W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Arthur zacmokał:- Wiesz..... a próbowała eliksiry nasenne? -uśmiechnał się. Po czy podszedł i obmył twarz w wodzie:- Rany..-przetarł się ręcznikiem. Usiadł z powrotem i westchnął:- Piękna noc..... często tu przychodzisz?
-Wiem, też czasami tak miewam -Odpowiedziałem koleżance, lecz nie zapominając, że zadał pytanie Arthurowi - Czasami to nie daje spokoju. Gdy nie mogę zasnąć, zazwyczaj wstaje z łóżka, i zajmuje się czymś innym. To zawsze pomaga, już po chwili oczy same mi się sklejają.
- Nienawidzę eliksirów, ani niczego, co chociaż w przybliżeniu przypomina mugolskie leki - powiedziała i podparła się od tyłu na rękach, unosząc wzrok do nieba. - Wiele razy też tak próbowałam - powiedziała do Marka - ale nie zawsze działa. Czasami wtedy jeszcze bardziej się rozbudzam i nie mam żadnych szans na zaśnięcie. Spojrzała na drugiego chłopaka i przyjrzała mu się. - Zazwyczaj w każdej wolnej chwili - powiedziała z lekkim uśmiechem. - A przy okazji, jestem Hayley.
-Ja też uwielbiam to miejsce. Tu jest tak... magicznie. Gdy mam doła lub coś w tym stylu zawsze tu przychodzę. Lubie pobyć tu w samotności. - Powiedział Mark do Hayley po czym spojrzał pytająco na Arthura. -To jesteś na mnie zły? - Zapytał go ponownie
Arthur ucałował lekko jej dłoń:- Arthur Uther. -Po czym spojrzał na jezioro:- Ja tam lubię eliksir nasenny... przynajmniej potem nic nie pamiętam....-uśmiechnął się:- A tutaj przychodzę po treningach... by odpocząć... to lepsze niż duszny Pokój Wspólny..... -Nie, nie jestem... ale swoje wiem...
- Nie lubię nie pamiętać swoich snów - powiedziała Hayley. - To, w gruncie rzeczy, irytujące. - Dla mnie wszystko jest lepsze niż Pokój Wspólny. Nienawidzę ciasnoty - ledwo powstrzymała się przed chichotem na to niedopowiedzenie. - Jesteś w drużynie quidditcha? - spytała zaciekawiona. - Zgadzam się z tym - rzekła w stronę Marka. Przyjrzała się obu chłopcom, zastanawiając się, czy między nimi jest jakiś konflikt. Nie była ciekawska, więc nie pytała o to.
Arthur zaśmiał się:- Nie, nie jestem...... to.. trening nad moja animagiczną formą...-odparł krótko. Zmierzył dziewczynę spojrzeniem. Wyglądała, jakby była ciekawa, napiętej sytuacji. Może lepiej było nie wdawać się w rozmowę.... rozejrzał się po jeziorze i zerknął znów na dziewczynę:- A Ty może jesteś w drużynie, Hayley?
- Animag? - Hayley mimowolnie uśmiechnęła się. Zdziwiła się trochę, że Arthur nie kryje się ze swoją umiejętnością, ale w sumie... po co było się kryć? - W co się zmieniasz? Uśmiechnęła się lekko. Postanowiła na razie jeszcze nic nie mówić. - Gram na obronie - wyjaśniła krótko, machnąwszy ręką wyrażając nieistotność tej informacji.
Arthur odparł:- W co się zmieniam... zobaczysz... rano zazwyczaj jestem w Zakazanym lesie...... a Ty? Też jesteś animagiem?-spojrzał na dziewczynę. Lekka... zwinna.... i choć wyglądała wiotko jak na obrońcę, na pewno była zwinna i szybka. Uśmiechnął się lekko i odgarnął włosy:- Ćwiczysz co jakiś cza, by nie wypaść z formy?
Zrobiła w buzię w cium. A miała nadzieję go zaskoczyć! Cóż, nie wyszło. - Tak - przyznała niechętnie. - Jak na to wpadłeś? Zastanowiła się chwilę. - Ostatnio nie trenowałam, chociaż powinnam. Ale z treningami na ziemi mam, cóż, drobne problemy.
Nie chcąc przerywać dialogu, siedział cicho. Wyrwałem sobie źdźbło trawy, i zaczął się nim bawić. Po chwili rzucił źdźbło, i zaczął przyglądać się i jednocześnie przysłuchiwać ich rozmowie. Dwoje animagów...
Arthur spojrzał na dziewczynę. Obrońca... animag.. w co się mogła zmieniać.... w zwierze lądowe? Nie..... na pewno lubi latać, skoro jest w drużynie.... i jest obrońca... on robi najwięcej uników, poza szukającym... musi być przyzwyczajona do powietrza... Analizując te fakty wypalił:- Jakim ptakiem jesteś?-po czym uśmiechnął się. Analiza postawy, działa cuda. Spojrzał na jej minę:- oj przestań. Grasz w Quidditcha, na pewno lubisz latać... treningi na ziemi Ci nie wychodzą....
