Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Gwiezdna sala

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 12 z 16 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14, 15, 16  Next
AutorWiadomość


Kathleen Gardner
avatar

Uczeń Gryffindor
Wiek : 28
Galeony : 304
  Liczba postów : 799
http://www.greenblood.fora.pl
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyWto Maj 24 2011, 17:06;

First topic message reminder :




Sala ta wyróżnia się jedną rzeczą - zaczarowanym sklepieniem do takiego stopnia, iż żadne zaklęcie nie jest w stanie tego odczarować. Sklepienie reaguje na najsilniejsze emocje w osobach, które tu się znajdują.
Złość, zawiść, kłamstwo, frustracja, zazdrość etc - na niebie kłębią się czarne chmury, gdzieniegdzie rozświetlane jest błyskawicami. Słychać grzmoty, a jednak temperatura pomieszczenia nie ulega zmianie.
Miłość, szczęście, rozmarzenie, nadzieja etc - świeci mocne słońce, pozbawione efektów prawdziwych promieni - nie jest ani ciepłe, a jedynie odrobinę oślepiające. Niebo jest jasnoniebieskie i czasami pojawiają się białe chmurki przybierające różne kształty.

Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Ruth Wittenberg
Ruth Wittenberg

Nauczyciel
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : magia bezróżdżkowa
Galeony : 1431
  Liczba postów : 966
https://www.czarodzieje.org/t13356-ruth-wittenberg
https://www.czarodzieje.org/t13357-soho
https://www.czarodzieje.org/t13358-ruth-wittenberg
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyPon Paź 24 2016, 21:55;

Więc teraz bawimy się w grę pod tytułem: "Kto jest większym cwaniakiem"? Okej, Ruth to pasowało, szczególnie, że bardzo pomagała jej łatka niewzruszonej kujonki i od jakiegoś czasu także pracoholiczki. Skoro stary wyjadacz, prawie dwukrotnie starszy od Mishy Nolan nie do końca ją rozgryzł, to dlaczego ten krukon miałby? Owszem, biła pokłony dla jego zdolności czarowania kobiet, ale bądźmy szczerzy, nie pozostawia się bez opinii komentarza "Poznaj Mishę, największego podrywacza Hogwartu".  To samo w sobie sprawiało, że dziewczyna miała się na baczności jak nigdy dotąd, choć fakt, że Misha jest taki bystry i w lot wymyśla, co powinien powiedzieć, żeby najlepiej na tym wyjść bardzo działał na jego korzyść.
Ruth uwielbiała inteligentnych facetów.
Niestety, jednego już miała. A właściwie, jakby dobrze policzyć to nawet dwóch.
-Obiecałeś przestać robić przedstawienie na astronomii i hm... - udała, że się zastanawia przykładając palec wskazujący do brody - ach tak, chwilę potem ten uroczy Koreańczyk wybiegł z klasy. - kiwnęła głową z tak ujmującą miną, jakby naprawdę chciała pogratulować mu sceny, jaką odegrał na ostatniej lekcji.
Zacznijmy od tego, że ona naprawdę miała we krwi obserwowanie zachowań innych osób. Jej dziadek zaopatrywał w zbrojenia całą Skandynawię, była nauczona od małego, że każdy nosi broń. Choć nie zawsze tę broń da się dotknąć. Mężczyźni mają ją zazwyczaj w głowie. Czasem, choć bardzo rzadko w spodniach.
Kiedy usłyszała jego tłumaczenia odnośnie jej pytania uniosła brwi tak wysoko, że mało nie wyskoczyły zza czoła. Co? Przeczytał to przed chwilą w poradniku dla przyszłych polityków? Ale dobrze, piękna składnia.
-Okej, wierzę ci. - wzruszyła ramionami i tym samym zaniechała dalszego pojedynkowania się na słówka. Na szczęście Misha przyszedł z odsieczą i zadał pytanie, na które ona odpowiadając mogła pokazać mu, co znaczy brutalna prawda w kontekście randki z kobietą analitykiem.
-Jesteś kochany, naprawdę. - przechyliła głowę i uśmiechnęła się, wyciągając do niego rękę, żeby po koleżeńsku pogładzić kciukiem po policzku.
-Ale dobrze wiesz, dlaczego się zgodziłam. Kluczem jest asertywność. A raczej jej brak. - spuściła głowę, trochę mając sobie za złe, że musiała mu to powiedzieć. Nie czuła się dobrze kolejny raz okłamując mężczyznę wmawiając mu coś zupełnie innego, niż rzeczywista sytuacja.
Nagle zrobiło jej się niesamowicie gorąco. Możliwe, że przez fakt, że znów musiała przełknąć kłamstwo, którym uracza wszystkich kandydatów wymyślając sobie fikcyjnego chłopaka, żeby się odczepili. Choć prawdopodobnie podziałała tu bliskość Mishy, który przysunąwszy się niebezpiecznie blisko zaczął tłumaczyć jej obraz Perseusza na nieboskłonie. Zaśmiała się rozbawiona. Jaki jest taki jest, ale przynajmniej poczucie humoru ma pierwszoklasowe!
-Zdejmę sweter, mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza. - powiedziała i nie czekając na zgodę zdjęła swój uroczy element garderoby.
-No dobrze, to żeby nie zabierać ci czasu to ja może podsumuję. Jesteś błyskotliwy, inteligentny i naprawdę popisowo żonglujesz słowami. Powinnam czuć się winna, że twój wkład w to spotkanie się nie zwróci, ale pomimo tego, że uważam cię za dobrego faceta, oboje dobrze wiemy, po co to wszystko. Misha, daruj sobie, poważnie. Mam kogoś - skończyła przejeżdżając kilkakrotnie dłonią po jego karku, żeby dodać mu otuchy. Tak się postarał, a ona znów musi wszystko niszczyć. Niedobra Ruth, więcej nie dostaniesz ciasteczek od Mishy. Od innych pewnie też nie, jak się dowiedzą.
Z tego wszystkiego zapomniała zupełnie, że siedziała przed nim teraz w czarnej bluzce na cieniutkich ramiączkach z tak głębokim dekoltem, że dokładnie było widać, jak cały bark, od szyi aż pod pod obojczyk ma pokryty siniakami i czerwonymi otarciami. Szczerze? Trochę to wyglądało, jakby temu jej "facetowi" nie smakowała zupa i szarpnął ją trochę za mocno. Dziesięć razy.
Powrót do góry Go down


Misha Destiel
Misha Destiel

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 28
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 209
  Liczba postów : 161
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12715-misha-colin-destiel#343323
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12717-crowley-the-king-of-hell#343354
http://czarodzieje.my-rpg.com/t12716-misha-destiel
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyNie Paź 30 2016, 17:48;

Ach, ta astronomia… Długo go jeszcze będzie prześladować? Otworzył usta, chcąc się jakoś wytłumaczyć , ale po chwili je zamknął. Z przymkniętym jednym okiem przypominał sobie feralną lekcję.
- Taaa… mogło tak być… - przyznał kiedy wszystko do niego wróciło, po czym szybko dodał: - Ale naprawdę nie miałem zamiaru łamać tej obietnicy, kiedy ją składałem – w ogóle nie planował rozmawiać z Koreańczykami, właściwie to zamienił z nimi dwa zdania i to tylko po to, żeby się odczepili. Całe zamieszanie w klasie było z ich powodu, a że w tę farsę postanowili wciągnąć wszystkich obecnych… - Po za tym, bądźmy szczerzy, po wyjściu tych gówniarzy byłby już zupełny spokój.
Spojrzał na nią uważnie, kiedy pogłaskała jego policzek. Może i byłby tym podekscytowany, ale dobrze wiedział, że po tego typu zdaniach zawsze następuje „ale”. Nie mylił się. Spodziewał się, że dziewczyna za chwilę powie coś przykrego, ale nie było tak źle. Od zawsze wiedział, że trując komuś dupę wystarczająco długo, dostanie to czego chciał. Wypadał przy tym niezmiernie irytująco, ale każdą opinię na swój temat był w stanie zmienić przy dalszej znajomości.
Jego zdaniem spotkanie przebiegało bardzo dobrze. Rozmawiali swobodnie, Ruth śmiała się z jego żartów i nie siedziała spięta unikając kontaktu. Ale nie minęła jeszcze godzina, więc wszystko mogło się zepsuć. Być może to miła na celu Krukonka, kiedy zrzuciła bombę w postaci swojego chłopaka. Mishę początkowo zatkało, ale tylko na moment.
- Nie, nie masz – odparł pewnie, uśmiechając się kącikiem ust. To mu nie pasowało do układanki. Skoro wyszła z nim tylko dlatego, że chciała żeby dał jej spokój, dlaczego nie wyskoczyła z tym chłopakiem wcześniej? To był najoczywistszy chwyt na spławienie faceta i powinien być jeszcze bardziej oczywisty, kiedy się tego partnera faktycznie miało. Poza tym wydawało mu się zawsze, że szczęśliwe związki polegają na nie umawianiu się z osobami trzecimi. Skoro zaś Ruth siedziała z nim tutaj, albo chłopaka nie miała, albo nie była z nim szczęśliwa na tyle, żeby nie rozważać ukradkiem jego wymiany. Jeżeli w grę wchodziła druga opcja, to czy nie szlachetnie ze strony Mishy, że próbuje ją z tego związku bez miłości wyrwać?
Zdjęcie sweterka było bardzo prowokującym gestem, więc Misha na wypadek, gdyby miał to być jakiś test, trzymał oczy na wysokości jej twarzy. Wiecznie tak jednak trwać nie mógł, bo raz, że świętym nie był, dwa – naturalne to to nie było. Zjechał wzrokiem na jej ramiona i… tu się zatrzymał. Z przejęciem wypisanym na twarzy, podniósł się z łokci.
- Jezu, Ruth! Co ci się stało?
Powrót do góry Go down


Ruth Wittenberg
Ruth Wittenberg

Nauczyciel
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : magia bezróżdżkowa
Galeony : 1431
  Liczba postów : 966
https://www.czarodzieje.org/t13356-ruth-wittenberg
https://www.czarodzieje.org/t13357-soho
https://www.czarodzieje.org/t13358-ruth-wittenberg
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyNie Paź 30 2016, 18:36;

Misha bardzo się wyróżniał na tle innych mężczyzn, których Ruth miała okazję poznać. Był definicją przebiegłości i prawdę mówiąc im dłużej z nim rozmawiała, tym dłużej chciała z nim zostać, odbijając tę niewidzialną piłeczkę w nieskończoność. Był idealnym materiałem na przyjaciela, wprost wybornym. Ze względu na okoliczności nie było ryzyka, że dziewczyna się w nim zakocha, a jego podejście do życia i fakt, w jaki sposób manipulował całą przestrzenią sprawiał, że chciało się przy nim być. Ruth przyłapała się po chwili na tym, że patrzy na niego rozmarzona, jakby został ostatnim mężczyzną na świecie. Bardzo chciałaby umieć być taka jak on, ale ją stopowała jedna drobnostka - moralność. Mimo wszystko zamiast obruszyć się za to, że wytyka jej kłamstwo (no błagam, ewidentne) wpatrywała się w niego z uznaniem jak w obraz.
-Mam, tylko on jeszcze o tym nie wie - uśmiechnęła się zadziornie sugerując, że tu wcale nie chodzi o to, czy ona kogoś ma, czy nie ma, czy się za chwilę pocałują, czy nie - chodziło o tę świetną dyskusję, jaką prowadzili. Dawno się tak dobrze nie bawiła i prawdę mówiąc chciała teraz za ten prezent uściskać Mishę.
Kiedy mężczyzna niemal krzyknął odnosząc się do jej szram na barku sama zdziwiona spojrzała na swoje ramię.
-A, to. Hipogryf. Pielęgniarz na dyżurze był psychiczny, więc uznałam, że samo też się zagoi. Tylko trochę wolniej. - wzruszyła ramionami. Już raz się ekscytowała tą sprawą i zdecydowanie zbyt długo trzęsła się nad tym z Adorią, żeby teraz z entuzjazmem opowiadać, jak to ją pokiereszował dziki zwierz. Poza tym Ruth nie uważała, żeby miała z siebie robić wielką ofiarę przez dwa siniaki.

Misha był naprawdę fajnym gościem, tak od serca. Polubiła go, mimo jego seksistowskich zapędów i wiary, że każda kobieta jest stworzona do tego, żeby być piękną i żeby dało się ją omamić. Ruth miała szczerą nadzieję, że ich znajomość nie skończy się na tym razie, szczególnie, że musiała go teraz trochę oszukać, bo nie minęły jeszcze dwie godziny i dziesięć minut spotkania.
-Misha, muszę iść, mam pracę. Bardzo cię przepraszam, że tak to wyszło, postarałeś się a ja nie dotrzymuję teraz danego słowa. Umówmy się tak, że ci to któregoś razu odpłacę, okej? - poklepała go po ramieniu z miną zbitego psa. Nienawidziła nie dotrzymywać słowa, ale cóż, jeśli Misha teraz tego nie zrobi zrobi to za chwilę jej kierownik, jeśli nie stawi się w pracy.
-Jesteś fajnym facetem, poważnie. Do następnego razu - pomachała mu na pożegnanie i w tempie złotego znicza zniknęła z pola widzenia. To spotkanie dało jej sporo do myślenia a najważniejsze, że spojrzała na Mishę nie jak na taniego podrywacza, tylko na ciekawą, kreatywną osobę z pakietem pomysłów, które zdecydowanie zasługiwały na oklaski.

zt
Powrót do góry Go down


Cheong Jungkook
Cheong Jungkook

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 899
  Liczba postów : 196
https://www.czarodzieje.org/t13453-jeon-jungkook
https://www.czarodzieje.org/t15186-dollar-dollar#404823
https://www.czarodzieje.org/t15184-cheong-jungkook#404815
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyNie Paź 08 2017, 23:09;

do posta wszelkie prawa zastrzeżone (na wypadek częstych kradzieży oraz innego rodzaju rżnięcia naszych pomysłów; jest to nasza praca artystyczna chroniona prawami i mamy to w dupie)

Wymiana listów była dla niego bardzo bolesna.
Zdawał sobie sprawę z tego, że zachowywał się dziecinnie. Zachowywał się wręcz żałośnie, obawiając się spotkania z jasnowłosym. Naprawdę nie był jeszcze gotowym na pierwsze od ostatniego wydarzenia, spotkanie. Bał się tych wszystkich słów, które miały zostać rzucone w jego stronę niczym kości w starodawnej grze. Bał się co może usłyszeć.
Strach paraliżował go do tego stopnia, że już trzykrotnie próbował zawrócić z powrotem do mieszkania Chanyeola. I miał szczerą ochotę umrzeć w którymś z tych ponurych lochów, które właśnie mijał na swojej drodze. Umrzeć z zażenowania i z tego palącego uczucia zazdrości, które chyba już na dobre zagościło w jego spaczonym umyśle.
Bo Jungkook zazdrościł.
Mimo zranienia, zazdrościł jej tego bliskiego dotyku Taehyunga, od którego on od zawsze był w pewien sposób odcięty. Gdy zaczęli się spotykać, zawsze mu się wydawało, że to właśnie on będzie tą pierwszą osobą; bo tak bardzo chciał aby Min był dla niego wyjątkowy i w pewien sposób niepowtarzalny; tak samo jak on chciał być wyjątkowym dla niego.
Czy to nie wydawało się naturalne?
Skoro to Jungkook skradł jego pierwszy pocałunek; krótkotrwałą bliskość i zapoczątkował lawinę drobnych czułości - gdy uruchomił epidemię ich miłości, która się przebudziła w ich dwójce - czy to nie on powinien mieć swojego chłopca w każdej innej sytuacji?
Fizyczność była dobrą sprawą. Z pewnością była przyjemnym aspektem całego randkowania i zakochania się w sobie dwóch osób. Uwielbiał pocałunki z nim i całusy wszędzie tam, gdzie tylko zdołały dosięgnąć spragnione bliższego uczucia, usta.
I Taehyung był piękny.
Na Boga, mógłby mieć każdego i każdą w całym Hogwarcie, jak nie lepiej. I Taehyung w końcu zdobył inną osobę, i to równie bliską jego sercu. Być może to była jego wina?
Zapoczątkowanie tego wszystkiego, rozhulanie huśtawki uczuć i rwącego uzależnienia od czułego, ciepłego dotyku drugiej osoby.

Jungkook potrafił zrozumieć taką tęsknotę.
Sam czuł cholerną pustkę w sercu i w swoich ramionach, gdy był z dala od jasnowłosego. Już pierwszego dnia po powrocie, nie umiał się  oderwać od jego pachnącego słodyczą ciała i jeszcze słodszych ust. On tak bardzo go uzależniał.
Stanowił dla niego najgorszego rodzaju narkotyk. I Jungkook wiedział.
Zdawał sobie sprawę z tego, że mimo ogromnego żalu do niego i zdeptanego serca, nie będzie potrafił go oficjalnie od siebie odrzucić. Nie zdoła mu wykrzyczeć prosto w twarz, że jest dla niego nikim, że równie dobrze może sobie znaleźć kogoś innego na jego miejsce.

Nie potrafiłby mu się nawet zrewanżować tym samym. Szybciej przebiłby sobie język cholernym żelastwem niż próbowałby pójść  się ślinić do drugiej osoby, która nie potrafiłaby go rozgrzać chociażby w jednej setnej tak, jak  potrafił to zrobić Taehyung przy pomocy swojego jednego uśmiechu.

Ale to nie zmieniało faktu, że młodszy czuł się odtrącony i zdradzony.  
Czuł się … jak porzucony i jednocześnie mocno zapomniany.
Niczym stara zabawka.

Wchodząc do pierwszej sali z brzegu, pozostawił za sobą uchylone drzwi, aby jasnowłosy mógł się niepostrzeżenie wślizgnąć do środka. Dopiero po przekroczeniu progu, zdołał się zorientować, że wybrał gwiaździstą salę -  wraz z jego pojawieniem się w środku, magiczny sufit od razu rozbłysnął tysiącami gwiazd.

Mając świadomość, że zaraz za nim pojawi się Taehyung - czuł jak stres znowu zaczął o sobie znać poprzez nerwowo drżące dłonie. Zaciskając długie palce w pięści, jeszcze kilkakrotnie je rozpostrował i ponownie zawinął w pięści jakby chcąc się wewnętrznie uspokoić.

W końcu co miał do stracenia?
Stracił już wszystko. Zawieszając krótkie spojrzenie na bransoletce, którą rok temu dostał od niego; odruchowo obkręcił jej rzemyk na swoim chudym nadgarstku i bezmyślnie skierował się na sam środek sali, aby położyć się na niewygodnym drewnianym parkiecie.
Niczym ofiara losu po prostu czekał na kolejne mentalne uderzenie.
Serce miał już złamane, więc co mu szkodzi zadręczyć się głupimi myślami, tak na amen?
Zadręczać się myślami, że Taetae już go po prostu nie chce?
Że powie same nieprzyjemne rzeczy, które utkwią w jego pamięci na bardzo długo. Zwali winę na niego, powie, że to Jungkook był powodem do zdrady. Że był nieudolnym i złym partnerem, że to wszystko tak naprawdę to jego wina.

Bo przecież to była prawda.
I nawet świecące nad głową Jungkooka gwiazdy potwierdziły jego czarne myśli; tymczasowo gasnąc i zostawiając go pogrążonego w bezbrzeżnym smutku.


