Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Knajpka "Kociołek amortencji"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 1 z 9 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
AutorWiadomość


Clement Appius Wellington
Clement Appius Wellington

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
Galeony : 983
  Liczba postów : 318
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5538-clement-appius-wellington
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5548-puchacz-clementa?highlight=puchacz
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7851-clement-a-wellington
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyWto Lis 26 2013, 19:36;


Knajpka "Kociolek amortencji"


Przytulne miejsce, w sam raz na przekąszenie czegoś w biegu albo spędzenie kilku miłych chwil nad "Prorokiem Codziennym" z filiżanką aromatycznej herbaty w dłoni.

Powrót do góry Go down


Antoine Bonnet
Antoine Bonnet

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Martwy.
Galeony : 64
  Liczba postów : 346
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6838-antoine-bonnet
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6846-antek-bonnet-skrzynka
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7836-antoine-bonnet#221361
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyCzw Gru 26 2013, 16:10;

Siostra. - „Antoine.. Długo zastanawialiśmy się z matką, jak Ci to powiedzieć.. Otóż. Masz siostrę…” - Chłopak długo patrzył na pergamin, z zapisanymi słowami. Jak on mógł mieć siostrę?! - „Zanim cokolwiek pomyślisz, wiedz że mama nie jest w ciąży..” - Mama.. Mama nie żyje, jak mogła być w ciąży? Prędzej Jena, ale nie. Ona nie była jego matką. Nie bardzo rozumiał, co ten stary miał na myśli. Dziwny człowiek .Zawsze musiał tak pokrętnie się wyrażać.. – „Postanowiliśmy po prostu adoptować dziecko..” – Adoptować. No wspaniale. Wspaniale. Widać mnie spisali już na straty. Cudownie, z jednym sobie nie poradził , to bierze następne, żeby sobie to odbić. – myślał. Ze złością schował kartkę, po czym poprosił o kawę. Zerknął jeszcze na zegar, znajdujący się w środku. Trzecia za dziesięć. Zatem dwadzieścia minut spóźniona. Ech.. Trzeba przyznać, coś w sobie miała z Bonneta, nawet jeśli nie była spokrewniona z resztą rodziny.
Kawa nadciągnęła do jego stolika. Wspaniałe espresso. Tak, tego teraz potrzebował. W sumie, nie bardzo wiedział, czy to dobry pomysł, bo jego ciśnienie 200/200 nie wróżyło niczego dobrego. Cóż. Masakra. Masakra. Ech.. A niech tylko spotka ojca. Już on sobie z nim pogada. Skończy się. Co on sobie myślał?! Ciekawe co na to wszystko powiedziałaby mama?! Nie dość, że chuj się żeni z inną kobietą, to jeszcze sobie dziecko adoptuje. Niektórym naprawdę odbija na starość. Ech..
Kolejne osoby wchodziły i wychodziły z przybytku. W każdym nowoprzybyłym Ant doszukiwał się swojej nowej siostry, którą miał dzisiaj poznać i zawieźć do Hogwartu. Tak właśnie pan Pierre Bonnet kochał swoje dzieci. Środek przerwy świątecznej, a on je do szkoły wysyła. Wzorowy, kochający ojciec..
- "Spokojnie, pozna Cię. Widziała twoje zdjęcia, dodatkowo jedno wzięła ze sobą, żeby móc Cię bez trudu rozpoznać." – Wspaniale, więc jeszcze bez zgody młodego Bonneta, jego ojciec rozdawał sobie w najlepsze obcym ludziom jego fotografie. Żyć nie umierać.
Powrót do góry Go down


Mackenzie Bonnet
Mackenzie Bonnet

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : IV
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 37
  Liczba postów : 41
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7073-mackenzie-bonnet#201801
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7077-bonnetowa-sowka#201884
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyCzw Gru 26 2013, 17:09;

Mała Mack wędrowała sobie najpierw po centrach handlowych, po kawiarenkach. To uzupełniała swoją niedopełnioną walizkę to jadła pączka, popijała shakem czy jeszcze czymś innym. Nie miała najmniejszego zamiaru przychodzić na czas. Zresztą nie była nawet pewna czy owy ogier z którym ma się spotkać tam w ogóle będzie. W końcu weszła do tej nieszczęsnej knajpki z walizkami i się rozejrzała. Tu jakaś dziwna para - całują się.. obściskują publicznie. Aż zebrało się małej, bladej brunetce na wymioty. Dalej.. Jakaś staruszka prawdopodobnie z córką. Tłumaczą coś sobie? A co ją to w ogóle obchodzi. W końcu w zasięgu jej wzroku zjawił się Antoine. Uśmiechnęła się do siebie i podeszła do jego stolika, trzymając w ręce jego zdjęcie. Dziewczę miało na sobie nieco prześwitujące legginsy z czarnymi nietoperzami, za długą, czarną koszulkę, która sięgała ud. Koszulka ta miała jeszcze słodki, biały kołnierzyk. Na nogach miała balerinki, zwyczajne.
Długowłosa brunetka patrzyła na Antoine przez chwilę. Wyglądał tak samo jak na zdjęciach, może trochę starszy. Położyła torbę obok stolika i nadal stojąc się przedstawiła.
- Cześć. Nazywam się Mackenzie. - patrzyła na niego całkiem niewinnie, a na jej policzkach widniały małe rumieńce - jak zawsze zresztą. Mack powoli usiadła i oparła się o krzesło, patrząc na list. - Zapewne już wiesz, że jestem Twoją adoptowaną siostrą, że masz mnie zawieźć do Hogwartu etc. Normalnie, żeby w środku przerwy świątecznej wysyłać mnie do szkoły.. ech. - skrzywiła się na same wspomnienie i założyła nogę na nogę. Bezczelna? A i owszem. Nie zależało jej zbytnio na zrobieniu dobrego wrażenia. Ważne, że się znają. To już coś.
Powrót do góry Go down


Antoine Bonnet
Antoine Bonnet

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Martwy.
Galeony : 64
  Liczba postów : 346
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6838-antoine-bonnet
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6846-antek-bonnet-skrzynka
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7836-antoine-bonnet#221361
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyCzw Gru 26 2013, 20:00;