Zaśmiała się lekko. - Treningi na ziemi nie wychodzą mi z innych powodów - powiedziała. - Ale tak, zmieniam się w ptaka. A w jakiego... - Hayley zastanowiła się. Postanowiła na razie tego nie mówić. Lubiła posiadać jakąś informację, o której nikt inny nie wiedział i zdradzić ją w odpowiednim momencie, dlatego tak ją ubodło, gdy odgadł, że jest animagiem. - Kiedyś zobaczysz - powiedziała z uśmiechem. - Nic się przed tobą nie ukryje, co?
-Nie.. to nieprawda.. można ukryć dużo.. a przynajmniej mnie zmylić..-uśmiechnął się:- To kwestia doświadczenia...-powiedział i machnął ręką. Te rzeczy to już posiada instynktownie... a rozwijał je 5 lat.... Spojrzał na jezioro i odparł:- Nie chcesz, nie mów... podobno to dodaje tajemniczości...
Hay uśmiechnęła się pod nosem. Tajemnice... tak, z pewnością je lubiła. Bez tajemnic świat byłby jednolity i nudny, nic nie miałoby celu. - Kiedyś ci pokażę - powiedziała. - Ale na pewno nie tu i nie teraz. Wolę, kiedy ludzie nie wiedzą o mojej umiejętności.
Arthur odparł:- Skoro to taka tajemnica, to musi być duże zwierze... pewnie drapieżnik....wątpię, byś robiła tajemnicę, gdyby to był wróbel...-zaśmiał się cicho. Po chwili rzucił kamień w wodę robiąc pięć kaczek
- Gdyby to był wróbel, kruk, czy quetzal, robiłabym z tego tajemnicę - powiedziała, przyglądając się jego ruchom. - Gdyby to był jamnik, gąsienica, motyl czy świnka morska, też. Nie lubię po prostu się tym chwalić. Westchnęła, po czym położyła się w trawie, patrząc na niebo. Kilka chwil temu widać było jeszcze jasną łunę zachodzącego słońca, ale w tym momencie było całkowicie czarne, pokryte mozaiką z gwiazd. Odszukała na niebie wielką niedźwiedzicę, jak to miała w zwyczaju i uśmiechnęła się lekko, jakby do niej.
Arthur westchnął. Spojrzał w niebo i powiedział:- No dobrze... można i tak odpowiedzieć. Mozę trochę się myliłem...-uśmiechnął się nikło:- Ale to dobrze, skromność jest jedną z cnót. pewnie dlatego jesteś z Gryffindoru.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, dlaczego akurat tam przydzieliła mnie Tiara. Ale skromność bardziej pasuje mi do Puchonów. - Hayley przeczesała dłonią trawę i westchnęła cicho, prawie niedosłyszalnie. - Ty jesteś z Ravenclawu, tak?
-Tak..-odparł Arthur. Westchnął i rzucił dwa kamyki w wodę, które robiły kaczki jakby ścigając się ze sobą. :- Tak, ja z tych niebieskich...-uśmiechnał się:- I szczerze mówiąc pasuje mi tam.... nawet znalazłem parę osób godnych zainteresowania...
- Kogo na przykład? - spytała Hayley. Podniosła się do siadu i uśmiechnęła lekko. - Może ich znam. Chociaż w czasie, kiedy przez miesiąc byłam w domu, uczniów się nagle jakby namnożyło. Nie wiem, gdzie oni się wcześniej chowali - zaśmiała się cicho.
David usiadł na trawie i dotknął palcem wody Hmm letnia Mruknął do siebie Z kieszeni wyjął papierosa i zapałki odpalił papierosa,zaciągnął się i patrząc na wode krzyknął: -Siemasz ludzie jestem David -A wy??
Arthur kiwnał chłopakowi:- Arthur.-po czym spojrzał na Hayley:- Nie powiem... kobiety.. to czasami najsłodsza tajemnica... o której mówi się w zamkniętych kręgach męskich....-wyszczerzył zęby:- Właściwie... dużo tu fajnych ludzi... a David.. jest pierwszym takim entuzjastycznym. Reszta wydaje się jak szkoła widmo.
- Hayley - rzuciła w stronę nowo przybyłego. Ledwo powstrzymała się, żeby nie parsknąć śmiechem - stwierdziła, że nie wypada. - Ach, kobiety. - Pokiwała głową ze zrozumieniem. - No tak - zaśmiała się cicho.
Arthur odparł:- przynajmniej się zaśmiałaś... raz mi się udało..-wyszczerzył zęby. Rzucił kamyk w wodę puszczając kolejne kaczki. Po chwili westchnął:- Lubisz pływać?-spytał z tajemniczym uśmiechem.