Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 I że was nie opuszczę - nawet po śmierci

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Voice Follett
Voice Follett

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 2585
  Liczba postów : 1623
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9119-voice-lloyd
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9121-glos-w-twojej-glowie
http://czarodzieje.org/t9120-voice-follett-cheney-lloyd
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyNie Gru 31 2023, 11:48;


Retrospekcje

Osoby: Voice Follett, Percival M. Follett, NPC: Gerry Follett, Sophie Follett
Miejsce rozgrywki: dom Follettów w Dolinie Godryka
Rok rozgrywki: 2023
Okoliczności: rodzinne święta w duchu sentymentalnym


Wydawało jej się, że pojedynczą łzę, która nie zdążyła nawet opuścić kącika oka, otarła dyskretnie, jednym tylko palcem i pod pozorem podrapania policzka. Została jednak przyłapana. Nie pierwszy raz – a jednak wciąż nie przestawało jej to zaskakiwać.
Płaczesz? – spytał Gerry, choć wydawało się, że ani na moment nie oderwał wzroku od pierniczków, które z pomocą szerokiego pędzla dekorował lukrem, rozlewając kropelki na papier do pieczenia. Przez krótką chwilę rozważała słodkie kłamstwo – rozważała je zawsze, zanim świadomość korygowała zachowanie do właściwego – ale porzuciła ten pomysł, zdejmując rękawicę kuchenną i podchodząc do synka. Nie musiała przywoływać na usta łagodnego uśmiechu – już tam był, gdy delikatnym gestem odgarniała mu z czoła ciemne, odziedziczone po ojcu włosy, by czule ucałować skroń.
Tak. Wzruszyłam się, wiesz? Bo bardzo was kocham i cieszę się, że tu ze mną jesteś, mały smoku – odparła cicho i po prostu pozwoliła, by się do niej przytulił – mimo wciąż trzymanego w dłoni pędzla, który przycisnął do jej pleców, plamiąc błękitny sweter. Nie zamierzała zwracać mu uwagi, że powinien najpierw go odłożyć. Ciepło jego małego, pełnego ufności ciała wynagradzało wszystko. I to wciąż nie mieściło się jej w głowie.
Nie chciała przecież dzieci. Wciąż pamiętała swój spazmatyczny, nieopanowany, przesycony bólem i strachem płacz, gdy mówiła mężowi, że spełni się jego marzenie o dziecku. Pamiętała obejmujące ciało przerażenie i lęk, że będzie bolało, że nie da rady, że nie zdoła pokochać, że zamieni się we własną matkę, która nienawidziła, krzywdziła, gorzkniała. Pamiętała też żelazny uścisk Percivala i jego cierpliwość. To, jak całował jej włosy i jak powtarzał, że nie będzie sama. Gdy skończyła studia, nabrała nieco pewności, jednak zbyt mało – ale on wciąż był przy niej. Spełniał zachcianki, masował obolałe nogi i wciąż kochał się z nią całymi nocami, choć we własnych oczach była skrajnie nieatrakcyjna. A gdy pojawiła się ta drobniutka kruszynka – trzy tysiące dwieście gram Geralda Brevona Folletta, wszystko stało się prostsze. Nie bała się słowa idealny – był spełnieniem marzeń świeżo upieczonych rodziców, dużo śpiącą i dużo jedzącą oazą spokoju, której dla poczucia bezpieczeństwa wystarczył głos matki w pomieszczeniu. Teraz ta drobniutka kruszynka miała już pięć lat. I młodszą siostrę. I zmieniła całe życie swojej matki.
Mamaaa! – chwilę błogiej bliskości, w której Voice naiwnie się zatopiła, przerwał krzyk niemal-dwulatki, którą najwyraźniej znudziło rysowanie pod czujnym (miejmy nadzieję, że czujnym) okiem taty. – Prosięta! Prosięta kiedy? – spytała, machając niecierpliwie nogami w powietrzu, gdy wzywana na ratunek mama wyjrzała z kuchni. Jej ozdobione czerwoną kokardką, jasne włosy i czerwona sukienka zwiastowały, że lada moment przyjdzie czas na wigilijną kolację, a przedłużające się oczekiwanie na prezenty (w dziecięcym słowniku zwane prosiętami) nadszarpuje już jej możliwości. Voice westchnęła, kręcąc głową z czułą dezaprobatą.
Prosięta to dzieci świnki, Sophie. A prezenty będą niedługo. Mama się przebierze, zjemy kolację i otworzycie prezenty. Dobrze? – odpowiedziała z anielską cierpliwością, której nigdy wcześniej się po sobie nie spodziewała – aż do narodzin tego złotowłosego potworka, który już w pierwszych dniach życia okazał się przeciwieństwem swojego opanowanego brata. Gerry, choć podobny do ojca, odziedziczył raczej temperament matki; Sophie za to dokładnie odwrotnie – dzieliła z Voice urodę, ale z ojcem impulsywność i antytalent do przebywania w jednym miejscu.
Wyjmiesz kaczkę z piekarnika? Zejdę za dziesięć minut – jej ton wydawał się niemal bezradny, gdy patrzyła na męża z rzadko lśniącą w jej oczach bezsilnością, której świadkiem zawsze był tylko on. Powierzała mu całe swoje zmęczenie, którym starała się nie obciążać dzieci – a przynajmniej nie w święta. Święta miały być magiczne, miały zamienić się z biegiem czasu w najpiękniejsze wspomnienia. Jutro wybierali się do Kanady, żeby tam dodać bożonarodzeniowej aurze nieco śniegu i smaku pieczonych przez babcię ciast – dziś wymagało jednak od Voice jeszcze odrobiny energii. I wierzyła, że gdy już usiądą z Percivalem przy kominku, patrząc na bawiące się dzieci i oddychając zapachem gorącej czekolady, niczego nie będzie żałować.
Poprosiła jeszcze syna, by poszedł zmienić koszulkę w smoki na świąteczny sweter – również ze smokiem, ziejącym ogniem z czerwonych cekinów i złotych dzwoneczków, i zniknęła na kilka pierwszych od rana prywatnych chwil w sypialni. Tam mogła uronić jeszcze kilka łez, które szybko zasłonił świetlisty makijaż. Kochała ich wszystkich, całą trójkę, najmocniej – nawet jeśli czasem jej miłość przyćmiewały wątpliwości, czy jest dostatecznie dobrą mamą, czy jest dostatecznie dobrą żoną, dostateczną kochanką i przyjaciółką. Oddała się tej niepewności, gdy w pośpiechu wciągała pończochy, ołówkową spódnicę i czerwony sweter, pozwalając, by zmierzwione włosy z pomocą magii ułożyły się w łagodne fale. Przy Percivalu nauczyła się wiele – odpuszczać sobie szpilki podczas rodzinnych spotkań, mówić o tym, co ją dręczy, prosić o naleśniki i o jeszcze pięć minut w łóżku, przejmować inicjatywę i całować go znienacka. Nie nauczyła się jednak, jak przestać walczyć o perfekcję. Zbiegając jednak do salonu powtarzała sobie, że mają jeszcze na to całe życie.
Młoda damo, do stołu! – zawołała ze śmiechem, łapiąc na ręce goniącą Migotkę Sophie. – Rączki umyte? – spytała, sadzając córkę na krzesełku, jednak nie spodziewając się szczerej odpowiedzi po dzieciach – czujne spojrzenie zawiesiła na Percivalu, a wszelka surowość prędko z niej wyparowała, gdy dostrzegła znajomy błysk w jego oczach i rozpięty guzik koszuli.
Bo to nie było tak, że oddała temu mężczyźnie swoją duszę. To ten mężczyzna był jej duszą, nie tylko obiektem, ale i źródłem jej miłości. I źródłem jej życia.

@Percival M. Follett
Powrót do góry Go down


Percival M. Follett
Percival M. Follett

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 4912
  Liczba postów : 980
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5587-percival-magnus-follett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5589-plomykowka-percivala#161774
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7256-percival-m-follett#205227
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyNie Gru 31 2023, 17:41;

Percy wpatrywał się z czułością w Sophie, która z zapałem mazała zieloną kredką po kartce papieru. Prawdopodobnie próbowała narysować choinkę, ale Percy nie był tego całkowicie pewien i, prawdę mówiąc, nie miało to dla niego żadnego znaczenia.
Nigdy nie przypuszczał, że osiągnie taką pełnię szczęścia właśnie w roli ojca. Owszem, nadal kochał latać, a status gwiazdy quidditcha miał pewne zalety, ale jeśli coś naprawdę dawało mu radość, to chwile spędzone z dziećmi i Voice - ten ich mały, ciepły świat, w którym był po prostu sobą, Percivalem Magnusem Follettem, a nie "pierwszą pałką Wielkiej Brytanii", co brzmiało tyleż chwytliwie, co odrażająco. Zazwyczaj całe Boże Narodzenie spędzali w Kanadzie, jednak na skutek drobnych zawirowań w tym roku mieli dołączyć do klanu Follettów dopiero następnego dnia rano i mimo że Percy uwielbiał wielkie zjazdy rodzinne, rozkoszował się wizją cichego świątecznego wieczoru we własnym domu.
Roześmiał się cicho, słysząc sprostowanie Voice, po czym uniósł na żonę lśniące spojrzenie.
- Oczywiście, złotowłosa. Nie spiesz się. Mam wszystko pod kontrolą - obiecał i rzeczywiście tak było, bo Percy naprawdę doskonale dawał sobie radę z dziećmi. Sam miał wspaniałego ojca i w jakimś sensie wziął sobie za punkt honoru, by dorównać Brevonowi - i odkrył, że idzie mu to całkiem nieźle. Czasem czuł wyrzuty sumienia, że wyjazdy na zgrupowania czy mistrzostwa zabierają mu tyle czasu, ale z drugiej strony jego nienormowany czas pracy sprawiał, że często spędzał poza domem zaledwie trzy czy cztery godziny, resztę dnia mogąc poświęcić dzieciom i odciążyć zapracowaną Voice. Nie poświęcał się - po prostu rodzina zawsze była dla niego priorytetem, a fakt, że tworzyli ją razem z Voice, sprawiał, że kochał wracać do domu. Nawet jeśli czasem już w progu trafiał na Sophie, która wyła z taką wściekłością, że zastanawiał się, czy jednak Voice nie przekazała jej odrobiny genów wili albo innej magicznej zołzy.
- Gerry, pomóż Soph udekorować tego ostatniego pierniczka, dobrze? - poprosił pogodnym tonem Percy, wchodząc do kuchni z Sophie w ramionach i sadząc ją na krześle. Wiedział, że to odwróci uwagę małej na tyle, że nie będzie się kręciła przy gorącym piekarniku. Synek skinął z powagą głową i zaczął pomagać młodszej siostrze dekorować piernikową gwiazdkę złotymi kuleczkami, tłumacząc jej coś z dziecięcą powagą. Percy uśmiechnął się pod nosem i sprawnie wyjął kaczkę z piekarnika, odstawiając je na blat - w bezpiecznej odległości od dzieci - a potem upewniając się, że sos żurawinowy smakuje dokładnie tak, jak powinien. A potem po prostu stał z ramionami splecionymi na piersi, obserwując dzieci i czując zalewającą go falę miłości. Kochał je i gdyby mógł, zatrzymałby tę chwilę. Gdyby miał myślodsiewnię, właśnie to wspomnienie przywoływałby raz po raz, zanurzał się w nim i napawał niewinnym urokiem tej chwili. Jeszcze przez chwilę pozwolił im babrać się w lukrze, po czym umył im lepkie łapki i zagonił do salonu, niosąc uroczyście kaczkę, którą zdążył przełożyć na półmisek i ozdobić żurawiną.
Kiedy Voice weszła do salonu, posłał jej szeroki uśmiech, czując mocniejsze bicie serca. Czasami czuł się przy niej jak szczeniak, ale tylko w tym sensie, że jej uroda i słodycz niezmiennie robiły na nim równie duże wrażenie. Zmieniła go - pozwoliła mu stać się mężczyzną, jakim zawsze chciał być, a mimo to czasem miał wrażenie że to ona była mu wdzięczna za życie, jakie razem stworzyli. Zupełnie bez sensu. Przesunął wzrokiem po jej zgrabnych nogach, krągłych biodrach, smukłej talii i biuście, po czym uśmiechnął się łobuzersko, zaglądając jej głęboko w oczy. Sam miał na sobie ciemne spodnie, białą koszulę i kamizelkę w kratkę, która była jedynym ustępstwem na rzecz elegancji, bo Percy jak to Percy - zawsze twierdził, że mu za ciepło, a święta bez trzaskającego w kominku ognia wydawały się niepełne.
- Rączki umyte. Choć niektórzy nadal mają nieczyste myśli - dodał szeptem, podchodząc do niej z uśmiechem i obejmując ją w talii. - Wspominałem, że bardzo cię kocham? - zagadnął, po czym pocałował ją leniwie w usta, co dzieci przyjęły piskiem i oklaskami. To byłaby kolejna część wspomnienia, którą odtwarzałby w myślodsiewni. Raz za razem.
Powrót do góry Go down


