Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Herbaciarnia pani Puddifoot

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 38 z 38 Previous  1 ... 20 ... 36, 37, 38
AutorWiadomość


Rose Stuner
avatar

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Galeony : -16
  Liczba postów : 974
Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty


PisanieHerbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty Herbaciarnia pani Puddifoot  Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty11.06.10 22:58;

First topic message reminder :


Herbaciarnia pani Puddifoot

Zaraz po przekroczeniu progu wyczuwa się unoszący się w powietrzu, przyjemny aromat herbaty. Pomieszczenie jest niewielkie i bardzo przytulne, oraz ciepłe, stoliki w nim natomiast są okrągłe i małe. Herbaciarnia ta jest szczególnie ulubionym miejscem zakochanych. Pokój urządzony jest w łagodne, stonowane kolory z przewagą różu i beżu. Można tu spróbować wielu rodzaju herbat i kaw.

Dostępny asortyment::
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


William S. Fitzgerald
William S. Fitzgerald

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Galeony : 4937
  Liczba postów : 1972
https://www.czarodzieje.org/t17623-william-s-fitzgerald#494556
https://www.czarodzieje.org/t17645-ulisses#495903
https://www.czarodzieje.org/t17635-william-s-fitzgerald#495526
https://www.czarodzieje.org/t19423-william-s-fitzgerald-dziennik
Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty


PisanieHerbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty Re: Herbaciarnia pani Puddifoot  Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty25.06.22 0:27;

  Kiwnął przytakująco głową, odetchnąwszy przy tym w duchu z delikatną ulgą, że to nie żadne nowe problemy spędzały jej sen z powiek, tych w końcu dostała już całkiem solidną porcję i to byłoby naprawdę paskudne zagranie ze strony losu, gdyby spadły na nią kolejne. Uczucie ulgi niestety szybko się rozproszyło, gdy po krótkiej pauzie podjęła temat i… nie brzmiało to ani trochę lepiej czy mniej dojmująco.
  W pewnym sensie można nawet powiedzieć, że było to znacznie gorsze.
  Nie przerywał jej, nie wtrącał się – z pełną uwagą słuchał co kotłowało się obecnie w jej wnętrzu, a było tego… dużo. Oblicze miał poważne, a jego spojrzenie – którego ani na moment z niej nie spuścił – pozostawało pełne troski, kiedy kolejne słowa opuszczały usta Puchonki. Wiedział, że było źle, ale do tej chwili nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ją to wszystko sponiewierało.
  — To… już brzmi okropnie, mogę sobie jedynie wyobrażać, jak musisz się z tym czuć — odezwał się po krótkiej chwili milczenia i dłonią przejechał sobie po włosach, gdy dziewczyna sama zamilkła, westchnąwszy przy tym cicho. — Jakby to było możliwe, to wziąłbym to na siebie — dodał i bezwiednie zacisnął oraz rozluźnił pięść. Nie były to w żadnym razie czcze słowa, mówił w pełni szczerze i to było widać. Czuł frustrację na myśl, jak niewiele tak naprawdę był w stanie zrobić, żeby zdjąć choćby tylko część tego ciężaru z jej barków. Oglądanie jej w tym stanie i słuchanie co musiała aktualnie przeżywać bolało i dałby wiele, żeby mogła poczuć się lepiej.
  Lekko przechylił głowę na bok, nadal ani na moment nie spuściwszy z niej spojrzenia.
  — Powiedziałbym, że wyjęłaś mi to prosto z ust, ale… nie, nie miałem nawet zamiaru niczego podobnego mówić, bo to brzmiałoby jak puste frazesy, nic więcej. — Nieznacznie pokręcił głową, uniósłszy delikatnie kącik ust w pozbawionym wesołości uśmiechu, który szybko jednak się rozmył, kiedy podjął dalej: — Doskonale wiem, że to tak nie działa, że w życiu czasem dzieją się rzeczy, które nas zmieniają bezpowrotnie i nic nie jesteśmy w stanie na to poradzić, choćbyśmy bardzo chcieli. — Tak w końcu byłoby przecież idealnie, prawda? Gdyby wszystko, jakby nigdy nic, wróciło do normy; żadnych problemów, żadnych trudnych zmian ani nic podobnego. Sęk w tym, że to to nie żadna bajka, a prawdziwe życie, które, cóż, nie bywa idealne.
  — I hej, może nie będzie już nigdy tak jak dawniej, ale to wcale nie musi oznaczać jednocześnie, że będzie gorzej, nawet jeśli tak to teraz możesz odbierać, bo czujesz się przytłoczona i zagubiona w tym wszystkim, w czym nie ma akurat nic dziwnego, zważając na to przez co musiałaś przejść. Po prostu będzie inaczej i jedynie czas pokaże jak bardzo — kontynuował, starając się przy tym podtrzymywać z nią przez cały czas kontakt wzrokowy. Po krótkiej chwili nachylił się nieco w stronę dziewczyny i wyciągnął rękę, by następnie delikatnie, czule wręcz, ułożyć dłoń na jej policzku.
  — Ja nie mam żadnych wątpliwości, że sobie z tym poradzisz, że masz w sobie wystarczająco siły, by pokonać te przeciwności i stanąć na nogi. Pamiętaj też, że nie jesteś w tym sama. — Uśmiechnął się nieznacznie, kciukiem pogładziwszy jej skórę. — Wierzysz w to? Wierzysz mi?

