W ten oto sposób panna Brooxter znalazła się w niecywilizowanym kraju ludzi, o których, jak uparcie twierdziła, zapomniała ewolucja. Nie dość, że zdecydowaną większość stanowili mugole, mówili dziwacznym, niedającym się zrozumieć językiem i z całą pewnością jedli wszystko co posiadało cztery łapy i ogon, w ich kraju było tak zimno, że w życiu się tego nie spodziewała. Także ubrana, tylko w cienki płaszczyk, który w Anglii na prawdę bardzo dobrze chronił przed chłodem, zmierzała szczękając zębami w kierunku domku. Płonący kominek w lochach Slytherinu znajdował się teraz w sferze marzeń i oddałaby na prawdę dużo, by móc olać wszystko i wygodnie rozłożyć się z książką na swoim ulubionym fotelu. Ale niee! Oczywiście coś ją podkusiło, by udać się w podróż na dosłowny koniec świata. Weszła do pokoju numer dwa, jak to było napisane na kluczyku i właściwie całkiem ucieszył ją fakt, iż pomieszczenie okazało się zupełnie puste. No. I to by była pierwsza i ostatnia rzecz, która mogłaby potencjalnie wprawić Alexis w dobry nastrój, gdyż jak nietrudno się domyślić nie znajdowała się teraz w pięciogwiazdkowym apartamencie z basenem i przystojnym masażystą na każde skinienie, ale w wiejskiej chałupce śmierdzącej drewnem i... kozą, co bynajmniej nie przypadło jej do gustu. Zmarszczyła nos i zrzuciła z siebie płaszcz na najdogodniej umiejscowionym łóżku. Musiała przyznać, że widok z okna był nieprzeciętny. Mimo to nie zamierzała spędzić w tym pokoju ani chwili dłużej, więc położyła na stole swój podręczny bagaż i wyszła w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego towarzystwa.