Voice Follett
Voice Follett

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 2585
  Liczba postów : 1623
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9119-voice-lloyd
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9121-glos-w-twojej-glowie
http://czarodzieje.org/t9120-voice-follett-cheney-lloyd
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyPon Sty 01 2024, 18:45;

Czuła ulgę, mogąc oddać sprawy w jego ręce, wiedząc, że może mu zaufać w każdej kwestii – zupełnie błahej, jak wyjęcie kaczki z piekarnika, ale też w sprawach wagi ciężkiej. W jej pamięci wciąż żywe pozostawało przecież wspomnienie narodzin Sophie, gdy w silnym skurczu omal nie osunęła się po schodach, a on, łapiąc ją w ramiona, zapewnił, że nie muszą teleportować się do Munga, że kiedyś przyjął poród hipogryfa. Pamiętała też, jak pokrzykiwała na niego, że jej córka nie jest jakimś jednorożcem, i jak łkała bezradnie, bojąc się choćby drgnąć z bólu. Sprawdził się w najważniejszej sprawie, w sprawie nowego życia, i nie bała się już oddać mu takich drobnostek, jak kąpiel dzieci czy zrobienie zakupów. Ich błoga codzienność wynikała z zaufania, które przenikało każdą chwilę, nawet najtrudniejszą. Sprawdzili się – w ogniu niespodziewanych zdarzeń i miłości, na której drodze stało przecież tak wiele przeszkód. Gdy trzymał ją za rękę, nic nie wydawało się jednak straszne; był siłą, która popychała ją do przodu, nie pozwalając, by bała się zbyt długo, by topiła się we własnym lęku. Pociągnął ją za sobą, odrywając od ciężaru przeszłości. Wystarczyło pół roku, by zostali narzeczeństwem, po nieco ponad roku – byli już małżeństwem, po kolejnym półtora roku – zostali rodzicami. A ona nie żałowała ani jednej sekundy. Bo spełnił nawet te jej marzenia, z których nie zdawała sobie sprawy – o domu, w którym dwa szkraby wpadają w niedzielny poranek do łóżka, żeby przytulić się, poddusić ojca, odetchnąć zapachem kremu matki i wymyślić, co chcą na śniadanie.
Gdy spojrzeli sobie w oczy, obdarzyła go bezradnym, pełnym czułości uśmiechem. Uwielbiała, gdy na nią patrzył, i kochała go za to, że patrzył wciąż tak samo – mimo upływu lat, mimo że jej ciało się zmieniło i poznał je już doskonale. Jego wzrok, pełen miłości i fascynacji, był dla niej najpiękniejszym komplementem.
Muszą się jeszcze z nimi pomęczyć – odparła ze śmiechem i musnęła wargami jego policzek, zanim odnalazł drogę do jej warg. Westchnęła, odprężając się momentalnie, a słysząc piski dzieci, uśmiechnęła się w usta męża, oddając mu pocałunek przeciągle, słodko, choć w ryzach grzeczności właściwej porze i obecności kilkulatków. Cofając głowę, trąciła jeszcze nosem jego nos, nie umiejąc odmówić sobie jeszcze tej ulotnej bliskości. – Nie pamiętam. Ale wspomnę, że ja też bardzo cię kocham… – szepnęła, na pełną ulgi chwilę opierając głowę na jego ramieniu. Całe zmęczenie uleciało. I nie potrzebowała już niczego więcej, by ten wieczór był spełnieniem marzeń. – Zaczynamy od zupy – zarządziła w końcu, zaciskając jeszcze krótko dłoń na nadgarstku męża, jakby nie umiała się z nim rozstać. Jej ciało nie zdążyło jednak nawet zapomnieć o jego cieple – gdy usiedli przy stole, zaraz znów to trzymali się za ręce, to gładził jej udo, to ściskał kolano, to całowała jego skroń. I nie przeszkadzało im nawet pomaganie Sophie w jedzeniu. Ani wskakująca na kolana Migotka. Było idealnie; mimo rozlanego soku, ziemniaków przyklejonych do sukienki, okruszków pierniczków pod swetrem. Voice Follett była doskonale szczęśliwa.

I ciap! Ciap! – ćwierkała Sophie, testująca drewniane stemple, gdy jej brat budował z nowych klocków krainę smoków (i księżniczki-lalki, która czekała na swój dom). – To kociek! A to lyba! – informowała Gerry’ego z entuzjazmem, starannie wyciskając na brystolu kolejne obrazki. Voice była pod wrażeniem, że Gerry ani razu nie okazał zniecierpliwienia ani zmęczenia towarzystwem młodszej siostry. Zerkał na jej małe dzieła, a gdy sam kończył budować jakiś element, również z dumą jej go pokazywał. Ich zadowolenie z prezentów nie mogło umknąć uwadze – a tym samym rodzice zyskali chwilę dla siebie.
Siedziała tuż przy mężu, z nogami przełożonymi przez jego kolana, z kubkiem gorącej czekolady w dłoniach, przymykając oczy niemal sennie. Jej głowa leciutko opadała na jego ramię; świece i choinkowe lampki malowały pokój złotem i łagodnością. Choć dzieciaki były pochłonięte prezentami, była pewna, że kiedyś docenią też to, co ona widziała w tej chwili – ich wspólną obecność, bliskość, spokój tego wieczoru, dźwięk śmiechu Percivala i jej milczący uśmiech, gdy wieszała na choince bombki z ich imionami, w ulubionych kolorach, pamiątkowe, które przy pomyślnych wiatrach miały przetrwać pokolenia.
Jak zasną, zrobimy sobie gorącą kąpiel… Pachnącą pomarańczą i cynamonową bezą. Zdejmę z ciebie tę kamizelkę… Zrobimy sobie jeszcze jeden prezent – szepnęła mu do ucha, błądząc delikatnie opuszkami po jego silnym ramieniu. – Pamiętasz nasze pierwsze święta z nim? Jak miał miesiąc i karmiłam go za choinką, bo płakał, gdy odchodziliśmy od was za daleko? – spytała cicho, z pełnym rozczulenia uśmiechem, zaglądając mężowi w oczy. Był wtedy przy niej – odgarnął kłujące gałązki i wsunął się za jej plecy, żeby żadna jej nie przeszkadzała, i obejmował od tyłu, podtrzymując zmęczone ramiona i osłaniając ją i ich synka przed światem.
Powrót do góry Go down


Percival M. Follett
Percival M. Follett

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 4912
  Liczba postów : 980
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5587-percival-magnus-follett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5589-plomykowka-percivala#161774
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7256-percival-m-follett#205227
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyWto Sty 02 2024, 17:23;

Od pierwszej chwili czuł się za nią odpowiedzialny i chyba po raz pierwszy w życiu miał świadomość, że jest komuś potrzebny. Ta myśl nie była ani ciężarem, ani czymś, co tylko łechtało jego próżność, ale po prostu pewnością, która nadawała życiu sens. Widział, jak dzięki jego czułej opiece Voice rozkwita - najpierw, gdy pomógł jej podźwignąć się z depresji, a potem jeszcze wiele razy, gdy na ich drodze pojawiały się trudności albo wątpliwości. Gdy rodziły się dzieci. Czuł się przy niej dorosły i kompletny, a gdy patrzył na jej piękną twarz, gdy zaglądał w te niebieskie, ufne oczy, jego serce ściskało się gwałtownie ze wzruszenia, że właśnie z nią dzieli życie. I że mimo wszystkich przeciwności jest ono bardzo piękne.
Kochał wracać w jej ciepłe ramiona, poddawać się jej kojącemu dotykowi po męczącym treningu. Nie mógł się nadziwić, skąd wiedziała, które miejsce boli go najbardziej, który mięsień jest najbardziej spięty, który fragment jego dzielnego gryfońskiego serca najbardziej potrzebuje jej czułości. Uzupełniali się i rozumieli niemal bez słów, choć czasem przecież się kłócili - Voice raniła precyzyjnie ostrym słowem, a Percy potrafił przestraszyć gwałtownością swoich wybuchów. A jednak zawsze wracali w swoje objęcia, przepraszając i obiecując poprawę. I zawsze się poprawiali - na tyle, na ile pozwalała na to ludzka natura.