Ostatnio zmieniony przez Cheong Jungkook dnia Czw Paź 19 2017, 11:54, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Min Taehyung
Min Taehyung

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 136
  Liczba postów : 215
https://www.czarodzieje.org/t13409-taehyung-min#357496
https://www.czarodzieje.org/t13469-sowka-poli#358777
https://www.czarodzieje.org/t15210-min-taehyung
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyPon Paź 09 2017, 12:34;

do posta wszelkie prawa zastrzeżone (na wypadek częstych kradzieży oraz innego rodzaju rżnięcia naszych pomysłów; jest to nasza praca artystyczna chroniona prawami i mamy to w dupie)

Taehyung wiedział, że to się prędzej czy później wydarzy.
W końcu przez cały czas trzymał w dłoniach tykającą bombę, która koniec końców musiała wybuchnąć. Nie sądził jednak, że przyniesie to tyle bólu, zranienia i strachu. Tak właściwie, ukrywając w sekrecie to wszystko, nie sądził, że ta sprawa kiedykolwiek ujrzy światło dzienne. W końcu oboje - on i Delilah - obiecali, że to już się nigdy więcej nie powtórzy, że to wydarzenie, które obrało niewłaściwy tor, nigdy nie zasieje między nimi jakiegoś sporu czy wątpliwości. Jednakże kto w tych czasach dotrzymuje słowa? Tae nie pierwszy raz źle zrozumiał zamiary Delilah i gdyby choć przez chwilę uważnie ją posłuchał, a potem poszedł za jej radą, to może nie byłby w tej sytuacji. W końcu to ona od samego początku naciskała na to, aby powiedzieć Jungkookowi, zanim sprawa wymknie się spod kontroli do… tego stopnia.

Minął tydzień od festiwalu. Minął tydzień od kiedy Jungkook dowiedział się o wszystkim w niewłaściwy sposób.
Minął tydzień od ich ostatniej rozmowy. Minął tydzień od kiedy Taehyung pogrążył się w rozpaczy i nienawiści do samego siebie.
Minął tydzień, podczas którego miał ochotę uciec na Alaskę, wybić połowę Hogwartu, skoczyć z najwyższej wieży zamku albo wypić eliksir, który podałbyś tylko wrogowi. Sam sobie był teraz wrogiem.

Nie mógł się uspokoić i nie wiedział co ma zrobić. Milion myśli krążyło mu po głowie, tysiąc sposobów, aby przeprosić ciemnowłosego i miliardy słów, które chciał mu powiedzieć. Bał się. Bał się, że gdy przyjdzie dobry moment, to stchórzy jak najgorsza osoba na świecie i nie powie nic. Nie chciał się usprawiedliwiać, bo na jego zachowanie nie było odpowiedniego wytłumaczenia. Chciał mu tylko wyjaśnić całą sytuację. Chciał powiedzieć mu, że umierał z tęsknoty do niego jak ostatni szaleniec, że za sprawą kilku butelek alkoholu, litrów wylanych łez i obecności Delilah, zrobił to, co zrobił bez żadnego pomyślunku. Chciał wyrzucić wszystkie swoje negatywne emocje czy dać upust nieustającej rozpaczy… Czy to nie sprawiało, że i tak wyglądał na złego człowieka? Nie dość, że zranił dziewczynę, traktując ją przedmiotowo to jeszcze zdradził i skłamał przed chłopakiem.

Nie widywał Jungkooka na korytarzu to też nie miał szansy, aby go zaczepić i poprosić o rozmowę. Taehyung przemieszczał się po szkole jak jeden z duchów, ignorując znajome twarze, totalnie olewając pytania nauczycieli. Fizycznie z nimi był, ale jego duch uleciał w zupełnie inne miejsce. Jego wzrok, który samoistnie próbował odszukać ciemnej czuprynie w tłumie, dawał mu tylko pewność, że już go tu z nim nie ma. I być może już nigdy nie będzie chciał go widzieć; będzie go nienawidził, będzie czuł się skrzywdzony i już nigdy nie pobawi się jego włosami jak ostatnim razem. Na samą myśl, że mógłby już nigdy więcej nie biegać razem z nim na lekcje - bo przez to, że byli razem, często spóźniali się na zajęcia - lub przesiadywać na błoniach, gadać o głupotach i skradać sobie buziaki, robiło mu się niedobrze. W końcu to te chwile, spędzane z Jungkookiem, były najpiękniejsze. Będąc w dormitorium i widząc jego opuszczone łóżko, które zawsze było zawalone jego rzeczami, chciało mu się płakać. Gdziekolwiek by nie był, wszystko przypominało mu o młodszym chłopaku. Wszędzie, oczami wyobraźni, widział Jungkooka; na pustym miejscu w szkolnej ławce obok siebie, na łóżku w dormitorium, przy stole na kolacji, na huśtawce na błoniach, w swoim mieszkaniu, grzebiącego w lodówce lub wyłożonego na sofie. W takich momentach Tae zdawał sobie sprawę, że Jungkookie był większą częścią jego życia niż tak naprawdę przypuszczał.

W końcu nie wytrzymał. Nie sądził, że mógłby żyć w ten sposób. Nie dałby rady.
Zaczął te listy, bez przerwy naciskając na spotkanie. Nie chciał załatwiać tego pisemnie, choć wiedział, że dla niego może to być lepsze rozwiązanie. Każde słowo napisane na pergaminie łamało mu serce na kilka malutkich części. I mimo, że z trudem powstrzymywał łzy i drżącą dłoń, gdy odpisywał mu na listy, to nie odpuścił. Nie miał prawa odpuścić. Nie miał prawa zostawić Jungkooka i nie miał prawa teraz bać się tego spotkania.
Ale i tak na samą myśl o zobaczeniu ciemnowłosego trząsł się jak zimna. Bez niego stale otaczał go tylko chłód.
Taehyung nastawiał się psychicznie na to spotkanie cały poranek; z wrażenia i obaw nawet nie zjadł śniadania, więc szedł na pusty żołądek. Nie zdjął szkolnego mundurku, został w białej koszuli, czarnych spodniach i tych lakierkach, które zdawały się już trwale do niego przykleić. Jego noga jeszcze nie była w najlepszej formie, natomiast rana na przedramieniu wyglądała lepiej. O wiele lepiej niż kilka dni temu. Taehyung śpieszył się, mknąc przez stare korytarze Hogwartu wprost do gwiezdnej sali. Gdy tylko się zbliżał, zaczął zwalniać, nerwowo podwijając koszulę aż po same łokcie i poluzowując granatowy krawat. Zrobiło mu się sucho w ustach; a gdy zobaczył otwarte drzwi do sali, zatrzymał się gwałtownie. Nie słyszał nic. Czyżby był pierwszy? Spojrzał przez szparę w drzwiach i gdy tylko go zobaczył, cofnął się jakby przerażony, przylegając plecami do chłodnej ściany. Uniósł zaciśniętą pięść do ust, czując jak szybko wali mu serce. Wszystkie piękne słowa i przeprosiny wyleciały mu z głowy z chwilą, w której go ujrzał. Stał tam przez minutę, może dwie, uspokajając rytm serducha i oddech. Nic nie zdziała płaczem czy paniką.

Taehyung wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Ruszył powoli, niemal ostrożnie w jego kierunku, pocierając nerwowo kark. Właśnie próbował ratować swój związek z jedną z najważniejszych osób w jego życiu.
Przystanął kilka kroków od Jungkooka, nie chcąc łamać jego jakiejś sfery osobistej; nie chciał, aby źle go zrozumiał, choć teraz i tak cholernie uważał na swoje słowa. Opuścił dłonie wzdłuż ciała, przełykając cicho ślinę.
- Przyszedłeś - powiedział głupio; czując jak pocą mu się ze zdenerwowania ręce. - C-chciałem już wcześniej porozmawiać, ale nie było cię w szkole i… - zaciął się, wbijając w niego wzrok. - Dziękuję, że chcesz mnie wysłuchać - powiedział, gubiąc się we własnych tak bardzo dziecinnych słowach. - Ja… Przepraszam. Przepraszam za to, że ci nie powiedziałem na samym początku - wyrzucił na jednym wdechu. - Wiem, że zachowałem się jak ostatni kretyn, nie mówiąc Ci, co okropnego zrobiłem. Między mną, a nią, nigdy nie doszło do żadnego uczucia, Jungkook, nic się nie ciągnie, bo nic się nawet nie zaczęło - powiedział powoli, nie odrywając od niego spojrzenia. Zamilkł na moment, zbierając myśli i co chwila biorąc głęboki wdech, żeby się nie rozpłakać, bo widok swojego chłopca w takim stanie był straszny, a jakby tego było mało Tae bał się, że nic dobrego nie wskóra tą rozmową. - Nic mnie nie usprawiedliwia. Nic nie jest dobrym wytłumaczeniem. Chcę tylko, żebyś wiedział, że nawet przez chwilę nie myślałem o tym, żeby cię zranić czy zostawić, czy zrobić coś innego, równie karygodnego, nie celowo - mówił coraz szybciej, zupełnie niekontrolowanie. - Nie zapomniałem Cię nawet na chwilę. To był tak głupi wypadek i naprawdę… chcę… przeprosić. - Zacisnął usta w wąską kreskę, nawet nie wiedząc, czy powinien kontynuować. Zamrugał oczami, żeby się nie rozpłakać.
Kretyn, kretyn, kretyn.


Ostatnio zmieniony przez Min Taehyung dnia Czw Paź 19 2017, 11:49, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Cheong Jungkook
Cheong Jungkook

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 899
  Liczba postów : 196
https://www.czarodzieje.org/t13453-jeon-jungkook
https://www.czarodzieje.org/t15186-dollar-dollar#404823
https://www.czarodzieje.org/t15184-cheong-jungkook#404815
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyPon Paź 09 2017, 20:29;

do posta wszelkie prawa zastrzeżone (na wypadek częstych kradzieży oraz innego rodzaju rżnięcia naszych pomysłów; jest to nasza praca artystyczna chroniona prawami i mamy to w dupie)

- Wiesz, że Chanyeol dowiedział się od innych? A skoro inni wiedzieli, to tak jakbyście się nie kryli przed nimi ze swoim … szczęściem. - Wymamrotał cicho, ledwo co poruszając swoimi wargami. Przekrzywiając na bok głowę, spojrzał na niego bez większych emocji, gdy ten kierował w jego stronę przeprosiny. Wzruszył wtedy ramionami i odwracając od niego wzrok; ponownie zapatrzył się w sufit, starając się zrozumieć jego intencje.
To nie tak, że mu nie wierzył.
Chciał mu wierzyć całym sercem, ale czy był tego sens?
Na własne oczy widział, jak Delilah zareagowała na słowa jasnowłosego. Był świadkiem tego, jak jej łzy niemal uwolniły się spod lekko podpuchniętych powiek. I nie mógł zapomnieć zachowania Taehyunga podczas festynu; a zwłaszcza jego kolejnych, drobnych kłamstw.
Czy to wszystko nie pokazywało mu dobitnie tego, że Taehyung zwyczajnie nie chciał mu powiedzieć o tym, co się wydarzyło między nim, a ich wspólną przyjaciółką? Zamiast wyjawienia prawdy, naprawdę wolał wmawiać mu głupie bajki o tym, że nie chciał go zranić? Chować się za tak słabą wymówką, jakby naprawdę nie znał charakteru Jungkooka?
Nie byli już dziećmi. Zrozumiałby przecież wszystko, dumnie przełknąłby całą gorycz tej nieprzyjemnej sytuacji i być może skończyłoby się tylko i wyłącznie na nieco złośliwych komentarzach rzuconych w stronę dwójki najbliższych mu osób.
A tak? Jak mógł mu wybaczyć?
Już nie tylko zdradę, ale i kłamstwa? Brak wiary w jego zdrowy rozsądek oraz ocenę sytuacji? Czy kilka suchych przeprosin naprawdę miało załatwić ten cały koszmar?
Nie umiejąc uleżeć w jednym miejscu, poderwał się gwałtownie do siadu. Przyciągnął do siebie kolana i zaczynając odruchowo skubać pojedyncze nitki od szerokich rękawów bluzy; westchnął ociężale. Tak jakby każdy kolejny wdech i wtłoczenie powietrza do swoich płuc, stało się nagle dla niego nie lada wyzwaniem. Jakby oddychanie w jednym pokoju wraz z Taehyungiem, stało się nagle zbyt przytłaczające.
Bał się nawet spojrzeć na jego buzię. Bo co by wtedy na niej dostrzegł?
Pustkę i brak jakichkolwiek emocji? A może wręcz przeciwnie — wszystkie żale skierowane prosto w jego serce? Zaciskając mocno swoje spierzchnięte wargi, jednocześnie zacisnął swoje palce na rękawach ubrania.
- Mówi się, że co z oczu to i z serca, Taehyung. Po co tak się tłumaczysz? To i tak nie zmieni biegu historii, przecież zdajesz sobie z tego sprawę, racja? - powiedział cicho, dziwnie zachrypniętym głosem jakby próbował się samemu powstrzymać od płaczu. Całe siedem dni usiłował walczyć z syndromem płaczliwego emosa — ale na Boga — ile można?
- I przepraszasz mnie za to, że się to wydało czy za to, że się to stało? Czy ty w ogóle żałujesz tej nocy z Delilah? - parsknął żałośnie pod nosem i ocierając wierzchem dłoni pierwsze łzy z policzka, wygiął wargi w grymasie poirytowania. Na samego siebie. - Głupie pytanie, nie? Bo kto, żałowałby nocy z Deli? Przecież jest ekstra na wiele sposobów. - odpowiedział sobie nieco głośniej, ale tak, aby i Taehyung go usłyszał.
Przełykając łzy, otarł się czołem o swoje przedramię.
- Jestem twoim p-przyjacielem. - zająknął się głucho i przymknął powieki zmęczony tą sytuacją — i już przez pryzmat tej przyjaźni powinieneś mi powiedzieć, pochwalić się czy cokolwiek innego. Chyba że nawet na przyjaźń nie zasługiwałem. Już sam nie wiem, co o tym myśleć, Taehyung.
Powtórzył się pogubiony w swoich własnych słowach i odetchnął głęboko. Sięgając palcami do jego bransoletki na swoim ręku, zaczął ją nieśpiesznie obracać, jednocześnie zastanawiając się nad zadaniem mu kolejnego pytania. Jednak czy aby na pewno chciał usłyszeć od niego odpowiedź? Ryzykując — zerknął w jego stronę z tą swoją przeraźliwie smutną miną. Nie miał już nawet siły na trzymanie w sobie tej całej mieszanki tak bardzo sprzecznych ze sobą uczuć. Jungkook wiedział, że prędzej czy później i tak się podda. Głupie serce przecież przebaczy mu, każdy nawet ten największy występek wobec niego; bo Cheong był w nim tak beznadziejnie zakochany, że czasami aż było mu za siebie wstyd.
Nie wstydził się miłości do niego, broń Boże! Wstydził się raczej tej swojej cholernej słabości do niego.
Wiedział, że gdyby Taehyung zechciał go nawet wielokrotnie zdradzać i to z połową Hogwartu — to Jungkook i tak by mu wybaczył. Zdusiłby w sobie te gorące uczucie bólu i bez słowa na nowo przyjąłby go do siebie i to z otwartymi ramionami niczym ćpun witający kolejną działkę swojego ulubionego otumaniacza.
Bo pragnął go do tego stopnia, że pokusiłby się nawet o ugięcie kolan i ciche błaganie Taehyunga o powrót do siebie. Nawet teraz całą siłą się powstrzymywał od tego, aby go nie przyciągnąć go do siebie w rozpaczliwym uścisku. Mimo że to on był powodem jego bolącego serca, to jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że ten ból może wyleczyć tylko jego bliskość.
Ponownie ocierając wierzchem dłoni swój policzek, zacisnął mocno wargi.
- A co jak się okaże, że ja jestem tylko twoim głupim zauroczeniem? Zwykłym zapalnikiem do tego, abyś ty mógł ruszyć dalej, tylko z kimś innym.
Podnosząc na niego spojrzenie, wygiął wargi w ponury grymas i zawiesił na nim swój wzrok na jakieś dwie, trzy sekundy nim się zaczerwienił. Dopiero chwilę później przesunął się nim w inny kąt pomieszczenia i bezmyślnie wgapiając się w jeden punkt, westchnął kolejny raz.
- Boję się, Taehyung. Mieszasz mi w głowie, zbyt mocno.


Ostatnio zmieniony przez Cheong Jungkook dnia Czw Paź 19 2017, 11:56, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Min Taehyung
Min Taehyung

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 136
  Liczba postów : 215
https://www.czarodzieje.org/t13409-taehyung-min#357496
https://www.czarodzieje.org/t13469-sowka-poli#358777
https://www.czarodzieje.org/t15210-min-taehyung
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyPon Paź 09 2017, 22:18;

do posta wszelkie prawa zastrzeżone (na wypadek częstych kradzieży oraz innego rodzaju rżnięcia naszych pomysłów; jest to nasza praca artystyczna chroniona prawami i mamy to w dupie)