@Aleksandra Krawczyk
Powrót do góry Go down


Aleksandra Krawczyk
Aleksandra Krawczyk

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Galeony : 3147
  Liczba postów : 1771
https://www.czarodzieje.org/t18582-alexandra-krawczyk
https://www.czarodzieje.org/t18589-aleksandra-krawczyk
https://www.czarodzieje.org/t18583-aleksandra-krawczyk
https://www.czarodzieje.org/t19009-aleksandra-krawczyk-dziennik#
Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty


PisanieHerbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty Re: Herbaciarnia pani Puddifoot  Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty25.06.22 13:43;

Może i nie było stricte nowych problemów, ale czy nie można było tak nazwać tego całego chaosu, w którym się znalazła? W pewnym sensie był to jednak następny problem, który nie pojawił się z dnia na dzień, a powoli, ale skutecznie rósł w siłę na przestrzeni ostatniego roku. Czuła się źle, tak źle jak jeszcze nigdy dotąd. Robiła wszystko, co było w jej mocy, kursowała w te i z powrotem, a w nagrodę oberwała rykoszetem i nie mogła się pozbierać. Bo tak właśnie się czuła - jakby była w kawałkach, które porozlatywały się po całym pokoju i trzeba ją było odnaleźć i połączyć.
Pokręciła jedynie głową na słowa Willa. Doceniała, ale nie pozwoliłaby nikomu wziąć choćby części tego, z czym się zmagała, na siebie. Do głowy jej to nie przyszło, a nawet gdyby istniała taka możliwość, w życiu by się nie zgodziła. To był jej bajzel i ona musiała sobie z nim poradzić, chociaż wiedziała, że nie będzie to wcale takie proste. Zresztą nigdy nie było. Wszystko łatwo się psuło, ale z naprawą niestety nie było tak kolorowo.
- Wiem, że w końcu będzie dobrze, wierzę w to, tylko ile to potrwa? - Nie oczekiwała odpowiedzi na to pytanie, bo też jaka ona miałaby być? Nie dało się tego przewidzieć. - I wiem, że nie jestem sama i doceniam to, że mnie tak wspierasz, ale w tej chwili mam wrażenie, że lepiej by było, gdybym faktycznie była sama - powiedziała i westchnęła przeciągle po raz nie wiadomo który. Spuściła głowę, mocniej obejmując się ramionami. - Po prostu czuję, że ciągnę to wszystko w dół, że ciągnę nas w dół. Nawet teraz, miało być super, a co z tego wyszło? Nie chcę, żeby tak to wyglądało, a nie mogę nic obiecać, bo jestem mocno rozchwiana i nie umiem tego kontrolować. Tyle rzeczy się zmieniło, cały czas się zmienia, a ja tak nie daję rady. U mnie przez ostatnie kilkanaście miesięcy wychodzą kolejne problemy, latam jak nawiedzona między szkołą a domem tym na Wyspach i tym w Polsce, u ciebie treningi dwóch drużyn i reprezentacji, a do tego po wakacjach zaczynamy ostatni rok studiów i dojdą przygotowania do egzaminów… Tak naprawdę nawet nie mamy dla siebie czasu i już nie mogę w ten sposób, bo to mnie coraz bardziej wykańcza. Tego jest za dużo, Will, zwłaszcza teraz, a ja czuję się stłamszona jak nigdy. - Kolejne słowa z coraz większym trudem przechodziły przez jej gardło, a oczy się zaszkliły. Ale taka była brutalna prawda - jej życie miłosne praktycznie nie istniało, towarzyskie zresztą też, a żeby to uległo zmianie i powróciło na właściwe tory, to najpierw ona musiała poukładać sobie ten bajzel w głowie i doprowadzić się do porządku.
- Czuję, że się przez to wszystko zamykam. Może zabrzmi to samolubnie, ale muszę teraz postawić siebie na pierwszym miejscu. Potrzebuję czasu i... przerwy - kontynuowała, coraz bardziej ściszając głos, a ostatnie słowo wyszeptała. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, jak mogłaby to zrobić? Czuła się okropnie, podle, jeszcze gorzej niż przed kilkunastoma minutami, ale po prostu nie mogła go w to mimo wszystko wciągać. Nie dałaby rady i tylko mocniej walczyłaby z samą sobą, robiąc dobrą minę do złej gry. Musiała przez to przejść sama, bo tylko ona tak naprawdę wiedziała, co w niej siedziało.
Nie potrafiła nic więcej wykrztusić. Słowa nie przychodziły. Tylko jedna łza spłynęła z jej policzka i skapnęła na dalej kurczowo zaciśnięte wokół siebie ręce. Wiedziała, że zaraz pojawi ich się więcej.

@William S. Fitzgerald
Powrót do góry Go down


Sabryna Honeyghan
Sabryna Honeyghan

Przyjezdny
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 186cm
Galeony : 210
  Liczba postów : 40
https://www.czarodzieje.org/t21633-sabryna-honeyghan
https://www.czarodzieje.org/t21706-havier-tukan-sabryny
https://www.czarodzieje.org/t21637-sabryna-honeyghan
Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty


PisanieHerbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty Re: Herbaciarnia pani Puddifoot  Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty12.09.22 10:40;