Percy obserwował z leniwym uśmiechem bawiące się dzieci, podziwiając cierpliwość Gerry'ego, a w energii i entuzjazmie Sophie dostrzegając siebie. Kochał te szkraby i kochał takie chwile jak ta. Zupełnie niepozorne, niemające nic wspólnego z triumfem po wygranym meczu, a o tyle cenniejsze. Zamruczał nisko, czując subtelny dotyk żony, rozkoszując się jej spokojem i łagodnym rozleniwieniem. Pogłaskał delikatnie jej łydkę, potem kolano, a wreszcie udo, choć nie było w tym nic erotycznego... przynajmniej nie na tyle, by nie mógł sobie na to pozwolić przy dzieciach.
- Och, w takim razie musieliśmy być w tym roku bardzo, bardzo grzeczni, skoro zasłużyliśmy na tyle prezentów... - zażartował, całując ją przeciągle w policzek. - Nie podoba ci się moja kamizelka? -zapytał zaczepnie, nie mogąc sobie odmówić tej drobnej przyjemności. Uśmiechnął się z lekkim wzruszeniem i skinął głową. - Był taki maleńki... I miał taką śmieszną czarną czuprynkę... Merlinie, nie wierzę, że teraz jest już taki duży, że tak opiekuje się Soph... - westchnął, popadając w nietypową dla siebie zadumę, zabarwioną czymś na kształt nostalgii. Pocieszała go myśl, że upłynie jeszcze kilka lat, zanim Gerry pójdzie do Hogwartu, ale w jakiś niemądry, niemęski sposób już zaczynał za nim tęsknić. W pewnym sensie każda nowo zdobyta umiejętność czyniła jego małego synka bardziej samodzielnym i sprawiała, że oddalał się od rodziców o kolejny krok. Oczywiście wzbudzało to dumę Percy'ego, ale też uzmysławiało, że czas nieubłaganie gna do przodu - nawet jeśli po nim i Voice nie było tak bardzo tego widać.
Powrót do góry Go down


Voice Follett
Voice Follett

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 2585
  Liczba postów : 1623
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9119-voice-lloyd
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9121-glos-w-twojej-glowie
http://czarodzieje.org/t9120-voice-follett-cheney-lloyd
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyWto Sty 02 2024, 18:38;

Przestała już mu to powtarzać, bo zawsze marszczył wtedy brwi – ale wciąż uważała, że ją ocalił. Nie tylko metaforycznie. Gdyby tamtego dnia nie znalazł jej na ulicy, gdyby nie zabrał jej do siebie, być może zimowy, londyński chłód pozwoliłby jej dołączyć do chłopaka, którego tak bardzo wtedy opłakiwała. Gdyby nie pisał, nie pytał, jak się ma, mogłaby zdecydować, że nie ma po co żyć, skoro straciła wszystko. On jednak stał się jej nowym wszystkim. Wypełnił ziejącą w jej sercu pustkę swoim ciepłym śmiechem, palącymi się w oczach ognikami, dotykiem, który był tak naturalny i pozbawiony dwuznaczności, że oddała mu całe swoje zaufanie – a potem i całą siebie. Nie zauważyła, w którym momencie się w nim zakochała – miłość przyszła po cichu, zakradając się w jej myśli, podsuwając w snach jego obrazy. I choć był mężczyzną pełnym zmysłowości, o którego temperamencie krążyły legendy, ich fizyczność pojawiła się równie łagodnie – wraz z pierwszym słowem kocham. Doskonale pamiętała tamten dzień, zapach zielonej trawy, deszcz sypiących się z drzew płatków kwiatów, słońce, dotyk wiatru i jego czułe dłonie. I ten uśmiech, którym nadal witał ją w łóżku; uśmiech, który sprawiał, że czuła się jak niedoświadczona dziewczyna, która zawsze należała tylko do niego. Pamiętała, jak po wszystkim przygarnął ją do swojej piersi i jak wtedy po raz pierwszy nieśmiało pomyślała, że ten czarujący, pełen energii chłopak jest chyba jej mężczyzną. Poczuła się doskonale na swoim miejscu; jakby w końcu dotarła do bezpiecznej przystani, w której mogła odpocząć – i czuła się tak do dziś.
Ich bliskość nie wymagała słów. Obfitowała za to w gesty, które przychodziły im z większą łatwością, niż wyznania. Wciąż szukali swojego dotyku, wymieniali spojrzenia, pocałunki, pozwalając, żeby ich dusze porozumiewały się bez ani jednego szeptu. Niektórzy patrzyli na to z podziwem – w końcu wciąż byli jeszcze młodym małżeństwem, a ta umiejętność towarzyszyła im już na samym początku; oni jednak nie potrzebowali wiele, by wszystko wiedzieć. Wystarczyło, że czuli – ciężar oddechu, mocniejsze zaciśnięcie palców, szybsze bicie serca, bezsilność mięśni, nieznaczne drgnienie kręgosłupa. Kiedyś traktowała fizyczność bardzo instrumentalnie; szukała jedynie spełnienia, a przynajmniej – rozładowania zgromadzonego napięcia. Przy nim każde muśnięcie nabrało znaczenia i niosło emocje. Jak teraz – gdy gładził jej nogę, niemal odczytywała jego myśli. Całą jego czułość, miłość, rozleniwienie, ale też nadzieję na wspólną noc. Pocałowała go delikatnie w ucho, odstawiając kubek na stoliczek przy kanapie, by móc swobodnie otulić ramionami jego szyję i spojrzeć mu w oczy, głęboko i miękko. Umieli patrzeć na siebie godzinami, choć wiele innych par speszyłaby przeciągająca się intensywność spojrzenia.
Nie przygotowałam dla ciebie rózgi, Follett, to nie w moim stylu… Nawet jeśli mam pewne uwagi co do twojego zachowania – roześmiała się cicho, pocierając koniuszkiem nosa jego nos. Gdy już wpadali w swoje ramiona, trudno było ich od siebie oderwać – na szczęście dzieci nie były dziś zainteresowane zabawą z nimi. Voice pomyślała, że szkoda, że święta nie wypadają przynajmniej raz w miesiącu. – Bardzo elegancka. Ale ja lubię cię bez niej – szepnęła i skradła mu pocałunek, krótki i dla postronnego obserwatora bardzo słodki – gdyby nie dyskretne skubnięcie zębami dolnej wargi, po którym, jak gdyby nigdy nic, po prostu złożyła głowę na jego ramieniu, wracając do roli wzorowej pani domu. – Ćśś, nie smęć… Przez ciebie poczuję się staro – mruknęła z rozbawieniem, ale jakiś blady cień na jej twarzy zdradzał silne poruszenie – niekoniecznie tą starością, a upływem czasu, dorastaniem dzieci i świadomością, że nigdy nie będą już tak bezbronne i zależne od nich, jak w tych pierwszych miesiącach. Że pewnego dnia być może krzykną w kłótni, że ich nienawidzą, że nauczą się kiedyś trzaskać drzwiami i że kiedyś po prostu przestaną siedzieć na dywanie i bawić się zabawkami. Odetchnęła ciężko, bojąc się, że jej oczy znów napełnią się łzami. – Jesteś najlepszym mężem na świecie, wiesz? – wyrwało jej się jednak, a gdy tylko pytanie wybrzmiało, przygryzła dolną wargę, czując, że, mimo starań – potoki łez spływają po jej policzkach. – Pamiętam, jak go wziąłeś pierwszy raz na ręce… I jak pierwszy raz przyniosłeś mi go w nocy do łóżka. I jak… – zamilkła, bo jej głos zadrżał dość mocno, by była pewna, że kolejnym słowom będzie już towarzyszył szloch – a to zwróciłoby uwagę dzieci. I prawdopodobnie by je zaniepokoiło. Wtuliła się więc tylko mocniej w męża, zaciskając usta i starając się uspokoić oddech.
Kto by pomyślał, że jeden mężczyzna wystarczy, by zamienić twardą Ślizgonkę w sentymentalną, zapłakaną istotę, którą wzrusza widok choinki i uścisk znajomych dłoni?
Powrót do góry Go down


Percival M. Follett
Percival M. Follett

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 4912
  Liczba postów : 980
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5587-percival-magnus-follett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5589-plomykowka-percivala#161774
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7256-percival-m-follett#205227
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyCzw Sty 04 2024, 15:06;

Przy niej był inny. Dla niej stał się inny, choć ta zmiana nie była wymuszona, bo przyszła naturalnie, jakby w odpowiedzi na jej potrzeby i na nią samą. Być może zawsze pragnął właśnie takiej miłości - romantycznej, może trochę staroświeckiej, a przecież wcale nie sztucznej. Przy niej mógł być rycerzem w lśniącej zbroi, sięgnąć do pokładów czułości, szacunku i wielkoduszności, na których chyba nikomu wcześniej nie zależało. Których nikt od niego nie chciał ani nie potrzebował. Przy niej mógł być sobą - odsłonić się i ufać, że nie zostanie przez nią skrzywdzony, bo wbrew pozorom jego też można było dotkliwie zranić, złamać mu serce, sprawić, że zwątpi we wszystko. Zawsze pragnął mieć kogoś, z kim mógłby stworzyć taki dom, w jakim sam dorastał. Kogoś, kto widziałby przede wszystkim jego, a nie blask reflektorów; kto słyszałby jego głos, a nie wycie kibiców na trybunach. Tym kimś okazała się właśnie Voice i mimo że może on uratował ją w bardziej oczywisty i namacalny sposób, jej zasługi wcale nie były mniejsze, a jedynie bardziej nieuchwytne i subtelne.
Nie tylko pogodził się z myślą, że Voice potrafi czytać z jego ciała jak z otwartej księgi, ale z czasem zaczął znajdować w tym przyjemność, wręcz ulgę. Czasem o tyle łatwiej było na nią spojrzeć albo ścisnąć jej dłoń niż rozwlekle opowiadać o swoich uczuciach. Tego też się nauczył, ale jej cudowny instynkt niezmiennie mu imponował, mimo że sam też posiadł tę sztukę. Wiedział dokładnie, co oznacza nerwowe drgnienie jej ust, trzepot rzęs, konkretny ruch palców i potrafił szybko rozładowywać napięcie, zanim emocje zdążyły wziąć górę, zanim Voice wpadła znów w pułapkę toksycznych myśli.
- Och, doprawdy? Co przeskrobałlem? - roześmiał się Percy, po czym skradł jej leniwego całusa, masując delikatnie jej łydkę. Mruknął z zadowoleniem i rozbawieniem, słysząc tę deklarację, po czym odwzajemnił pieszczotę - równie dyskretnie i równie zaczepnie, bo lekko musnął językiem jej ciepłe wargi.
- Och, Vi... my się nie starzejemy, pamiętasz? Tylko dzieci rosną, to wszystko... - zażartował ciepło, mimo że jego spojrzenie nadal wydawało się nieco melancholijne. Był ciekaw, na jakich dorosłych wyrosną ich dzieci, a jednocześnie chciałby, żeby zawsze były ich maluchami, które mogli chronić przed ciemnymi stronami życia. - A ty najlepszą żoną, złotowłosa... - wyszeptał z czułością, gładząc delikatnie jej policzek, a po chwili zaczynając łagodnie ocierać jej łzy. Nie strofował jej, żeby nie płakała - rozumiał, że te emocje muszą znaleźć ujście i że drugą stroną medalu, jakim jest wielkie szczęście, jest strach przed jego utratą. Przed przemijaniem. - Wiem... I nikt nam tych chwil nie odbierze. A pomyśl, ile jeszcze przed nami. Ile chwil będziemy chcieli zapamiętać, bo będą bardzo piękne. Będzie ich tylko więcej i więcej... - wyszeptał z uśmiechem, niespodziewanie wierząc we własne słowa. Nie było sensu opłakiwać tego, co już się wydarzyło i było dobre, skoro czekały na nich kolejne wzruszenia, radości i momenty, które chcieliby odtworzyć w myślodsiewni.
Powrót do góry Go down