Taehyung skinął powoli głową. Oczywiście, że wiedział. W końcu właśnie przez to wydarzenie pokłócił się z Delilah - był święcie przekonany, że wina leży po stronie jego przyjaciółki, która wyjawiła wszystko Chanyeolowi. I to było tak bardzo złe, zważając na to, że zaatakował ją bez żadnego dowodu, pomyślunku, a potem obwiniał ją o to, że o wszystkim chciała powiedzieć Jungkookowi. Del była z pewnością o wiele mądrzejsza od niego. A on musiał to w końcu przyznać.
- Nie wiem jakim cudem się o tym dowiedział, skoro następnego dnia, rozmawiając z Delilah uznaliśmy to za jakąś pomyłkę - powiedział cicho. Patrzył się na niego, nie odrywając wzroku nawet na chwilę, mimo że bał się tego co mu odpowie. Bał się, że gdy będzie wychodził z tego spotkania, to już nigdy więcej się nie podniesie, że naprawdę będzie chciał wyjechać albo zrobić coś jeszcze gorszego, bo cholera, kochał Jungkooka. Był stałym elementem jego życia, jego drugą połówką serca, bez której nie miał siły funkcjonować. - Nie było żadnego szczęścia, nie było nawet w tym jakichś romantycznych uczuć. Boże, po prostu się nawaliłem jak ostatni kretyn i wykorzystałem ją - wyrzucił, czując się jak największy idiota. Zaśmiał się gorzko i smutno, zdając sobie sprawę jak musi wyglądać w jego oczach. - Choć co to za usprawiedliwienie, prawda? Nie dość, że zdrajca to jeszcze… - zająknął się nagle i oderwał od niego wzrok, skupiając je na swoich butach. Łzy zaczęły gromadzić się w jego oczach; chyba nigdy nie czuł się tak źle jak w tej chwili. - Nie potrafiłbym darzyć uczuciem kogoś innego niż ciebie. Nawet wtedy, gdy… byłem z nią… Myślałem o t-tobie - wyrzucił i było mu tak bardzo wstyd.
I mógłby próbować jak szalony odpuścić sobie uczucia względem Jungkooka. Mógłby po prostu rzucić to wszystko w cholerę, znaleźć kogoś innego na świecie, ale co by to miało za sens? Tylko on sprawiał, że Taehyung czuł się lepiej. Tylko Jungkook potrafił go rozweselić, rozgrzać, pocieszyć czy zrozumieć. Tylko Jungkook sprawiał, że jego serce biło szybciej, a w brzuchu pojawiały się te słynne motylki.
Bo bez Jungkooka nie było Taehyunga.
Był tylko cień, puste ciało bez jakiegokolwiek ciepła.
Przełamując swój lęk przed popełnieniem złych kroków, wbrew sobie usiadł naprzeciwko Jungkooka, krzyżując nogi. Skrzywił się nieznacznie, gdy przeszedł go prąd, ale szybko opanował emocje na twarzy, próbując złapać kontakt wzrokowym z chłopakiem. Tae zaczął bawić się swoimi palcami, słuchając słów ciemnowłosego i kręcąc energicznie głową.
- Nie cofnę tego, co zrobiłem. Pozostało mi tylko żałować, że zachowałem się tak nieodpowiedzialnie i głupio - powiedział powoli, wbijając wzrok w ciemne tęczówki Jungkooka, które teraz wydawały się jeszcze piękniejsze i smutniejsze niż kiedykolwiek. - Chcę to wytłumaczyć, bo wiem, co sobie myślisz. Myślisz, że nie byłeś wystarczająco dobry, że Delilah jest kimś lepszym, że o tobie nie myślałem, zapomniałem, że próbowałem ułożyć sobie życie - wymamrotał, po chwili splatając dłonie, aby się nie trzęsły. Nie chciał zdradzać przed nim jak bardzo bał się tej rozmowy. Jak bardzo bał się jej wyniku. Taehyung mówił powoli, jakby analizując wszystkie własne słowa i jakoś czujniej obserwował ciemnowłosego. Nie był pewny na co może sobie teraz pozwolić w jego obecności. - Przepraszam cię za to, że podczas twojej nieobecności nie zawziąłem się bardziej, żeby cię znaleźć. Przepraszam cię za to, że gdy cię nie było zachowywałem się jak dzieciak, płacząc wszystkim w rękawy, raniąc przyjaciół zamiast cierpliwie na ciebie szukać albo objechać świat w poszukiwaniu ciebie, bo kilka razy byłem w stanie to zrobić, nawet gdy myślałem, że mnie porzuciłeś. - Wziął głęboki wdech, przesuwając dłonie po swoich materiałowych spodniach. Potarł ręce o śliski materiał na swoich kolanach i zagryzł wargę, wyraźnie zdenerwowany. - Przepraszam, że to zrobiłem i że doprowadziłem do tej sytuacji, w której się znaleźliśmy. Przepraszam, bo żałuję, że cię zdradziłem. Gdybym trzeźwo myślał to nigdy by do tego nie doszło, Jungkook, przysięgam na wszystko, że gdybym nie był zdesperowany i pijany to nigdy bym cię nie zdradził.
Taehyung miał wrażenie, że się dusi. Poluzował swój krawat jeszcze bardziej przez co teraz zwisał mu luźno na szyi; potarł dłonią czoło, uciekając od niego wzrokiem. Było mu wstyd i brzydził się samego siebie. I będzie to powtarzał do końca życia, bo nigdy sobie nie wybaczy tego, że zranił Delię i skrzywdził Jungkooka.
Jasnowłosy poderwał głowę, patrząc na niego z mieszaniną zdezorientowania i niedowierzania. Oparł dłonie na parkiecie przed sobą, pochylając się w jego stronę w stosunkowo odpowiedniej odległości.
- Nie jesteś moim przyjacielem, Jungkook - powiedział niemalże chłodno. - J-jesteś moim chłopakiem, tak? Nie mam się czym chwalić. Chyba, że mówisz o tym, że popełniłem największe głupstwo na świecie, raniąc najważniejszą osobę w moim życiu? Tym miałem się pochwalić, Jungkook? - powtarzał jego imię jak mantrę, jakby miało go to uleczyć z całego bólu. - Błagam, przestań się obwiniać. Przestań myśleć, że to twoja wina - jęknął, wpatrując się w niego z przeszklonymi oczami. - Nakrzycz na mnie, powiedz, że jestem najgorszym, co spotkało cię w życiu, możesz mnie nawet uderzyć, tylko proszę cię, nie obwiniaj się - wyszeptał, zaciskając mocno oczy i kręcąc głową.
Gdy znów je otworzył, klękał na kolanach z dłońmi, przyciśniętymi do podłogi po obu stronach. Przypatrywał się Jungkookowi, jego oczom, jego skórze, jego dłoniom i bransoletkę, którą dał mu tak dawno, a nadal ją nosił. To na niej zatrzymał swoje spojrzenie na dłużej. Przełknął cicho ślinę, opuszczając nisko głowę.
- Nie mów tak - wyszeptał, znów patrząc mu w oczy. Tylko Cheong wbił wzrok gdzieś indziej. - Jezu, Jungkook, spójrz na mnie - poprosił go drżącym głosem. - Nigdy nie byłem zakochany w nikim innym. To ciebie zawsze kochałem. Bez ciebie nigdy nie ruszę. Bez ciebie nic się nie ułoży, dlatego proszę, wybacz mi - poprosił. - Daj mi szansę, ja… Ja nie będę umiał żyć ze świadomością, że ciebie nie będzie obok mnie, choć to tak samolubne - załkał, szybko wycierając łzę, która spłynęła mu po policzku. Desperacko przysunął w jego stronę dłoń, bo mało brakowało, aby rozpłakał się jak małe zagubione dziecko.


Ostatnio zmieniony przez Min Taehyung dnia Czw Paź 19 2017, 11:50, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Cheong Jungkook
Cheong Jungkook

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 899
  Liczba postów : 196
https://www.czarodzieje.org/t13453-jeon-jungkook
https://www.czarodzieje.org/t15186-dollar-dollar#404823
https://www.czarodzieje.org/t15184-cheong-jungkook#404815
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyWto Paź 10 2017, 13:37;

do posta wszelkie prawa zastrzeżone (na wypadek częstych kradzieży oraz innego rodzaju rżnięcia naszych pomysłów; jest to nasza praca artystyczna chroniona prawami i mamy to w dupie)

Popłakał się jak dziecko.
Po raz pierwszy w życiu, Jungkook z każdym kolejnym słowem starszego nie dawał już rady dłużej powstrzymywać się ze swoimi emocjami i wreszcie pozwolił na to, aby cała maska, którą przywdziewał przez ostatni tydzień, opadła i roztrzaskała się o drewniany parkiet.
Słysząc rozpaczliwe zapewnienia Taehyunga; mając na względzie jego rozedrgany głos i widok jego buzi tuż przed sobą; czuł jak z każdą kolejną sekundą jego złość w ekspresowym tempie malała i zastępowało ją uczucie przerażenia. Głupie myśli jakie zdołały zmanipulować jego uczucia od dnia festynu, stopniowo zaczęły się rozmywać w jego głowie i to była ta jedna chwila, gdy młodszy czuł okropny wstyd przed samym sobą.
Zaczął się nagle wstydzić tego, jak źle ocenił swoją miłość  - bo przecież Taehyung był jej najczystszą postacią już od dziecięcych lat. To wszystko sprawiło, że jego płacz niemal w sekundę przerodził się w cichy, żałosny szloch.
Na nic zdawały się pomocne wdechy, łapczywie zbieranego powietrza. Ból rozsadzający jego pierś był niczym w porównaniu do cierpienia jakim obdarował sam siebie i przy okazji Taehyunga, gdy ponownie ich rozdzielił i skazał na siedmiodniową rozłąkę.
To tylko pokazywało jak bardzo był dziecinny i jeszcze głupi, skoro nie potrafił tej całej sytuacji wyjaśnić od razu, niemal od ręki. Jak bardzo był w nim zakochany skoro postanowił się pogrążyć w głupim zranieniu na które nie miał zbyt dużego wpływu?
Obserwował go spod kaskady mokrych od płaczu rzęs i widząc jego niespokojne ruchy dłoni na swoich spodniach, jak jego również załzawione oczy i to w jaki sposób na niego patrzył - pokręcił lekko głową na znak, że on i tak by mu wszystko przebaczył.
- Taehyung… - wychrypiał cicho jego imię, nadając mu wreszcie tego swojego czułego akcentu ilekroć je wypowiadał na głos. Chciał aby jego imię na nowo rozbrzmiało w jego ustach z tą szczególną nutą miłości, jaką potrafił przekazać nawet w tym jednym słowie, które przecież było jego całym światem.
Nie wiedząc jak ubrać swoje kolejne myśli w odpowiednie słowa, przygryzł mocno swoje wargi, by potem wraz z łkaniem zaśmiać się niczym najprawdziwszy wariat. - Taehyung, to ty powinieneś mi wybaczyć, nie ja tobie - powtórzył z uporem maniaka i zawieszając spojrzenie na jego oczach, nabrał nieco więcej powietrza do warg.
Z uwagą przyglądając się temu jak ten oparł swoje dłonie na parkiecie tuż przed nim, przekrzywił lekko głowę i po chwili z niechęcią wykrzywił swoje wargi na jego chłodny ton głosu:
- I nie jestem przyjacielem? Naprawdę uważasz, że jedno automatycznie wyklucza drugie? - spytał cicho, zaciskając z niechęcią swoje usta i dopiero później, słysząc jego urokliwe drżenie w głosie; zrozumiał ogólną myśl jaką kierował w jego stronę jasnowłosy. Siłą powstrzymał się od skomentowania tej drobnej głupoty i przełykając ciężko ślinę, przymknął oczy, gdy starszy nadal mówił, i mówił.
Wypluwał z siebie coraz większe bzdury, a Jungkook słuchał ich niemal na bezdechu. Było mu tak cholernie przykro, że Taehyung naprawdę łaknął jakiejkolwiek formy kary z jego strony, że przez chwilowe oszołomienie jego zachowaniem; nie powiedział nawet ani słowa.
Wyczuwając zmianę w powietrzu, zrozumiał, że Taehyung musiał zmienić swoje położenie. Czuł jego bliskość tuż przed sobą, ale gdy tylko rozchylił powieki nie spodziewał się widoku klęczącego tuż przed jego nosem jasnowłosego.
Gdy rozkazał mu spojrzeć w swoje oczy, Jungkook to zrobił. Nie mógłby zignorować żadnego ze słów Taehyunga, nie teraz, nie w tej jednej chwili, gdzie gra toczyła się o ich niepewną przyszłość, którą Jungkook niezdarnie trzymał w swoich rękach; przy okazji nie za bardzo wiedząc co z nią zrobić.
I wtedy padły te okropne słowa z jego ust:
- Jesteś najgorszym co mnie spotkało, Taehyung, to prawda - wymówił z trudnością, ale nie wahając się już dłużej zaraz dokończył swoją myśl, zupełnie zmieniając jej znaczenie. - a wiesz dlaczego najgorszym? Bo nie potrafię cię zastąpić nikim innym. Nikt nie będzie tobą i nikt nie odda mi serca, które od dawna mi ukradłeś i wyrwałeś przy pomocy samej swojej obecności. Nie chcę też wracać do tego co między wami było, dobrze? - zwiesił jeszcze niżej głowę, aby móc zajrzeć w jego zapłakane oczy i samemu powstrzymując łzy, nieśmiało wyciągnął rękę w stronę jego buzi.
Łagodnie otarł jego mokry policzek i przenosząc dłoń na jego zgrzaną szyję, powoli go za nią przyciągnął do siebie; gdzieś w tym wszystkim przyciskając wargi do czubka jego głowy.
- Gdyby coś ci się stało, byłby to moją najgorszą chwilą w całym życiu, Taehyung. Nie wytrzymałbym tego, p-pewnie pękłoby mi serce na milion części. Jesteś jednocześnie najgorszym i najlepszym, co mnie spotkało i jeszcze pewnie spotka nie raz. Z pewnością plasujesz się gdzieś w definicjach mojego szczęścia i pierwszej miłości, mojego pecha i nieszczęścia jednocześnie. Wyzwalasz we mnie najlepsze i te najgorsze cechy, ale do cholery, Taehyung - przerwał znowu zbyt płaczliwym głosem i mocniej przyciskając swoje usta do jego głowy, sam załkał żałośnie - do cholery, Taetae, kocham cię ponad życie, rozumiesz? Więc nie opowiadaj mi bzdur o biciu cię i innym poniżaniu, bo w życiu bym tego nie zrobił jakkolwiek byś mnie nie rozzłościł, wiesz?
Otulając go ramionami, pociągnął nosem gdy jeszcze bardziej przyciągnął do siebie drobniejszego chłopca, próbując samemu uleczyć się z tego cholernego zranienia, który i tak już powoli uciekało z jego ciała.
- Ale nie zdradzaj mnie już więcej, bo dam ci wtedy szlaban na pierwsze co mi się nawinie pod rękę, dobrze?
Próbował słabo zażartować jednocześnie usiłując spojrzeć na jego zapłakaną buzię. Ostatecznie sam jeszcze bardziej się rozpłakał; czując, że dzisiaj Taehyung totalnie zrujnował mu całą gospodarkę emocjonalną.
Jednak przebaczył mu wszystko; inaczej nawet nie śmiał postąpić.


Ostatnio zmieniony przez Cheong Jungkook dnia Czw Paź 19 2017, 11:56, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Min Taehyung
Min Taehyung

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 136
  Liczba postów : 215
https://www.czarodzieje.org/t13409-taehyung-min#357496
https://www.czarodzieje.org/t13469-sowka-poli#358777
https://www.czarodzieje.org/t15210-min-taehyung
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyWto Paź 10 2017, 18:15;

do posta wszelkie prawa zastrzeżone (na wypadek częstych kradzieży oraz innego rodzaju rżnięcia naszych pomysłów; jest to nasza praca artystyczna chroniona prawami i mamy to w dupie)

Nigdy przedtem nie widział łez Jungkooka. On nigdy nie płakał, a przynajmniej nie przy nim. Może do tej pory nie miał powodu, aby uronić łez, czy to ze smutku czy szczęścia. Taehyung był do tego tak bardzo nie przyzwyczajony, że wystraszył się szczerze, gdy ten zaczął płakać. Tak bardzo, że i on, jak ostatnia ofiara, zaczął bezgłośnie płakać; mimo że jego twarz zrobiła się czerwona, a z oczu leciały pojedyncze krople łez, zacisnął usta, żeby w choć niewielkim stopniu zostać przytomnym, żeby doprowadzić wszystko na właściwy tor.
Był zły i zrozpaczony, że Jungkook obwiniał siebie za jego wyskok i nie widział w tym żadnego sensu, skoro to on go skrzywdził i zachował się nieodpowiednio. Nie sądził, aby mógł w najbliższym czasie, czy kiedykolwiek, wybaczyć sobie tę zdradę i kłamstwa. Nie był pewny, czy zasługuje na przebaczenie Cheonga; czy ktoś taki jak on zasługuje na odpuszczenie i na drugą szansę? Tak bardzo o nią prosił, ale widząc ciemnowłosego w takim stanie, bał się, że znów go skrzywdzi. Nieświadomie, bo już nigdy więcej nie zamierzał się umawiać z kimkolwiek innym. Wiedział, że od tej pory całym jego światem będzie Jungkook; to na nim będzie się skupiał, to o jego zdrowie i samopoczucie będzie najbardziej dbał i o jego wygodę będzie się starał. Nikt inny nie będzie miał tego udogodnienia, bo tylko on na to zasługiwał. I Taehyung był gotowy robić to do końca życia, aby choć w niewielkim stopniu zadośćuczynić to, co zrobił i jak bardzo jego piękny chłopiec musiał cierpieć.
- Jesteś moją miłością - powiedział Taehyung, wbijając w niego zmęczone spojrzenie. Nawet nie mógł spać, bo ilekroć zamykał oczy w jego głowie pojawiał się Jungkook. On był wszędzie. - Jesteś moim największym powiernikiem, nauczycielem, najlepszym przyjacielem. - Wziął głęboki wdech. - Jesteś kochaniem, rodziną i moim Jungkookiem. Nic siebie nie wyklucza, bo jesteś wszystkim z tych rzeczy, które wymieniłem, a nie tylko przyjacielem - dokończył swoją myśl, ciągle wycierając wierzchem dłoni policzki; głos drżał mu, a ręce mimo stabilnego oparcia nadal się trzęsły.
Łapiąc jego spojrzenie czuł się jakby spadał w jakąś otchłań bez żadnej możliwości ucieczki. Jakby zapadał sie w pięknych oczach Jungkooka, zakochując się w nim jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze raz. I mimo że czuł, że się fizycznie tak bardzo źle, a psychicznie jeszcze gorzej, to i tak, gdy tylko ich oczy się spotkały, po prostu odpłynął. Jakby cały świat przestał istnieć.
Ale Ziemia nadal się kręciła, a Taehyung nie mógł wiecznie patrzeć mu w oczy. Musiał sprawić, aby Jungkook go nie porzucił, choć wiedział, że to śmieszne, bo gdyby Tae był rozsądny to nie pozwoliłby, że Cheong mu wybaczył. Sam sobie nie mógł wybaczyć, więc jak on mógł to zrobić? Było to tak samolubne; wiedział, że zrobił źle, ale i tak nie mógł pozwolić Jungkookowi, czy samemu sobie odejść.
Pokiwał tylko głową, zaciskając mocno usta. To też działało w drugą stronę - tak naprawdę Jungkook był pierwszą osobą, w której Tae się tak bezwarunkowo zakochał i prawdopodobnie ostatnią, bo nie wyobrażał sobie, żeby kochać kogoś innego. Na świecie nie istniała taka osoba.
Gdy przyciągnął go do siebie, Taehyung znów się rozpłakał przez kumulujące się wyrzuty sumienia i niewyobrażalną miłość; oparł policzek gdzieś na klatce piersiowej chłopca i opierając nadal ręce na podłodze, łkał, prawdopodobnie mocząc jego koszulkę.
- Zasługuję na t-to - wyrzucił, zaciskając mocno oczy. - P-powinieneś mnie uderzyć i zwyzywać, bo na to tak bardzo zasługuję - wymamrotał, przysuwając się do niego bliżej i koniec końców obejmując go w pasie z całych sił, jakby nie chcąc wypuścić go ze swoich objęć. - Nigdy. Nigdy nie spojrzę na kogoś innego - wyszeptał, pocierając policzkiem o jego ramię. Odsunął się od niego na kilka centymetrów i ujął jego twarz w dłonie, kciukami wycierając mokre policzki. Spojrzał mu w oczy i powiedział bardzo poważnie: - Już nigdy nie pozwolę, żebyś płakał z mojego powodu, okej? Wiem, że następne kilka dni mogą być ciężkie, ale zrobię wszystko, żeby cię uszczęśliwić - powiedział, zachrypniętym już głosem. Spojrzał na jego dłoń, którą po chwili złapał i podwijając rękaw jego koszuli, wskazał na swoją bransoletkę, którą mu podarował. - Nie dałem ci tego bez powodu, czy z nudów. To, choć może nie być ze złota, srebra czy innych pięknych materiałów, wiele dla mnie znaczy. Podarowałem ją tobie, Jungkook i w momencie, w którym mi ją oddasz... - Wypuścił powoli powietrze spomiędzy ust. - Będę wtedy wiedział, że mam zniknąć z twojego życia, więc proszę, tak długo jak coś do mnie czujesz, miej to przy sobie, w porządku? - zapytał, znów delikatnie przejeżdżając opuszkiem palca po jego policzku. - Nie wiem czy na ciebie zasługuję - wymamrotał.