Burze w Zjednoczonych Królestwach były normalnością do której Honeyghan musiałaś się jeszcze przyzwyczaić. Ciężko było zmrużyć oczy, kiedy gdzieś na horyzoncie majaczyły się jaśniejące na nieboskłonie żyłki, które swym trzaskiem potrafiły zbudzić cię ze swojego i tak już lekkiego snu. Noce były męczące, ty jeszcze nie przyzwyczajona, a gdzieś tam na świecie było ciepło i super pogoda. Miło wspominasz Tecqualę, ale zdałaś sobie sprawę, że musisz w końcu przystosować się do tego miejsca, a siedzenie w zamku nie było w twojej naturze. Nawet jeśli był to dla ciebie na ten moment obcy zamek. Ciepłe mżawki nie zachęcały też do tego, aby pływać w jeziorze dla zobaczenia czy faktycznie znajduje się gdzieś ta wielka kałamarnica i plemię syren i trytonów. Nie wiedziałaś co ze sobą jeszcze zrobić - po prostu, brak przyzwyczajenia do otaczającej Cię nowej rzeczywistości. Krótkie posłanie tukana z listem na zwiady w poszukiwaniu Mirty miało okazać się skuteczne - Havier w końcu ją odnalazł i w jej ręce wpadła twoja wiadomość o tym, że potrzebujesz się z nią spotkać, bo nie chciałaś kłopotać Diego, który tak samo jak ty był w końcu nauczycielem i nie chciałaś mu przeszkadzać w przyzwyczajaniu do tej samej, nowej rzeczywistości. Chociaż mogło Ci się wydawać, że jemu było łatwiej, ale nie zapytałaś go w końcu. A Mirta? Mogła mieć więcej czasu, bo w końcu ileż można było siedzieć w bibliotece i gapić się w książki i czekać na to, aż przyjdzie jakiś uczeń i będzie chciał wysępić książkę o... o czymkolwiek tam chciał. Było to po prostu prostsze. Wysłałaś tukana, dałaś jej miejsce z krótką mapką, bo po Hogsmeade już po tygodniu wiesz jak się poruszać i dałaś szansę tej uroczej herbaciarni w kolorze, który chyba bardziej ona polubi niż ty. Ale to nic, ważne, że serwują tam jakąś dobrą herbatę i kawę.
Kiedy przyszłaś, praktycznie nie było nikogo. Tylko jakaś samotna parka siedząca gdzieś w ustronniejszym miejscu i patrząca na siebie jak w lustra. Jedno, krótkie podniesienie brwi do góry to jedyna rzecz, którą potrafiłaś od siebie dać na ten widok. Chociaż oni i tak na to nie zareagują, więc była to jedynie jej własna reakcja na to. Miłość była czasem głupia i potrafiła sprawić, że takie gesty wyglądały faktycznie głupio dla ciebie samej. Zacisnęłaś usta