To jedyne takie, niezastąpione miejsce. Lodowy Zamek, chociaż z zewnątrz wydaje się chłodny, wewnątrz okazuje się całkiem ciepły i przyjemny w przesiadywaniu. Ciepła magia unosząca się wokół nie pozwala nikomu zmarznąć, nawet tym, którzy postanowią usadowić się na lodowej podłodze. Mało tego, to samo ciepło rozgrzewające ciało, wcale nie topi śniegu w otoczeniu, utrzymując niezastąpione piękno tego miejsca w niezmiennym stanie.
Deven czuł się co najmniej niezręcznie, ale z drugiej strony Lilith była naprawdę miła i najwyraźniej nie uważała go za gbura, co trochę podniosło go na duchu. Uśmiechnął się kątem ust. Nie bardzo wiedział, co powiedzieć, ale to chyba nie problem, bo Nox mówiła za dwoje, a może nawet za troje, więc Deven czuł się zwolniony z tego obowiązku. - Niektórzy za dużo milczą - powiedział tylko, mając na myśli siebie, po czym wzruszył ramionami, jakby na znak, że tak niestety jest i trudno coś poradzić. Kiedy Lilith zaproponowała, żeby pomogli poszukiwaniach tego czegoś, co zobaczyła jedna z puchonek, Quayle pokiwał tylko głową i ruszył w tamtym kierunku. Już po chwili zebrała się dość duża grupa, obserwujących dziwną iglastą kulę, która zaczęła się nerwowo miotać, po czym zaatakowała czarodziejów, strzelając w nich kolkami. Deven odruchowo odwrócił głowę, zdając sobie sprawę, że najważniejsze to chronić oczy, zwłaszcza że nie były to zwyczajne wiotkie igły, ale coś znacznie bardziej niebezpiecznego. Nigdy się nie zetknął z tego rodzaju... zjawiskiem, ale w Zielarstwie dla zaawansowanych czytał o czymś podobnym i podejrzewał, że może być to jakaś rzadka magiczna roślina, kumulująca w sobie ciepło słoneczne, dzięki któremu była w stanie roztopić śnieg. W ten sposób mogła dotrzeć do cienkiej warstwy gleby, z której wysysała potrzebne składniki odżywcze. Żeby ustrzec się przed łakomymi bizonami, dość nerwowo reagowała na jakiekolwiek żywe, poruszające się istoty, wystrzelając w ich kierunku igły. To mogło być to, ale wcale nie musiało. Z rozmyślań wyrwał go jakiś głąb, który postanowił sprawdzić, jak kula zareaguje na zaklęcia. Bombarda nie była chyba najlepszym wyborem (pomijając fakt, że Deven był wściekły - jak można zniszczyć coś, co potencjalnie mogło się okazać fascynującym okazem flory bądź fauny?), bo kula wybuchła, raniąc swoimi ostrymi igłami kilku pechowców. Quayle znał się jako tako na uzdrawianiu zwierząt, ale nie miał większego doświadczenia z ludźmi, dlatego zdołał co najwyżej uśmierzyć ból i wyciągnąć igły - z bardziej zaawansowanego leczenia nic nie wyszło, ale w końcu dobre i to. - Lilith, nic ci nie jest? - spytał spokojnym tonem, odwracając się w kierunku koleżanki, która najwyraźniej była cała i zdrowa. Nie mógł odżałować, że ktoś rozwalił tę iglastą kulę, nie sprawdziwszy, czym tak naprawdę była, ale cóż, na to już nic się nie poradzi.
To wszystko to było szaleństwo. Miała nadzieję, że nikt więcej nie wpadnie na pomysł żeby to… cokolwiek to było, atakować. Mogą skrzywdzić siebie i wszystkich dookoła! Lepiej było pobiec po jakiegoś nauczyciela, czy opiekuna. On będzie najlepiej wiedział co zrobić w takiej sytuacji. Już po dłuższej chwili Lilitka uznała, że ściany zamku wyglądają w miarę w porządku i udało jej się zatrzymać topnienie na jakiś czas. A przynajmniej były ważniejsze rzeczy do zrobienia. Może i wcześniej przeleciało jej przez myśli, że jest beznadziejna z leczenia i może tylko komuś krzywdę zrobić, ale jak na razie nie było zbyt wielu chętnych do pomocy, zatem postanowiła zaryzykować. - Tak… wszystko w porządku, dziękuję – wydukała gryffonka podchodząc do Devena – a z tobą wszystko okey? – zapytała przyglądając mu się z wielką uwagą. Na jej twarzyczce można było dostrzec prawdziwe zmartwienie. Dopiero, kiedy usłyszała od chłopaka, że nic mu nie jest rozluźniła się i posłała mu delikatny uśmiech. Teraz trzeba zająć się poszkodowanymi. Panna Nox uklękła przy jednej z osób i zerknęła na igły, po usunięciu ich w dosyć delikatny sposób, wzięła głęboki oddech. Będzie dobrze, przecież uczyłaś się tego na zajęciach, kilka wdechów i nikomu nie zrobisz krzywdy – Vulnus alere – wyszeptała i jaką ulgę poczuła, gdy zaklęcie powiodło się i przede wszystkim bez najmniejszych problemów. Teraz tylko należało powtórzyć to kilka razy na innych osobach. - Deven pomożesz mi tutaj? – no cóż, skoro chłopak nie mógł bardziej pomóc, to mogli się podzielić zadaniami. On mógł wyciągać igły, a ona rzucać zaklęcia, wszystko wyglądałoby o wiele sprawniej!