Ostatnio zmieniony przez Min Taehyung dnia Czw Paź 19 2017, 11:50, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Cheong Jungkook
Cheong Jungkook

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 899
  Liczba postów : 196
https://www.czarodzieje.org/t13453-jeon-jungkook
https://www.czarodzieje.org/t15186-dollar-dollar#404823
https://www.czarodzieje.org/t15184-cheong-jungkook#404815
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyWto Paź 10 2017, 21:35;

do posta wszelkie prawa zastrzeżone (na wypadek częstych kradzieży oraz innego rodzaju rżnięcia naszych pomysłów; jest to nasza praca artystyczna chroniona prawami i mamy to w dupie)

- Nie płacz już Taehyung - poprosił go cicho. - Nie płacz, bo tym sposobem będziemy tutaj płakać całą noc, a tego nie chcemy, prawda?
Wyszeptał do jego ucha i pozwolił mu na to, aby ramiona jasnowłosego objęły go mocno w pasie.  Sam zaś wyprostował swoje nogi i nieco je rozsuwając, przyciągnął starszego do siebie tak, aby mógł z powodzeniem usiąść pomiędzy nimi będąc jednak cały czas do niego przytulonym. Dopiero wtedy ugiął jedną z nich w kolanie i podpierając o nie swój łokieć, westchnął cicho, prosto w jego rozjaśnioną czuprynę.  
- Wybaczyłbym ci wszystko. Wtedy w tej cholernej alejce ty przebaczyłeś mi coś o wiele gorszego niż twoja zdrada, więc jak mógłbym się zachować inaczej, Tae?
Spytał nadal będąc nieco rozżalonym. Na swoje wcześniejsze zachowanie, na to, że to on był źródłem wszystkich problemów. Mógłby się określić mianem przegrywa życiowego pod wieloma postaciami i to nadal nie oddałoby tego, jak bardzo i jak często zawalał przeróżne sprawy. Przygryzając dolną wargę, oparł się brodą o czubek jego głowy i powoli powracał do świata żywych, mając stuprocentową świadomość tego, że mniejszy naprawdę jest tuż obok i jego serce bije zaraz tuż przy jego serduchu.
Starając się uspokoić, zaczął gładzić palcami jego kark, co chwilę  zatapiając palce w jego kosmykach włosów. Czuł jak Taetae nadal wypłakiwał się w jego ubrania.
A on nie wiedział jak ma się dalej zachować.
Jak go zapewnić o swoim niegasnącym do niego uczuciu, o tym, że nie zamierza go zostawiać chociażby na jeden dzień czy na kilkanaście długich godzin. Płacz wykończył go do tego stopnia, że Jungkook nie chciał już nawet myśleć o tym z czym przyszło mu się zmierzyć; chciał po prostu wyrzucić z głowy tę jedną, tak cholernie nieprzyjemną sytuację.
Czyż nie wystarczało mu już samo to, że Taehyung po prostu chciał przy nim być? Odwzajemniał jego uczucie, żałował tego co zrobił z Delią pod jego nieobecność. Częściowo rozumiał nawet jego strach przed wyjawieniem mu całej prawdy.  
Przeczesał palcami jego włosy i zamruczał przeciągle, gdy Taehyung na nowo zaczął swoją litanię przeprosin, na co Jk wydął nieznacznie dolną wargę.
- Taehyung powinieneś dostać ode mnie jeszcze więcej miłości i jeszcze więcej uwagi, przez to, co ja ci zrobiłem. Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać, dzieciaku? To co wyciekło tydzień temu na festynie, to jak się poczułem źle to było zaledwie jedną setną bólu jaki ty musiałeś odczuć, gdy to ja cię opuściłem i to na ponad dziesięć miesięcy. Nie powiem, że jestem szczęśliwy z powodu twojego chwilowego zapomnienia, bo nikt by nie był. Ale na Boga, Taetae jestem w stanie ci to wybaczyć. Delii również, przecież jest dla mnie jedną z najważniejszych osób. Ty za to jesteś całym moim życiem, więc jakim byłbym masochistą odcinając się od ciebie? Taehyung, ja wiem, że zdechłbym bez ciebie. Bo bez ciebie jestem nikim, kimś nieważnym i kolejną szarą osobą w tym głupim świecie. I nie ukrywając tego, dalej będę zazdrosny o Delię i to jak głupi szczeniak, zresztą sam się o tym przekonasz na własnej skórze. Bo przy niej notorycznie będę cię trzymał w swoich ramionach i całował po całej głowie. Zadbam o to, abyś łaził w moich ubraniach, abyś pachniał mną i nosił na sobie moje ślady, żebym poczuł się pewniej z tym, że w miłosnej kwestii jesteś tylko mój. Nie chcę być zaborczy wobec ciebie, chcę po prostu czuć się przy tobie bezpiecznie i chcę ci bezgranicznie ufać. Chcę też nadrobić ten stracony czas między nami i każdą chwilę chciałbym spędzić na zapewnianiu ciebie o tym, że już nigdy, ale to przenigdy nie zostawię cię na tak długo. Bo jesteś moim jedynym wielkim szczęściem, wiesz? - wyrzucił z siebie na jednym długim wydechu, starając się niepewnie uśmiechnąć w stronę swojego zapłakanego chłopca, gdy ten ujął w swoje dłonie jego twarz.
- Chcę widzieć tylko i wyłącznie ciebie, a czy to nie jest już wystarczające?
Niczym dziecko sam ujął w swoje zimne dłonie jego buzię i przyciągnął jego czoło do krótkiego pocałunku jakim postanowił zakończyć tę niemiłą sytuację. Ucałował lekko też jego nos, gdy starszy na nowo podjął temat, ale tym razem o noszonej przez Jungkooka bransoletce. Marszcząc lekko nos, skinął głową i bezgłośnie mu obiecał, że nigdy jej nie ściągnie; tak samo jak nigdy nie przepędzi ze swojego serca, jak i z rozumu jasnowłosego aniołka, który na stałe już tam się rozgościł.
- I błagam cię przestań bredzić, bo naprawdę cię uciszę, dzieciaku.
Poprosił go niemalże już zdesperowany i na nowo zamykając go w swoich ramionach, zaczął się z nim delikatnie kołysać na boki; dokładnie tak jakby usiłował uspokoić jakieś maleństwo, któremu włączył się tryb zapotrzebowania na jeszcze większą ilość ciepła i troski. Składając koślawe całusy na jego włosach, zaczął szeptać, aby nie zadręczał się tym wszystkim, ponieważ w ostatnim czasie oboje zawinili i doprowadzili do wylanych łez.
- Bądź ze mną szczęśliwy, Taehyung, proszę. I nie płacz już, bo to jest po stokroć gorsze od tej cholernej zdrady. Nie mogę  patrzeć na twoją smutną buzię, Taetae -  zdrobnił pieszczotliwie jego imię i prosząc go, aby na niego spojrzał, raz jeszcze starł palcami jego łzy.


Ostatnio zmieniony przez Cheong Jungkook dnia Czw Paź 19 2017, 11:57, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Min Taehyung
Min Taehyung

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 136
  Liczba postów : 215
https://www.czarodzieje.org/t13409-taehyung-min#357496
https://www.czarodzieje.org/t13469-sowka-poli#358777
https://www.czarodzieje.org/t15210-min-taehyung
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptySro Paź 11 2017, 21:46;

do posta wszelkie prawa zastrzeżone (na wypadek częstych kradzieży oraz innego rodzaju rżnięcia naszych pomysłów; jest to nasza praca artystyczna chroniona prawami i mamy to w dupie)

Wziął jeden głęboki wdech. Nabrał ogromną ilość powietrza do ust, powstrzymując kolejny szloch, który prawie wyrwał mu się spomiędzy warg. Prawie, bo w ostatniej chwili, powstrzymał się przed łkaniem i wydawaniem innych, żałosnych dźwięków. Wszystko było dobrze. Jungkook mu wybaczył. Dlaczego więc to złe uczucie nadal nie mijało? Dlaczego Taehyung nadal czuł się tak bardzo winny? Przez kilka niedługich chwil Tae obserwował twarz ciemnowłosego jakby nie mógł uwierzyć, że minął tylko tydzień od festiwalu. Czuł się jakby od tego wydarzenia minął co najmniej rok i aż sam się sobie dziwił jak wytrzymał bez niego przez dziesięć miesięcy? Rzeczywiście, był to dla niego bardzo ciężki okres. Teraz tylko uświadomił sobie, że każda rozłąka z Jungkookiem jest cholernie bolesna, ale czy to nie samolubne, że chciał go na wyłączność przez cały czas? Wytarł twarz, żeby się więcej nie mazać.
- Jestem taki słaby - burknął pod nosem, nienawidząc tego, że tak szybko potrafił się rozpłakać. Co jeszcze go tak irytowało? Cheong był jedyną osobą, która potrafiła w tak zastraszająco ekspresowym tempie zrzucić z niego maskę obojętności. Irytowało go to, bo był dla niego jak otwarta księga.  - Już nie będę płakał, okej? - wymamrotał, krzywiąc się z bólem. - Ale ty też już tego nie rób, boli mnie to bardziej niż cokolwiek innego - wyznał szczerze. Bardziej niż moja noga na festiwalu, dodał w myślach, przypominając sobie o tym rozrywającym bólu. Nie było to najpiękniejsze wspomnienie i zdecydowanie ten dzień nie należał do najwspanialszych, ale nie chciał do tego wracać pamięcią. - Boże, jak dobrze, że tobie nic się nie stało - powiedział, odsuwając się na kilka centymetrów, bo na więcej nie był w stanie. Trzymając go nadal jedną ręką w pasie, obejrzał jego twarz dokładnie, tak samo i ręce; nie widział żadnych większych śladów, blizn czy bandaży, a więc najwidoczniej nie stała mu się krzywda. - Tak się martwiłem - wyrzucił, kręcąc głową z niedowierzaniem, a zarazem ulgą. - Jesteś niezniszczalny, Jungkookie, na szczęście. - Uśmiechnął się delikatnie i krótko, bo słysząc słowa chłopca, nie był w stanie się szczerzyć. Rozczulił go i sprawił, że Taehyung poczuł się znacznie lepiej; to były jak uleczające duszę obietnice w akompaniamencie uspokajającego głaskania. I Min naprawdę nie miał nic przeciwko przytulaniom, całusom, noszeniu ubrań Jungkooka, w których oczywiście wyglądał lepiej niż we własnych. To wszystko brzmiało jak prawdziwa obietnica nie rozstawania się z… byle powodu. Nawet nie wiedział co mu odpowiedzieć, bo myślał, że słowa i tak nie oddałyby - nawet w najmniejszym stopniu - tego co czuje.
- N-nie mów tak - rzucił z zaskoczeniem, kładąc dłoń na jego ramieniu. Jak on łaknął tej bliskości przez ten tydzień, tyle razy był gotowy rzucić wszystko i wprost wyważyć drzwi do mieszkania Chanyeola. - Nie zdechłbyś, co to w ogóle za określenie - powiedział niezadowolony. - Gdybyś mnie nie miał, a masz całkowicie, to powiem ci jakby było - dodał powoli, patrząc mu w oczy. - Byłbyś super Jungkookiem, grałbyś w Quidditcha, byłbyś zajęty ciągłymi treningami, nauką, miałbyś duuużo znajomych i ciągle wychodziłbyś z nimi do Hogsmeade. Dobrze byś sobie ze wszystkim radził i byłbyś szczęśliwszy - zakończył swoją wypowiedź, wydymając dolną wargę w charakterystyczny dla siebie sposób. - Teraz też jesteś super Jungkookiem, tylko boję się, że cię ograniczam. - Zmarszczył brwi, wzdychając ciężko i opierając czoło o jego ramię. Zaraz jednak z powrotem się wyprostował, układając nogę w wygodniejszy dla siebie sposób i z wdzięcznością przyjął pocałunek w czoło.
- Będę pod warunkiem, że ty też - odparł, uśmiechając się delikatnie. Wyswobadzając się z jego objęć, usiadł tuż obok na twardym parkiecie, ale to nie miało żadnego znaczenia. Taehyung splótł ich palce razem i wyłożył się na podłodze, obolałą nogę kładąc prosto, a drugą zginając. Położył ich dłonie na swojej klatce piersiowej, wpatrując się w sufit, a raczej w niebo. - Spójrz, Jungkookie. Nawet nie wiedziałem, że mamy takie piękne sale w zamku - powiedział, ruchem podbródka wskazując na lazurowe sklepienie. - Czy to nie jest piękne? - westchnął. - Jak tak dalej pójdzie to będzie moje ulubione miejsce w całym Hogwarcie - powiedział zgodnie z prawdą. Z dwóch powodów. Po pierwsze, przez niebo, które podczas ich godzenia się zmieniło barwę z ciemnej na lazurową, a po drugie, że to miejsce będzie kojarzyło mu się tylko ze zgodą, z nimi. Taehyung wolną dłonią zdjął swój krawat i rozpiął pierwszy guzik od koszuli; spiął się, podczas pierwszej wymiany zdań, ale teraz mógł się trochę rozluźnić.
Nawet na chwilę nie puszczał dłoni Jungkooka.
- Mam nadzieję, że nie uciekniesz mi dziś szybko - odparł, przechylając głowę w jego stronę. - Muszę nadrobić tydzień, chcę cię czuć obok siebie, okej? Nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz, ale chcę, żebyś tu po prostu był - powiedział, zagryzając usta.


Ostatnio zmieniony przez Min Taehyung dnia Czw Paź 19 2017, 11:51, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Cheong Jungkook
Cheong Jungkook

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 899
  Liczba postów : 196
https://www.czarodzieje.org/t13453-jeon-jungkook
https://www.czarodzieje.org/t15186-dollar-dollar#404823
https://www.czarodzieje.org/t15184-cheong-jungkook#404815
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyCzw Paź 12 2017, 20:49;

do posta wszelkie prawa zastrzeżone (na wypadek częstych kradzieży oraz innego rodzaju rżnięcia naszych pomysłów; jest to nasza praca artystyczna chroniona prawami i mamy to w dupie)

Wystarczyło uważniej się przypatrzeć buzi Taehyunga, by móc zgadnąć, że ten nadal cierpiał z powodu urazu nogi. Przypominając sobie jej niefortunne złamanie podczas festynu, zacisnął lekko wargi i ostrożnie ułożył swoją dłoń gdzieś  pod jego kolanem; jednocześnie lekko przesuwając kciukiem po materiale jego spodni.
- Bardzo cię boli, Taehyungie? Może źle cię jednak złożył? - spytał nieco głupkowato i marszcząc z niezadowoleniem swój nos; wymamrotał po cichu kilka gorszących słów pod adresem tamtejszego uzdrowiciela i jeszcze bardziej się skrzywił na to, że nie postarał się wystarczająco i nie zafundował swojemu chłopcu porządniejszej opieki. Przybierając minę pełną skruchy, zaczął odruchowo głaskać jego chorą nóżkę. Przy pomocy też cichego szeptu niczym sponiewierany kociak, niemalże wymruczał w jego stronę słodko-gorzkie przeprosiny, że nie zajął się jego dolegliwością osobiście.
Od tej pory mając na uwadze jego boleść, starał się być jeszcze bardziej delikatniejszy.
Wygiął wargi w nieco swobodniejszy półuśmiech, gdy mniejszy nadal go obejmując, rozpoczął dziecinne skanowanie go wzrokiem, najpewniej pod kątem fizycznych obrażeń jakie i Jungkookowi mogły się przyplątać w gratisie podczas tego nieudanego wypadu do Londynu. Pozwolił mu jednak na to, aby dla świętego spokoju obejrzał jego twarz, szyję i potem kolejno ręce i przedramiona na których być może i ukrywały się niewielkie otarcia i zadrapania - ale jednak jak sprytnie ukryte pod długimi rękawami. Nie chcąc go niepokoić tak głupimi detalami, ponownie pocałował go w czubek głowy. - Zapomniałeś? Jestem twoim bohaterem, nie mogę dać się zniszczyć jakiejś ciemnej stronie mocy, Tae - wybuczał, niemal podkreślając w tym wszystkim swoje dość chore zamiłowanie do komiksów i znowu uruchomiając w sobie tą niezdrową fascynację do zostania superbohaterem. Stuknął się też palcem  w swoje przedramię, gdzieniegdzie przyozdobionym nieco wystającymi błękitnymi żyłami, gdy tylko lekko napiął swoje mięśnie. Zaraz przeniósł się z dotykiem na jego ramię; leniwie sunąc opuszkami po jego skórze. Nieśpiesznie wysłuchał jego pomysłu z życiem osobno, niemal jak po dwóch barykadach życia. I szczerze mówiąc, nie widział tego.
Nie chciał mieć grona znajomych, nie chciał też zostać gwiazdą Hogwartu. Wolał żyć w spokoju z jedną, najważniejszą dla niego osobą tuż obok; od czasu do czasu spotykając się jeszcze z wąskim gronem przyjaciół. Nie potrzebował czyjegoś poklasku i dwulicowych znajomych czy fałszerstwa w słowach i czynach. To Taehyung był jego małym i zarazem największym szczęściem.
Dostrzegając jego zabawnie wydętą wargę, odruchowo przybliżył się do niego i opierając się swoim czołem o jego czółko; westchnął. - Nie ograniczasz, nie lubię innych ludzi. Lubię za to ciebie i to mi wystarcza w zupełności. Bo jesteś niczym całe stado czy tam grupa najlepszych ludzi, do tego tych najładniejszych i zarazem najmądrzejszych. Wystarczasz mi pod każdym względem i to ciebie chcę, nie kogoś innego, kto nawet nie byłby do ciebie chociażby w połowie podobny i tak urodziwy, bo wiesz co Taehyung? Jesteś nieziemsko piękny. Najpiękniejszy niż ktokolwiek inny. Nawet jak wstajesz rano to ślicznie wyglądasz. - wymruczał cicho i uśmiechnął się gdzieś w eter, gdy Taetae przesunął się ze swoją łepetyną tak, aby oprzeć ją o jego ramię.
Czy dorosłe życie tak właśnie wygląda? Rozumienie i  analizowanie czyichś błędów, a następnie tkwi w tym jakaś najczystsza metoda wybaczania drugiej osobie? Skoro tak, to Jungkook właśnie tego szczególnego dnia stał się wreszcie dorosłym. Odrzucając od siebie nieprzyjemne obrazy i słowa; zapragnął wreszcie żyć wyłącznie chwilą.
Najpiękniejszą chwilą młodości na którą w głównej mierze składał się Taehyung i jego najbliżsi przyjaciele. Nie chciał patrzeć wstecz; na upartego mógłby spojrzeć tylko w przód, obiecując sobie, iż kolejne chwile staną się kontynuacją tych teraźniejszych - coraz bardziej dla niego pięknych.
Mając siedemnaście lat, zdążył posmakować pierwszego zakochania i smaku pierwszej miłości. Pierwszego zranienia i pierwszego rozczarowania. I chociaż u nich w Korei pierwsze miłości bywają zazwyczaj smutne i na ogół nieszczęśliwe, tak Jungkook obiecał sobie złamać ten schemat.
Splótłszy palce z jasnowłosym z ciekawością spojrzał jak ten po chwili wyłożył się na drewnianym parkiecie. Jego nogi - w tym tę zranioną - Jungkook uniósł nieco ponad podłogę i bez słowa ułożył je na swoich nogach, aby miał je mniejszych nieco wyżej. Opierając drugą rękę na jego złamanej nodze; znowu zaczął ją lekko głaskać.
- Zanim przestanie ona boleć, powinieneś się oszczędzać, Taehyung. Bierzesz coś przeciwbólowego? Bardzo źle się czujesz? Bardzo ona boli? - ponownie zapytał o to samo, co wcześniej i zaglądając mu w oczy, jęknął cicho. - Może mam skołować k-kule? Mogę cię nawet nosić po wszystkich schodach i przenosić z lekcji na lekcje. Serio, to żaden problem - obiecał mu solennie i dopiero po paru sekundach również spojrzał w czarodziejskie sklepienie. Dopiero teraz zdawał się zauważać różnicę - jak ciemne niebo zdołało się rozjaśnić ponad ich głowami wraz z ich stopniowym pogodzeniem się. Rozchylając nieco usta, odchylił się bardziej do tyłu i wodząc spojrzeniem po bezchmurnym niebie (dopiero co były gwiazdy!) sam się ułożył na podłodze.
- Daebak, o rany! - wymruczał szybko niemal łącząc ze sobą słowa i w tym samym momencie co Taehyung, również przechylił głowę na bok; akuratnie w stronę jego buzi.
- Zostanę z tobą.
Powiedział cicho przez krótką chwilę z przyjemnością spoglądając na jego twarz i kciukiem przesuwając po jego palcach. Gdzieś w tym wszystkim, wypadła mu z bluzy podkradziona z szafki nocnej Chanyeola paczka mentolowych papierosów; jednych z tych mugolskiej produkcji. Napis na pudełku obiecywał ich czekoladowy posmak, więc bez większego namysłu sięgnął drugą ręką po zmiętoloną paczkę, gdzie w środku tkwiła już schowana zapalniczka w malowane dmuchawce. Nie chcąc jednak wypuszczać Taehyunga ze swojej dłoni ani na chwilę, sprawnie się nad nim przemieścił na drugą stronę jego boku; aby nadal trzymając go za rękę, móc się nieco wygodniej ułożyć na brzuchu.
Wolną ręką bawiąc się opakowaniem papierosów, zerknął na niego przeciągle i odwracając pudełko do góry dnem pozwolił na to, aby zapalniczka swobodnie wypadła na drewniany parkiet.
Nie myśląc za wiele, wsadził jednego papierosa do swoich warg, wypróbowując to jakby wyglądał z jednym z nich na co dzień i śmiesznie wygiął usta.
- Spędźmy tutaj razem noc, Taetae - wymruczał cicho, nie spuszczając z niego spojrzenia i zacisnął lekko zęby na filtrze od papierosa. - Już dawno chciałem cię gdzieś zaprosić, aby spędzić dzień i noc pod gwiezdnym niebem, ale te lazurowe też wchodzi w grę, wiesz? Możemy więc poudawać, że uciekliśmy gdzieś daleko od innych i dostaliśmy się do naszego prywatnego raju. Nie ma tu nikogo prócz nas i jest spokój, który tak bardzo cenię. I mogę z tobą o wszystkim porozmawiać i po prostu upajać się twoją obecnością.
Przerzucając zapalniczkę między swoimi palcami raz odpalał jej niewielki płomień, lecz zaraz ją gasił nie wiedząc jeszcze, czy rzeczywiście ma ochotę na rozżarzenie końcówki papierosa. Zamiast tego, przyciągnął mocniej do siebie jasnowłosego i spoglądając mu w oczy, uśmiechnął się do niego z ciekawością.
- Cieszysz się, że poznałeś mnie w swoim życiu?