Voice Follett
Voice Follett

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 2585
  Liczba postów : 1623
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9119-voice-lloyd
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9121-glos-w-twojej-glowie
http://czarodzieje.org/t9120-voice-follett-cheney-lloyd
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyCzw Sty 18 2024, 15:38;

Wahała się długo, niepewna, czy właśnie to jest życie dla niej.
Zawstydzał ją blask reflektorów. Jego twarz na okładkach. Wpatrzone w niego tłumy kobiet. Znane nazwisko. Fakt, że należał do świata, gdy ona skrycie chciała, żeby należał tylko do niej. Lubiła, gdy zaszywali się we dwoje w jego mieszkaniu, gdy brał ją w ramiona, szeptał do niej i był jej Percy’m, czułym, roześmianym, którego silne dłonie potrafiły dotknąć tak delikatnie, że zatapiała się w poczuciu bezpieczeństwa. Lubiła, gdy spędzali poranki w wymiętej pościeli, niewiele mówiąc, tylko czując i obdarzając siebie nawzajem kojącą łagodnością. Nie była jednak pewna, czy ten Percival, który grał w reprezentacji i budził entuzjastyczne okrzyki kibiców, pasował do niej równie bardzo jak ten, z którym wylegiwała się na chorwackiej plaży, mając wrażenie, że są na świecie sami. Zdecydowała się jednak zaufać – uwierzyć w to, że mężczyzna, którym był tylko przy niej, był jego najprawdziwszą wersją; jego duszą, która ukazywała się tylko pod wpływem jej delikatnego dotyku i cichego głosu. Uwierzyć w to, że osłoni ją i ich rodzinę przed fleszami i że zawsze najpierw pomyśli o niej, a nie o pełnej presji karierze. I wiele razy dał jej dowody na to, że uwierzyła słusznie.
Gdy pierwszy raz zrezygnował z treningu, by zostać przy niej, gdy zbliżało się rozwiązanie, zrozumiała, że wszystko, co jej ślubował, ślubował szczerze. I że będzie nie tylko wspaniałym mężem, ale też kochającym ojcem, który zaopiekuje się Gerry’m, gdy jej będzie już brakowało siły. Nigdy nie zawiódł – choć bez wątpienia był tym bardziej rozrywkowym rodzicem (do dziś nie wybaczyła mu tego, jak zabrał ich trzylatka na pierwszy lot na miotle), miał w sobie też troskę, którą doceniła od pierwszej chwili, gdy wziął synka na ręce. Zadziwiało ją czasem, jak wiele ten potężny mężczyzna miał w sobie wrażliwości, jak bardzo potrafił być uważny, z jaką ostrożnością i wzruszeniem trzymał wtedy drzemiącego malca o ciemnej czuprynce, choć przecież tak wiele razy słyszała o nim, że jest narwany, gwałtowny, niecierpliwy. Zmieniał się dla niej, dla nich – i patrzyła na to z fascynacją, zakochana w każdym nowym dostrzeżonym szczególe.
Przestałeś zapraszać swoją żonę na randki – szepnęła z rozbawieniem, muskając opuszką kciuka koniuszek jego nosa, gdy zdołała oderwać się od jego warg. Czasami ulegali rutynie, przyzwyczajali się do ciepła i spokoju domu, zapominając o tym, jak kiedyś wymieniali się w restauracji pisanymi na serwetkach wiadomościami; za każdym razem udawało im się jednak do tego wrócić, podsycić ogień jeszcze raz – ale Voice w gruncie rzeczy lubiła sposób, w jaki ich związek okrzepł. Stanął na mocnym gruncie – przywiązania i codziennego oddania, a nie tylko ekscytacji i dreszczy pierwszych wymienionych spojrzeń. Mogła przy nim odpocząć. Nie musiała wciąż się stroić, nie musiała być perfekcyjna, zmysłowa, interesująca – w swoje najgorsze dni mogła po prostu zwinąć się przy nim w kłębek i mieć pewność, że Percy kocha ją tak samo.
Nie? Zmarszczki robią mi się od młodości? – roześmiała się cicho, choć bez wątpienia w swoim stylu zwyczajnie przesadzała. Pociągnęła nieznacznie nosem i wtuliła na chwilę twarz w jego ramię, by łzy wsiąkły w materiał koszuli, a oddech uspokoił się wraz z miarowym biciem jego serca. Odetchnęła głęboko i po dłuższej chwili uniosła na niego lśniące, miękkie, nieco bezradne spojrzenie, i zdobyła się na delikatny uśmiech – nieśmiały, ale szczery. Oplotła ramionami jego szyję i oparła czoło o jego czoło, czując, jak ciało powoli rozluźnia się pod wpływem jego bliskości – i nawet nie zauważyła, gdy przy drugim boku Percivala znikąd wyrosła mała blondyneczka, która demonstracyjnym, dumnym gestem wcisnęła im między twarze kartkę.
Pacz! To ty! – oświadczyła z zadowoleniem, pokazując mu swoje dzieło: dziesiątki pieczątek z niedźwiedziem, we wszystkich możliwych kolorach, których widok sprawił, że Voice mimowolnie parsknęła śmiechem.
To jest niedźwiedź, kochanie. Taki duży miś. Tata nie jest niedźwiedziem. Nie jest aż tak… włochaty – zamruczała, delikatnie wciągając córkę na swoje kolana. Odgarnęła jej z czoła jasne włoski, z pewnym rozczuleniem zauważając, że ciemne oczy Sophie już się kleiły. – Chyba jesteś śpiąca, młoda damo? Księżniczki idą do spania? – spytała miękko, zwracając uwagę na ściskaną w lewej rączce nową materiałową lalkę dziewczynki, która pokiwała delikatnie głową.
Cień lasu? – spytała z nadzieją, wlepiając w ojca błagalne spojrzenie. Chodziło oczywiście o największe święto, większe niż Boże Narodzenie – dzień lasu, gdy można było nie myć się przed snem.
Powrót do góry Go down


Percival M. Follett
Percival M. Follett

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 4912
  Liczba postów : 980
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5587-percival-magnus-follett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5589-plomykowka-percivala#161774
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7256-percival-m-follett#205227
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptySob Sty 20 2024, 22:51;

- Ach - roześmiał się Percy, zaglądając jej w oczy i zaraz całując w czoło. - To prawda. Nie jestem z tego dumny i obiecuję poprawę. Dasz się zaprosić na randkę po powrocie z Kanady? - zapytał z tym rozbrajającym, łobuzerskim uśmiechem, którym podbił jej serce.
Lubił ich domowe ciepło, rozkoszował się wspólną rutyną, która przy jego pracy była luksusem i czymś, za czym bardzo tęsknił, gdy spędzał kolejne noce w bezosobowych hotelach. A jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nadal są młodzi i oprócz łagodnego, stałego żaru potrzebują też iskier i płomieni - trzymanych w ryzach, ale jednak obecnych w ich życiu. Ale jeśli nawet nie wypisywali do siebie pikantnych wiadomości na serwetkach, nie obmacywali się pod stołem i nie czuli wielkiej pokusy, żeby kochać się w publicznej toalecie, to nadal potrafili na siebie patrzeć. Och, ich oczy wyrażały wiele i oboje opanowali trudną sztukę uwodzenia wzrokiem, wyrażania swojego pożądania w sposób tyleż subtelny, co wymowny i przez swoje wyrafinowanie nadzwyczaj działający na zmysły. Percy doceniał złożoność ich wieloletniego związku; sposób, w jaki poznali nie tylko swoje ciała, ale też przyzwyczajenia, drobne dziwactwa, lęki, tęsknoty, reakcje, sympatie i antypatie, jednocześnie nie nudząc się sobą wzajemnie, a tylko czując głęboką wdzięczność za kogoś, przy kim mogą się odsłonić. Dla żadnego z nich odsłanianie się nie było prostą sprawą, mimo że zupełnie z różnych powodów: Voice była zranioną dziewczyną z koszmarną przeszłością i bycie bezbronną oznaczało dla niej narażanie się na kolejne ciosy, podczas gdy Percy był złotym chłopcem, gwiazdą, której prywatności i uczuć nikt nie szanował, a wiele osób chciało go po prostu wykorzystać, grzejąc się w blasku jego popularności. Fakt, że Percy i Voice zdołali zbudować związek i dać sobie dokładnie to, czego potrzebowali, zakrawał na cud - i bronili tego cudu z całą konsekwencją i stanowczością, nie ulegając pokusom, jakie podsuwał im celebrycki świat. Pielęgnowali swoje życie rodzinne, swoją miłość i prywatność, wiedząc, że to właśnie to ma dla nich największą wartość.
Uwielbiał moment, kiedy po długim dniu zmywała makijaż i wsuwała się do łóżka ubrana w jego koszulkę. Rozczulała go swoją bezbronnością, naturalnością i myślą, że tylko on zna ją taką. Ale uwielbiał też chwile, kiedy wyłaniała się z łazienki w wieczorowej kreacji, gotowa towarzyszyć mu na gali albo bankiecie - olśniewała go za każdym razem i sprawiała, że nie potrafił oderwać od niej oczu. Jego uczucia były zawsze intensywne i mimo upływu czasu nie traciły na sile, a jedynie nabierały głębi i złożoności. Czasem czuł się niemal dziwnie, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście kocha Voice coraz bardziej, podczas gdy jego koledzy rozstawali się z kolejnymi dziewczynami, które ich znudziły. Nie rozumiał tego, ale nie zabierał w tej sprawie głosu, mając wrażenie, że albo wyjdzie na sentymentalnego romantyka, albo zacznie kłuć innych w oczy swoim szczęściem. Zresztą nie czuł potrzeby zwierzania się kolegom ze swojego pożycia małżeńskiego - był stateczną głową rodziny (przynajmniej na taką pozował) i dobrze mu było w tej roli.
- Nie masz żadnych zmarszczek, Vi. A jeśli kiedyś ci się zrobią, to tylko od uśmiechu. To bardzo miłe zmarszczki - zapewnił z rozbawieniem. Łagodnie głaskał ją po głowie, pozwalając jej się wypłakać i jakoś trzymając własne wzruszenie w ryzach. W tym ostatnim szybko pomogła mu Sophie.
- To ja? Nie wiedziałem, że taki ze mnie wielki miś - roześmiał się serdecznie Percy, nachylając się, by ucałować córeczkę siedzącą na kolanach Voice. Mrugnął do niej konspiracyjnie. - Cóż, tata-niedźwiedź bardzo lubi las, więc myślę, że dzisiaj możemy zrobić dzień lasu i iść spać na brudasa - zażartował, po czym spojrzał na Voice. - Jeśli chcesz, ułożę ich dzisiaj do snu i do ciebie wrócę - zaproponował miękko, przypuszczając, że żonie przyda się chwila spokoju i odpoczynku.
Powrót do góry Go down


