Namiot z zewnątrz wygląda niczym ogromne tipi. W środku jednak nie ma tak dużo miejsca. Prowadzony przez indianina z rodziny Szoszonów, serwuje jednak regionalne potrawy. Na stoku miejsce to stanowi jedyną ochronę przed zimnym wiatrem. Serwowane są tu głównie dania z grilla i szybkie dania z rondla postawionego nad grillem. Jedzenie nie zachwyca, ale można tu zagrzać dłonie i odmarznięte tyłki. Bardzo dużym atutem są też niskie ceny gorących przekąsek.
Cennik: Placek po szoszońsku – 4g Plumpki z grilla — 3g Szaszłyk z wydry kanadyjskiej — 4g karkówka z mulaka — 4g Grzaniec z wilczych jagód — 3g gorące napoje bezalkoholowe — 2g
- W to nie wątpię, chociaż to ja jestem winny stanowi do jakiego doprowadziłem tą dziewczynę. I to przez moją głupotę zachowuję się jak skończony debil, to że jestem w Slytherinie nie oznacza że muszę kreować swoje życie tak jak mi każą. - Sięgnął do kieszeni kurtki po paczkę fajek, była jeszcze nie otwarta. Może trzeba ponownie do nich wrócić by szczęście znów dopisywało Ślizgonowi? Zresztą wszystko jedno, liczyło się tylko to co się działo tu i teraz dlatego też otworzył je szybkim ruchem i wyciągnął jedną sztukę ze środka. Walnął się z powrotem na krześle i jak gdyby nic, oraz sięgnął po charakterystyczną dla niego srebrną zapalniczkę na benzynę. Odpalił nim ów fajkę i zaciągnął się mocno, chyba zapomniał jakie to uczucie kiedy próbujesz stać się niezależną osobą. On w tym momencie był oślepiony osóbką która stała tuż obok niego, Vittorią. Bo to o nią się tu rozchodziło, czuł przy niej nieopisane szczęście jednak nigdy nie zadawał sobie pytania czy ona w jego otoczeniu także. Był zaślepiony, chyba dopiero moment w którym by mu to powiedziała sprawiłby że ujrzałby sedno całej sprawy. Sięgnął po kubek z czekoladą, jak na jego nieszczęście pusty. Meh, a mógł zamówić większy.. chociaż nie wiedział że będzie mu potrzebny, ciekawe co w tej chwili porabia Lilith.
- Nie martw się. Pójdę z nią porozmawiać i wszystko się jakoś ułoży – Powiedziała kładąc dłoń na jego policzku i delikatnie go głaskając. Najważniejsze było żeby się uspokoił i chyba udało się do tego doprowadzić. Kiedy wyjął paczkę papierosów skrzywiła się delikatnie. Nie wiedziała, że pali, a nie bardzo to tolerowała. Nie chciała jednak w żaden sposób go prowokować po raz kolejny. Westchnęła tylko cicho. I tak jak wspomniała powinna iść porozmawiać z Litką. - Zobaczymy się później, dobrze? Chcę to załatwić do końca – Uśmiechnęła się bardzo niepewnie robiąc jeden kroczek do tyłu. Lepiej chyba, żeby na chwilę się rozstali. Będą mieli dużo czasu na przemyślenia. A Titi zdecydowanie miała problem ze zorganizowaniem swoich myśli w jedną całość. - Do zobaczenia – Pożegnała się krótko odwracając się tyłem i wychodząc z namiotu. Tym razem będzie raczej czekać na sowę od niego chyba, że Nox uda się jej pomóc w tym wszystkim. Miała zamiar się jej zwierzyć, czyli zrobić coś, czego od dawna nie uczyniła.