Ostatnio zmieniony przez Cheong Jungkook dnia Czw Paź 19 2017, 11:57, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Min Taehyung
Min Taehyung

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 136
  Liczba postów : 215
https://www.czarodzieje.org/t13409-taehyung-min#357496
https://www.czarodzieje.org/t13469-sowka-poli#358777
https://www.czarodzieje.org/t15210-min-taehyung
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyPią Paź 13 2017, 23:30;

do posta wszelkie prawa zastrzeżone (na wypadek częstych kradzieży oraz innego rodzaju rżnięcia naszych pomysłów; jest to nasza praca artystyczna chroniona prawami i mamy to w dupie)

- Nie boli - zaprotestował od razu, nie chcąc robić z siebie ofiary losu i jeszcze dodatkowo martwić Jungkooka; od razu przybrał na twarz swój najlepszy uśmiech, zarezerwowany tylko dla chłopaka. Na dowód tego, jak gdyby w pełni zdrowy pomachał nią na lewo i prawo. Po jego nodze przeszedł prąd, ale w porę odwrócił wzrok w inną stronę. Oczywiście, uzdrowiciel dobrze wykonał swoją robotę i ją nastawił, ale Taehyung był tylko człowiekiem, jego rany goiły się powoli, podobnie zrastająca się noga. I tak sobie dzisiaj ulżył, nie biorąc żadnego usztywniacza. Tae pokręcił głową, słysząc jego słowa. - To nic, nie przejmuj się. Trochę poboli i minie, no nie? - zapytał retorycznie. - To było straszne, co tam się w ogóle działo? Gdy wyrzuciło mnie to… - Zadygotał na samo wspomnienie oderwania się na kilka sekund od ziemi; ciężko było mu zapomnieć tego bólu, a dla gościa, który nigdy nie miał nic złamane było to naprawdę… wstrząsające.
Jasnowłosy mógł być cały połamany i pokaleczony - to jakoś by przeżył, ale jeżeli coś złego przydarzyłoby się Jungkookowi to byłby szczerze zaniepokojony. Znów włączyłby mu się nadopiekuńczy mood i traktowałby Cheonga jak dziecko, którym trzeba się bardzo dobrze zająć. Poza tym Taehyung nie ukrywał, że bardzo lubił praktykować swoje “medyczne” zdolności. Chyba jednak miał fioła na punkcie przyszłego, wymarzonego zawodu.
- Tak, jesteś moim bohaterem - powtórzył jego słowa z nienagannym uśmiechem na ustach. - I już nim pozostań, bo z tego co wiem to superbohaterowie szybko wychodzą z jakichkolwiek obrażeń - dodał, marszcząc niepewnie brwi. - Chyba się nie mylę, prawda? - zapytał, ostatnie słowo dziwnie przedłużając jakby naprawdę intensywnie się nad tym zastanawiał.
I na Boga, jakże się cieszył, że ten tygodniowy koszmar dobiegł końca. Prawdopodobnie minie trochę czasu zanim wszystko wróci do prawdziwej normy, ale i tak wszystko szło w dobrym kierunku. Wiedział, że czeka go też długa rozmowa z Delilah, której też naprawdę się bał, ale była jego przyjaciółką od kiedy tylko pamiętał - w końcu zgodzi się na rozmowę, a jeśli nie to Tae zrobi to siłą. Naprawdę. Wezwie swój statek kosmiczny i porwie ją na księżyc.
Jak na kosmitę przystało.
- Powiedzmy, że ci wierzę i nie mówisz tego dlatego, żeby nie było mi przykro - wymamrotał, patrząc w jego ciemne tęczówki. - Ale gdybyś kiedykolwiek zmienił zdanie to mów, nie będę cię wiecznie trzymał w cieniu. Wiem, że niektórych może to męczyć - westchnął. - I nie mów bzdur, rano wyglądam okropnie - parsknął, uderzając go w ramię. - A ty za to wyglądasz przeuroczo z otwartymi ustami i strużką śliny - zaśmiał się, palcem wskazując kącik jego ust; i musiał być naprawdę zakochany, skoro budząc się każdego ranka, naprawdę uwielbiał ten widok.
Jungkook był jego pierwszą miłością - jedyną, niezastąpioną i prawdziwą. Tego dnia, gdy szedł na spotkanie z nim, czuł desperację i był zdolny do wszystkiego, nawet do tego, aby uklęknąć i błagać go o wybaczenie. Czy to wskazywało na to, że Tae był słaby i żałosny? Czy to dlatego, że jego uczucie było tak silne, że nie mógł nad nim sam zapanować? Sam nie był pewien; choć jedno wiedział na sto procent, jeśli ktoś kazałby mu zdefiniować słowo miłość albo ideał bez wahania odpowiedziałby Cheong Jungkook. To była jego definicja kochania.
Taehyung wiedział, że tak będzie; pokręcił tylko głową, krzywiąc się z niezadowoleniem nad nadopiekuńczością chłopca. Był zdolny do zrobienia zbyt wielu rzeczy dla Tae, a on nie był w stanie tego wykorzystać nawet w najmniejszym stopniu.
- Nie powinieneś się tym przejmować, ostatnio dawałem sobie radę, po prostu chodzę trochę wolniej. Nawet kul nie potrzebuję i uwierz, że czuję się fantastycznie - rzucił, prawie zgodnie z prawdą. Zaraz jednak szybko dodał, ze świadomością, że brunet tak od razu mu nie uwierzy. - Czasami jak źle stanę albo usiądę to zaboli, to tylko tyle - powiedział, unosząc lekko kącik ust.
I ta krótka obietnica sprawiła, że Taehyung niemal odetchnął z ulgą, spoglądając w niebo i gładząc wewnętrzną stronę dłoni Jungkooka. Dopiero po chwili, słysząc ciemnowłosego sięgającego po papierosy, znów spojrzał w jego stronę. Był zaskoczony i zdezorientowany, ale bez żadnych słów, obserwował jego poczynania z uwagą. Nigdy nie widział Cheonga palącego; przypuszczał, że to coś, co mogło się zmienić podczas ostatniego tygodnia albo po prostu to rzecz, która nie zdarzała się zbyt często. Nie przeszkadzało mu to, bardziej ciekawiło; i mimo że nie chciałby tego powiedzieć na głos to naprawdę podobał mu się widok Jungkooka z papierosem w ustach.
- Może niedługo zrobi się ciemniej - odparł cicho na jego słowa. - Na co czekasz? - zapytał Taehyung, ruchem podbródka wskazując na zapalniczkę i aż korciło go, aby poprosić go, aby zapalił, bo widok Jungkooka, palącego papierosa był w jakiś sposób intrygujący dla Tae. I aż się sam zawstydził na własne słowa, zagryzając wewnętrzną stronę policzka. Dopiero po chwili, gdy Kookie przybliżył go bliżej siebie i zadał to pytanie, mruknął głośno jakby naprawdę nad tym główkował.
- To najlepsza rzecz, jaka kiedykolwiek mi się przydarzyła, Jungkookie - powiedział zgodnie z prawdą, zabawnie wydymając policzki, jakby próbując zrobić aegyo. - Byłeś wspaniałym przyjacielem, a teraz jesteś wspaniałym chłopakiem, więc jak mógłbym się nie cieszyć, że cię poznałem? - zapytał retorycznie. Przysuwając ich splecione dłonie do swoich ust, mruknął przeciągle i cmoknął knykcie ciemnowłosego. - A jeżeli chodzi o ciebie, to co myślisz o wspólnym mieszkaniu? Wszystko w porządku? Nic ci nie przeszkadzało? - zapytał, odrobinę zmartwiony.


Ostatnio zmieniony przez Min Taehyung dnia Czw Paź 19 2017, 11:51, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Cheong Jungkook
Cheong Jungkook

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 899
  Liczba postów : 196
https://www.czarodzieje.org/t13453-jeon-jungkook
https://www.czarodzieje.org/t15186-dollar-dollar#404823
https://www.czarodzieje.org/t15184-cheong-jungkook#404815
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptySob Paź 14 2017, 14:55;

do posta wszelkie prawa zastrzeżone (na wypadek częstych kradzieży oraz innego rodzaju rżnięcia naszych pomysłów; jest to nasza praca artystyczna chroniona prawami i mamy to w dupie)

Zapalił zapalniczkę po raz kolejny.
Tym razem dłużej utrzymując jej płomień, uśmiechnął się półgębkiem na naglący ton Taehyunga z przeciąganiem momentu podpalenia końcówki papierosa. Spoglądając na niego z pewnego rodzaju fascynacją, poderwał tylko brew do góry i po chwili bez słowa przytknął tańczący ogień do czekoladowego końca szluga.
Nieznacznie się zaciągając, aby końcówka się mocniej rozżarzyła czerwonym blaskiem; zaledwie dwie sekundy później odchylił głowę do tyłu, aby wypuścić ze swoich warg, szaro-biały obłok dymu. Niczym facet, a nie baba - złapał palcami za tutkę papierosa i odsunął ją od swoich ust na kilka centymetrów.
- Gorzki jesteś, Taetae, gdy takie rzeczy o mnie mówisz. - zażartował z nieco niezdarnym uśmiechem, który zawitał w jego lewym kąciku ust.
Gdy ten podniósł ich splecione ręce do swoich ust, parsknął cichym śmiechem, usiłując przy okazji dotknął kciukiem jego gładkiego policzka, które niczym dziecko, jasnowłosy zabawnie nadął. Pochylając się nad jego buzią, zaraz i tak ucałował jego aksamitną skórę tuż przy nasadzie kości policzkowej i nie odsuwając się od niego, zamruczał rozleniwiony.
Jego obecność działała na niego tak kojąco, że Jungkook na kolanach mógłby podziękować każdej nadprzyrodzonej istocie i wszystkim świecącym nad ich głowami gwiazdom, że zesłały mu i pozwoliły pokochać kogoś tak wyjątkowego. Kogoś kto nie dość, że kształtował jego charakter i  pomagał wydorośleć to jeszcze sprawiał mu cudowną przyjemność samą swoją obecnością. Poprawiał mu samopoczucie, wydobywał z niego szczere uśmiechy i powodował, że Jungkook zamieniał się z zamkniętego na innych człowieka w ciepłą kluchę, potrzebującą od groma drobnych przytuleń i mnóstwa ciepła.
Tak po prawdzie, to Taehyung z premedytacją psuł mu szkolny imidż.

Nadawał mu niebywałej słodyczy i delikatności przez co Cheong czasami zachowywał się jeszcze bardziej dziecinnie od samego Taehyunga, a to już nie lada wyzwanie. Nigdy w życiu nie pokazałby nikomu swojego ukrytego aegyo, nikomu nie dałby nosić swoich ubrań (chociaż w szafie wisi u niego dwadzieścia jeden dokładnie takich samych czarnych i białych koszulek) i nigdy nie dałby się dotknąć komuś obcemu. Ba! Nawet znajomemu nie pozwalał się dotykać; niemal nałogowo ograniczając z innymi swój dotyk.
Dlatego to właśnie Taehyung był wyjątkowy.

Jakimś niewytłumaczalnym sposobem to on rozbudzał w nim ochotę na poznawanie smaków życia, a jeszcze chętniej się zapalał do próbowania tego, czy skóra jasnowłosego rzeczywiście pod jego językiem smakuje jeszcze lepiej niż połowa asortymentu sklepu ze słodyczami. To właśnie z nim polubił odkrywanie nowych rzeczy i przeżywanie nowych sytuacji. To z Taehyungiem lubi się niezobowiązująco całować gdzieś - gdzie nikt inny nie będzie im za bardzo przeszkadzać - a jeśli zajdzie taka potrzeba, to Jungkook lubi się nawet posunąć do takich nienormalnych rzeczy jak zaciągnięcie chłopca gdzieś do kąta czy do pustego korytarza, aby zafundować mu małą sesję przyjemności. I mimo, że przez takie drobne gesty notorycznie się spóźniają na większość zajęć, to Cheong nigdy tego nie żałował.

Bo lubi widzieć zaczerwienionego Taehyunga z potarganymi włosami i błyszczącymi oczami. Taki Taehyung jest według niego najfajniejszy, bo jest stuprocentowo jego i tylko jego. Jungkook jednak jeszcze bardziej lubi mieć świadomość tego, że to on jest winowajcą tego, do jakiego kochanego stanu doprowadza starszego. Lubi mieć go blisko siebie, wiedząc, że nie zostanie odrzucony ani w żaden sposób nie spotka się z potępieniem jego zachowania.

- Wannę masz za małą w mieszkaniu, to okropny błąd, Min. - parsknął, powracając wreszcie do rzeczywistości i niczym dzieciak, ponownie cmoknął go w policzek. Mimowolnie wdychając jego słodki zapach, posmyrał go nosem wzdłuż szczęki i zaczął wyliczać kolejne pseudo wady w jego uroczej kawalerce. - We dwóch ledwo się w niej mieścimy. Gdybyśmy byli młodsi to byłoby na luzie, ale tak? - wybuczał z niewielkim rozbawieniem w swoim głosie i obracając w palcach zapalonego fajka, przymrużył lekko oczy. - Łóżko masz całkiem okej, śpi się wygodnie i wbrew pozorom wcale się nie ślinię w twoje poduszki. Nie jestem przecież taekookiem, doprawdy.  - wywrócił oczami i wzdychając cicho, przygryzł lekko wargę jednocześnie wpatrując się gdzieś w czubek jego głowy.  - A z tobą mieszka się świetnie, co tu dużo mówić? Nadal jestem w szoku, że pozwoliłeś mi wtedy zostać, kosmito. - czule go nazywając, ostrożnie podniósł ich splecione dłonie do góry i przeniósł je ponad głowę Taehyunga, samemu nieco się nad nim pochylając.
Zaglądając mu prosto w oczy, uśmiechnął się do niego najpiękniej jak tylko potrafił.
I mimo, że był zmęczony tą całą dramatyczną sytuacją, kolejno później jego złamaną nogą i zbyt długą jak na ich standardy jej rekonwalescencją; to Jungkook był dziwnie szczęśliwy.  
Powrócił też myślami do jego wcześniejszych słów i kręcąc śmiesznie głową, odpowiedział mu co sądzi o jego teorii odnośnie siedzenia w jego cieniu.
- Taehyung, ja kocham siedzieć w cieniu, jeszcze tego nie odkryłeś? Spróbuj mnie tylko wygonić na słońce do innych, a przysięgam ci, że pociągnę cię za sobą. A wtedy zobaczysz jakie to męczące, obcowanie na co dzień z innymi i jestem stuprocentowo przekonany, że wtedy  jeszcze szybciej mnie zabierzesz do swojego cienia. - wypalił metaforycznie niczym najlepszy filozof życia i całując go łagodnie w czoło przysnute jasną, farbowaną grzywką, wykrzywił nieco wargi.
- Mogę nawet chodzić w cholernej obroży, bylebyś był przy mnie. A cień jest super i myślę, że jest on przeznaczony tylko dla wybrańców, wiesz? Każdy może się przecież smażyć w słońcu, ale ile osób może odpoczywać w cieniu i czuć się przy tym mega bezpiecznie? Bo jesteś właśnie taki czadowym cieniem, Taehyung. Dajesz mi wytchnienie od innych męczących ludzi i przy tobie ładuję całą energię jaką inni ze mnie wysysają. Dlatego całe życie spędzić  w cieniu takiej osoby, to jak wygranie w mugolskiego totka, Taetae.  Jesteś jak jeden na milion, chociaż brzmi to strasznie żałośnie skoro ludzi na całym świecie jest nieco ponad ileś tam miliardów. Lepiej więc zabrzmiałoby, że spotkanie takiej osoby jak ciebie to jak… zobaczenie dwóch księżyców naraz - chociaż to przecież niemożliwe bo istnieje tylko jeden księżyc. I jesteś właśnie takim księżycem, Tae. - wymruczał nieco gardłowo, drugą ręką lekko gładząc włosy starszego chłopca i uważając, aby popiół z papierosa przypadkiem nie sypnął się na jego łepetynę. Dlatego ponownie wsadzając fajkę pomiędzy wargi, zaciągnął się lekko i nabierając nieco dymu o czekoladowym posmaku - odwrócił nieznacznie głowę i wypuścił go po chwili ze swoich ust.
Dopóki nie strzeliło mu coś głupiego do głowy.
- Nauczyć cię palić, Taetae? Znaczy czy chcesz… ze mną tego spróbować? Widziałem na filmach takich co Chanyeol oglądał jak uczy się tego robić drugą osobę. Obiecuję, że nie będziesz się krztusić ani nic, okej? A ta paczka od Yeola nawet tak nie śmierdzi, ponoć ta produkcja jakaś zdrowsza jest dla płuc czy coś. No i nawet czuć trochę czekolady jak się potem wargi zwilży, seerrio. - dodał od siebie cenną uwagę i znowu nie mogąc się powstrzymać, musnął ustami jego nosek.
Powrót do góry Go down