Voice Follett
Voice Follett

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 2585
  Liczba postów : 1623
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9119-voice-lloyd
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9121-glos-w-twojej-glowie
http://czarodzieje.org/t9120-voice-follett-cheney-lloyd
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptySro Sty 24 2024, 14:28;

Podbił jej serce nie tylko tym beztroskim, szczerym uśmiechem, ale przede wszystkim towarzyszącym mu błyskiem w oku. Błyskiem, który od razu pozwolił jej zajrzeć w jego myśli – i odczytać z nich czystość intencji. Lgnęła do niego, bo był autentyczny – bo jego radość na jej widok nie była grą, jego zachwyt nad każdą jej blizną nie był tylko pozorem. W jego czekoladowych tęczówkach widziała wszystko i gdy nie była pewna jego słów, jego spojrzenie wystarczyło, by zapewnić ją o miłości. Gdy obudziła się w jego mieszkaniu, zdezorientowana i przytłoczona niepewnością, nie uciekła – bo zaufała łagodności jego wzroku, ciepłym iskrom, do których rozpalenia wystarczyło najprostsze zdanie, skinienie głowy, nieśmiały uśmiech, którym próbowała go wtedy obdarzyć. Od tamtej pory zawsze szukała odpowiedzi w jego oczach – jak wtedy, gdy po raz pierwszy ją pocałował, gdy kręciło im się w głowach od walca, a ona chciała spytać, czy mówiąc jej, że jest stworzona do walca, chciał też powiedzieć, że są stworzeni dla siebie. Pamiętała noc, którą spędzili wtedy razem – obejmując się tylko czule, nie szukając bardziej erotycznego dotyku, jakby wydawał się mniej ekscytujący, niż wzajemna delikatność, uważność, miłość zamknięta w złożonym na czole pocałunku i subtelnym muśnięciu palców na wysokości łopatki. Fizyczność przyszła z czasem – najpierw nauczyli się najcenniejszej sztuki – odczytywania pragnień o wiele bardziej prozaicznych, niż pożądanie. Pragnień, które wypełniały ich spojrzenia, a na które reszta świata pozostawała ślepa, jakby tylko oni poznali szyfr.
Tak – uśmiechnęła się tylko i obdarzyła go leciutkim, przelotnym, ale miękkim pocałunkiem – obietnicą, że słowa dotrzyma i że ich randka będzie wyjątkowa. Jak wszystkie inne; nawet jeśli tym razem nie wybierali się na bal w Operze Wiedeńskiej. Od samego początku nie potrzebowali wiele, by cieszyć się swoją obecnością – do pierwszej miłości wystarczył im przecież kwitnący sad. A Voice do dziś uważała, że była to jedna z najpiękniejszych scenerii, w jakiej mieli okazję się kochać.
Lubiła to, z jaką łatwością przechodzili od bycia tak przykładną, że niemal nudną parą młodych rodziców do bycia dwójką rozpłomienionych kochanków, którzy nie mogli oderwać od siebie rąk i nie potrafili się sobą nacieszyć, jakby trafiali w swoje ramiona pierwszy raz od lat, a nie po prostu znów i znów. Nie potrzebowali wiele, by podsycić ten płomień; nie potrzebowali też wiele, by nieco go ugasić, słysząc rano tupot małych stóp zmierzających do ich sypialni i wciągając na zmęczone po całej nocy ciała piżamy, by złapać w objęcia dwójkę brzdąców, które z tego płomienia powstały. Nigdy nie sądziła, że mogłaby stworzyć z kimś taką bliskość. Bliskość, która wymagała, by zawsze pogodzić się przed snem, by pamiętać o ucałowaniu każdej nowej blizny, by w najbardziej pracowite dni wstać chwilę wcześniej, żeby móc wypić razem poranną kawę i pocałować się na do widzenia. Bliskość, w której można było ujawnić swoją słabość, poprosić o pomoc i mieć pewność jej otrzymania, wiedzieć, że ta druga osoba zatroszczy się o ciebie, gdy ty w ciągłym biegu zdążysz już o sobie zapomnieć.
Bliskość, w której nad złocistą główką własnej córki mogli wymienić porozumiewawcze uśmiechy, rozumiejąc się bez słów.
Wielki – potwierdziła z podziwem Sophie, dla której tata pozostawał sikaczem (w domyśle – siłaczem) i siup-palaczem (co znaczy – superpałkarzem), najbardziej imponującą postacią w jej małym świecie (dużo bardziej imponującą, niż sam Merlin).
Chcę. Rzucę kilka zaklęć i przygotuję nam kąpiel – zaproponowała miękko, całując z wdzięcznością policzek męża. – Rozdaję już buziaki na dobranoc – zakomunikowała z uśmiechem i ucałowała czółko córki, a Gerry już był w drodze, by dostać swojego całusa. Ta mała tradycja domagała się dopełnienia i nawet gdy jedno z rodziców wyjeżdżało, musiało rozdać przed wyjściem tyle buziaków, ile nocy miało być nieobecnych. Żeby wystarczyło na każde zasypianie. – Nie dokuczajcie tacie… za bardzo. I śpijcie słodko – zamruczała jeszcze czule, ściskając dzieciaki (silny uścisk ich małych rączek był rytuałem też dla niej – i bała się, że kiedyś go zabraknie), po czym obdarzyła męża jeszcze jednym znaczącym spojrzeniem i zajęła się sprzątaniem po wspólnym posiłku, by resztę wieczoru mogli z czystym sumieniem spędzić w kąpieli.
Powrót do góry Go down


Percival M. Follett
Percival M. Follett

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 4912
  Liczba postów : 980
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5587-percival-magnus-follett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5589-plomykowka-percivala#161774
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7256-percival-m-follett#205227
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptySob Sty 27 2024, 17:50;

Obserwował z czułością, jak Voice rozdaje całusy i uściski, jak całkowicie pochłania ją bliskość Gerry'ego i Sophie. Zdarzały się matki, które całowały swoje dzieci mechanicznie, przytulały je od niechcenia, jakby był to po prostu przykry obowiązek - coś, czego od nich wymagano, a co nie miało nic wspólnego z tym, czego naprawdę pragnęły. Miał kolegów, którzy zostali "złapani na dziecko" przez cyniczne, a może po prostu głupie dziewczyny, które wyobrażały sobie, że wymuszą na nich małżeństwo, a może nawet miłość, przywiązując ich do siebie za pomocą bezbronnej istoty, która wcale nie prosiła się na ten świat, a już w chwili poczęcia stała się elementem rozgrywki. Obserwował te zmagania ze ściśniętym sercem i wdzięcznością, że jego to nie spotkało. Że mimo że nie spodziewali się Gerry'ego, to był zaskoczeniem dla obojga i że oboje przyjęli go z miłością, jako owoc ich uczucia. Był szczęśliwy, że nawet jeśli musiał grać na boisku i przed dziennikarzami, to w ich domu nie było żadnej nieszczerości, żadnego wyrachowania, żadnych podchodów czy manipulacji. To nie tak, że było idealnie - Voice potrafiła precyzyjnie ranić słowami, a on bywał wybuchowy, ale z każdym rokiem, ba, z każdym miesiącem wspólnego życia coraz lepiej się rozumieli i coraz skuteczniej eliminowali niezdrowe zachowania. Voice nauczyła się gryźć w język i mówić szczerze, zamiast pluć jadem, a Percy stał się lepszy w powściąganiu swoich emocji, a jeśli mimo wszystko był bliski wybuchu, wychodził do ogrodu przekopać rabatki.
Voice, podobnie jak on sam, kochała kochać swoją rodzinę. Znał ludzi, którzy wstydzili się własnej miłości, postrzegając ją jako słabość i odpychając od siebie, zarówno uczucie, jak i ludzi, których nim darzyli. Percy i Voice zatracali się w miłości, kochali kochać, być razem i obserwować, jak dorastają ich dzieci. Nawet jeśli czasem budziło to ich melancholię.
- Chodźcie, szkraby, czas do łóżek! - zawołał wesoło, biorąc Sophie na barana, a do Gerry'ego wyciągając rękę. Uścisk małej, ciepłej rączki synka zawsze sprawiał, że Percy czuł niemęskie drżenie serca, a potem przypływ dumy i determinacji, żeby zawsze przy nim być, zawsze go bronić, a jednocześnie pozwolić mu stać się mężczyzną. Miał nadzieję, że mu się to uda.
Dopilnował, żeby Sophie i Gerry umyli grzecznie ząbki i założyli piżamki - Sophie oczywiście w różową w jednorożce, a Gerry niebieską w smoki. Maluchy dzieliły sypialnię i Percy doskonale wiedział, że czerpią pociechę i odwagę ze swojej wzajemnej bliskości, gdy któreś z nich miało zły sen albo cienie, które drzewa rzucały na zasłonki, wydawały się szczególnie groźne. Najpierw opatulił kołderką Sophie, a potem Gerry'ego, żartując z nimi ciepło i całując w czółka.
- Tatusiu, zaśpiewaj o klóliczkach - poprosiła Sophie, tuląc do siebie swoją ulubioną lalkę. Percy roześmiał się cicho i przysiadł w fotelu, by zaśpiewać kołysankę o trzech małych króliczkach, które schowały się w ciepłej bezpiecznej norce, gdy noc była ciemna i zimna. Dzieci kochały tę piosenkę, która dawała im poczucie, że im samym nic nie grozi, mimo że za oknem w ciemności mogą czaić się strachy. Wreszcie dzieci usnęły, mamrocząc coś niewyraźnie, a Percy z uśmiechem mógł wycofać się z ich pokoju, gasząc światło.
Natychmiast skierował się do ich sypialni i przylegającej do niej łazienki - drobnego luksusu, który nieodmiennie ich cieszył, dając tę odrobinę prywatności, jaką można mieć przy dwojgu małych dzieci.
- Zęby umyte, dzieci utulone do snu, kołysanka o króliczkach zaśpiewana, więc teraz twój wspaniały mąż liczy na coś tylko dla niego - poinformował ją od progu, uśmiechając się łobuzersko i rozpinając guziki kamizelki. Pragnął odrobiny intymności - cokolwiek mogło to oznaczać tego wieczoru.
Powrót do góry Go down


