Połapanie się w sytuacji znacząco przerastało możliwości rudowłosej. Serce mówiło jedno, ciało drugie, umysł dokładał trzecie, a wszystkie aktualnie kotłowały się ze sobą w żarliwej walce i od czasu do czasu któreś uzyskiwało przewagę, aby sekundę później ją utracić. Głównie ciało, bo to na nie wywierał nieziemski wpływ półwil. Zachowania dziewczyny były naznaczone chaosem, sprzecznościami, bo w oczywisty sposób pragnęła teraz O'Malleya, a jednocześnie gdzieś w głębi duszy krzyczała, że absolutnie nie. Widziała w nim po prostu kogoś, kogo przyszpiliłaby do ściany i przylgnęła całym ciałem, kompletnie zapominając o mocnej niechęci do dotyku.
Wydawało się, że na przemian ma ochotę go całować, jak i uderzyć z pięści w nos.
Szczególnie drażniące dla Fire było przesuwanie wzroku po odkrytych ramionach. Z intensywnością, jakby się przewiercał przez jej mięśnie i kości. Górował nad Szkotką i zamykał szczelnie w wytatuowanych ramionach, co tak naprawdę peszyło Blaithin i wprawiało jej puls w rwany galop. Casey w życiu nie miał Fire na taką wyłączność, a ona niezwykle rzadko sypiała z ludźmi. Zbyt rzadko akceptowała czyjś dotyk na własnej skórze, zbyt rzadko czuła potrzebę, zbyt rzadko odnajdywała kogoś na tyle interesującego, aby nie obrzucić go pogardą oraz wrogością. Zbyt rzadko się
nie bała. Może gdyby ich znajomość podążyła bardziej zmysłowym torem, może gdyby kiedyś przekuli denerwowanie się w seksualną frustrację to wcale nie potrzebowałaby magicznego mącenia w głowie, aby się w pewnym momencie na niego rzucić.
Wyczuła, że spogląda na czarną opaskę i to wywołało jeszcze większy impuls niepewności. Blaithin czuła się najlepiej, gdy ludzie kompletnie nie zwracali uwagi na jej kalectwo. Jakby go wcale nie było, jakby patrzyła na nich parą oczu. Komentarze, złośliwe czy nie, wywoływały dyskomfort, przypominały, że jest w gruncie rzeczy niepełna oraz wybrakowana. Musiała dla niego być niczym brzydkie kaczątko, chociaż jego też los bardzo doświadczył. Tylko czy Casey przyjął to do wiadomości, że sam nie jest perfekcyjny?
-
Nic - odpowiedziała już hardo, zdecydowanie zbyt hardo, aby wybrzmiało to naturalnie. Mimo to zwalczyła emocje, zepchnęła je w głąb siebie, aby Casey nie miał szans więcej zauważyć. Ta "
iskierka" spodobała się Fire, chociaż równie dobre mogłoby być kochanie, słoneczko, skarbie, dziewczynko... Właściwie wszystko byłoby świetne. Liczyło się to, że poświęcał jej tyle uwagi.
Pozwoliła się unieść na stolik, a nawet przywrzeć do niej ciaśniej, gdy instynktownie oplotła udami biodra mężczyzny. W tym momencie to mógłby ją dowolnie w tym bunkrze obracać i ustawiać. Tak potężna była siła woli kogoś z krwią wili.
-
Casey... - mruknęła, ale zmarszczyła brwi, gdy powiedział, że nie używa uroku. Nie? Niemożliwe przecież. Blaithin nie ulegała nikomu, nawet jeśli jej się dana osoba naprawdę podobała i pragnęła spędzić z nią wyjątkowo nieprzyzwoite chwile to nie ulegała. Nie było tak z Mefisto, nie było tak z Casprem i nie było tak z Antonio. Dlatego syknęła -
Kłamiesz.Twarz O'Malleya była nieprzenikniona. Nic z niej nie potrafiła wyczytać, ale była pewna, że to znowu jakieś szalone manipulacje, to kontynuacja grania jej na emocjach. W Fire zapłonął gniew, a może raczej przestał być tłumiony i wreszcie poczuła, jak bardzo się wścieka od kilkunastu minut. Tak, że aż musiała wziąć długi, powolny wdech.
-
Tak. Ja przy Tobie jestem jakąś ostoją moralności i szacunku do drugiego człowieka. - warknęła, łapiąc za kołnierz koszuli Caseya. Zacisnęła na materiale swoje dłonie silnie, mając ochotę go poszarpać, ale uświadomiła sobie, że to za wiele nie da. Była drobna, mała, słaba. Bez różdżki. Pewnie by się tylko zaśmiał z takiej próby.
-
Cudowna zagrywka. Dobrze Ci się bawić cudzymi emocjami? - ciągnęła. O dziwo, nadal miała ochotę zbliżyć swoje usta do tych jego, ale po to, aby po intensywnym pocałunku przegryźć mu wargę i wywołać krwotok.
@Casey O'Malley