Min Taehyung
Min Taehyung

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 136
  Liczba postów : 215
https://www.czarodzieje.org/t13409-taehyung-min#357496
https://www.czarodzieje.org/t13469-sowka-poli#358777
https://www.czarodzieje.org/t15210-min-taehyung
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyNie Paź 22 2017, 20:48;

Taehyung nigdy nie palił, co równało się z tym, że nigdy nawet nie próbował. Zdarzało się, że ciekawość zżerała go od środka. “Jak to jest?”, ale sam jeszcze nie odważył się tego posmakować. Gdy tylko Tae zdał sobie z tego sprawę, automatycznie pomyślał o wszystkich rzeczach, które tak bardzo chciał spróbować, ale po prostu się bał. Zawsze nie wierzył, że ludzie mogli upijać się do nieprzytomności lub do takiego stanu, w którym przestaliby rozumieć, co mówią czy robią. I gdy o tym myślał, naprawdę chciał tego spróbować - nigdy nie pił więcej niż byłby w stanie, bo nie ukrywajmy, mimo wszystko Taehyung, poza kilkoma epizodami, był naprawdę bystrym i rozsądnym dzieciakiem. Teraz im dłużej o tym myślał, tym jeszcze bardziej chciał zrobić listę rzeczy, które koniecznie będzie musiał wykonać. I to z Jungkookiem, bo samemu pewnie będzie nudno.
Albo po prostu bał się, że w pojedynkę stchórzy.
Palący Jungkook wyglądał jak sztuka. Poważnie. Był to tak niecodzienny i fascynujący widok, że przez pierwsze kilka sekund, Taehyung nie mógł oderwać od niego wzroku. Jego spojrzenie spoczęło na wargach ciemnowłosego, na jego palcach, trzymających papierosa; podobał mu się, choć co było w tym tak zaskakującego? Tae szalał za grzecznym Jungkookiem, którego najczęściej widział tylko w towarzystwie jego mamy, za tym, którego mógł widzieć tylko on, gdy spotykali się w mieszkaniu, czy gdzie indziej tylko we dwoje. Uwielbiał tego Cheonga, droczącego się z Delilah i Chanyeolem, a także tego wrednego dla osób, które im dokuczają. Tak naprawdę każde jego wcielenie było satysfakcjonujące.
Taehyung kochał to, że ich miłość nie była nagła. Nie przyszła po jednym dniu i nie spadła jak grom z jasnego nieba. Rozwijała się od początku, gdy tylko się poznali, jako dzieciaki, gdy Jungkook po raz pierwszy pojawił się w Hogwarcie. Wtedy Tae był za młody, aby myśleć o związkach; Kookie był wspaniałym przyjacielem, naprawdę. Takim, który zjawi się w odpowiednim momencie, aby go obronić, pocieszyć, rozśmieszyć, czy najzwyczajniej w świecie pomóc mu w jakiś trudnościach. I Min też robił wszystko, aby być najlepszym kumplem jakiego Jungkook mógł kiedykolwiek mieć. Poznawał go każdego dnia i przez te wszystkie lata zobaczył tyle jego wcieleń, ile tylko mógł. W końcu razem naprawdę dużo przeżyli i jeszcze dużo przeżyją.
Więc wszystko, cała ich relacja, rozwijała się w powolnym tempie; opierali się na zaufaniu i niekończącej się przyjaźni, która z wiekiem wzbogaciła się o dodatkowy bonus, jakim było zakochanie. I wtedy doszły inne przyjemności i jeszcze więcej super fajnych dni. Doceniał to, że Jungkook mu wybaczył, bardziej niż cokolwiek innego.
Zaraz jednak otrząsnął się ze zbyt długiego odrętwienia i parsknął krótkim, cichym śmiechem na wspomnienie jego wanny. Zawsze mu wystarczała, ale gdy wprowadził się do niego Jungkook i regularnie wpadał na dzikie pomysły z wanną w roli głównej to naprawdę zrobiła się mała. A przynajmniej mała dla ich dwójki.
Jeżeli Taehyung wcześniej nie czuł się jeszcze odprężony, to po kolejnym całusie w policzek, uspokoił się już do końca. Choć wiedział, że szybko nie pozbędzie się tego nawyku, aby z uporem maniaka sprawdzać, czy wszystko co robi, jest w porządku.
- Taekook się nie ślini - rzucił nagle, jak zwykle stając w obronie swojego małego przyjaciela, który równo tydzień temu wrócił do uszczęśliwionego i stęsknionego Taehyunga. - Ty za to bardzo, ale nie martw się, nie przeszkadza mi to. - Uśmiechnął się lekko, wzruszając niewinnie ramionami. Po chwili zagryzł niepewnie wargę, bojąc się, że w obecnej sytuacji jego pytanie będzie nie na miejscu. Jungkook przeniósł ich dłonie nad łepetynę Tae, który skupił na nim swoje ciemne tęczówki i westchnął cichutko. - Wrócisz? Do mieszkania? - zapytał, ledwie poruszając ustami.
Nie wiedział, czy Cheong będzie gotowy znów być z nim tak blisko. Choć wszystko wskazywało na to, że niedługo wszystko wróci do lepszej lub nieco gorszej normy, to i tak nie był niczego pewien. Miał jednak cichą nadzieję, że zgodzi się i znów do niego wrócić, bo Tae zdążył się przyzwyczaić do jego obecności we własnym mieszkaniu.
Wysłuchał jego słów do końca, czując jak roztapia się i niemalże wsiąka w podłoże.
- Kosmita, księżyc - zaśmiał się. - Chyba jestem nierozłączny z kosmosem - dodał po chwili, zagryzając zewnętrzną stronę policzka. - I skoro ci tu dobrze, to nie mam prawa wypychać się na słońce. W cieniu jest wystarczająco dużo miejsca dla naszej dwójki - powiedział, odrywając od niego spojrzenie i spoglądając na ciemniejące niebo. - Zjadłbym kimbap albo bulgogi, które jadłem w wakacje - westchnął, znów przenosząc wzrok na Jungkooka. - Zjedz niedługo ze mną coś dobrego - poprosił, bo był w stanie namówić mamę, aby zrobiła tyle jedzenia ile była w stanie, żeby mogła nakarmić i Taehyunga, i Jungkooka.
Propozycja chłopca, zbiła jasnowłosego z tropu. Oczywiście, że chciał spróbować i to nie tylko dlatego, że zawsze chciał to zrobić - sam fakt, że zaproponował mu to Jungkook był oszałamiający. Tae pokiwał głową, nie wahając się ani chwili.
- Spróbujmy - powiedział. - Co mam robić? - zapytał, marszcząc brwi niczym dziecko.
Powrót do góry Go down


Edgar T. Fairwyn
Edgar T. Fairwyn

Nauczyciel
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Galeony : 1291
  Liczba postów : 833
https://www.czarodzieje.org/t14352-edgar-tobias-fairwyn?nid=1#379672
https://www.czarodzieje.org/t14365-golebie-pocztowe-fairwyna#380360
https://www.czarodzieje.org/t14355-edgar-t-fairwyn#379705
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyPon Paź 23 2017, 03:46;

W rzucaniu palenia najbardziej przeszkadzał mu brak zajęcia dla rąk. Nie umiał robić jednej rzeczy na raz. Kiedy pracował, musiał mieć jeszcze jakieś dodatkowe zajęcie, niewymagające dużej koncentracji. Palenie było idealne, a jeśli nie to, to jakieś mechaniczne porządkowanie przestrzeni wokół siebie. Niestety w jego gabinecie wszystko leżało już jak od linijki, a panująca tam harmonia wyjątkowo zaczęła wyprowadzać go z równowagi.
Nie palił sześć dni. W ogóle nie mógł skupić się nad studiowanym właśnie tekstem w nieznanym mu narzeczu keczua. To przecież nie było wcale skomplikowane. Znał już kilkanaście, a one wszystkie były mniej lub bardziej podobne. W szufladzie miał jeszcze dwa skręty. Na litość Merlina, sześć dni.
Bębniąc pacami w blat biurka, patrzył bezmyślnie w leżący przed nim pergamin. To nie miało sensu. Siedzenie tu nie przynosiło żadnego pożytku, a Edgar nienawidził marnować czasu. Otworzył szufladę zastanawiając się przez chwilę, co właściwie chce zrobić. Po krótkiej analizie, schował pracę do biurka, po czym wyszedł z gabinetu. Musiał się przejść.
Przemierzał wszystkie korytarze, kierując się tu parterowi. Czwarte... trzecie... drugie... Szkoła była o dziwo przyjemnie pusta, ale nie zamierzał zastanawiać się nad przyczyną. Po prostu korzystał. Nic a nic nie zaburzało jego spokoju, aż do drugiego piętra.
Gdy przechodził obok jednych drzwi, w jego nozdrza uderzył delikatny zapach, ale Odynie, jak dobrze mu znany. Przez ułamek sekundy myślał, że to jego spragniony nikotyny umysł wywołuje omamy (co było niewyobrażalną tragedią), ale szybko odrzucił tę opcję. Gdyby jego mózg podsuwał mu zapachy papierosów, czułby peruwiański tytoń, ewentualnie walerianową nutkę Trójkąta Bazyliszka. W każdym razie na pewno nie byłoby w tej iluzji czekolady. Wywrócił oczami, karcąc się w myślach za ten moment nierozwagi, po czym cicho otworzył drzwi sali.
Stojąc chwilę w progu, w milczeniu przyglądał i przysłuchiwał się parze uczniów z wyrazem politowania wypisanym na kamiennej zazwyczaj twarzy.
- Szczerze odradzam, panie Taehyung - odezwał się spokojnie, z typową dla siebie nutką sarkazmu w głosie, mimo, że mówił śmiertelnie poważnie. Sytuacja, której był świadkiem była w jego oczach do bólu wręcz żałosna. Jungkook częstował drugiego chłopaka z takim namaszczeniem, jakby dzielił się z nim co najmniej ambrozją. Edgar miał przed oczami Christophera, wciskającego mu fajki na zapleczu sklepu, po to żeby nie nakablował rodzicom. Byli wtedy nie miej głupi, ale ze świadomością jak bardzo był teraz bratu "wdzięczny", podejście młodych Krukonów do papierosów, wzbudzało w nim abominację. Młodzież była taka głupia... Ludzie byli tacy głupi... A jego praca w tej placówce, ironicznie zwanej przybytkiem wiedzy, była beznadziejnym żartem.
Machnął różdżką w stronę chłopaków, rzucając niewerbalnie Evanesco i powodując zniknięcie papierosów.
- Panie Jungkook, minus piętnaście za posiadanie i rozprowadzanie - oznajmił bezbarwnym tonem - Taehyung, minus pięć w ramach ostrzeżenia. Zajmijcie się lepiej czymś konstruktywnym.
Schował różdżkę i przewracając nieznacznie oczami, wyszedł z sali.

//zt;
wątek rozpoczęty przed meczem, więc zakładam, że jeszcze w śpiączce nie jestem 8D Panowie, sora, ale jestem łasa na punkciki, więc muszę się wtryniać ludziom do wątków. A palenie szkodzi zdrowiu.

Evanesco:
[/i]
Powrót do góry Go down


Lettice Callaghan
Lettice Callaghan

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : brak lewej nogi do 1/3 łydki, piegata twarz, krótkie włosy, blada, lekko zielonkawa cera, nieprzyjemny wyraz twarzy;
Galeony : 440
  Liczba postów : 130
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15562-lettice-callaghan#418362
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15586-salatowa-poczta#419557
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15563-lettice-callaghan#418367
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptySob Gru 23 2017, 03:38;

Zielona piłeczka odbiła się od ściany. Pam.
Ze znudzeniem wpatrywałam się w skrawek muru, naprzeciwko mnie licząc, że może niespodziewanie wyrośnie z niej jakaś głowa albo pojawiał się drzwi — na wzór tych do Pokoju Życzeń — prowadzące wprost do krainy baśni albo przynajmniej jakiegokolwiek innego miejsca, które będzie ciekawsze niż to.
Czasem żałowałam, że jestem aż tak łatwowierna, bo w to miejsce sprowadziły mnie właśnie plotki — ludzie opowiadali o sali ze wspaniałym niebem; gdzie srebrne gwiazdy przelatają się z czernią nocy. Niebo uspakajało; tylko patrząc w nie, czułam się jak dawniej — nie istniał ból ostatnio coraz częściej nawiedzający mą osobą. Wszystkie mięśnie rozluźniały się, a ja mogłam rzucić protezę w bok i odpłynąć do krainy snów w nadziei, że kolejny dzień okażę się lepszy.
Pam. Kolejne uderzenie piłeczki, tym razem ledwo udało mi się ją złapać.
Brak stopy zdecydowanie utrudniał mi życie. Pomijając to, że czasem nie udawało mi się wstać z łóżka, bo ból stawał się przeokropny i właściwie niemożliwy do zniesienia. O bieganiu już nawet nie marzyła, całkowicie porzuciłam aspiracje o byciu kimś całkowicie normalnym; co dopiero o karierze sportowca, którą tak skrupulatnie sobie zaplanowałam.
Rezygnacja z ciągłego planowania czasu ułatwiała życie. Wcześniej byłam pozornie wolna; wydawało mi się, że jeśli coś narozrabiam, to świat zobaczy to, jak bardzo jestem inna. Choroba udowodniła, że to wszystko bujda, marzenia niedojrzałego dzieciaka, który potrzebuje ciągłego poklasku od przygłupich znajomych. Teraz również mi na nim zależało, ale nie chciałam go od przypadkowych osób; uczniów, niezagrzewających w mym życiu, chociaż kilku dłuższych chwil, do których mogłabym się naprawdę przywiązać.
Pam. Ostatnie uderzenie i schowałam piłeczkę w kieszeni czarnej, skórzanej kurtki.
Sufit dalej był normalny i nic nie wskazywało na to, że cokolwiek pod tym względem się zmieni; być może coś źle robiłam, powinnam machnąć swą różdżką albo skupić na czymś przyjemnym. Z chwili na chwilę dopadała mnie coraz większa irytacja, nerwowo stukałam paznokciami o podłogę, na której leżałam i spoglądałam w stronę drzwi, ostatecznie stwierdzając, że warto byłoby udać się do dormitorium.
Powoli zaczęłam podnosić swe truchło z podłogi; musiałam pamiętać o tym, by uważać na opuchniętą części ciała, coraz trudniej znoszące noszenie w niewygodnej protezie. Jęknęłam i znów opadłam na podłogę, jednocześnie zaciskając zęby na pełnych wargach. Wszystko wskazywało na to, że spędzę w pokoju noc, licząc na to, że prędzej czy później ktoś postanowi wybrać się na przechadzkę po zamku i zajrzy do sali, by odnaleźć me zwłoki. Niezbyt piękna wizja sprawiła, że uśmiechnęłam się delikatnie i przymknęłam oczy w nadziei, że może w ten sposób szybciej zapomnę o moim małym problemie.
Nie wiedziałam ile już czasu minęło, nawet jeśli próbowałam się podnieść, to wszystkie moje próby spełzały na niczym; wołanie o pomoc wydawało się tak bardzo nieodpowiednie i wstydliwe; nie chciałam litości, nigdy przenigdy nie liczyłam na czyjąś dobroduszność — dlatego leżałam w całkowitej ciszy co chwile przerywanej jedynie moimi własnymi westchnieniami irytacji. Tych powstrzymać nie potrafiłam.
Rzeczą, która wybudziła mnie z letargu, był odłogs otwierania drzwi. Za bardzo zmęczona na to, by ucieszyć się jak małe dziecko, spojrzałam w tył i w górę i znów westchnęłam, tym razem z ulgą. Przynajmniej nie był mugolakiem, czarodzieja nieczystej krwi bym wyprosiła, skazując siebie samą na kolejne godziny męki, ale za wszelką cenę nie chciałam, nie potrafiłam przyjąć pomoc od kogoś, kto był szlamą.
- Dear, złotko, pomóż kalece, bo jak się wykopyrtłam tak nie mogę wstać - starałam się brzmieć normalnie; tak by nie zauważył mego zmęczenia, lecz mogłam się spodziewać, że po przekrwionych oczach szybko dojdzie do tego, że leże tutaj zdecydowanie za długo. Głupi nie był, chyba. W końcu był krukonem, a to coś znaczyło.
W faworze tych fenomenalnie wciągających zdarzeń nie zauważyłam nawet, że sufit się zmienia. W sali zrobiło się ciemno; czyli tak jak opowiadały plotki. Zachwycona spojrzałam w bezkresne niebo i znów, tym razem dużo bardziej ożywionym głosem rzekłam.
- Wszystko wskazuje na to, że jednak przydasz się na coś więcej niż tylko podniesienie mnie z podłogi - wzruszyłam ramionami i poklepałam miejsce obok siebie - Chodź Dear, korzystaj, dopóki taka czystokrwista łania jak ja zaprasza Cię do spędzenia wspólnie czasu - uśmiechnęła się w ciemności, a na nieboskłonie pojawiła się pierwsza gwiazdka i następna, i następna i zaraz całe złudzenie zdobiły srebrne ciała niebieskie.
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
Galeony : 822
  Liczba postów : 1276
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptySob Gru 23 2017, 15:10;

Kiedyś wydawało mi się, że Ravenclaw to moje miejsce i jedyny dom na ziemi, a każdy inny Krukon mógłby zastąpić mi rodzinę, bowiem tej prawdziwej nie cierpiałem. Czas jednak pokazał, że myliłem się i to na wielu polach, pod wieloma względami. Dawniej myślałem, że jedyne wymagania, którym musiałem chociaż spróbować sprostać, były narzucone przez mojego ojca - nieciężko stwierdzić, że zawaliłem sprawę już samym swoim urodzeniem, burząc jego wspaniały plan posiadania gromady dzieci zdolnych, odzianych w szaty Slytherinu, chcących podążać jego ścieżkami i sądzić dokładnie tak jak on. Mierzony jego miarą nigdy nie przystawałem do rodzeństwa, które było lepsze, piękniejsze i zasługiwało na więcej poklasku niż ja - może poza Liamem, choć nawet on wypadał lepiej w rodzinnym rankingu.
Myślałem sporo w ostatnim czasie. Nadchodziły święta i mimo że nie nigdy nie czułem ich magii, w tym roku chciałem coś zmienić. Miałem wiele planów popartych nieprzespanymi nocami i godzinami rozległych przemyśleń. Nie sądziłem, że będę musiał przewartościować całe swoje życie w tych kilka tygodni. O dziwo jednak... Byłem całkiem podekscytowany nowymi perspektywami.
Zamek tracił swoją magię dosłownie i w przenośni. Odkąd w szkole pojawili się mugole, ja zaczynałem znikać, zjawiając się wyłącznie w momentach, gdy musiałem tu być, czyli podczas lekcji lub posiłków (bowiem coraz częściej okazywało się, że w obliczu wysokości moich miesięcznych przychodów, malejących z każdym kolejnym miesiącem, powoli nie wystarczało mi na jedzenie po opłacaniu czynszu mieszkania). Nie chciałem tu przebywać, gdy na każdym kroku czekało na mnie niebezpieczeństwo, dzikie stworzenia, czy niemagiczni ludzie, przez których mogłabym wylądować w jakimś areszcie. Lekcje również straciły na atrakcyjności, zupełnie jakby sami nauczyciele tracili pomysły, co można robić w magicznej szkole, by ograniczyć używanie różdżek. Okazjonalnie przechadzałem się po zamku bez konkretnego celu - dziś jednak chciałem koniecznie popatrzeć w gwiazdy. Miałem ze sobą teleskop i wykres gwiazd, a także kilka innych przyborów potrzebnych do astronomicznych ćwiczeń. Pchnąłem drzwi gwiezdnej komnaty, a po przekroczeniu progu zostałem powitany przez kobiecy głos. Zmrużyłem nieco oczy, mając delikatny problem z lokalizowaniem sylwetki Ślizgonki - zajęło mi dobrych kilka sekund, by zorientować się, że dziewczyna leży na podłodze.
- Lettice - mówię na tyle niewyraźnie, że do końca sam nie wiem, czy powiedziałem jej imię, czy właśnie wezwałem sałatę. - Co to znaczy "wykopyrtłam"? - dodałem, uśmiechając się pod nosem. Zrobiłem w jej kierunku kilka kroków, po których zauważyłem, że pomieszczenie pociemniało. Uniosłem wzrok na niebo, z którego zniknęły gwiazdy. Jęknąłem z zawodem. - No patrz, co zrobiłaś! A ja tu specjalnie przyszedłem pooglądać gwiazdy - powiedziałem, po czym wzruszyłem ramionami. Podszedłem bliżej i usiadłem obok leżącej Lettice. - Najwyraźniej zostało mi oglądanie Ciebie. W czym to miałem pomóc? - zapytałem jeszcze, obdarzając ją szerokim uśmiechem.
Powrót do góry Go down