Voice Follett
Voice Follett

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 2585
  Liczba postów : 1623
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9119-voice-lloyd
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9121-glos-w-twojej-glowie
http://czarodzieje.org/t9120-voice-follett-cheney-lloyd
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyWto Sty 30 2024, 19:49;

Nie sądziła, że ma w sobie dość cierpliwości, dość czułości, by zająć się dzieckiem – ale gdy pierwszy raz wzięła w ramiona Gerry’ego, miłość pojawiła się sama. Instynkt, o który nigdy się nie podejrzewała, okazał się tak silny, że sama nie mogła w to uwierzyć. Uwielbiała te dwa małe szkraby, nawet jeśli czasem były bliskie wyprowadzenia jej z równowagi, a czasem sprawiały, że czuła się zupełnie bezradna wobec swoich uczuć do nich. Z pewną nieśmiałością myślała o nich jako o najwspanialszych prezentach, jakie dostała od Percivala. Bała się przecież tak bardzo – a on zdołał ją oswoić, ukochać dostatecznie, by zdecydowała się zaufać i spróbować. Przeszła przez ocean bólu i wątpliwości, by dotrzeć tu – do wieczoru, w którym tuliła mocno dzieci, patrząc w oczy męża, który był nie tylko mężem – ale też jej najlepszym przyjacielem i powiernikiem. I najwspanialszym kochankiem, który nie nudził jej się mimo upływu lat, choć znała już na pamięć siatkę jego mięśni, wrażliwych zagłębień ciała, cały repertuar westchnień i pomruków. Wciąż ją fascynował, wciąż zachwycał – i czuła ulgę, widząc, że ona zachwycała jego, choć nie była już wiotką dwudziestolatką, którą poznał. Uwielbiała, gdy pamiętał o złożeniu pocałunku na jej brzuchu, w miejscu pojedynczego, perłowego rozstępu, którego czerwone palce niemal doprowadziły ją do rozpaczy, gdy była w ciąży z Gerry’m. Wciąż wspominała z pewnym wzruszeniem, jak zareagował na jego pojawienie się – jak czule przesunął nosem po skórze i z lekkim rozbawieniem zamruczał, że taki duży chłopiec zostawił taki mały ślad, a ona zalała się łzami, przypominając sobie po raz kolejny, dlaczego wybrała właśnie Percivala. Teraz była to już niemal niewidoczna pamiątka – ale on wciąż każdego namiętnego wieczoru wędrował tam wargami, by pokazać jej, że kocha wszystkie zmiany, które zaszły w jej ciele. I że docenia drogę, którą przeszło, by ich dwa maluchy były z nimi i zdrowo rosły.
Myślała o tym, gdy wymieniała ołówkową spódnicę i koronkową bieliznę na jedwabny szlafrok, szykując pachnącą kwiatem pomarańczy kąpiel. Myślała o tym, gdy spinała jasne, długie loki klamrą i gdy rozpinała złotą biżuterię. I gdy zaglądała mu w lustrze w oczy, gdy wszedł do łazienki. Zapatrzyła się na niego z miękkim uśmiechem – i odwróciła się w jego stronę dopiero po chwili, by przesunąć wzrokiem po całej jego sylwetce. Nie widziała w nim złotego chłopca z pierwszych stron gazet. Widziała mężczyznę z krwi i kości, coraz dojrzalszego, coraz silniejszego, a przecież naznaczonego tymi samymi bliznami i pieprzykami. Nie wzdychała do niego z nastoletnim uwielbieniem – doceniała go naprawdę. Każdy milimetr jego ciała, który należał tylko do niej – i który tylko ona mogła podziwiać. – Ty też chcesz kołysankę o króliczkach? – zaśmiała się cicho, podchodząc do niego, by pomóc mu z guzikami kamizelki i koszuli, najzupełniej niewinnie, szukając w jego bliskości nie zaspokojenia, a ulgi. I choć ten żart mógł wydać się postronnej osobie kpiną, Percy musiał wiedzieć, że Voice sama miała do tej kołysanki słabość – choć być może chodziło o sam fakt, że to on ją wykonywał. – Faktycznie jesteś wspaniałym mężem – uśmiechnęła się, zaglądając mu w oczy spod zmrużonych powiek. – I wspaniałym tatą. Gdyby mój był taki… – zawiesiła się, ale szybko pokryła zakłopotanie niepewnym śmiechem, kręcąc głową z dezaprobatą. – Pewnie byśmy się nie poznali. A jesteś moim wszystkim – szepnęła, wspinając się na palce, by delikatnie, czule go pocałować, lekkim szarpnięciem wyciągając jego koszulę ze spodni, a potem łagodnym ruchem zsuwając ją z ramion Percivala. – Może wyrwiemy się gdzieś na wiosnę? We dwoje? Zostawimy dzieci rodzicom… Tylko na weekend. Ja i ty, bezsenne noce, ciepłe morze, słońce… – zamruczała, muskając nosem linię jego szczęki. Dużo czasu poświęcali rodzinie i pracy – i choć wciąż szukali chwil tylko dla siebie, czasem brakowało im odskoczni, powrotu do beztroski ich podróży do Chorwacji czy Grecji, gdy nie przejmowali się ani obowiązkami, ani rytmem dnia, ani tym, czy w kluczowym momencie wieczoru nie przeszkodzą im dwa ciekawskie urwisy.
Powrót do góry Go down


Percival M. Follett
Percival M. Follett

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 4912
  Liczba postów : 980
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5587-percival-magnus-follett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5589-plomykowka-percivala#161774
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7256-percival-m-follett#205227
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyNie Lut 04 2024, 13:13;

Posiedli tę trudną sztukę doceniania faktu, że było dobrze. To brzmi banalnie, ale tyle par niszczy dobry, zdrowy związek, poszukując tego dreszczu, tych emocji, tego haju, jaki towarzyszy wzlotom i upadkom, konfliktom i pojednaniom, nie potrafiąc rozsmakować się w spokoju i stabilizacji. Z jednej strony współgrali ze sobą tak doskonale, że było to dość łatwe, ale mimo wszystko wymagało od nich pracy i dojrzałości, zwłaszcza że oboje mieli swojego rodzaju bagaż, który mógłby ich popychać do bezsensownych kłótni, które przypominałyby im, że żyją, że czują. A jednak Percy i Voice potrafili cenić harmonię i miłość bardziej niż silne wrażenia. Może dlatego że już z tego wyrośli, a może dlatego że obezwładniające ciepło uczucia, jakie żywili do siebie i dzieci było po prostu wyjątkowe.
Percy kochał jej ciało, kochał zmiany, jakie w nim zachodziły i w jakiś niemęski, sentymentalny sposób cieszył się, że może być świadkiem tych zmian. Każda z nich świadczyła o drodze, jaką pokonywali razem, kim się stawali, bo przecież nie zamarli w bezruchu, ale ciągle się stawali jakby bardziej sobą. Krzepli w swoim małżeństwie, ale też w swoich osobowościach, stając się dziwnie pełni, wyraziści, jakby skończył się dla nich etap bycia zaledwie ołówkowym szkicem, a ktoś wreszcie namalował ich zdecydowanymi pociągnięciami pędzla. Kiedy szeptał moja, miał na myśli coś bardziej złożonego niż zwykłą przynależność małżonków do siebie nawzajem. W jego pojęciu oznaczało to w mniejszym stopniu fakt, że nikt inny nie ma do niej prawa (co uważał za oczywistość, był zaborczy, ale nie była to jego największa wada), a raczej to, że nikt nie zna tak dobrze wszystkich niuansów jej osobowości, jej słodkich dziwactw, toru, jakim biegną jej myśli, kiedy się martwi. Jak ktoś mógłby wejść pomiędzy nich? Jak ktoś mógłby ją poznać lepiej, bardziej intymnie niż on?
Lubił, kiedy tak na niego patrzyła. Nie schlebiało to wyłącznie jego urodzie, bo wiedział, że samo ciało nigdy nie wystarcza na długo, by kogoś rozpalić. Czuł w tym spojrzeniu miłość i akceptację, podziw dla jego zalet i pobłażanie dla wad. Przy niej mógł oddychać pełną piersią i być po prostu sobą, nie zastanawiając się wiele nad swoim wizerunkiem, nie ważąc słów i gestów w obawie, że ktoś uzna go za niepoważnego czy słabego.
- Oczywiście, ale dopiero do snu. A teraz jeszcze nie będziemy spać, prawda? - zamruczał z rozbawieniem, pozwalając, by go rozbierała. Uśmiechnął się, gdy go pochwaliła, ale w jego oczach błysnęła troska, kiedy wspomniała o swoim ojcu i wycofała się szybko, jakby nie chcąc pozwolić, żeby jej żal skaził tę słodką chwilę. Ujął jej twarz w dłonie i odwzajemnił czule pocałunek. - A ty moim... Widać tak miało być. Nasze ścieżki musiały się wreszcie spleść, ale żeby do tego doszło, musiały być w pewnych momentach zawiłe - wyszeptał łagodnie. Zaczął delikatnie wodzić dłońmi po jej ciele, uśmiechając się i widząc oczyma wyobraźni wszystko, o czym mówiła. - Rodzice będą szczęśliwi... dzieci będą szczęśliwe... a ja będę najszczęśliwszy. Powiedz tylko, co ci się marzy, a cię tam zabiorę i nadrobię za wszystkie randki, na które powinienem był cię zabrać... - obiecał, leniwie muskając wargami szczyt jej uszka. Łagodnym ruchem rozwiązał pasek jej szlafroka i rozchylił jego poły, zerkając z uśmiechem na jej piersi. - Merlinie, jakaś ty piękna - wyszeptał i skubnął zębami płatek jej ucha.
Powrót do góry Go down


Voice Follett
Voice Follett

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 2585
  Liczba postów : 1623
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9119-voice-lloyd
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9121-glos-w-twojej-glowie
http://czarodzieje.org/t9120-voice-follett-cheney-lloyd
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyPią Lut 09 2024, 18:18;