Kostka: 5 //Dowód w postaci Linku, bo za dobrze mi idzie z tymi kośćmi xD//
Haydn Thomas Locke
Wiek : 44
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizny na czole i nad górną wargą, akcent RP
B) Naprawa szkód wyrządzonych przez kule - Glacius
Mężczyzna przemierzał korytarze zamku poszukując powodu topnienia, jednak słysząc głos jednej z uczennicy, postanowił sprawdzić to dokładniej. Szybkim krokiem, ale nadal nie tracąc swojego dumnego kroku, przeniósł się do grupki osób. W tłumie mignęła mu młoda Nox, która zniknęła zaraz po tym jak się pojawiła. Nie koniecznie się nią przejął, jednak po wydarzeniach z tamtej nocy musiał przyznać, że trochę się o nią martwił. Kątem oka zmierzył również puchonkę, która krzątała się po korytarzach zamku, tak bardzo chciał z nią porozmawiać, jednak pewnego rodzaju strach i niepewność zawładnęła jego sercem. Nie powinien jej się narzucać, to byłoby niestosowne… zresztą musiał zebrać w sobie tą odwagę, która wypłynęła z niego w dzień spotkania… to nie było takie proste.
Nagle z jego myśli wyrwała go eksplozja. Nie do końca wiedział co się stało, jednak ściany zamku zaczęły topnieć z większą szybkością niż wcześniej, a wokół było wiele rannych. Całe szczęście, że właśnie jemu się nic nie stało. Odruchowo pierwszą osobą, u której upewnił się, że nie odniosła żadnych obrażeń była Azalia, ale widząc ją całą i zdrową odetchnął z ulgą i wyciągnął różdżkę. Panna Nox i pan Quayle rzucili się na pomoc poszkodowanym. Zatem uznał, że najrozsądniej byłoby ochronić zamek, przed całkowitym zniszczeniem. Rzucając na ściany zaklęcie Glacius, ponownie zagłębił się w swoje myśli.
Niszczenie tych kul nie ma sensu, gdyż jest tutaj za dużo osób, co może spowodować tylko więcej kłopotów i może przysporzyć więcej rannych. To tylko utrudnienie, którego byśmy nie chcieli. Jednak trzeba je jak najszybciej powstrzymać. Możliwe, że jest to pewnego rodzaju sabotaż. Ktoś podrzucił tutaj te kule chcąc zniszczyć ten piękny twór z lodu. Zaklęcie, które niezbyt jest kojarzone przez czarodzieja. Ale któż ośmieliłby się to zrobić? Jak na razie nie było to aż takie ważne. Trzeba było unieszkodliwić to zaklęcie jak najszybciej. Odporne na ogień, odporne na lód, a rozbite na kawałki może tylko zranić… osoby, które podrzuciły to coś, były gotowe na to, że ktoś może chcieć zniszczyć ich plan, dlatego przygotowały dużą niespodziankę, dla osób, które chciałyby obronić zamek.
