie raczej norma, takie randki? - zapytała, przygryzając delikatnie dolną wargę. Podeszła do nich miła kelnerka witając ich uśmiechem, po czym każdemu wręczyła kartę.
- Byłeś tu już kiedyś? - pochyliła się w jego kierunku, pozwalając by powietrze między nimi wypełnił zapach jej perfum szeptając owe słowa, tak by nie dosłyszała jej odchodząca kelnerka.

@Russell Alvarez


Powrót do góry Go down


Russell Alvarez
Russell Alvarez

Student Gryffindor
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : tatuaż na kostce
Galeony : 282
  Liczba postów : 350
https://www.czarodzieje.org/t18225-russell-alvarez#518736
https://www.czarodzieje.org/t18249-poczta-alvaro
https://www.czarodzieje.org/t18236-russell-alvarez
https://www.czarodzieje.org/t18410-russell-alvarez-dziennik
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptySro Kwi 08 2020, 22:19;

To, że dziewczyna się stresowała, było zupełnie normalne. Zauważył dawno temu, że ludzie się stresują w takich sytuacjach. Strach przed nieznanym czy coś w tym stylu. Tak przynajmniej mówili. On kiedyś zdecydowanie bardziej się stresował, ale zaczął zauważać, że to było całkiem normalne spotkania. Oli nie stresowała się podczas gry w durnia, ale teraz było spotkanie oficjalne, gdzie specjalnie się umówili, gdzie specjalnie dla niego ślicznie się ubierała to i delikatnie się stresowała. Nie było w tym nic złego. Najważniejsze było to, że nie miała ochoty na wymioty. Wciąż czasami myślami sięga do tych felernych randek, które bardzo szybko się zakończyły.
Russell nie nastawiał się na zbyt wiele. Ot, to była kolejna randka, na której miał zamiar bawić się świetnie. Nie oczekiwał od niej, że zaraz będą się trzymać za rękę, miziać czy też cokolwiek innego. Po prostu przyszedł na upragnioną randkę z piękną dziewczyną, za którą stawali faceci w kolejce. Może ona tego nie zauważała w pełni, ale on był błaznem, spostrzegawczym błaznem. Widział, jak faceci błądzili po niej wzrokiem. On już wiedział, co by chcieli zrobić z młodą gryfonką. Pewnie z resztą to, co on. Ostatnim razem na feriach mało brakowało, a zerwałby z niej te ciuszki. Dlatego tak szybko wyszedł. Nie chciał wyjść na jakiegoś frajera. Wyszedłby jak… on w jej oczach.
Kiedy zauważył, jak dziewczyna poprawia rąbek sukienki czy tam spódnicy (dla niego to naprawdę niczym się nie różniło) stało się dla niego jasne, że dziewczyna się denerwuje. Zamierzał po sobie nie dawać poznawać, że zauważył to, bo ta jeszcze bardziej by się zestresowała, a tego nie miał w planach.
- tak to prawda, jest tutaj pięknie. To miejsce ma swój klimat - powiedział, a kiedy zaczęła mówić o zdenerwowaniu, tylko uśmiechnął się spokojnie i odczekał krótką chwilę, po czym zaczął mówić. - Nie, nie ma naprawdę powodu się denerwować. Czy denerwowałaś się podczas durnia? Czy denerwujesz się, kiedy spotykasz się z przyjaciółmi? To naprawdę podobna sytuacja - wzruszył ramionami.
Wziął kartę od kelnerki i rozejrzał się.
- raz. Przetestowałem to miejsce, zanim cię tu zaprosiłem. Naprawdę przyjazna obsługa
Powrót do góry Go down


Olivia Callahan
Olivia Callahan

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Galeony : 624
  Liczba postów : 1117
https://www.czarodzieje.org/t18233-olivia-callahan
https://www.czarodzieje.org/t18263-pegaz
https://www.czarodzieje.org/t18234-olivia-callahan
Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 EmptyCzw Kwi 09 2020, 21:03;