Spokojnie pił swoją kawę, kiedy nagle jakaś mała dziewczynka podeszła do niego z bagażami. Całkiem ładna. Kolejna rzecz, która łączyła ją z Bonnetami. Otóż, to dlatego, że generalnie o członkach tej rodziny można było powiedzieć wiele, ale jednego im zarzucić nie można, mianowicie uroku osobistego. Oczywiście nie podobali się wszystkim, zależnie od gustu, ale ogólne wrażenie było raczej bardzo dobre. Na przykład starszy Bonnet był ogólnie uważany za przystojnego i zadbanego, jak na swój wiek. Podobnie z jego matką – w młodości, a także już nosząc to sławne nazwisko, miała kilku adoratorów. Cóż, Antkowi też niewiele można było w tej kwestii zarzucić, przynajmniej tak sądził. No i chyba prawidłowo.
- Cześć. – uśmiechnął się do niej ciepło. Nie była taka zła. Chyba. Znaczy tak wyglądała. Jak? Niewinnie? Może w końcu będzie miał normalne rodzeństwo. Co prawda Sam też był w miarę okej, ale tego nie mógł przyznać głośno. I z resztą nigdy tego nie zrobi. Ale naprawdę, całkiem fajny chłopak. W innych okolicznościach zapewne by się zaprzyjaźnili, a przynajmniej zakumplowali. No, ale że sytuacja międzynarodowa była taka, a nie inna..
- Tak wiem, wiem. Ale najpierw. Siadaj. – zarządził, wskazując na wolne miejsce przy stoliku. Wrócił do swojego Espresso. Jak widać dziewczynka niespiesznie, ale spełniła jego prośbę. – Napijesz się czegoś? A może masz ochotę na ciastko? – zapytał, znad swojej filiżanki. Kiedy już usiadła, po czym założyła tą nogę, Bonnet nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Charakterna dziewuszka. I dobrze. Swoją drogą to ciekawe, że w tej całej zasranej familii wszyscy tacy byli. Mieli temperament. Tylko mama go nie miała, może dlatego tak skończyła..?
- A co do samego pomysłu, to też uważam to za głupotę, nie przejmuj się. Jest nas dwoje. No, ale przywyknij. Pierre… to znaczy, tata często tak robi. Nie rozumiem dlaczego. Cóż.. Widocznie uznał, że wystarczająco zintegrowałaś się z resztą rodziny i teraz pora na mnie. – uśmiechnął się ironicznie. Trzeba było jakoś kontynuować rozmowę, ale przede wszystkim chciał ją poznać. Dowiedzieć się, jak to się stało i w ogóle. – Wybacz pytanie. Od dawna jesteśmy rodzeństwem? Pytam, bo list doszedł do mnie wczoraj, a adresowany był tego samego dnia. Stąd sama rozumiesz.. – Czy on się tłumaczył właśnie jedenastolatce? Nie. Oj nie. NIE. NIE. To on miał ją sobie wychować, a tymczasem, wychodziło na to, że to ona zrobiła to podświadomie. No, ale mieli czas..
Powrót do góry Go down


Mackenzie Bonnet
Mackenzie Bonnet

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : IV
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 37
  Liczba postów : 41
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7073-mackenzie-bonnet#201801
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7077-bonnetowa-sowka#201884
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyCzw Gru 26 2013, 20:23;

Czternastolatka zachowywała się nienagannie, jak na dziewczynkę przystało. Była dobrze wychowana i kulturalna. Poczekała grzecznie, aż jej kochany braciszek się do niej odezwie, bo co, ma być upierdliwa? Co to to nie. W końcu jednak się odezwał. Polubiła jego głos. Był przyjemny i ją nieco uspokajał. Czy się napije? Zje ciasto? W zasadzie, to w drodze nie jadła zbyt wiele. Czasem się zatrzymała na jakiegoś pączka czy cokolwiek, w końcu taka pora roku. Najważniejsze by zjeść coś ciepłego. Chociaż ona była bardziej osobą, której wiecznie było gorąco. Dlatego też jej płaszczyk był przewieszony przez jedną z walizek.
- Um, bardzo chętnie. Cappucino. - zarządziła, po czym uśmiechnęła się. Wyczuwała od niego coś w stylu... agresywnego traktowania kobiet. Nie, nic w stylu bicia, chociaż może.. Taki miała nawyk. Często w domu dziecka były sytuacje, w których widziała wiele rzeczy - gwałty, bójki. Dlatego też jej węch zarejestrował tego typu. A to było dosyć nietypowe. Mack piesek, kpina jakaś.
- Do taty już się przyzwyczaiłam.. Tylko ta macocha... przynajmniej będę z dala od tego babska. - burknęła krzywiąc się jeszcze bardziej, następnie wywróciła oczami i usiadła normalnie, lekko się pochylając nad stolikiem. Wiedziała o nim, on o niej nie. Czasem gnębienie go będzie dosyć przyjemne.. przynajmniej ona tak sądzi. Poprawiła swoje włosy i znów rozejrzała się po kawiarence, marszcząc czoło na widok miziającej się parki. - A ci domu nie mają czy jak? Żeby tak publicznie.. - westchnęła ciężko. Powracając jednak do jego pytania.. - Jesteśmy rodzeństwem od roku. Pierre adoptował mnie całkiem przypadkiem... w zasadzie to nawet nie wiem czy to było z litości. Gdy byłam w domu dziecka, traktowali nas surowo. Sami wychowawcy mieli mnie dość, przez moje dziwne psikusy i gardzenie innymi. Bywały momenty kiedy przeze mnie małżeństwa się rozpadały.. to były czasy.. - spojrzała w okno i uśmiechnęła się pod nosem, po czym znów na niego spojrzała. - Opiekunowie postanowili mnie oddać pod opiekę jakiemuś psycholowi, który zabił żonę i dziecko, niestety nie było dowodów na to, że to był on. Szarpałam się kiedy mnie oddawali, krzyczałam, że ich zabije jak od niego zwieję.. a potem coś się stało.. i mężczyzna padł na ziemię.. chyba miał zawał. Dopiero później Pierre się zgłosił na mojego opiekuna. - opowiedziała mu wszystko ze szczegółami. Niech wie jaka ona jest na prawdę.. w końcu są rodzeństwem.
Powrót do góry Go down


Antoine Bonnet
Antoine Bonnet

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Martwy.
Galeony : 64
  Liczba postów : 346
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6838-antoine-bonnet
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6846-antek-bonnet-skrzynka
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7836-antoine-bonnet#221361
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyPią Gru 27 2013, 10:28;