Dojrzeli. Przeżyli dostatecznie dużo, by w końcu móc uznać, że nic się nie liczy – oprócz tego zaufania i miłości, którymi darzyli najbliższych, oprócz ich uczucia, które przetrwało wszystkie trudności i nie osłabło ani odrobinę. Świat kusił ich wizjami ulotnych przyjemności, zakazanych romansów i złamanych obietnic, ale oni konsekwentnie odrzucali je wszystkie, wracając w swoje ramiona, bo tam było bezpiecznie. Ekscytacja i pogoń za tym, by mieć więcej, szybko stawały się męczące – i zauważyli to już w momencie, gdy pierwszy raz wzięli się za ręce, znajdując w tym prostym geście ukojenie, którego przez lata nie mogli doznać. Był jej ostoją. Wyspą, na którą zawsze wracała po długiej tułaczce, po sztormach i burzach. Wyspą, na której niemal zawsze świeciło słońce i na której deszcz nie wydawał się tak uciążliwy. Uwielbiała te wieczory, gdy zawisał nisko nad jej ciałem, oparty na łokciach, ukrywając ją pod sobą, tylko nieznacznie napierając na nią swoim ciężarem. Wtedy czuła się najlepiej. Doskonale bezpiecznie. A bezpieczeństwo sprawiało, że zaczynała się śmiać, że otwierała się na niego, odprężała się i słodkim szeptem prosiła go o miłość. Długą, gorącą, jak najbliższą, pogłębiającą ich przywiązanie, a równocześnie doskonale lekką – pozwalającą, by wymienili cichy żart, by nie przejmowali się drobną niezręcznością, by po prostu cieszyli się sobą, a nie tylko aktem. Gdy po wszystkim przygarniał ją do swojej piersi, drżącą jeszcze i szukającą czułości, wiedziała, że każdą komórką ciała należy do niego – i że on należy tylko do niej. Gdy wymieniali senne pocałunki, nie szczędziła mu słowa kocham, bo wciąż czuła, że ono coś znaczy – choć minęły już lata, odkąd wyznali to sobie po raz pierwszy. Wciąż odkrywała to przecież na nowo. W każdej chwili, gdy nazywał ją złotowłosą, gdy brał ją na ręce, gdy ją rozśmieszał i delikatnie wygładzał opuszką palca zmarszczone brwi. Nie byli już tylko odrębnymi częściami; krzepnąc w swoim małżeństwie, powoli stali się także jednością. Zdenerwowana zaciskała pięści tak samo, jak on; on, niezadowolony, wykrzywiał wargi podobnie, jak ona. Śmiali się z tych samych głupot i w tym samym momencie historii mówili naprawdę?. Nie stracili swojej indywidualności – zyskali jednak także wspólny element, który spajał ich jeszcze bardziej, nikomu nie pozwalając zapomnieć, że ta dwójka była małżeństwem i, mimo upływu czasu, kochała się do szaleństwa, często budząc w znajomych zazdrość tym, jak żywa i młodzieńcza była ich miłość, choć zaowocowała już dwójką dzieci.
Jeszcze nie… – zamruczała z miękkim uśmiechem, pochłaniając spojrzeniem każdy milimetr jego skóry. Wciąż zachwycał ją tak samo. Czasem czuła wstyd, widząc, jak on dojrzewał, jak stawał się silniejszy, przystojniejszy, jeszcze bardziej pożądany, gdy jej ciało traciło na atrakcyjności – ale z jakiegoś powodu zawsze wyczuwał ten moment. I choć czasem nic nie mówił, kochał ją wtedy do utraty tchu, aż opadała z sił w jego ramionach, całkowicie pewna, że w jego oczach jest najpiękniejszą istotą na świecie. Wyczuwał zresztą nie tylko jej zakłopotanie sobą, ale też każdy smutek, każde zawahanie – i niemal zawsze wiedział, jak ją pocałować, jak pogładzić, by momentalnie poczuła ulgę. Odpowiedziała mu więc tylko delikatnym uśmiechem, biorąc głębszy wdech, a jej barki opadły w rozluźnieniu, i zmrużyła powieki, poddając się jego dotykowi z wyraźną przyjemnością. – Portugalia…? – szepnęła, rozpinając jego pasek i pozwalając, by upadł na ziemię z brzękiem, który sprawił, że zadrżała. Zwykle ten dźwięk wiązał się z dużą ekscytacją, z pożądliwością; dziś jednak towarzyszył łagodnej czułości, która miała zaprowadzić ich tylko do wanny – ale ciało i tak pamiętało każdy jeden raz, gdy byli razem. Roześmiała się cicho, zerkając w dół, jakby nieprzekonana, ale już zaraz westchnęła błogo, wsuwając palce pod szlufki jego spodni i decydując, że przyjmie ten słodki komplement. Wtuliła się w niego ciasno całym ciałem, by poczuł to piękno i docenił, jak blisko może je mieć. – Jesteś mój, wiesz? – wyszeptała gorąco, unosząc na niego błękitne spojrzenie, lśniące dziesiątkami gwiazd. – Na dziś i na zawsze – dodała, wbijając delikatnie paznokcie w jego plecy, jakby jeszcze tak mogła zatrzymać go przy sobie. Bo nieważne, jak blisko był – zawsze czuła, że to wciąż za mało. I zawsze chciała go jeszcze bardziej.
Powrót do góry Go down


Percival M. Follett
Percival M. Follett

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 4912
  Liczba postów : 980
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5587-percival-magnus-follett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5589-plomykowka-percivala#161774
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7256-percival-m-follett#205227
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptySob Lut 10 2024, 14:18;

- Lubię, kiedy tak na mnie patrzysz. Tak... nieprzyzwoicie - zażartował, choć przecież mówił serio. Była piękną kobietą i byłby głupcem, gdyby nie dostrzegał, jak inni mężczyźni wodzą za nią wzrokiem. A jednak każdego dnia wybierała jego i ich dzieci, a on dokonywał tego samego wyboru - bez zawahania, nie odpierając pokus, bo po prostu ich nie dostrzegał. Tylko Voice była jego pokusą, choć może trudno tak to określić, skoro jej powinien był ulegać. I ulegał.
Mruknął i uśmiechnął się łobuzersko, słysząc brzęk sprzączki od paska i czując drżenie Voice. Wiedział, co jej chodzi po głowie, nawet jeśli ten wieczór miał być spokojniejszy, bardziej czuły niż namiętny. Lubił to, że nie zawsze musiało być dziko i zachłannie. Że czasem wystarczyła bliskość, a fakt, że w którymś momencie ich ciała spajały się w jedno, nie był wcale zwieńczeniem wieczoru, a jedynie naturalną konsekwencją ich potrzeby czułości, wtulenia się w siebie wzajemnie.
- Portugalia... - przytaknął po prostu, może odrobinę nieuważnie, bo przecież ważniejsza była ona niż miejsce, do którego mieli się wybrać. Aż westchnął, czując jej nagość na swojej skórze i delikatnym, zmysłowym gestem przesunął dłonią po jej smukłych plecach, w dół, aż na pośladki. Uwielbiał jej ciało i mimo upływu lat zupełnie się nim nie nudził, a wręcz przeciwnie - napawał się znajomością jej najwrażliwszych punktów, które odkryli we dwoje i o których nie wiedział nikt inny. Sam nie do końca rozumiał, jak to wszystko działało, ale nie zastanawiał się nad tym zbyt głęboko, a po prostu doceniał, starając się być najlepszym mężem i ojcem, jakim mógł być. - A ty moja. Do końca świata - wymruczał gorąco, czując miły dreszcz, kiedy jej paznokcie tak przyjemnie podrażniły jego skórę. Pocałował ją przeciągle w usta i wziął na ręce, by zanieść do wanny i delikatnie w niej posadzić. Sam nadal miał na sobie spodnie, dlatego puścił do Voice oko i zaczął niespiesznie rozpinać guzik, patrząc jej w oczy z tym figlarnym, skrajnie nieprzyzwoitym uśmiechem, który zawsze na nią działał.
- Wesołych Świąt, pani Follett - wyszeptał, rozbierając się do naga z tą chłopięcą nonszalancją wymieszaną z bardzo męską pewnością siebie. - Chcesz jeszcze sobie popatrzeć, złotowłosa, czy mogę już do ciebie dołączyć? - dodał zaczepnie, splatając ramiona za głową i nie odrywając od niej wzroku. Doskonale wiedział, że Voice ma słabość jego jego potężnych barków i ramion pałkarza i że od lat kontempluje je z takim samym dziewczęcym zachwytem. Nikt nigdy nie twierdził, że Percy nie jest próżny, prawda?
Powrót do góry Go down


Voice Follett
Voice Follett

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 2585
  Liczba postów : 1623
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9119-voice-lloyd
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9121-glos-w-twojej-glowie
http://czarodzieje.org/t9120-voice-follett-cheney-lloyd
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyNie Lut 11 2024, 11:01;

Roześmiała się cicho, miękko, tym śmiechem, którego nauczyła się dopiero przy nim. Ujęła jego twarz w dłonie, jakby chciała lepiej mu się przyjrzeć, a w jej oczach, oprócz tej nieprzyzwoitości, lśniła czułość. Czułość, która zawsze przebijała się nawet przez najgorętszą namiętność – bo tym, co ich spajało, był wzajemny zachwyt. Nie taki pożądliwy. Taki, jak nad pięknym, kruchym motylem, który wymaga delikatności i ochrony.
Nie ma w tym nic nieprzyzwoitego, łobuzie… – mruknęła z rozbawieniem, muskając opuszką koniuszek jego nosa w tym samym geście upomnienia, który stosowała wobec dzieci. Najczulszym i niemal pieszczotliwym. O naturze Ślizgonów można było wiele mówić – jednak Voice, jakby przeciw niej, nauczyła się znajdować w sobie pokłady cierpliwości i wrażliwości, i potrafiła z łatwością przenieść je na najdrobniejsze drgnienia palców. Gerry i Sophie uwielbiali jej bliskość; lgnęli do miękkiego ciała, domagając się uścisków, całusów, gładzenia po głowie, których nigdy im nie szczędziła, chcąc, by dostali wszystko to, czego nie dostała ona.
Tę czułość miała także dla Percivala. On jednak potrafił wzbudzić w niej jeszcze więcej; drżące pożądanie, które delikatny dotyk zamieniało w coś o wiele intensywniejszego, podsyconego westchnieniem, a potem pierwszym, nieśmiałym jękiem, o którego wydobycie spomiędzy jej warg zawsze się starał. Potem wszystko szło już lawinowo – rozsądek rozpływał się w dusznej atmosferze, usta szukały jego ust, miękkie opuszki zamieniały się na ostre paznokcie. Przeczuwała, że tak samo może być i dziś.
Zamruczała błogo, gnąc się subtelnie pod naciskiem jego silnej dłoni. Oparła rozgrzany policzek na jego piersi, pozwalając, by jej ciało przyjemnie się odprężyło. W całej rzeszy jej kochanków żaden nie potrafił jej rozpalić, równocześnie sprawiając, że wszystkie mięśnie wiotczały i nawet umysł z przyjemnością ulegał, by przyjmowała każdą pieszczotę, by drżała pod byle muśnięciem, przyznając się każdą komórką ciała, że jest mu całkowicie oddana i że jest jej po prostu dobrze. Przy nim nie umiała, nie chciała tego ukrywać – czuła się dość bezpiecznie, by zdradzić najskrytsze pragnienia. Oddała mu pocałunek, uśmiechając się w jego wargi i otaczając jego szyję ramionami, wyczuwając już, że będzie chciał wziąć ją na ręce. Nie chciała się od niego odrywać, ale jego silny uścisk zamienił się na ciepłe objęcia pachnącej słodkimi pomarańczami wody. A ona zyskała doskonały kąt do obserwacji, rumieniąc się momentalnie, jakby nadal miała dwadzieścia lat i widziała go pierwszy raz.
Jeśli uważasz się za mój prezent, to zgłaszam reklamację. Nie ma wstążki… – roześmiała się, patrząc mu w oczy spod zmrużonych powiek. Obdarzyła go jednak delikatnym, słodkim pocałunkiem – nad pępkiem i tuż pod nim, tak, jakby na wszelki wypadek chciała jednak zapobiec zwrotowi. Przez krótki moment, gdy uniosła spojrzenie na jego ramiona, jej delikatnie zaciśnięte wargi, trzepoczące rzęsy i nerwowe poruszenie się w wannie jasno mówiły o zachwycie, ale wzięła się w garść – choć z wyraźnym trudem. – Chodź tu. Woda stygnie – zmusiła się do figlarnego uśmiechu, ale jej spojrzenie pozostało słodko nieprzytomne. Łaknęła jego dotyku, bliskości, uścisku tych potężnych ramion, jego oddechu w swoich włosach. Niezmiennie od lat. – Myślisz, że tym razem twoja mama znowu wyciągnie zdjęcia z naszego ślubu? – szepnęła ze śmiechem, obracając się do niego tyłem – i wsuwając się na jego kolana, gdy dołączył do niej w wannie. Pani Follett traktowała to już chyba jak świąteczną tradycję – i co roku tak samo roniła kilka łez. Jakby Percy i Voice pokochali się zaledwie wczoraj.
Powrót do góry Go down