w wąską kreskę, aby zaraz po prostu wydmuchać powietrze z płuc i zdjąć z głowy kaptur, bo też nie potrzebowałaś ubierać się jakoś wybitnie wyjściowo. Wystarczyło, że było wygodnie i chroniło Cię od mżawki. Trzeba było poczekać, więc wzięłaś sobie na przeczekanie jakieś cytrusowe ciasteczka czy jak to tam kelnerka to nazywała. Ich smak nie był nawet mdlisty. Pełen smak, ciekawa kompozycja smakowa, nawet nie zorientowałaś się, kiedy talerzyk był już przez ciebie opróżniony. Czy to była oznaka stresu, Honeyghan? A może po prostu nie wiesz czy przyjdzie. W sumie to pieprzyć to, zawsze możesz po prostu trzymać ręce wciśnięte pod uda i czekać aż przyjdzie królowa książek.
Przybyła. W pewnym momencie przybyła, a ty nawet nie wiesz ile czasu już upłynęło. Nie liczyłaś, nie patrzyłaś na zegar ścienny, po prostu czekałaś. Wraz z jej wejściem jakoś na twojej twarzy wymalował się ten zawsze serdeczny uśmiech. Ona, uczniowie i nauczyciele z Tecquali potrafili wywołać w tobie tę reakcję, bo faktycznie czułaś, że byli kawałkiem dawnej ziemi na której jeszcze dwa miesiące temu równo stąpałaś. Przypominali Ci o przyjemnym i gorącym Meksyku. Albo o tym, że możesz otworzyć swoją buźkę, bo właśnie jedna z tych osób siedziała przed tobą.
Sorki, że nie ma tutaj ani dobrej yerby ani wangyu. Tak naprawdę to nie wiem co tutaj takiego zagranicznego możesz znaleźć, więc... po prostu wybierz sobie cokolwiek co chcesz. Zawsze możemy też wziąć te ciastka cytrusowe. Są cholernie uzależniające. — Nawet zapomniałaś się przywitać, bo w sumie już to zrobiłaś w liście. Uśmiech od ucha do ucha zdradzał tylko to, że coś było nie tak, ale jakoś nie chciałaś się z tym dzielić. Chociaż Mirta zdecydowanie potrafiłaby to zauważyć. W końcu trochę się już znacie, pracowałyście razem w Tecquali i zawsze spędzałyście przyjemnie ze sobą czas. Była w sumie jedną z tych dobrych kumpel, która potrafiłaby nawet obronić Cię podczas kobiecego wieczoru bez użycia różdżki. Tylko trzeba było zdjąć przedtem kolczyki. Ale tak... Nawet potrafiłabyś wskoczyć za nią w ogień. Zassałaś wargi, aby zaraz dodać do poprzednich słów. — Jak w ogóle czujesz się po przyjeździe? Nie męczy Cię nic? Jak bóle pleców, doskwierają? — Wszystko byleby nie stresować się, ale tworzyło to tylko odwrotny skutek.