Cappucino? Dziecko, Ty nie za młoda jesteś na kawę? – zapytał, jednak sugestywne spojrzenie dziewczynki przekonało go, że jej wiek jest w sam raz. W sumie, to nie prosiła o podwójne Espresso, czy inne tego typu napoje, więc. Chyba mógł to dla niej zrobić. Wezwał kelnerkę, a kiedy podeszła do stolika zrealizowali zamówienie – jedno Cappucino i biała dla państwa Bonnet, jakkolwiek to brzmi.
- Właściwie, ile masz lat? Jedenaście, dwanaście? – spytał, przyglądając się swojej rozmówczyni. No góra trzynaście, choć to i tak wysoka granica. Zasadniczo, to postawiłby wszystko na te wspomniane jedenaście wiosen. Może nawet mniej Cóż, nie zastanawiał się nad tym, w końcu zaraz i tak miała potwierdzić jego przypuszczenia, bądź też wyprowadzić z błędu.
Kiedy zaczęła mówić o ojcu, a także ich wspólnej macosze, bez udawanej ciekawości, słuchał dziewczyny. Coś mógłby w tej sprawie powiedzieć. Nawet duże „coś”. I mógłby o niej mówić godzinami, jednak to tatuś jest tym, którego nienawidził najbardziej z całej rodziny. A ta biedna kobieta.. No właśnie, biedna. Bogu ducha winna kobieta, która musiała cierpieć tylko dlatego, że pan Pierre Bonnet Junior miał takiego, a nie innego syna. Smuteczek. Chociaż nie. Wina leży równo po w niej zakochał, znaczy ze ona go rozkochała w sobie. – To babsko ma na imię Jena. I jest całkiem w porządku, musisz tylko dać jej szansę. – Powiedział z uśmiechem. Ale moment. Te słowa wypłynęły z jego ust?! Kto jak kto, aele on jest chyba ostatnim człowiekiem na ziemi, a przynajmniej w tej rodzinie, który mógłby powiedzieć coś takiego. A mimo to powiedział. Czemu? Bo czemu ma się dziecko męczyć z nimi wszystkimi, tak jak i on? Zwłaszcza, że ona będzie musiała wracać do nich na święta, wakacje, ferie zimowe i tak dalej.
Kiedy Mackenzie (matko, ale dziwne imię. To straszne, że w tej rodzinie odchodziło się od typowo francuskich imion ;cc) dzieliła się ze swoim bratem uwagą na temat wszystkich obściskujących się par, on akurat zajęty był kelnerką. Bardzo ładną z resztą. Kiedy przyniosła kawy, uśmiechnął się ciepło, po czym odprowadził wzrokiem. – Dziwka. – pomyślał. – Flirtuje z każdym napotkanym klientem, czy coś? Pokazać kobiecie, że jest się nią zainteresowanym i zaraz robi takie rzeczy.. Ech.. – odpłynął w sferę własnych rozmyślań, popijając swoją kawę, kiedy drastycznie wrócił na ziemię. Dlaczego?
- OD ROKU?! – powiedział, wciąż nie mogąc przestać kaszleć, bowiem zakrztusił się napojem. Są kurwa rodzeństwem od roku. Od roku familia Bonnetów jest powiększona o jednego członka i nikt nie raczył mu powiedzieć? Niech on tylko spotka się z ojcem..
W każdym razie, słuchał uwagą historii dziewczyny. Widać trochę przeszła. To dobrze. Znaczy dobrze i niedobrze. Niedobrze, że przeszła, dobrze że dzięki temu jest wrażliwsza na pewne rzeczy. – Tata. Ojciec. Rodziciel. Głowa rodziny, nazywaj go jak chcesz, ale nie po imieniu. On bardzo tego nie lubi.. – powiedział, na powrót wracając do swojej kawy.
Powrót do góry Go down


Mackenzie Bonnet
Mackenzie Bonnet

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : IV
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 37
  Liczba postów : 41
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7073-mackenzie-bonnet#201801
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7077-bonnetowa-sowka#201884
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyPią Gru 27 2013, 11:02;

- Za to dziecko powinnam Ci odciąć rękę. - spojrzała na niego. Kiedy składał zamówienie, Mackenzie przyjrzała się dokładnie kelnerce. Parsknęła cicho, coś burknęła pod nosem po czym spojrzała ponownie w okno, nieco zamyślona. Kiedy jednak zapytał ją o jej prawdziwy wiek, brunetka uśmiechnęła się nieco triumfalnie, jakby była zachwycona tym, że go tak zaskakuje.
- Czternaście.- rozwiała wątpliwości. Tak, doskonale wiedziała o tym jak wygląda. " Przecież to jeszcze dziecko!" - dosłownie żyłki jej pękały, gdy słyszała takie słowa, słowa, które ktoś kierował w jej stronę. Chociaż były plusy. Bo nikt nie mógł jej nic zrobić, po przecież była "tylko dzieckiem". Kiedy jednak próbowali, to bardzo się zawodzili.
Na samo imię macochy, aż włosy na karku dziewczyny się zjeżyły. Doskonale wiem, jak się nazywa ten stek.. - pomyślała, po czym tylko się uśmiechnęła, jakby nigdy nic. - Jasne, Jena.- nawet nie skomentowała reszty jego słów.
Niezbyt zajęta opowiadaniem o miziającej się parce, zwróciła uwagę na Antoine, który postanowił poflircić sobie z kelnerką. Serio? Przy siostrze? Zirytowana nastolatka zacisnę zęby ze złości, po czym dyskretnie i lekko kopnęła go w piszczel. - Musisz się ślinić na widok kelnerki? Ma cycki większe od głowy i brzydką twarz. Do tego jest karłem i ma szkła kontaktowe. W okularach wyglądałaby lepiej. - podkreśliła oburzona, po czym zabrała się za swoje Cappucino.
- Tak, od roku. I wiem, że tata tego nie lubi. Już mi to wyjaśnił, jak jeszcze byłam w domu.-uśmiechnęła się lekko.
Powrót do góry Go down


Antoine Bonnet
Antoine Bonnet

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Martwy.
Galeony : 64
  Liczba postów : 346
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6838-antoine-bonnet
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6846-antek-bonnet-skrzynka
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7836-antoine-bonnet#221361
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyPią Gru 27 2013, 22:16;

Mocne słowa jak na taką małą i słodką dziewczynkę. – powiedział z szyderczym uśmiechem. No co? Będzie mu grozić jakaś dziewczynka, którą pierwszy raz na oczy widział? HAHAHAHAHAHAHAHAH! No, słabo, słabo, słabo. Nie ma co. Nawet bardzo słabo. Myśli sobie, że co? Że jest jego siostrą od jakiegoś.. roku kurwa. Wspaniały ojciec. W każdym razie. Myśli sobie, że jest jego siostrą od roku kurwa, to zaraz wszystko jej wolno? Haha! No słabo! Bardzo, bardzo, ale to bardzo słabo. Poza tym, to on tu jest bardziej doświadczyn czarodziejem, więc nawet gdyby ten mały ledwo odrośnięty od ziemi człowieczek chciałby mu coś zrobić, spokojnie. Zaklęcie petryfikujące było mu doskonale znane.
- Czternaście? – zapytał, nieco zdziwiony, z resztą nie ukrywając tego. – Serio? Wiesz, że nie wyglądasz? -  mówił prawdę. Nigdy, powtarzam nigdy w życiu nie dałby jej czternastu lat. Ale to chyba dobrze. W końcu lepiej wyglądać młodziej niż starzej prawda? Przynajmniej w wieku tych trzydziestu lat będzie wyglądać na osiemnaście, czy coś. Dobra, nie łudźmy się. Nie będzie. Maks na dwadzieścia.
Kelnerka odeszła w najlepsze, ale fakt wymiany spojrzeń między nią a Ślizgonem nie uszedł uwadze rozmówczyni, której chyba niezbyt spodobało się zachowanie przyrodniego brata. – Nie przesadzaj. Nie jest taka zła. Problem w tym, że jest dziwką. I totalnie się nie szanuje. – rzekł chłodno, przenosząc wzrok na Mack. Pozwolił tym słowom wybrzmieć, po czym wrócił do swojej kawy. – Czlowiek raz się do niej uśmiechnie, a ona już sobie nie wiadomo co myśli. Nienawidzę takich ludzi. I spokojnie. To nie mój typ. Ja wolę.. – woli? Małe, ładne, czerwonowłose Gryfonki.. No, ale o tym jej nie powie. Bo też i po co? Co za dużo to nie zdrowo. Dopiero się poznali. – W sumie, nie wiem, jakie wolę. Ale na pewno muszą się szanować.
Powrót do góry Go down


Mackenzie Bonnet
Mackenzie Bonnet

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : IV
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 37
  Liczba postów : 41
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7073-mackenzie-bonnet#201801
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7077-bonnetowa-sowka#201884
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyPią Gru 27 2013, 23:54;