Lettice Callaghan
Lettice Callaghan

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : brak lewej nogi do 1/3 łydki, piegata twarz, krótkie włosy, blada, lekko zielonkawa cera, nieprzyjemny wyraz twarzy;
Galeony : 440
  Liczba postów : 130
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15562-lettice-callaghan#418362
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15586-salatowa-poczta#419557
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15563-lettice-callaghan#418367
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyPon Gru 25 2017, 21:05;

Powrót do szkoły okazał się dużo trudniejszym, niż się tego spodziewałam. Nie chodziło o przyjaciół, Ci oddalili się zaraz po wypadku; po wyroku, który zaważył na mej przyszłości, ani o moje braki w edukacji; te powoli i skrupulatnie wyrównywałam, a o wydarzenia z poprzedniego i tego roku, które zdecydowanie zaważyły na poczuciu bezpieczeństwa osób uczących się w Hogwartcie.
Największe wrażenie wywarło na mnie niespodziewane pojawienie się mugoli w Wielkiej Sali w trakcie Balu Hallowenowego; byłam na nim sama, bo liczyłam na to, że może przypałęta się tego wieczora jakiś tajemniczy uwielbiciel, zabierze mnie na romantyczny spacer prosto do schowka na miotły i tam spędzimy kilka upojnych chwil we dwoje; bo na upojne godziny już dawno przestałam liczyć. Cały misterny plan poszedł w krzaki; nie było księcia na białym koniu, ani nawet konia na białym księciu, jedynie banda brudnych, śmierdzących i całkowicie niemagicznych nastolatków, którzy to narobili wokół siebie wielkiego zamieszania. Najwyraźniej myśleli, że krzykiem nie zwrócą na siebie uwagi. No, ale czego mogłam się spodziewać po głupich mugolach. No właśnie, niczego.
Dlatego też zamek wydawał mi się coraz bardziej obcy; czasem nawet myślałam o tym, by się urwać; zasymulować chorobę i spróbować wrócić do wygodnego, szpitalnego łóżka; bycia w towarzystwie innych kalek i przystojnych, młodych magomedyków, którzy to wyjątkowo często i z wyjątkowo wielką ochotą odwiedzali mnie w celu oględzin zwłok czy dokładnego przebadania mych członków.
Niestety uciec nie mogłam; nie dałabym rady, z chwilą, kiedy stałam się inwalidą, kondycja wyćwiczona przez wiele, wiele lat, poleciała w dół — na łeb, na szyję, na koniec dobiły ją leki zwalczające guzy znajdujące się w płucach. Takim sposobem właśnie, miałam w tej chwili problem z podniesieniem tyłka z brudnej podłogi; nie marzyłam nawet o teleportacji czy wyjściu do Hogsmeade. No, chyba że naprawdę pojawiłby się w moim życiu jakiś książę na białym koniu, który to użyczyłby mi rzeczonego konia. W celach rekreacyjno - ucieczkowych oczywiście.
Dear również wydawał mi się jakiś taki wyobcowany, z tą równicą, że on zachowywał się tak właściwie od zawsze — nie wiedziałam, czy to przez ojca kładącego nacisk na wychowanie idealnie idealnych czarodziejskich arystokratów, czy znajomość chłopaka z Hudson najwyraźniej blokującej krukona. Ostatnimi czasy wydawał się jednak rozbrykać; coraz częściej i coraz śmielej odzywać do ludzi i nawet czasem wchodzić z nimi w interakcję. Obiło mi się o uszy, że miał jakąś narzeczoną, ale ta najwyraźniej ulotniła się szybciej, niż pojawiła w życiu dwudziestoletniego młodzieńca.
Wydawał się zdziwiony i rozproszony tym, że w Gwiezdnej Sali nie będzie całkowicie sam; najwyraźniej przyszedł oglądać niebo w nocy. Dziwak. Mało to wolnego miejsca było na błoniach? Zresztą, to co znajdywało się w sali, nie wydawało mi się całkowicie prawdziwą i szczerą projekcją tego, co znajduje się na zewnątrz — miejsce miało dawać efekt, a nie być praktycznym i użytecznym przy rozwiązaniu pracy domowej z Astronomii.
Delikatnie zmarszczyłam brwi w konsternacji i zaczesałam ciemnobrązową grzywkę dłonią do tyłu. Mówiono, że uczniowie domu Ravenclaw wiedzą wszystko; od dokładnej budowy łajnobomby przez przepis na Pokusę Syreny, po wiele, wiele innych całkowicie niepotrzebnych czarodziejom do życia rzeczy. A tu, ten oto COLD nie wiedział, co to znaczy wykopyrtnąć, uśmiechnęłam się więc trochę kpiącą i wywróciłam zielonymi oczyma.
- Złotko, wykopyrtłam to tak w skrócie — leżę na ziemie i, na druzgotka, nie mogę się podnieść - rzekłam. Ból w plecach był prawie nie do zniesienia, dręczył i męczył, a myśl o tym, że utrzyma się przez najbliższe kilka dni, napawał strachem. Życie na lekach było coraz bardziej upierdliwe, z dnia na dzień wydawałam się sobie samej coraz bardziej uzależniona; w tej chwili nie wyobrażałam sobie doby bez wypicia chociaż jednego, pojedynczego eliksiru.
Jęk Caluma rozniósł się po małej salce. Pfff. Jeszcze śmiał twierdzić, że taka niewinna, dziewicza wręcz istota jest główną sprawczynią tego, że gwiazdki całkowicie zniknęły; jakby to nie mogło być całkowicie i w stu procentach winą jego samego.
- Dlaczego nie wyjdziesz na zewnątrz? Pooddychaj świeżym powietrzem, nakarm mózg tlenem, wytarzaj w śniegu dla dobrego samopoczucia. Może odkryłbyś zbiór buchorożca czy innego gumochłona - dodałam rozbawiona logiką kolegi. Najwyraźniej bał się zimna panującego na dworze, bo wybrał to osobliwe pomieszczenia do oglądania gwiazd. No dziwny człowiek.
Kolejne słowa młodzieńca tylko poprawiały humor i łagodziły nerwy prawie całkowicie zszargane przez uczucie bezsilności.
- Jeśli chcesz, to wyślę Ci jakieś swoje zdjęcie, wstawisz je w jakiś męski wisiorek i będziesz mógł spoglądać na mnie o każdej porze dnia i nocy. - Niewinnie wzruszyłam ramionami, uśmiechnęłam się zaczepnie i dodałam - Od zawsze marzyłam o tym, by zostać mokrym snem jakiegoś nastoletniego krukona.
Gdyby chciało mi się ruszać którąkolwiek z kończyn, to najprawdopodobniej złapałabym go za policzek i wytarmosiła niczym stara ciocia; ta w stylu pachnących naftaliną i starością; wyskakującą do wnuków swego rodzeństwa z tekstami typu: „Czy masz już dziewczynę, kawalerze?” albo „Czy taka ładna młódka jak ty nie powinna urodzić dziecka?” - Zupełnie jakby bała się, że łono szesnastoletniej uczennicy jest bliskie uschnięcia i teraz jest ostateczna szansa na powicie skrzeczącego pasożyta.
- No miałeś mnie podnieść, chociaż do pozycji siedzącej, potem już dam sobie radę — powiedziałam ponownie, bo chłopak wydawał się mnie wcześniej całkowicie nie słuchać - Ale słuchaj, czekaj, może niebo się rozpogodzi, może jeszcze będzie fajnie - W sercu dalej tliła się nadzieja na piękne widoczki, nawet jeśli sklepienie nad nami wydawało się powoli zachmurzać - Załóżmy, że jeśli za piętnaście minut nic się nie zmieni, to zostawię Cię samego i ucieknę do dormitorium. - Nie za bardzo obchodziło mnie to czy Calum ma ochotę siedzieć tutaj razem ze mną, uważałam, że te piętnaście minut poświęconych mi nie zrobi mu zbyt wielkiej różnicy; wyglądało na to, że nie miał jakiś poważnych planów na wieczór, czyli zupełnie tak jak ja.
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
Galeony : 822
  Liczba postów : 1276
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptySro Gru 27 2017, 22:58;

Już prawie przestałem wspominać wydarzenia minionych miesięcy, bo o ile problemy z magią wciąż były żywe, w moim życiu prywatnym również nie działo się najprzyjemniej i to na nim skupiłem swoją uwagę, zamiast śledzić kolejne artykuły proroka czy też, o zgrozo, obserwatora, którego to wpisu nie widziałem nigdy w całości na oczy. Pojawienie się mugoli podczas szkolnego balu również nieznacznie ucichło, a ja sam żywiłem głęboką nadzieję, że Bennett jako nowa głowa szkoły, przejmując pałeczkę po Hampsonie, zajęła się w końcu ochroną zamku tak, jak należało to robić. Nie miałem określonego zdania w sprawie, czy oskarżenia postawione byłemu dyrektorowi mają wiele wspólnego z prawdą, czy raczej się z nią mijają, lecz bardziej skłaniałem się ku pierwszej opcji, gdyż dostrzegałem poprawę. Lub po prostu przestałem zwracać uwagę na dziwne rzeczy dziejące się wkoło.
Powód, dla którego nie wyszedłem na zewnątrz był bardzo prosty - w sumie istniały dwa i o tym pierwszym na pewno zdążyła już pomyśleć. W grudniu pogoda pozostawiała wiele do życzenia i jeśli nie piździło mrozem, padał deszcze ze śniegiem i była plucha. Nie dość, że wiecznie coś sypało i niebo było zasnute chmurami w przeróżnych odcieniach szarości, to jeszcze ręce marzły, zęby szczękały, a skóra odmarzała, różowiąc się i piekąc nieznośnie. Brak czystego, nieskalanego obłokami nieba był tym głównym powodem, który ściągnął mnie do jednej z naprawdę niewielu sal posiadających zaczarowane niebo, na którym możliwa była obserwacja ciał niebieskich.
- Innymi słowy, przewróciłaś się? - dopytywałem, udając zafascynowanie nowym słowem, które mogłem wprowadzić w osobisty słownik. - Obecnie jedyne co bym mógł zrobić na zewnątrz, to ulepić bałwana - dodałem, uśmiechając się pod nosem. - Aż tak Ci przeszkadza moja obecność tutaj? - No bo jeśli miała na mnie narzekać, wyjdę szybciej niż wszedłem. Nie ma nic gorszego od jęczących bab. - Wstrzymaj wodze, cna niewiasto! Jestem już dużym chłopcem i przestałem się moczyć przez sen - rzuciłem, oczywiście żartując i dałem jej do zrozumienia, że nie mówię tego na poważnie. Zupełnie straciłaby wiarę w dom Kruka, gdyby uznała, że nie wiem czym jest mokry sen. - Ale zdjęciem nie pogardzę. Tylko ten wisior to jakiś taki męski poproszę. - Nigdy nie sądziłem, że faktycznie wysłałaby mi podobny prezent na święta (a tak się składa, że przekonałem się, iż ten żart akurat nie był żartem...).
Słysząc ponownie jej prośbę, kiwnąłem lekko głową, po czym wyciągnąłem ręce w jej stronę, dokładając wszelkich starań, by podnieść ją do pozycji siedzącej. Złapawszy jej ręce pociągnąłem ją zdecydowanie w górę, a potem szybko objąłem z tyłu, by asekurować i wesprzeć jej plecy.
- Lepiej? - zapytałem.
Powrót do góry Go down


Adam Henderson
Adam Henderson

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 12
  Liczba postów : 433
https://www.czarodzieje.org/t12019-adam-henderson?nid=1#323429
https://www.czarodzieje.org/t12037-redbird#323469
https://www.czarodzieje.org/t12039-adam-henderson#323489
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyPon Cze 18 2018, 17:39;

Pomysł zmienienia lokalizacji był dobry, ale kiedy ruszyli ramię w ramię gdzieś to kompletnie nie wiedział gdzie. Do Sali czasu? To był zły pomysł. Może i czas by im tam nie upływał ale różnicy nie robiło to mu. W końcu miał zamiar spędzić wieczór z nią. Nie musiał zatrzymywać czasu. Tęczowa sala? Byłaby całkiem niezła gdyby nie fakt, że tam raczej urządza się imprezy a nie wieczorne spotkanie. Dlatego jego wybór padł na gwiezdną salę.
Kiedyś tutaj był ze swoim byłym chłopakiem, ale sporo się zmieniło od tego czasu i nawet nie chciał o tym myśleć. Wystarczyło się złapać za ręce z sala wszystko odgadnie. Zupełnie jakby dane osoby nie wiedzieli co do siebie czuli- czy miłość czy raczej nienawiść. W każdym razie to miejsce było bezpieczne. Przecież nie było nawet powodu łapać się za ręce! To dziś się nie wydarzy, mieli tylko zagrać w prawdę czy wyzwanie.
Pewnie do tego wszystkiego przydał by się jeszcze alkohol, jedzenie, kilka wygodnych poduszek i gitara. Wieczór byłby jeszcze bardziej wyjątkowy, ale tak? Weszli tutaj zupełnie bez niczego. Ruszył pod ścianę i usiał przy niej. Lubił się podpierać bo tak jest wygodniej.
Skierował wzrok na dziewczynę, która weszła za nim. Ciekawe ile razy w ciągu całej swojej edukacji tutaj była. A może wcale jeszcze nie znała tego miejsca? Nie każdy krukon ma powód alby tutaj przychodzić. Oblizał usta i poklepał miejsce obok siebie a na jego ustach malował się cwany uśmieszek.
- I jak, cieplej? Jak nie to nadal moja propozycja o rozgrzaniu jest aktualna- powiedział drocząc się z nią. Wątpił by kiedykolwiek chciała z jego propozycji skorzystać.
Powrót do góry Go down


Eden Sinclair
Eden Sinclair

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 67
  Liczba postów : 42
https://www.czarodzieje.org/t16775-eden-bae-sinclair
https://www.czarodzieje.org/t16779-poczta-eden#466582
https://www.czarodzieje.org/t16776-eden-bae-sinclair
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptySro Lis 14 2018, 20:28;

E d e n n i g d y n i e o d k r y ł a
p r a w d z i w e g o p r z e z n a c z e n i a G w i e z d n e j S a l i.

Zamiast kolorowych obłoczków i odkrywania głębi międzyludzkich emocji, a ciesząc się krystalicznym poczuciem ciszy ów reprezentującego bezkres niezbadanej galaktyki pokoju, dawno, dawno temu obrała je za swoje miejsce ćwiczeń baletu. Wraz z biegiem czasu coraz mniej uczniów przejawiało zainteresowanie tym zakątkiem drugiego piętra, chyba nie wiedząc przy tym, ile piękna muszą tracić. Niegdyś kolorowe promienie słońca padające z uznaniem na naznaczoną delikatnymi gwiazdkami podłogę przekuły się w ponury blask księżyca, w zapomnienie, w odosobnienie, którego tak potrzebowała do skupienia. Tego wieczoru znów tylko ten mały, przenośny gramofon będzie świadkiem tańca kolejnego łabędzia mknącego nad taflą przeklętego jeziora.

Naznaczony czerwoną nitką układającą się w kwiecisty wzór sweter, szary, zbyt duży przynajmniej o dwa rozmiary, zsunął się w końcu ze smukłych ramiona okrytych bladoróżowym body. Elegancko zakończony kołnierzyk odsłonił kawałek skóry bladej jak porcelana. Złotawe włosy omiotły posadzkę, lekko rozwiane wcześniejszą rozgrzewką, podczas gdy dłonie z namaszczeniem godnym czczenia bogów układały płytę w przeznaczonym dla niej miejscu. Mimo tego, że każdy centymetr jej ciała zdawał się drżeć z podekscytowania, gdzieś tam, na dnie, hen daleko, nie drgnął ani mięsień jej twarzy. Ani jeden. Tylko delikatnie przygryzła wargę, gdy palce leniwie przesunęły się po chłodnym metalu igły. To już zaraz, już zaraz. Tym razem się uda.

Anastasya Chikachev nie darowała jej zaniedbania ćwiczeń w czasie ostatniej przerwy wakacyjnej. Mimo tego, iż Eden przy każdej możliwej okazji wyciskała z siebie ostatnie poty, mimo tego, iż Eden tak bardzo pragnęła, by białe pióra w końcu wyrwały się spod skóry, jej mistrzyni wciąż pozostawała kamiennie niewzruszona. Coś cię stopuje. Coś splątuje twoje skrzydła, dziewczyno, mówiła wraz z ostatnimi taktami kończącego balet aktu. A każda jej uwaga zduszała resztki powietrza w płucach. Nic zatem dziwnego, że i tym razem Eden chwilę zawahała się przed przyłożeniem końca igły do płyty. Przed uwolnieniem tej tak dobrze znanej jej kompozycji.

Zaczęło się niewinnie. Delikatnie. Eterycznie. Cisza przed huraganem, przed żałobą. Usiadła jeszcze na chwilę, by poprawić wiązanie wstążek w pointach i wziąć ostatni, nieskrępowany ambicją dech. To już teraz. Oczy wyobraźni podziwiały wschodzący za linii horyzontu księżyc niczym unoszące się, chude ciało; podziwiały z gracją poruszające się na wietrze gałęzie drzew okalających linię jeziora, niczym para smukłych rąk układających się w rytm muzyki. I płynęła. Albo inaczej. Leciała. Niczym łabędź z najsłynniejszego baletu, pozwalając, by słodki smak życia opuszczał jej żyły wraz z każdym ruchem, każdym piruetem. Zdradzona, opuszczona przez jedyną miłość i jedyną nadzieję na to, że za kurtyną księżyca oczekiwać ją może jeszcze napawająca radością przyszłość, raz po raz coraz bardziej poddająca się ciężarowi klątwy rzuconej przez Von Rothbarta. Przy akompaniamencie dobiegającej z gramofonu muzyki, jej wprawione mięśnie z łatwością zdawały się radzić sobie z tym baletem, ale wciąż coś było nie tak, wiedziała, że coś jest nie tak, coś jest nie tak...