Przywitała się z Angelusem, ale szczerze mówiąc początkowo nawet nie wiedziała o czym on mówi. Co dopiero, żeby znała jego imię! Kiedy ten jednak powiedział coś więcej, przypomniała sobie, bo w końcu przeżyła tylko jedną lodową przygodę. Przed chwilą przecież nawet o tamtym myślała, ale wtedy niespecjalnie działali w grupie, więc nie miała pojęcia jakby miała zapamiętać jego imię. Oczywiście to tutaj to było nic. Roztapiający się zamek... - Nie może się równać z tamtym, co? - uśmiechnęła się do Angelusa. Przypomniała sobie okropną przepaść i demona-Effie, którego wtedy spotkała. Jakby chcąc przerwać jej wspominki, znikąd zaczęły wyskakiwać te śmieszne kule. Dobra, może nie były jakoś specjalnie zabawne. Przynajmniej kiedy patrzyła jak potrafiły zaszkodzić innym. Bell dosyć szybko zareagowała na te paskudztwa, wysadzając Bombardą aż dwie na raz. Taki z niej mistrz wybuchów! Jakimś cudem udało jej się przy okazji nie zniszczyć żadnej rzeźby, chociaż jak tak patrzyła na innych atakujących kolczaste kulki, to miała wrażenie, że zaraz do tego dojdzie. Pomyślała, że te stwory to jakaś część tutejszej tradycji. Wiadomo, może gobliny wcale nie mówiły prawdy? Może te śmieszne kulki to w rzeczywistości magiczne urządzenie służące do roztopienia zamku, żeby na kolejny sezon móc odtworzyć go na nowo? Co prawda nie znalazła nic podobnego w książce na temat lodowego zamku, ale mogli to przecież wymyślić niedawno. (Wtedy pewnie nie nazwano by tego tradycją.) Rozglądała się czy nikt nie potrzebuje pomocy, starając się przy okazji nie zostać pokutą. Wredne gobliny, że też ich tu posłały. Niewątpliwie, Bell wszędzie widziała podstęp. 4
Carma była bardzo dziwnym dzieckiem. Jako maluch uwielbiała męczyć owady i niewielkie płazy, dlatego szybko została jedną z osób, które zaczęły walkę z owymi kulkami. Co się okazało, tylko z pozoru wydawały się nieszkodliwe, a ich fizjonomia z pewnością zapadnie na długo w pamięć niejednej poranionej osobie. Jednak blondynka dokładnie wiedziała co robi, a jeśli chodziło o wszelkiego typu walki, to zdecydowanie była odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu - kto inny zachowywał tak zimną krew w krytycznych sytuacjach? I kto przy okazji czerpał niesamowitą satysfakcję z tej "rozrywki" jak nie ona? Ferie, a szczególnie samotność na nich, bardzo ją nudziły, a wyprawa trzech ekip do różnych miejsc brzmiała, przynajmniej dla niej, bardzo ekscytująco. Nie pamiętała, by w jakiejkolwiek szkole ktokolwiek narażał ich na takie niebezpieczeństwo... i bardzo za to Hogwart polubiła. Z satysfakcją szukała coraz to nowszych potworków, w pewnej chwili używając Bombardy w taki sposób, że zmiotła z posadzki dwa na raz. Widząc jak igły rozproszyły się po pobliskiej przestrzeni, zorientowała się, że ktoś mógłby potrzebować pomocy, której przecież potrafiłaby udzielić, ostatecznie coś tam z zajęć uzdrawiania wynosiła. Przystanęła na chwilę, a nie chcąc stracić jeszcze bardziej pola widzenia, odgarnęła zmierzwione włosy do tyłu. Widząc, że reszta ekipy radzi sobie z kulami dość dobrze, oparła dłoń na biodrze i rozejrzała się po pomieszczeniu. O co tutaj chodziło? Te szalejące wokół, najwyraźniej wystraszone i broniące się kule wcale nie wyglądały tak, jakby rzeczywiście chciały się tam znaleźć. Czy pozostałe drużyny też musiały się zmagać z takimi problemami jak oni? Co jeśli miało to na celu rozdzielenie ich i wystawienie na zagrożenie, a ten topniejący zamek i jego mali goście byli jedynie przykrywką dla czegoś większego? Carma była prawie pewna, że ktoś umieścił iglaste kule w tym zamku specjalnie - ich wygląd sugerował jedynie to, że mogły się dobrze czuć w pobliskim iglastym lesie, w którym łatwo byłoby im o kamuflaż w koronach drzew. Pokręciła głową, besztając się za swoje coraz to nowsze teorie spiskowe. Co ona może tak naprawdę wiedzieć? I tak jej rozmyślania niczego nie zmienią. Byli tam sami, z garstką opiekunów i zranionych uczniów. Nie zapowiadało to niczego dobrego.