A będzie. W końcu to on nie wiedział o jej istnieniu, więc praktycznie jest w tyle. A to, że jest od niej straszy to miała nieco gdzieś. Na pewno nie mógł jej rozkazywać, co to to nie. Mackenzie ma swój honor i ma swoją dumę, nie pozwoli jakiemuś lalusiowi tego zniszczyć. Tym bardziej, że ten sam laluś porzucił rodzinę, a ona ją przejęła, ot co.
- A wiesz ile osób mi to mówi?.. W każdym razie pozory mylą. - odpowiedziała patrząc w filiżankę ciepłego cappucino, mieszając w nim łyżeczką. Na słowa brata, o tym, że kelnereczka nie jest taka zła, Mack parsknęła cicho, po czym chichocząc odgarnęła włosy do tyłu. Faktycznie, może była dziwką.. do tego karłowatą z zaczerwienionymi oczami przez soczewki. Zapewne nosiła je pierwszy raz. Ach te dziewczyny, zrobią wszystko by się przypodobać każdemu facetowi na świecie. Podążają za modą, robią sobie dzikie make-upy i powiększają cycki, a jakże inaczej. Brunetka zmrużyła tylko oczy, po czym założyła kujonki, które dotąd trzymała w kieszeni.
- Mi pasuje i z okularami i bez.- burknęła. - A Ty? - bez czekania na odpowiedź, ubrała mu okulary, które jeszcze przed chwilą były osadzone na jej nosie. - Wyglądasz ślicznie.- a tak zrobiła sobie zdjęcie, aparatem znikąd, po czym mu je dała. - Wiesz, głupia nie jestem. Zawahałeś się podczas mówienia o Twoim typie, więc jakaś jest. Daj jej to zdjęcie.- powiedziała ze słodkim uśmiechem.
Powrót do góry Go down


Antoine Bonnet
Antoine Bonnet

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Martwy.
Galeony : 64
  Liczba postów : 346
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6838-antoine-bonnet
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6846-antek-bonnet-skrzynka
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7836-antoine-bonnet#221361
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptySob Gru 28 2013, 00:31;

Patrzył na dziewczynkę. Istotnie, do twarzy jej było w okularach. Ale.. Zaraz! Co ona robi?! Nie spostrzegł nawet kiedy na jego twarzy znalazły się kujonki Mackenzie. Nawet się nie bronił specjalnie. Przecież to i tak nic by nie dało, prawda. Zamiast tego, spokojnie pozwolił jej robić swoje. No, ale nieco się zdziwił , słysząc jej pochlebną opinię. - Mi? Ładnie? – zapytał, wyciągając rękę w jej kierunku, dając do zrozumienia tym samym, by pokazała mu zdjęcie, notabene zrobione nie wiadomo kiedy. - No. Faktycznie. Chyba nie jest najgorzej. – powiedział, przyglądając się z uśmiechem swojej podobiźnie. – Muszę sobie takie sprawić. Chociaż nie. Bo wtedy będzie, że jesteś moim wzorcem, czy czymś w tym rodzaju. – uśmiechnął się lekko. – Choć.. z drugiej strony.. nigdy nie miałem prywatnego stylisty.. – wymownie spojrzał w jej stronę.
Spodobała mu się ta dziewczynka. Inteligentna jak na swój wiek, dodatkowo spostrzegawcza no i miała to dziwne wyczucie taktu. Mimo swojej bezpośredniości wiedziała co w danej chwili należy, a co nie. Ciekaw był cholernie czy to robota Pierre’a, czy po prostu taka była. Gdyby miał jednak stawiać, wybrałby drugą opcję. Pierre co najwyżej ustawił ją do pionu jeszcze bardziej, pomógł wyzyskać pewne rzeczy . Tak w tym był bardzo dobry. Trzeba przyznać, że potrafił nauczyć w dość łatwy i przyjemny sposób zasad kindersztuby i tak dalej. Tylko czemu zawsze jego „uczniowie” kończyli jako wyniosłe, pyszne osobniki? Nie wiedział. A może po prostu owa pycha i duma była w jakiś sposób cechą dziedziczną w klanie Bonnetów? Kto wie.
- Nie omieszkam, spokojnie. – uśmiechnął się po raz kolejny, chowając fotografię. W sumie to chętnie by się z nią zobaczył. No, ale nie było takiej możliwości. Wyjechała na święta. Cóż. Wspaniałe życie Antka. Wszyscy byli w domu, z rodziną. A on sam w mieszkaniu z butelką alkoholu. Tak! To był plan na życie. Nie ma co. Najlepszy. Wrócił zatem do picia swojej kawusi, nieco już przestygłej.
- Tak w ogóle, czy Pierre.. znaczy tata. Coś Ci o mnie mówił? Wspominał? – spytał nagle, odkładając filiżankę. Nienawidził go to prawda. Co nie znaczyło wcale, że nie tęsknił. Ostatnimi czasy, z tamtej części rodziny, miał kontakt jedynie z Samem. Mimo to niewielki. Wysłał im kartki na święta, na jego adres. Z ojcem póki co nie chciał rozmawiać. Domagał się przeprosin. W pierwszej kolejności.
Powrót do góry Go down


Mackenzie Bonnet
Mackenzie Bonnet

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : IV
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 37
  Liczba postów : 41
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7073-mackenzie-bonnet#201801
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7077-bonnetowa-sowka#201884
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptySob Gru 28 2013, 00:49;

Mackenzie prywatną stylistką. To by było coś. Stylistka i odganiaczka natrętnych dziewuch bez mózgu. Przyszłość godna króla, a co. Mogłaby być jego wzorem. Zna się na modzie, czepia się najmniejszych szczegółów. Postawiłaby go na baczność i z babiarza, stałby się prawdziwym dżentelmenem. - Już masz. Będę musiała przejrzeć Twoją garderobę. - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
Jeśli chodzi o jej ostry charakterek to tylko i wyłącznie zasługa domu dziecka i jej genów. Mała, niewinna a jednak niebezpieczna i inteligentna. "Dobry aktor, to taki, któremu nikt nie będzie mógł zarzucić udawania" - słowa jej biologicznego ojca, gdy tylko się spotkali. Na samą myśl się lekko uśmiechnęła. Adoptowałby ją... gdyby żył. Ale to już nie ważne, ważna jest rzeczywistość.
Czternastoletnia brunetka powoli dopiła swoje Cappucino, po czym wytarła usta chusteczką i spojrzała głęboko w oczy brata. - Opowiesz mi o niej. - jaka śmiała, ohohoh. Po prostu boki zrywać, a na jego pytanie tylko kiwnęła głową. - Często wspominał. Ciągle gadał o tym, że chciałby Cię znów zobaczyć, że chce odzyskać syna który go zostawił. - przechyliła lekko głowę. - Masz zamiar wrócić?
Powrót do góry Go down


Antoine Bonnet
Antoine Bonnet

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Martwy.
Galeony : 64
  Liczba postów : 346
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6838-antoine-bonnet
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6846-antek-bonnet-skrzynka
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7836-antoine-bonnet#221361
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptySob Gru 28 2013, 23:59;