Powrót do góry Go down


Mirta I. Lucero-Fernández
Mirta I. Lucero-Fernández

Przyjezdny
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 224 cm
C. szczególne : proteza lewego przedramienia, wysoka, zbudowana
Galeony : 155
  Liczba postów : 81
https://www.czarodzieje.org/t21629-miguela-isadora-lucero-fernandez#705216
https://www.czarodzieje.org/t21656-tukan-diego#706034
https://www.czarodzieje.org/t21641-miguela-isadora-lucero-fernandez#705330
Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 QzgSDG8




Gracz




Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty


PisanieHerbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty Re: Herbaciarnia pani Puddifoot  Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty17.09.22 16:55;

Szła przed siebie, zdecydowanie - wiadomość ze strony Sabryny była miłą odmianą wobec ciągłego zajmowania biblioteki swoimi próbami wpojenia perfekcjonizmu, na który ten starała się zapracować. Początki w zamku nie były dla Mirty zbyt łatwe i łaskawe, a prędzej stanowiły mieszankę najróżniejszych podejść. Z jednej strony cieszyła się możliwością zapoznania z inną kulturą, inną pogodą i innym powietrzem, które motywowało ją wraz z tą zmianą do działania, z drugiej strony żałowała, iż Tecquala uległa takiemu zniszczeniu. W końcu to był jej dom, może nie do końca nawet i taki prawdziwy, ale mimo wszystko dzierżyła w sercu właśnie to miejsce. Skąpane w promieniach słońca budynki dawnych kultur i genów powiązanych z nimi jednocześnie, jak i wspomnienia uczniów, z którymi nie będzie jej dane się spotkać, o ile ci nie trafili w dokładnie to samo miejsce, były w jej ramionach czymś szczególnym.
Bo, jakby nie było, to właśnie stało się najważniejszą wartością w jej życiu. O ile wcześniej oddawała się w pełni przestrzeganiu prawa i pełnienia obowiązków, o tyle teraz miała zdecydowanie więcej czasu zarówno dla siebie, jak i dla bliskich. Nie odcinała się od rodziny, wiedząc, iż nie ma już zagrożenia, które by na nią czekało; nie uciekała w wir obowiązków papierologicznych i raportowych; nie uciekała od spotkań ze znajomymi, a zamiast tego lgnęła do tego wszystkiego. I chociaż kosztowało ją to wiele wysiłku, ta sytuacja pokazała jej, jak tak naprawdę wyglądało jej życie przed kluczowymi zdarzeniami.
Oczywiście, zanim opuściła szkołę - jeszcze mieszkania nie znalazła, jak na złość ludzką - postanowiła zmienić swoje ubrania na bardziej wyjściowe. Te, co zazwyczaj nosiła, były dostosowane do uczniów i ogólnej otoczki placówki edukacyjnej. Nic dziwnego, że zarzuciła na siebie letnią sukienkę, luźną, ze wzorem w średnie kwiaty, opadającą swobodnie na ręce, gdzie ramiona posiadały odpowiednie wycięcie wraz z plecami. Za obcasami nie przepadała, w związku z czym wybrała - jak zawsze - płaski obcas, aby móc uraczyć się większą kontrolą nad własnymi krokami. Kreacja miała jasne, przyjemne dla oka kolory uderzające w beż; może i było deszczowo, ale sama Isa nie zamierzała rezygnować z tego, do czego przywykła w Meksyku.
Nawet jeżeli mżawka zawitała do Londynu i była gotowa wybić jej z głowy tego typu kreacje; nie minęło dużo czasu. Zawitawszy w progach specyficznej, różowej herbaciarni, poczuła zapach najróżniejszych mieszanek. Minusem było to, iż pomieszczenie było niewielkie, więc musiała się schylić, żeby wejść. Stoliki także, dlatego chodziła tak ostrożnie, aby niczego nie zepsuć. Ani nie trafić niepotrzebnie na jakieś dodatkowe problemy, dostrzegając też znajdującą się przy jednym ze stolików Sabrynę.