Fakt znalezienia źródła problemu mógł załatwić już sprawę, byleby się tego pozbyć. Kule wydające się niegroźne, takie by bez przeszkód się ich pozbyć wcale nie okazały się takie przyjazne. Agresywne wręcz, przypominało to trochę obronę przed niebezpieczeństwem i dostosowanie się do niektórych działań by te stały się nieskuteczna w walce z nimi. Mogłaby stwierdzić, że to żywe istoty, którym nie podobała się tutejsza zabudowa i chciały się ich pozbyć, ze swojego terytorium? W świecie magii nie brak intrygujących roślin oraz zwierząt, które bronią swej ziemi i to o różnych właściwościach czy zdolnościach. Nieprzenikniony jest ten świat, a w takich warunkach należy walczyć o przetrwanie. Jej pierwszą reakcją przed atakiem kuli była ucieczka i uniknięcie igieł. Nie myślała o innych przez moment, tylko o sobie. Dopiero jak była pewna, że jej samej nic się nie stało wiedziała, że może co najwyżej pomóc w leczeniu rannych, bo na pewno tacy się znaleźli. Zaczęła rozglądać się nerwowo Lilith, o którą od jakiegoś czasu martwiła się najbardziej po ostatnich wydarzeniach, jej kolega oraz Haydn. Zatrzymała na nim spojrzenie na moment, był cały na szczęście. Skierowała się do osób, które nie uchroniły się przed igłami. Rany nie głębokie, raczej nie zagrażające o ile nie było w nich jakiejś trucizny bo nigdy nie wiadomo. -Vulnus alere - proste zaklęcie, oby wystarczające na te zranienia. Małe, ale liczne.
Angelus uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie do Bell. -Tam była większa adrenalina i jeszcze większa psychoza niż tutaj, tutaj weszliśmy w jakieś gówno, które teraz ktoś każe nam posprzątać. Uczniowie jako króliki doświadczalne- powiedział niezbyt zadowolonym tonem w momencie gdy kula rozprysła się na milion kawałków raniąc swoimi igłami uczniów. Wkurzyło go to odrobinę. No był był sobie ten cały lodowy pałac, stał samotnie, ale jest też ktoś zły, ktoś komu ten zamek zawadzał, stworzył więc sobie takie kule które miały sprawić, że nikt nie będzie mu chciał przeszkodzić w zniszczeniu zamku, bo od razu ucieknie. Ci tutaj byli jednak zbyt odważni. W tym momencie rzucał właśnie zaklęcie, gdy jakaś kula wysunęła się za nim, miał szczęście bo nie oberwał czego nie mógł powiedzieć o kawałku muru zamkowego. Dwie kule jednak od jego zaklęcia bombardy rozpadły się w pył zderzając ze sobą. -Wow- tylko tyle wydobyło się z jego ust, był dobry jako opiekun i jak na razie radził sobie doskonale. Te wielkie ochronne kule niczym psy bojowe miały ich powstrzymać i sprawić, że zwieją a wtedy ten cały zły czarodziej dokończy swego dzieła. Nie mógł jednak pozwolić, że ktoś mu w tym przeszkodzi, stąd te obronne lodowe kule z igłami.
Uczestnicy nie mogli wiedzieć, że za całym tym bałaganem stała grupa osób, która chciała wygonić goblin z tej okolicy. Te jednak dzielnie trzymały się swojego miejsce, jakimś cudem utrzymując zniszczony hostel. Ludzi ci postanowili więc zniechęcić przybywających turystów na wiele sposobów, a jednym z nich miał być roztapiający się słynny Lodowy Zamek. Lilith miała dużo racji, bo jak się okazało, ktoś wreszcie znalazł gniazdo tej magicznej odmiany jeżozwierzy. Stworzonka skupione były w jednej, wielkie grupie i... trzęsły się, zupełnie jakby było im zimno. Okazało się, że przez rzucone zaklęcie nie były w stanie wyjść z zamku. Uczniowie i opiekunowie wspólnie się naradzili i po jakimś czasie udało im się złamać owe zaklęcie. Jak się okazało, stworzenia natychmiast skorzystały z okazji i wturlały się na zewnątrz. Teraz, kiedy nikt nie rzucał w nie zaklęciami, również one nie atakowały. Większość osób poszło za nimi i dowiedzieli się, że całkiem niedaleko są gorące źródła. Kolczaste kulki weszły w szczeliny między kamieniami i zniknęły gdzieś pod ziemią. Zapewne znalazły się w swoim prawdziwym gnieździe. Wyglądało na to, że udało rozwiązać zagadkę, a magiczne jeżozwierze nie będą już roztapiać Lodowego Zamku! Można było wrócić do hostelu i przekazać radosną wiadomość goblinom.
Dziękujemy za udział w evencie, punkty do kuferków zostaną niedługo rozdane!