Moją szafę? – zapytał, niezbyt dowierzając dziewczynce. Czternastoletnia stylistka. Nie, chyba podziękuje, zważywszy na jej ubiór. Był całkiem dobry, nie żeby coś, ale.. no nie jego styl. A nie za bardzo miał chęć zmieniać swój. Jemu się podobał. No i w miarę dobrze wyglądał. – Dziękuje, obejdzie się. Z moim wyglądem wszystko w porządku. Dobrze się czuje ubrany tak, jak teraz na przykład. I nie potrzebuje stylistów. – odparł chłodno, bowiem bardziej interesowało go, co powiedział jej Pierre na jego temat.
Słuchał tego, co mówiła do niego Mack ledwo wierząc. Ojciec? Wspominał jego? No cóż.. Powinien. W końcu był jego pierworodnym. Najlepszym. Najbardziej do niego podobnym. I nie tylko z wyglądu, ale także z charakteru. Byli do siebie cholernie podobni. W końcu nie raz, zdarzało im się powiedzieć to samo, czy też zachować. No, ale to on zjebał sprawę. I zjebał ewidentnie. Ale to nie ojciec stracił syna. To syn stracił ojca. No bo.. było im tak dobrze we dwóch, po śmierci mamy. Wszystko wychodziło na prostą. Było coraz lepiej. Naprawdę, szło to wszystko w dobrym kierunku, a wtedy.. Jena. I wszystko szlag trafił. Nie, to że nie mógł być szczęśliwy, ułożyć życia z inną kobietą. Po prostu.. trochę za wcześnie na to było. Ledwo jedną pochował, a poszedł do następnej.. Pewnie mieli romans jeszcze za życia matki. Inna sprawa, że ona też była nieprzystosowana do życia. Tym bardziej powinien jej pomóc. Przecież on w tamtym czasie był w szkole. To oni, oni dwoje byli razem w domu, cały rok razem. Zatem, powinien wcześniej coś zobaczyć, wychwycić. I przede wszystkim zadziałać, żeby zapomnieć przyszłej tragedii..
- Czy ja mam zamiar wrócić? – spytał nie bardzo wiadomo kogo. Najpewniej samego siebie. Rozważał już dawno wszystkie za i przeciw. Doszedł do pewnych wniosków. Dlaczego nie miałby się teraz nimi podzielić? Zwłaszcza z kimś takim jak ona – kimś, kto jest blisko Pierre’a? – Oczywiście, że nie. Tak długo, jak długo nie przyzna się do tego, co zrobił. Tak długo, jak długo nie pójdzie tam gdzie powinien, przeprosić tego, kogo powinien.. – zatrzymał się. Nie sądził, że to nadal może być tak trudny temat. Czy on.. jego głos. Tak, łamał się. Nieprawdopodobne, że.. – Tak długo nie wrócę. – kochał swojego ojca, mimo wszystko. Choć nie przyznałby się do tego.
Powrót do góry Go down


Mackenzie Bonnet
Mackenzie Bonnet

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : IV
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 37
  Liczba postów : 41
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7073-mackenzie-bonnet#201801
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7077-bonnetowa-sowka#201884
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyCzw Sty 02 2014, 20:02;

- Może tego po mnie nie widać, ale jestem w modelingu na prawdę dobra. Zresztą jak chcesz, nie będę wrzodzić. - powiedziała nieco znudzona i zmęczona. A swoją chłodnością tylko sobie u niej grabił! O! Bo czemu nie. W każdym razie, opowiedziała ciekawemu braciszkowi wszystko co chciał wiedzieć o tacie. Tęsknił za synalkiem jak cholera, a nawet ta oto tu słodycz nie mogła zmazać tej tęsknoty. Dlatego tu jest. Tu, teraz. Jest, żeby ogarnąć braciszka i żeby w końcu wrócił do rodziny i żeby tak nie leciał do babsk jak jakaś mucha do... czegoś za przeproszeniem. Już ona mu pokaże o co to prawdziwe życie, a nie zabawa w czarodzieja, jak to teraz robi.
- Masz zamiar wrócić. Zrozum w końcu. Tata nawet jeśli się odwróciłeś od rodziny chce Cię przyjąć z otwartymi rękami. Tęskni za Tobą. Czekasz aż się nie przyzna do tego co zrobił? A może przestaniesz się zachowywać jak dziecko. - powiedziała sucho patrząc na niego z założonymi rękami. Obrazi się na nią? To trudno, sama trafi do Hogwartu. Jest bezczelna? Trudno, poradzi sobie z jego niezaakceptowaniem. Ważne, że kretyn zrozumie co traci i przestanie bawić się w wielkiego dorosłego. Tyle na ten temat. - Poza tym. Opowiedz mi mój drogi o Tej Twojej wybrance. Bo jakaś jest. A nie mam ochoty na razie gadać o domu z pewnych powodów.
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32438
  Liczba postów : 102435
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Specjalny




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptySob Sty 04 2014, 17:06;

Taki piękny, zimowy dzień. Wszystko szło sobie zwyczajnie, jak to w przerwie międzyświątecznej. Młodzież chodziła do knajpek na rozmowy. Normalne, prawda? Skoro jednak już tu przyszedłem, nie mogę was tak zwyczajnie opuścić. Zdajcie sobie z tego sprawę, ze to nie w moim stylu? Cieszę się niezmiernie! A teraz posłuchajcie tej cudownej historii moje drogie dzieci!
Mackenzie i Antoine rozmawiali sobie jak każde inne rodzeństwo o swoich najbliższych czy o tym w jakiej sukience Antoniemu byłoby najlepiej. W sumie to chwała im za to, bo kolejnej rozmowy o alkoholu to już bym nie zniósł. Wiecie wszyscy mają na sumieniu jakieś grzeszki w tej szkole. Wy pewnie też, ale na wasze szczęście ja jeszcze o niczym nie wiem. Wróćmy jednak do tematu. Gdy tak sobie rozmawiali, dziewczynka popijała sobie cappuccino. Nikt jednak nie spodziewałby się, że taka młodziutka kobietka mogłaby spodobać się kelnerowi. Pewnie jakiś pedofil. Niestety, ten świr w akcie desperacji do jej napoju dolał trochę amortencji, ostatnio w jego kręgach popularniejszej niż alkohol.
Dziewczynka wypiła całą, tak jak podejrzewał kelner. Teraz dopiero rozpoczęła się zabawa! Gdy tylko zapytała o wybrankę brata, specyfik zawrócił jej w głowie. Jak to wszystko się potoczyło? Oj, nie bójcie się, nie oddam tak szybko młodej piękności w ręce jakiegoś zboczeńca. Tak, ja zawsze daje szanse. Powinniście mi z tego powodu zaśpiewać pieśń pochwalną.