- ¡Hola! Ziemia do Sabryny, ziemia do Sabryny... - usiadła na tyle z rozwagą widoczną w kolejnych krokach, aby przypadkiem nie musieć naprawiać zaklęciami krzesła, uśmiechając się serdecznie w kierunku kumpeli. Zdjęła niewielką torebkę, położyła ją na swoich kolanach i podparła przedramieniem o stolik. - Doprawdy, nic się nie dzieje. Zresztą, jesteśmy gośćmi en este país, nie oczekuję, że cokolwiek tutaj będzie specyficzne dla Meksyku. - odpowiedziawszy, następnie dodała. - I też, gdybyśmy miały pić to samo, co u nas, byłoby zwyczajnie aburrido. - miała w tym trochę racji. Mogli się zamykać w tym, żeby na każdym kroku mieć coś ze swojego kraju, ale prędzej tę zmianę otoczenia traktowała jako wycieczkę zapoznawczą. - Hm? Dorzucają do nich jakiś ziółek? - żart poszedł w obieg, a ona chwyciła za kartę, byleby dowiedzieć się, co tutaj serwują. Widziała jednak pewne wątpliwości, jakoby coś skrytego, a raczej słyszała; słyszała coś skrytego za słowami kobiety. Na razie nie wiedziała, czy się do tego odwoływać, czy na razie przymknąć na to oko, ale postanowiła przeczekać, przynajmniej do czasu.
I przeglądała pobieżnie wszelkie możliwe propozycje, będąc w sumie chętną do zamówienia paru herbat i kaw. Mimo wszystko i wbrew wszystkiemu wolała tak bardzo nie eksperymentować, w związku z czym postawiła przede wszystkim na cytrynowy raj, przynajmniej na razie; dopóki nie usłyszała pytania ze strony Honeyghan.
- Powiem tak: początkowo było ciężko, ale potem, z drobną pomocą eliksirów, udało mi się dostosować. Nadal jest tutaj dziwnie, nieco... más difícil, jakby coś w powietrzu było takiego nietypowego, no ale na to raczej już nic nie poradzę. - uśmiechnąwszy się, nie bez powodu, kiedy podeszła do nich miła pani, zdecydowała się wziąć cytrusowe ciasteczka i herbatę o równie podobnym akcencie. - Co do bólu pleców, to zawsze mi towarzyszy i wraz ze zmianą klimatu trochę zyskał na sile - westchnąwszy, nie mogła na to nic zaradzić - ale taka już moja natura. - nie miała na to wpływu. Raz, że dźwigała zdecydowanie za wiele, dwa: wypadek dawał o sobie znać. Ta niebezpieczna mieszanka przeszkadzała jej w codziennym funkcjonowaniu. Widziała jednocześnie narastający stres, bo wtedy, gdy podchodziła luźno, tak nauczycielka ONMS zdawała się dzierżyć na swoich barkach coś więcej. - ¿Está todo bien, Sabryna? Wyglądasz na zestresowaną. - postawiwszy sprawę jasno, zerknęła uważnie na jej twarz, chcąc wyłapać jakąś oznakę, która pozwoliłaby ją nakierować na odpowiedź. Może to wina tych zmian? Albo stało się coś więcej, o czym sama Mirta nie wiedziała?

Powrót do góry Go down


Sponsored content

Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 QzgSDG8








Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty


PisanieHerbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty Re: Herbaciarnia pani Puddifoot  Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Herbaciarnia pani Puddifoot

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 38 z 38Strona 38 z 38 Previous  1 ... 20 ... 36, 37, 38

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Herbaciarnia pani Puddifoot - Page 38 JHTDsR7 :: 
hogsmeade
-