Percival M. Follett
Percival M. Follett

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 4912
  Liczba postów : 980
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5587-percival-magnus-follett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5589-plomykowka-percivala#161774
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7256-percival-m-follett#205227
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyPon Lut 12 2024, 21:48;

Wiedział, że w jej spojrzeniu pożądanie miesza się z głęboką czułością - i właśnie to czyniło ich relację tak wyjątkową. Ale lubił nakładać maskę łobuza, zwłaszcza że Voice wiedziała, że to tylko zabawa, niewinna gra, sposób na podsycanie żaru w ich związku. Lubił, kiedy pozornie go tonowała, żartobliwie beształa, opierając się jego szczeniackim zalotom, które przecież sprawiały, że do ich małżeństwa nie wkradała się rutyna, że nadal była między nimi chemia.
- Jak to nie ma? Przecież wyraźnie czułem ten żar... twoje spojrzenie niemal pali - upierał się z uśmiechem, ujmując jej dłoń i składając na niej czuły pocałunek. Była cudowną mamą i Percy nieraz nie potrafił się nadziwić, skąd w niej tyle czułości i cierpliwości - jakim cudem dziewczyna tak młoda i skrzywdzona przez własnych rodziców potrafiła stworzyć tak wspaniały dom dla swoich dzieci. Za to kochał ją jeszcze bardziej, ale wątpię, by kiedykolwiek powiedział jej to wprost, o ile sama nie poruszyła tego tematu. Podziwiał ją i zupełnie szczerze uważał, że to on wygrał los na loterii - nie ona.
A przy tym pozostała piękną kobietą i cudowną kochanką - co wcale nie znaczyło, że każdej nocy czekała na niego w fikuśnej bieliźnie i satynowej pościeli. Wspólnie odkryli, że w łóżku ważniejsza od wymyślnych pozycji i gadżetów jest intymność, która powyższych nie wykluczała, ale też nie wymagała. Ilekroć któryś z kolegów narzekał, że seks z wieloletnią partnerką nie jest już taki jak dawniej, że zrobiła się oziębła i że to już nie to, Percy'emu cisnęło się na usta "a czy jest między wami intymność?", ale jako że było to bardzo babskie pytanie, rodem z gabinetu seksuologa, i kompletnie nie nadawało się na męskie rozmowy przy szklaneczce Ognistej, to Percy zostawiał takie uwagi dla siebie, kiwając tylko ze współczuciem głową i myśląc sobie, że jest cholernym szczęściarzem. Mimo że oboje żyli pod każdym względem intensywnie, starali się zawsze znaleźć choć kilka chwil tylko dla siebie, nawet jeśli miało to oznaczać pięć minut trzymania się za ręce przy porannej kawie albo wieczorne rozmasowanie spiętych barków. Te drobne gesty sprawiały, że w łóżku też było intymnie. Blisko. Namiętnie.
Uwielbiał to, jak mu ulegała, choć z całą pewnością nie była słabą kobietą. Jej uległość była wyrazem całkowitego zaufania, oddania i Percy potrafił to właściwie docenić, odpowiadając tym samym, a przy tym otaczając ją czułą opieką, dzięki czemu czuł się jak mężczyzna i głowa domu. Byli ze sobą w jakiś magiczny sposób zestrojeni, zaspakajając wzajemnie swoje potrzeby, co z kolei dawało im poczucie spełnienia. Krótko mówiąc - jednych drażnili tym swoim bajkowym szczęściem, a innym przywracali wiarę w miłość i happy endy.
- Och, takie niedopatrzenie, a ty już chcesz zgłaszać reklamację? Co za małostkowość... - roześmiał się Percy, po czym zmrużył oczy i zamruczał, udobruchany jej rumieńcem, spojrzeniem, a przede wszystkim pocałunkami. Mimo że nie ubrała swojego zachwytu w słowa, jej mina dostatecznie połechtała jego ego, więc Percy posłusznie wsunął się do wanny, po czym przytulił ją do siebie, pozwalając, by wtuliła się plecami w jego potężny tors. Uśmiechnął się i oparł podbródek na jej gładkim ramieniu, otaczając ją mocnymi ramionami.
- Nie mam co do tego wątpliwości. Mam wrażenie, że w pewnym stopniu to ze względu na dzieci... Wiesz, są coraz większe - taki żywy dowód, że od ślubu minęło już kilka ładnych lat. Mamę to bardzo wzrusza - powiedział z czułym uśmiechem, jak zawsze czując miłe ciepło w okolicy serca, kiedy uzmysławiał sobie, jak głęboka była więź łącząca Voice i klan Follettów.
Powrót do góry Go down


Voice Follett
Voice Follett

Absolwent Slytherinu
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 2585
  Liczba postów : 1623
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9119-voice-lloyd
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9121-glos-w-twojej-glowie
http://czarodzieje.org/t9120-voice-follett-cheney-lloyd
I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8




Gracz




I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  EmptyCzw Lut 15 2024, 20:18;

Tylko przy nim potrafiła być tak nieśmiała i niemal zawstydzona fizycznością. To dowodziło, jak bardzo jej zależało – i jak wiele znaczył dla niej każdy jeden raz z nim, mimo że przecież byli małżeństwem, a niektórzy mogliby powiedzieć, że mieli wobec siebie powinności. Dla niej każda noc była wyjątkowa. Jakby robili to pierwszy raz. Żaden mężczyzna nigdy nie obudził w niej tej niewinności, delikatności. Były zarezerwowane dla Percivala. A on potrafił z łobuzerskim uśmiechem zetrzeć je z jej twarzy, sprawiając, że ulegała naciskowi jego palców i zupełnie zapominała o początkowej niepewności. Kochała tego mężczyznę i była pewna, że to nigdy się nie zmieni. Ludzie schodzili się i rozchodzili, zdradzali, oszukiwali, wahali – a oni wciąż nawet fantazjowali tylko o sobie nawzajem, po każdym przymusowym rozstaniu, gdy wyjeżdżał, wpadając w swoje ramiona z nową pasją. Znali się na wylot, a równocześnie wciąż poznawali się na nowo. Potrafili zachwycić się czymś, co widzieli od dawna, a równocześnie nigdy nie poświęcali temu uwagi; dreszczem, który wstrząsał ciałem, gdy wargi zabrnęły w odpowiednie miejsce, lub skupionym zmarszczeniem brwi, gdy pochylali się nad gazetą. Nie tylko byli parą, ale też wciąż się nią stawali. Oboje czuli przecież, że ich miłość była warta wszelkiego wysiłku i ciągłej pracy, która była nie obowiązkiem, a czystą przyjemnością. Składała się w końcu ze wspólnych poranków i nocy, z pocałunków, grzania się w promieniach słońca, tarzania się na pachnącej ziołami polanie i długich rozmów, podczas których siedzieli na huśtawce w ogrodzie, patrząc w gwiazdy i przeplatając słowa ciepłym, kojącym milczeniem.
Mam wysokie standardy. Spełnia je tylko jeden mężczyzna – uśmiechnęła się zaczepnie i mrugnęła do niego z dołu z tą czarującą figlarnością młodej dziewczyny, którą znalazła w sobie dopiero po latach. Przy nim nie musiała silić się na powagę, na bycie uwodzicielską, perfekcyjnie piękną i kokieteryjną. W ich sypialni nie brakowało śmiechu, cichych żartów, swobody, która wielu wydawała się aseksualna – dla nich była podstawą bliskości. Wtuliła się w niego, jedną z jego dłoni ujmując i układając na swojej piersi. Uwielbiała ten intymny gest, najdoskonalej oddający to, że należała do niego – ciałem, ale też duszą, bo w końcu w tym miejscu mógł poczuć, jak mocno biło dla niego jej serce.
Mnie też wzrusza. I przeraża, bo już bym się nie dopięła w ślubną sukienkę – roześmiała się, obracając głowę w bok i całując jego szorstki policzek. – Ale to znak, że nie stanęliśmy w miejscu… Że nie jesteśmy jeszcze nudni, panie Follett – szepnęła, delikatnym, czułym gestem odgarniając mu włosy z czoła. Jej błękitne oczy lśniły miłością. Miłością i radością, że wciąż potrafili być tak blisko – nawet w te trudne dni, gdy przytłaczało ich zmęczenie i wydawało się, że nie znajdą sił na nic więcej, niż zatopienie się w pościeli i zapadnięcie w sen. Na przekór wszystkiemu umieli wykrzesać z siebie jeszcze. Iskry, które w końcu rozpalały płomień. – Kochaj się ze mną… – poprosiła cicho, muskając wargami płatek jego ucha. Wiedziała przecież, że dziś nie potrzebowali już niczego więcej – tylko zapomnienia w swoich ramionach, dźwięku przyspieszonych oddechów, drżących westchnień, dotyku, który sam w sobie byłby komplementem. Czas na sen przyjdzie później.

koniec
Powrót do góry Go down


Sponsored content

I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QzgSDG8








I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty


PisanieI że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty Re: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci   I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  Empty;

Powrót do góry Go down
 

I że was nie opuszczę - nawet po śmierci

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: I że was nie opuszczę - nawet po śmierci  QCuY7ok :: 
retrospekcje
-