A teraz do rzeczy. Antoine rzuca jedną kostką na zdarzenie losowe w odpowiednim temacie. Oto możliwości:
liczba oczek parzysta
- Dziewczyna jako pierwszego dostrzegła swojego brata. Niczym w starożytności uznała go za dobry towar na męża. Zanegowała swoje wcześniejsze pytanie rzucając się mu na szyję i krzycząc, że kocha go bezgranicznie i chce by się z nią ożenił. Najwyraźniej powinieneś uratować siostrę przez zawleczeniem do ołtarza!
liczba oczek nieparzysta - W momencie, w którym specyfik zaczął działać, do stolika podszedł kelner z pytaniem czy wszystko smakuje. W końcu to jego obowiązek, a przy okazji jego złowieszczy plan wypalił. Dziewczyna jak zapewne zdajecie sobie z tego sprawę zaczęła wyznawać mu miłość i pytać, czy nie chce z nią pójść na zaplecze. Kelner próbując zachować pozory, odszedł. Zasugerował tylko, że w razie jakichkolwiek pytań będzie za ladą. Ach te nastoletnie miłości!

Życzę udanej zabawy! Z pozdrowieniami - Wasz najukochańszy Mistrz Gry!
z/t dla MG

______________________

Knajpka "Kociołek amortencji" Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Antoine Bonnet
Antoine Bonnet

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Martwy.
Galeony : 64
  Liczba postów : 346
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6838-antoine-bonnet
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6846-antek-bonnet-skrzynka
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7836-antoine-bonnet#221361
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyPon Sty 13 2014, 23:46;

No, trzeba było przyznać, że miała swój urok. O ile mógł tak powiedzieć o swojej siostrze. No i młodszej dziewczynce. W każdym razie, to bez znaczenia. Trzeba było jej przyznać, że nie należała do tych zwyczajnych, przeciętnych uczennic. Zarówno pod względem intelektu, ale i wyglądu. Miała coś w sobie. Taki.. urok? Chyba tak to się nazywa. W każdym razie, była dość rozkoszna. Taka mała, kochana, słodziutka.. Ale jak już zdążył zauważyć, nie przesadzajmy, umiała pokazać pazurki. Strasznie sarkastyczne i ironiczne dziecko. Może dlatego była Bonnetem? To chyba jakaś ich cecha rodowa? Kto wie..? Swoją drogą, ciekaw był, co dokładnie powiedział jej ojciec. Biorąc pod uwagę jej słowa, mógł się jedynie domyślać, że albo zrobił jej pranie mózgu, albo serio to co mówiła było prawdą. Co nie zmieniało faktu, że jego ojciec nie miał u niego szans. Wszystkie mosty spalone. No, ale to nie jest temat, w który ona powinna się była zagłębiać, co z resztą świetnie wyczuła. I prawda, miała prawo wiedzieć, ale nic od razu. A Antek nie należał do ludzi, którzy wyjawiają swoje tajemnice.
- Jaka jest..? – powtórzył za nią. Szybka zmiana tematu. I bardzo dobrze w sumie. Jakoś bardziej wolał rozmawiać o Gabrielle. Nie, żeby o niej też jakoś specjalnie miał ochotę, ale dobrze. Lepiej chwalić się swoją dziewczyną niż narzekać na ojca. – W sumie to.. Masz racje. Jest. – powiedział po krótkiej chwili, według niego nieco dłuższej, wypełnionej milczeniem. – Jest... Jest wspaniała. Naprawdę. Tylko.. Najgorsze jest to, że – długo szukał słowa. Nie bardzo wiedział, jak to wyrazić. – Głupia? – czy to było dobre określenie? Nie bardzo miał pojęcie. Widząc minę Mack doszedł do wniosku, iż chyba jednak nie. Cóż, zatem spieszył jej to wyjaśnić. – No bo. Zakochać się we mnie, to.. głupota.. – powiedział jedynie, nieco się rumieniąc, ale wracając do swojej kawy. Jakoś musiał odwrócić uwagę. Co najgorsze, nie dane im było w spokoju pogadać, a to za sprawą kelnera. Już wcześniej patrzył sobie na Mackenzie, wyprowadzając z równowagi Antoine’a. No bo co on sobie pedofil myślał?! Że może sobie podrywać jego siostrę?! Po prawdzie, kiedy przychodził w dość niejasnych okolicznościach, do ich stolika i walił jakimiś tanimi i dwuznacznymi tekstami do dziewczyny, milczał, bowiem ona świetnie go ripostowała. Teraz jednak, miał wrażenie, że popełnił błąd.
Coś jej ten skurwiel chyba dolał, albo dorzucił, bowiem zachowanie małej Mackenzie w stosunku do mężczyzny było coraz bardziej dwuznaczne. – Mack. – chłopak chrząknął nieznacznie, słysząc propozycje wyjścia na zaplecze. Jebany pedofil. No, ale spokojnie. Spokojnie. Jak coś, to tamtego gościa zabije. Podobnie, jak dziewczynę. Przynajmniej pozbędzie się zboka i zrobi to, o czym marzy niejeden starszy brat, udowadniając tym samym, że nie warto zabijać swojego rodzeństwa.
Powrót do góry Go down


Mackenzie Bonnet
Mackenzie Bonnet

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : IV
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 37
  Liczba postów : 41
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7073-mackenzie-bonnet#201801
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7077-bonnetowa-sowka#201884
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyPią Lut 14 2014, 23:48;

A więc kelner pedofil śmiał dolać do napoju czternastolatki? Niech ona tylko się ocknie, a kelnerucha zobaczy, co to gniew "kobiety". W każdym razie, nie bardzo panowała nad słowami i czynami, a nawet myślami, bowiem proponowała kelnerowi coś obrzydliwego, a jeśli czegoś ktoś z tym nie zrobi, to po wszystkim mała Mack rzuci się w ogień, na odkażanie. W końcu zaproponowała coś, po czym prawie puściła pawia - zaplecze. W końcu usłyszała głos brat. Powoli spojrzała w jego stronę, wręcz błagalnym wzrokiem, proszącym o pomoc. Mimo, że myślała co innego, mówiła również co innego, zupełnie jakby w jednym ciele były dwie dusze.
- Co się dzieje braciszku....? - zapytała nieco załamana. Padła ofiarą pedofila, no! Toć to skandal! Jak można w ogóle zatrudniać takich ludzi?! Jeżeli to cholerstwo nie przestanie działać, to Mack użyje swoich umiejętności sztuk walki... nie do końca wyćwiczonych,ale daje rade.
Powrót do góry Go down


Antoine Bonnet
Antoine Bonnet

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Martwy.
Galeony : 64
  Liczba postów : 346
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6838-antoine-bonnet
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6846-antek-bonnet-skrzynka
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7836-antoine-bonnet#221361
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyNie Lut 16 2014, 00:06;