Nie lubiła tego rodzaju sytuacji, w których nie do końca wiedziała, jak powinna się zachować. Teoretycznie randka z Russellem nie była prawdziwą randka, a i tak wywoływała w niej mieszkankę emocji, których nigdy wcześniej nie dane było jej doświadczyć; ręce jej się pociły, wciąż pozostając lodowatymi, machinalnie przygryzła dolną wargę oraz bawiła się włosami - raz zakładając brązowy kosmyk za ucho, by zaraz puścić go luźno.
Dlaczego mimo tego, że jasno określiła swoje oczekiwania wobec ich relacji miała wątpliwości, że wszystko potoczy się tak jak planują? Los potrafi być przewrotny, płatać figle w momencie, gdy najmniej się tego spodziewamy. Podejście Gryfona było dużo zdrowsze, a już na pewno bardziej rozsądne niż niepotrzebne zadręczanie się przez brunetkę niepotrzebnymi myślami.
Nim brunet się przy niej pojawił, wzięła kilka głębszych oddechów uspokajając nerwy, poprzez ukierunkowanie myśli na odpowiednie tory, w których to wszystko było zwykłym spotkaniem, miało za zadanie umilić im czas i w żadnym wypadku nie wiązało się z żadnymi zobowiązaniami. Bo jak mogło?! kiedy ona uwielbiała się całować, robiąc to za każdym razem gdy tylko miała okazję. Śmiała sądzić, że dziś jej oraz Russell usta ponownie zetkną się w namiętnym pocałunku - myśl ta wywołała u niej uśmiech.
Chciała - przede wszystkim w oczach Alvareza - wyglądać pięknie, długo zastanawiała się, co powinna ubrać by dodatkowo nie dawać mu jakiś sugestii, które mogłyby zmienić jego nastawienie do niej samej. Nie znali się zbyt dobrze, gra w durnia była ciekawa, pełna zaskakujących zwrotów akcji, ale mimo to wciąż pozostawali obcymi dla siebie ludźmi; Oli natomiast nie miała zamiaru wypływać od razu na nieznane wody. Chciała wpierw poznać chłopaka lepiej, dowiedzieć się o nim czegoś, by w przyszłości ewentualnie traktować go jako potencjalnego kandydata - tych było wielu.
Postawa chłopaka wskazywała na to, że czuje się on z tym wszystkim naprawdę dobrze i poniekąd Callahan mu tego zazdrościła. Założyła nogę na nogę po raz kolejny wygładzając materiał sukienki, by lepiej układał się na jej ciele. Obdarzyła Russella ciepłym uśmiechem, czując na sobie jego pełen zafascynowania i dziwnej nuty dla niej nieznanej wzrok. Gdyby tylko znała jego myśli, no właśnie, to co?!  Musiała mieć przecież świadomość tego, że chłopcy w których buzują hormony, patrzą na nią jak na obiekt seksualny, to zapewne nie spodobałoby się Boydowi, lecz musiał się z tym pogodzić. Właściwie reakcja jej brata mogłaby być bardzo ciekawa, gdyby dowiedział się o apsztyfikantach zarywających do jego młodszej siostry. I gdyby w jakimś stopniu nie zależało jej na Russell czy Maxie zapewne uświadomiłaby starczego Callahana..
- No wiesz… raczej nie określiłaby tego mianem sytuacji podobnej, ale cieszy mnie, że Ty tak do tego podchodzisz. - przyznała w myślach dodając, że dzięki temu czuje się znacznie pewniej, bo stwierdzenie tego na głos wydawało się jej zbędnym, z tego względu, że Gryfona zapewne widział, że dziewczyna rozluźniła się.
- Hm… Skoro tu już byłeś, to poleć, co powinniśmy zamówić - oznajmiła sama przeglądając kartę, która na dłuższą chwilę. Po kilkunastu minutach pojawiła się kelnerka, biorąc od nich zamówienie.
Gryfonka utkwiła niebieskie tęczówki w chłopaku.
- W takim razie chyba czas, żebyś coś mi o sobie opowiedział - oznajmiła, uśmiechając się szeroko.


@Russell Alvarez
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 QzgSDG8








Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty


PisanieKwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty Re: Kwiatowa Knajpa pod namiotem  Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Kwiatowa Knajpa pod namiotem

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 7Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Kwiatowa Knajpa pod namiotem - Page 4 JHTDsR7 :: 
hogsmeade
 :: 
Okolice Hogsmeade
-