Jesteś królową łabędzi czy kolejnym martwym drobiem, Eden?
Powrót do góry Go down


Vidari Sinclair
Vidari Sinclair

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 149
  Liczba postów : 146
https://www.czarodzieje.org/t15786-vidari
https://www.czarodzieje.org/t15875-vidari-sinclair#428974
https://www.czarodzieje.org/t15794-vidari-sinclair#425558
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyCzw Lis 15 2018, 00:20;

Niekiedy człowiek potrzebuje chwili dla siebie. Niezależnie czy po to by pewne rzeczy przemyśleć, czy też zwyczajnie pobyć z dala od innych i posiadając jedynie własne myśli i uczucia jako towarzyszy. Mogłoby się wydawać to niemalże niemożliwe dla niektórych osób, jednakże każdy czasem... musiał oderwać się od rzeczywistości. To kompletnie naturalne. W takich momentach niebieskooki zazwyczaj oddalał się w zacisze najdalszych zakątków biblioteki lub spacerował po szkole. Tego dnia nie potrafił usiedzieć w miejscu - jego wybór jest więc prosty do przewidzenia. Dodatkowo, wieczorne i nocne spacery mają w sobie pewien urok. Świat wydawał się znacznie piękniejszy, gdy wszyscy chodzili spać. W takich chwilach Sinclair mógł bez obaw spowiedzieć się księżycowi, ten zaś wysłuchiwał każdego słowa z przejęciem, oferując nastolatkowi komfort, który był mu tak potrzebny.
Korytarze szkolne okazały się dosyć chłodne, jak na tą porę roku, przez co młodzian cicho pochwalił się w myślach za nałożenie ciepłej, bawełnianej koszuli w odcieniu szkarłatu. Posłuchanie swej rodzicielki przy jej wyborze niewątpliwie było niezwykle dobrą decyzją. Z drugiej strony Vidari jeszcze ani razu nie zawiódł się na swojej matce. Ba, kobieta była istnym zbawieniem dla niebieskookiego. Niezależnie od sytuacji czy też problemu z jakim do niej przychodził, zawsze miała rozwiązanie. Zawsze była w stanie go uspokoić i ukoić. Jacquelyn Sinclair była matką na medal, co nawet głupiec był w stanie zauważyć. Co więcej to ona niegdyś powiedziała mu, że spacer z własną duszą jako przyjacielem jest w stanie rozwiązać niejeden problem. Wielokrotnie zachęcała go do posiedzenia w ich rodzinnym ogrodzie i obserwacji gwiazd, gdy miał koszmary lub cokolwiek go dręczyło. W tym wypadku było to coś nieokreślonego, co sprawiało, że stawał się niespokojny.
Po godzinie albo i więcej - kto wie? - zatrzymał się przy jednym z wielu okien na drugim piętrze, aby wygodnie rozsiąść się na jego parapecie, wpatrując się w niebo. Tego dnia było ono niezwykle przejrzyste, bez jakichkolwiek chmur zasłaniających gwiazdy i widoczny, choć ledwo, horyzont. W takich momentach szatyn żałował, że nie był artystą. Upamiętnienie tego krajobrazu poprzez szkic lub inne formy sztuki - niewątpliwie okazałoby się arcydziełem. Albo chociaż czymś ponadprzeciętnym w jego mniemaniu. Z podziwiania krajobrazu wyrwała go znajoma melodia Jeziora łabędziego. Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Oh, ale jakże słodki jest jej smak, gdy zostanie już zaspokojona. Ostrożnie, aby zminimalizować odgłos swych kroków, niebieskooki ruszył w kierunku muzyki. Docierając do sali, której wcześniej nigdy nie widział, dostrzegł znajomą sylwetkę, poruszającą się do doskonale znanej mu piosenki. Widział tą sztukę w wykonaniu swej siostry wielokrotnie, jednak dopiero tym razem był w stanie dostrzec jak zagubiona się wydaje.
Bliźniaki może kłóciły i denerwowały się na porządku dziennym, ale niewątpliwie znali się na wylot. W końcu dosyć trudno jest ukryć coś przed osobą, która towarzyszy ci na każdym kroku twego życia. Oczywiście, istnieją liczne wyjątki, ale to nie czas i miejsce na ich debatę. Starszy Sinclair postanowił nie zdradzać swojej obecności, opierając się jedynie o framugę i uważnie obserwując każdy ruch dziewczyny. Nie znał się na sztuce, jednak musiał przyznać, że miała ona w sobie pewien rodzaj uroku i ogromną grację. Co jednak tak rozpraszało brązowooką? Nie odezwał się ani słowem, nawet gdy skończyła ona swój taniec - zamiast tego delikatnie i dosyć cicho jej zaklaskał, oferując delikatny uśmiech w oczekiwaniu na usłyszenie jej głosu.
Powrót do góry Go down


Eden Sinclair
Eden Sinclair

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 67
  Liczba postów : 42
https://www.czarodzieje.org/t16775-eden-bae-sinclair
https://www.czarodzieje.org/t16779-poczta-eden#466582
https://www.czarodzieje.org/t16776-eden-bae-sinclair
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyCzw Lis 15 2018, 17:17;

Nie poczuła ciężaru jego wzroku. Nie. Tylko ciężar klątwy wołający ją na samo dno jeziora, tam, gdzie cmentarzysko swoje miały setki, tysiące, miliony pozbawionych piękna łabędzi. Nie czuła ciężaru jego wzroku. To był Von Rothbart, tak!, stał tam, gdzieś nieopodal, ściągając ją swą magią wprost w objęcia zdradliwych fal. Bliżej, bliżej, bliżej, wprost ku odbijającemu się srebrnemu migotowi księżyca na niespokojnej tafli. Wraz z przeklętymi łabędziami pochłonięta była tym ostatnim tańcem, taktem, który zaważyć miał na epilogu jej egzystencji. Białe pióra targane srogim wiatrem trzepotały beznadziejnie, pragnęły wyrwać się spod fatalnego uroku, lecz nieważne, jak wiele piruetów wykonała, czy jak płynne były jej ruchy... Coś cię stopuje.

Wraz z każdym oddechem wyrwanym z płuc jej złość zdawała się narastać. Wściekłość oszałamiała mięśnie, przyćmiewała zmysły. Z pełnego gracji układu jej walka z nieuniknionym przerodziła się w walkę prawdziwą, trochę zbyt agresywną i zbyt niedziewczęcą, niekrólewską. A przecież była królową łabędzi, tą jedną, jedyną, prawdziwą Odettą zdradzoną przez księcia, który w oczach księżyca ślubował jej miłość aż po grób. W pewnym sensie obietnicy tej dotrzymał. Choć nie tak, jak pragnąć mogła tego sama Odetta, szamocząca się w panicznej ucieczce przed echem śmiechu swojej czarnej bliźniaczki Odille. Za szybko. Za mocno. Nie pogodziłaś się z tym, nie poddajesz się temu. Nie wiedziała, kiedy straciła kontrolę nad swoim ciałem i kiedy pozwoliła, by do głosu doszły skrywane gdzieś głęboko frustracje, ale przynajmniej doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo zawodziła tym oczekiwania Anastasyi. Z każdym kolejnym treningiem oddalała się od perfekcji wymaganej przez mentorkę, a co za tym idzie - od perfekcji jej własnej interpretacji Jeziora Łabędziego. Jesteś martwym drobiem, martwym drobiem na dnie jeziora...  

Finał jej ruchów był nagły. Urwany. Gwałtowny. W pewnym momencie po prostu zastygła w bezruchu, wyobrażając sobie ogrom oklasków dobiegających z piętrzących się miejsc widowni skąpanej w blasku krystalicznych reflektorów rosyjskiego teatru. I wszyscy klaskali dla niej. Gwizdali. Śmiali się. Śmiali się dla niej. Śmiali się z niej. Delikatne ukłucie dumy po skończonym tańcu zastąpiła wzbierająca furia i obrzydzenie; nie tak miało być. Mieli ją kochać, piać z zachwytu, wspominać jej Odettę przez pokolenia, a oni... Mimo nagłego skurczu żołądka i jego treści podchodzącej jej do gardła, twarz Eden nie zmieniła się wcale. Wykrzywiona w beznamiętnym, obojętnym wyrazie względnego zmęczenia intensywnością jej ćwiczeń, doskonale skrywała tajemnicę tego, co stopniowo zachodziło w jej wnętrzu. Ekscytacja zastąpiona rozczarowaniem. Zachwyt zastąpiony goryczą. Powoli opuściła ręce i opadła na płaskie stopy, oddychając ciężko - i wtedy dopiero zdała sobie sprawę, że brawa wcale nie ucichły.

Powoli odwróciła się w kierunku ich źródła, lustrując pozbawionym wyrazu wzrokiem znajomą sylwetkę opartą o framugę drzwi prowadzących do sali, podczas gdy jej wnętrzności znów zdawały się nagle, gwałtownie skurczyć. Vidari zawsze tak pięknie dopingował ją w baletowych aspiracjach, tak samo jak i w niemalże zbyt wielu dziedzinach ich wspólnego życia, a mimo wszystko Eden wciąż nie potrafiła mu zaufać z tym spędzającym jej sen z powiek problemem. Ani jemu, ani nikomu innemu. Zamiast zrobić to teraz, w tak doskonałych okolicznościach, ona jedynie ruszyła w stronę gramofonu i odtrąciła igłę z powierzchni płyty palcami stopy schowanymi pod różem pointy.
- To twoja wina. Wiedziałam, że znowu coś zepsujesz - zarzuciła bezpardonowo, sięgając po uprzednio porzucony sweter, nie zważając na to, że jej organizm wręcz parował od gorąca wywołanego przez zaciekłość jej tańca. - Gdybyś nie patrzył, na pewno by mi wyszło... Na pewno. W ogóle dlaczego ty jeszcze nie śpisz?

Nie bez powodu skrupulatnie dobierała pory swoich treningów. Nawet mimo tego, że w oczach postronnego obserwatora jej balet byłby piękny, naprawdę piękny, wiedziała, że Vidari bez problemu rozgryzł, co tak naprawdę stało się w Gwiezdnej Sali. Wiedziała, że on wie. Wiedziała, że on rozumie. Pióra jej białego łabędzia znów, ach, znów zabarwiły się tej nocy na czarno.
Powrót do góry Go down


Vidari Sinclair
Vidari Sinclair

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 149
  Liczba postów : 146
https://www.czarodzieje.org/t15786-vidari
https://www.czarodzieje.org/t15875-vidari-sinclair#428974
https://www.czarodzieje.org/t15794-vidari-sinclair#425558
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyCzw Lis 15 2018, 23:55;

Zadziwiające jest to jak człowiek skupiony na swojej pasji nie dostrzega zmian otoczenia dookoła niego. To właśnie działo się obecnie z baletnicą, która nawet nie zauważyła, że nie jest już w pomieszczeniu sama. Jednakże ta sytuacja dała ogromną okazję gryfonowi do obserwowania dziewczyny, a to nierzadko okazywało się na miarę złota, ponieważ Eden nie należała do osób prostych. Była skomplikowana i złożona z wielu warstw - niczym cebula. Początkowo mogła się wydawać cicha i wredna, ale pod wieloma warstwami była ta, której zależało na rodzinie i własnej sztuce. Jednak określenie jaką warstwę widzisz w danym momencie wymagało nielada znajomości ślizgonki... albo szczęścia. Ewentualnie bycia specjalistą od psychiki ludzkiej - też zadziałałoby, znając życie.
Po nastąpieniu finału tańca szatyn nie przestawał klaskać dopóki Eden nie odwróciła się powoli w jego stronę. Wówczas posłał jej łagodny uśmiech, wyczuwając, że lepiej chwilowo zachować ciszę i poczekać na reakcję. Na całe szczęście, lub też jego brak - nie musiał czekać długo, gdyż już po chwili nerwy i problemy jego siostry zostały zrzucone na jego pobyt tutaj. Wbrew pozorom zdarzało się to często, więc nie został przez nią zaskoczony - ba, jedynie odszedł od framugi i zbliżył się do szatynki na kilka kroków.
- Nie jestem tu od samego początku, Ed - powiedział łagodnie, czując, że coś jest na rzeczy. Na niemalże sztuczną pewność brunetki, że gdyby tylko go nie było to wszystko by wyszło, uniósł jedynie brew i przyjrzał się jej tym spojrzeniem, które dziewczyna bardzo dobrze znała. Nie uwierzyl jej w nawet najmniejszym stopniu. - Od lat nie sypiam dobrze, między innymi z tym miał mi pomóc psycholog - odpowiedział jej wymijająco, mając cichą nadzieję, że nie będzie naciskać na odpowiedź. Jak w końcu ma się zebrać na powiedzenie jej, że przez terror Jacoba ma koszmary, których nie może się pozbyć od trzech lat. Od tego pamiętnego wieczoru... Szybko potrząsnął głową, wyczuwając niechciany temat rozmyślań. Stanowczo to nie czas na niego. - Byłaś zdzwiona tym, że nie śpię, więc od jak dawna tu trenujesz o tej porze?
Pytanie Vidariego mogłoby ujść za niewinne i czystą ciekawość, gdyby nie uważne spojrzenie, które skupiło się na brązowookiej. Wiedział doskonale, że tańczyła, gdy tylko nadarzyła jej się okazja. Prawdziwym znaczeniem pytania było jednak - od jak dawna jest w tym stanie psychicznym? Po chwili jednak westchnął cicho i skrócił kompletnie dzielącą ich odległość, przytulając ją do siebie mocno.
- Co chodzi ci po głowie, skrzacie? - zapytał z nutką żartu, starając się rozluźnić siostrę i nieco zamaskować swoją troskę. Nie dał jej jednak się od siebie odsunąć pod żadnym pozorem, cały czas trzymając ją przy sobie. - Możesz mi zaufać, Ed.
Powrót do góry Go down


Eden Sinclair
Eden Sinclair

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 67
  Liczba postów : 42
https://www.czarodzieje.org/t16775-eden-bae-sinclair
https://www.czarodzieje.org/t16779-poczta-eden#466582
https://www.czarodzieje.org/t16776-eden-bae-sinclair
Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8




Gracz




Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 EmptyPią Lis 16 2018, 00:37;

MOŻESZ MI ZAUFAĆ.


Możesz mi zaufać, szeptał Von Rothbart, sięgając po drobną dłoń nieświadomej kłamstwa Odetty. Możesz mi zaufać, zapewniał Von Rothbart, przyciągając do siebie smukłą panienkę w alabastrowej sukience. Możesz mi zaufać, przyrzekał Von Rothbart, odsłaniając bladą skórę ku blasku wyłaniającego się na nieboskłonie księżyca. Zaufałaś mi, głupia, śmiał się Von Rothbart, obserwując, jak nowa królowa trzepotała skrzydłami w desperackiej próbie zrzucenia z siebie postaci łabędzia. Tym właśnie było zaufanie. Zaczynało się słodko, piękną obietnicą, by potem odsłonić kły szaleństwa i wgryźć się prosto w nieostrożne wnętrzności. I zabierało wszystko. Zaciągało kurtynę na idealnie odegraną sztukę tego dwuosobowego teatru, pozostawiało na scenie jednego aktora terroryzowanego przez ciszę samotności. Czy Vidari był tym czarnoksiężnikiem? Na pewno nie. Ale tej nocy, zmęczona kolejnym z serii wyczerpujących treningów, Eden nie była pewna bezpieczeństwa tak wielkiej inwestycji wiary.

- Ostatnio nie mówisz za często o psychologu - zauważyła wymijająco, wszystko, byle odegnać atencję od jej baletu. Nie do końca było to jednak tylko i wyłącznie przejawem jej egoizmu. O brata martwiła się naprawdę, w każdej chwili, gdy umysł nie był zaprzątnięty obsesyjnym rozmyślaniem o Jeziorze Łabędzim lub poszukiwaniem emocji, o których opowiadała jej Anastasya, a których wciąż nie mogła z siebie wykrzesać. I póki co nie powiedziała już nic więcej. Nic o skrzacie, którym raczył ją nazwać. Nic o przytuleniu, w jakim szczelnie ją zamknął; grymas jej twarzy nie zmienił się przy tym ani trochę, chociaż jego słowa sprawiły, że znów rozszalało się wnętrze. Ach, przecież tak bardzo chciała mu powiedzieć... Wyjawić prawdę o tym, jak silnym pragnieniem jej serce pałało do Odetty, a jakim rozczarowaniem okazywała się wschodząca na jej miejsce Odile. O tym, że rosły jej skrzydła błędnego koloru i o tym, że tak naprawdę niemożność odwzorowania ideału, który miała w głowie, rozdzierała jej serce. Ale nie zdradziła o tym ani słowa. Zamiast tego powstrzymała pierwotny instynkt wtulenia się w Vidariego i po prostu stała, stała jak słup soli, z rękoma luźno przy własnym ciele. Nie licząc krótkich paznokci, które wbijały się w jej własne udo, w poszukiwaniu ujścia wewnętrznej burzy.

Z dzielącą ich różnicą wzrostu mogła co najwyżej wspiąć się na palce i oprzeć brodę na jego ramieniu, tylko tyle, aż tyle, lecz nie zrobiła nic. Cóż, w porównaniu do wysokiego jak dąb Gryfona rzeczywiście była skrzatem i w normalnych okolicznościach narobiłaby o takie określenie niezłego rabanu, ale najwyraźniej zmęczenie materiału robiło swoje. Widmo jeziora powoli odchodziło przy tym w niepamięć. Wspomnienie wykutej na pamięć muzyki zamieniało się w harmonię bezgłosu, który na dłuższy moment otulił ich w Gwiezdnej Sali; Eden musiała przyznać, że otoczenie wybranego na trening miejsca zdecydowanie pozwalało jej chociaż na moment odetchnąć od codziennego utrapienia. Gdzieś nad nimi migotały gwiazdy układające się w galaktyki, przemykały kolorowe obłoki. A wszystko to w tak wymyślnej gamie kolorów, że gdyby zamiast baletu zajmowała się malarstwem, z chęcią przystąpiłaby do mieszania barw. Ale ona była baletnicą, królową jeziora, królową łabędzi, królową...

- Kiedy przestaliśmy mówić sobie takie rzeczy? - zapytała nagle, natchniona myślą, która niespodziewanie zajęła całą jej atencję. - Kiedyś mówiłeś mi o psychologu, a ja tobie o balecie. O wszystkim. I nie mieliśmy tajemnic, Vid. Gnomie. Co się zmieniło?

Dopiero wtedy chude ręce owinęły się wokół talii Gryfona, przyciągając go do niej jeszcze bliżej, jeszcze mocniej, jeszcze bardziej, z siłą, o którą na pewno mało kto zdecydowałby się ją posądzić. Na gniew jeszcze przyjdzie czas. Tak samo na wyrzuty. I na to, by udowodnić mu, że to nie jej wina, tylko nie jej wina, że jej Odetta jest perfekcyjna. Tak jak Eden. Że Eden to Odetta. Ten nieunikniony sztorm, póki co, zawisł jednak w powietrzu gdzieś ponad galaktykami i chmurami płynącymi powyżej ich głów, czekając na swoją kolej. Później. Nie teraz. Jeszcze nie teraz.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Gwiezdna sala - Page 12 QzgSDG8








Gwiezdna sala - Page 12 Empty


PisanieGwiezdna sala - Page 12 Empty Re: Gwiezdna sala  Gwiezdna sala - Page 12 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Gwiezdna sala

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 12 z 16Strona 12 z 16 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14, 15, 16  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Gwiezdna sala - Page 12 JHTDsR7 :: 
hogwart
 :: 
Wielkie schody
 :: 
drugie pietro
-