Co się dzieje? Nie, nic takiego. Po prostu, ten zwyrodniały skurwysyn dolał Ci do herbaty, amortencji, albo innego gówna, po którym chcesz z nim iść uprawiać dziki seks na zapleczu, mimo iż nie brdzo masz jeszcze pojęcie co to. Nie. Taka odpowiedź nie mogła paść z jego ust. Niemniej, tamten kelner był skończony. Osobiście zadba o to, aby ojciec zajął się tą sprawą. Miał możliwości. Obaj i Antoine i Pierre o tym wiedzieli. Wkrótce do tego szacownego grona miał dołączyć także i ten pedofil. Oczywiście, pod warunkiem, ze wcześniej nie potraktuje go avadką na odmulenie. Tak wychowawczo.
Wziął jednak dziewczynę, za fraki, wcześniej rzucił pieniędzmi i wywlókł z knajpki, ku uciesze wszystkich gości i okolicznych gapiów. Najadł się wstydu. A wszystko przez ojca. Że też mu się zachciało jakiś górniarzy adoptować. Matko.. Nie potrafił jednego syna wychować dobrze, a już spłodził następnego. . Pewnie i z tamtym miał problemy, więc adoptował córeczkę, która swoją drogą też była wiele warta. Rozmyślając o tym, Bonnet wyszedł, a następnie ona, a w zasadzie została wywleczona. Nie bardzo wiedział, gdzie się z nią udać. Problem dodatkowo utrudniał fakt, że za bardzo się rzucała i chciała tam wrócić. Odtransportował ją zatem do mieszkania rodziców, przekazując w ręce Pierra. Powiedział tylko kilka słów. Dzień dobry, na wejściu. Amortencja, do mężczyzny, przekazując mu dziewczynkę i do widzenia, na odchodne. Masakra. Co tym ludziom chodzi po głowach? Czternastoletnie dzieci! Czternastoletnie! No nie ma co, MG wysyliłeś się :)



z/t x2
Powrót do góry Go down


Coco R. Watson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Galeony : 5
  Liczba postów : 834
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6883-coco-r-watson
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6886-wiem-ze-chcesz-do-mnie-napisac
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptySob Lut 22 2014, 11:14;

Coco nie chciała widzieć się z nikim, bo tak było łatwiej. Wolała spędzać czas z córką, którą poznawała, której się uczyła niż przesiadywać w gronie znajomych. Ci bywają nieznośni, a Coco ostatnimi czasy robiła wszystko byleby od nich uciec i jedyny kontakt – dobry kontakt – miała z Lailą, czy też z Oliverem, bo z Charlie… To był dłuższy temat, ale nic jej tak nie bolało jak właśnie to. Jak brak dobrego kontaktu z ukochaną siostrą, a przecież Coco oddałaby wiele żeby tylko Marigold byłaby szczęśliwa, a po za tym – chyba jako jedyna wierzyła w jej niewinność, i w to, że to była obrona konieczna!
I tak się wszystko poukładało, że jednak postanowiła dać szansę jednej jedynej osobie, z która nie miała od jakiegoś czasu kontaktu, a mało tego sama z własnej inicjatywy się nie odzywała. To było nawet logiczne, zwłaszcza, że od wszystkich uciekała jak najdalej i gdyby nie ostatnie wydarzenia. Gdyby nie wyniki testów na ojcostwo, zapewne w tym momencie tkwiłaby gdzieś daleko, zastanawiając się co robi Kai i dlaczego go nie ma. Miał być. Obiecał, a on chyba nie miał nawet pojęcia o tym jaki list otrzymał. Coco drżała natomiast na myśl o tym, że będzie musiała się z nim spotkać jednak było do tego jak widać jeszcze sporo czasu. Natomiast w tym momencie rozgrywała się sytuacja na płaszczyźnie Rosie – Casper. Jaka była szansa, że wszystko będzie dobrze? Właściwie żadna. Uwierzyła mu, że będzie dobrze. To przecież on kazał jej dać szansę Isoldzie i iść się z nią spotkać, a zaraz potem… wrócić. Mogła wrócić kiedy będzie tylko chciała, ale czy właśnie ktokolwiek mógł przewidzieć, że ten… Skurwiel, dupek, ruchacz, alkoholik i jeszcze miliard innych epitetów będzie mówił jej, że powinna spotkać się z Isoldą? Nie. Zapewne nikt nie miał pojęcia kim naprawdę był Casper Villiers, a ludzie woleli budować sobie jego obraz jako zimnego drania, który na wszystkich ma wywalone, ale chyba jednak nie na Coco. To on uratował jej życie, kiedy powinien zrobić to Kai. To on wybiegł ze swojego ciepłego mieszkania, gdy dowiedział się, że ta popełnia samobójstwo i się szmaci. To on dał jej kurtkę, gdy większość osób w pubie rozbierało ją w pubie. To on ją obronił, gdy jakiś natręt zawzięcie próbował dobrać się do Coco. To on… Casper Villiers, był przy niej gdy schodziła z tego świata i to on jej pomógł. Gdzie w tym czasie był Kai? Gdzie był Oliver? Dlaczego napisano do tego który uchodził za największe zło świata, skoro przecież mógł olać cały temat i iść się pieprzyć z jakąś panienką. Chcesz wiedzieć dlaczego? Bo to jedyna osoba w ciągu ostatnich kilku miesięcy, która naprawdę zastanawiała się jak pomóc Rosie. Jak wyciągnąć do niej rękę, jednak nie ukrywajmy… Tylko on miał na nią taki wpływ.
I tak o to Coco ubrana w elegancką sukieneczkę w kolorze czerni, oraz kurtkę skórzaną, która dość mocno podkreślała teraz jej jeszcze bardziej kobiece ciało ruszyła w stronę pubu „Amortencji”, gdzie to miała spotkać się z Isoldą. Oczywiście wyglądała dużo lepiej niż kilka dni temu, gdy to schodziła w pubie ’60. I co miała ze sobą? Jedną, najważniejszą osobę, która w tym momencie powinna zaznać od Rosie wiele miłości. Dziewczę pchało wózek, w którym idealnie komponowała się mała Summer. Dziecko miało już miesiąc stąd można było otwarcie uznać, że przecież maleństwo jest bardziej chętne do wszystkiego, a w wypadku córki Coco było to wręcz niepodważalne. Mała lubiła machać nóżkami, rączkami choć teraz puszysty różowy kombinezonik, szaliczek oraz rękawiczki czy buciki blokowały jej wszelkie ruchy, a jedyne co było widać to maleńki nosek jak guziczek i oczka, które błyszczały niczym najdroższe kamienie szlachetne.
Weszła do środka i Isolda była już w środka. Oczywiście czuła te wszystkie spojrzenia na sobie, podobnie jak wtedy gdy szła tutaj. Ludzie mówili, że jest puszczalska i zapewne wpadła, fakt w tym drugim się nie mylili, ale Coco nie była puszczalska. Miała dwóch partnerów i wyszło jak wyszło… Jednak nie była osobą, która będzie się przejmowała czymś takim. Plotki gonią plotki. Takie życie.
-No cześć Bloodworth! Po wielu trudach w końcu udało się spotkać, chyba powinnaś komuś podziękować i bynajmniej… Nie spodziewasz się komuś. Ja osobiście chciałam stąd wyjechać, ale… Dość zręcznie mnie zatrzymał ten osobnik. – Uśmiechnęła się na samo wspomnienie tego co się wydarzyło w jego mieszkaniu, gdy wyszła w końcu z sypialni i gdy z trudem próbowała naciągać na siebie koszulkę by wcale dużo nie zobaczył.
Zaraz po tym wyciągnęła Summer z wózka żeby ją rozebrać, wszak dziecko nie może tkwić w ubranku zimowym w tak ciepłym miejscu, bo jak potem wyjdą… To się rozchoruje!
Powrót do góry Go down


Isolde Bloodworth
Isolde Bloodworth

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent
Galeony : 4860
  Liczba postów : 1886
http://czarodzieje.org/t5500-isolde-bloodworth#159733
http://czarodzieje.org/t5520-isolde-bloodworth
http://czarodzieje.org/t7230-isolde-bloodworth#204739
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptySob Lut 22 2014, 12:05;

Isolde czuła wyrzuty sumienia, że nie próbowała Coco pomóc w żaden bardziej stanowczy sposób. Caleb twierdził, że przesadza, że zawsze taka była - chciała wesprzeć każdego, zapominając o sobie, zarzucał jej brak tego zdrowego egoizmu, a przecież ona też czasem opadała z sił, potrzebowała kogoś, na kim mogłaby się oprzeć. A co dała Coco oprócz kilku listów? Nic. Czuła się z tym fatalnie, jak zwykle uwierało ją sumienie, a w głowie pojawiały się bolesne myśli. Przecież wiedziała, że Coco jej potrzebuje, a może nie? Może to tylko jej wymysł? Może tak naprawdę Isolde wmawiała sobie tylko, że wszyscy potrzebują jej pomocy, żeby nadać swojemu życiu jakiś sens, którego nie potrafiła znaleźć? Nie, nigdy nie należała do ludzi, którzy potrafią żyć z dnia na dzień, dla samego faktu życia, rozprowadzania tlenu po jej organizmie, skurczów serca, ruchów klatki piersiowej, wszystkich tych procesów, które zachodziły w jej ciele. Potrzebowała sensu, potrzebowała przeświadczenia, że to co robi, ma znaczenie. Jakiekolwiek. Dla kogokolwiek.
Szła na to spotkanie z dziwnym poczuciem, że wszystko idzie do przodu, tylko ona stoi w miejscu, zostaje w tyle, obserwując oddalające się sylwetki przyjaciół, którzy zapadają się coraz głębiej w coś, co ona nazywała prawdziwym życiem, a czego ona nie doświadczała. Czasem miała wrażenie, że to cena, którą płaci za spokój, względny spokój i za wszystko, co otrzymała od losu - sama nie doświadcza bólu, nie przygniatają jej troski ponad jej siły, ale za to musi obserwować mękę jej przyjaciół, nie mogąc zrobić nic, tylko być, mówić, wspierać, widzieć, jak jej rady nie spotykają się ze zrozumieniem, widzieć, że miała rację, że niestety znów się nie pomyliła. To była cena, którą płaciła każdego dnia i było to znacznie bardziej bolesne niż doświadczanie tego wszystkiego. Stanie z boku, bezsilność i troska.
Ostatnio często myślała o swoim ojcu, o swoim najlepszym przyjacielu i bohaterze, któremu bezgranicznie ufała. Kolejna misja, kolejne dni, może tygodnie niepewności, kiedy ona i matka nie będą wiedziały, gdzie jest, czy nic mu nie grozi (a groziło z pewnością), czy nie jest ranny, czy jeszcze żyje... Właśnie dlatego wróciła z Kanady, po raz kolejny walcząc z poczuciem obowiązku, które nie dawało jej spokoju. Ale chciała spędzić trochę czasu z mamą, dodać jej otuchy, chociaż żadna nie chciała się przyznać, jak bardzo się boi. Nigdy nie uwzględniały możliwości, że Cedric pewnego dnia nie wróci, zginie z różdżką w ręku. On był niezłomny, najlepszy, urodzony pod szczęśliwą gwiazdą, prawda?
Nie wyglądała dobrze, na jej delikatnej twarzy odbiły się wszystkie troski i smutne myśli, z którymi zmagała się przez ostatni tydzień. Nieprzespane, przepłakane noce naznaczyły jej błękitne oczy ciemnymi cieniami, włosy nie układały się tak elegancko jak zazwyczaj, napuszone okalały jej wymizerowaną buzię złocistym obłokiem, a zamiast czegoś bardziej wyszukanego, miała na sobie szary płaszcz, narzucony na szary sweter z golfem i szare spodnie, które chyba pamiętały lepsze czasy. Nie wyglądała na kogoś, kto popadł w zupełną abnegację, raczej na kogoś, czyj strój odzwierciedlał stan ducha. Usiadła w knajpce i poprosiła o herbatę z cytryną, sprawiając wrażenie kogoś naprawdę udręczonego wewnętrznymi zmaganiami. Dopiero głos Coco wyrwał ją z odrętwienia, uniosła głowę i uśmiechnęła się ciepło.
- Cześć, Coco...! Podziękować? Komu? Jak... wszystko? To mała Summer? Jaka śliczna... - ostatnie słowa wypowiedziała niemal szeptem, a jej niebieskie oczy zalśniły wzruszeniem i zachwytem, kiedy obserwowała Watson, rozbierającą małą z kolejnych warstw ubranek. Nieśmiało dotknęła maleńkiej rączki, oglądając z rozczuleniem miniaturowe paznokietki i paluszki, które zacisnęły się na jej kciuku. Poczuła, że w jej gardle narasta wielka bryła słów i uczuć, których nie potrafiła nazwać, więc uśmiechnęła się tylko do Coco. Dopiero po chwili odzyskała głos i swoje zwykłe opanowanie. - Dobrze wyglądacie. Jak sobie radzicie?
Powrót do góry Go down


Coco R. Watson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Galeony : 5
  Liczba postów : 834
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6883-coco-r-watson
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6886-wiem-ze-chcesz-do-mnie-napisac
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyNie Lut 23 2014, 11:11;

Coco nie przejmowała się już tym, że nikogo nie było. Właściwie odkąd miała świadomość, że Arienne spała z Casprem odcinała się od tego towarzystwa, bo ono nie miało racji bytu. Nie chciała tkwić gdzieś gdzie ludzie okazali się zdradliwymi szujami. Tylko jednostki zostały w tym samym miejscu, a z pewnością Levittoux na ten czas się do tych jednostek nie zaliczała. Coco straciła pełne zaufanie do dziewczyny. Ok, w porządku. Nie raz się bawiły z tym samym facetem, ale nie kiedy któraś z danym była w związku. Dlaczego więc z taką rozkoszą rozłożyła nogi przed Villiersem? Rosie nie zrobiła tego z Theodorem, już nawet nie przez wzgląd, że facet był cholernie nie pociągający, a przez fakt, że Arienne to przyjaciółka. Właściwie to już ex-przyjaciółka.
I tak o to patrzyła na Isoldę, która wydawała się w pełni nieświadoma tego co się dzieje. Nie musiała być. Wystarczył fakt, że Coco po prostu miała dziecko. Nikt nie musiał wiedzieć z kim, bo ona ta informację dość skrzętnie będzie chować. Nikt nie miał prawa się dowiedzieć. I nikt nie będzie miał prawa wbijać w to co się działo.
-Chcesz ją? – Uśmiechnęła się szerzej, gdy ściągnęła z małej wszystkie ubranka, a po chwili zamówiła kawę. Usta Summer trzeba było jednak zamknąć smoczkiem co by nie przeszkadzała w rozmowie, a przynajmniej nie wydawała z siebie na tyle głośnych dźwięków, by ich po prostu nie wyrzucono. Spojrzała na dziecko i jeszcze raz na Is i oczywiście nie czekała na pozwolenie, bo to nie miało żadnego sensu. Coco wiedziała, że przyjaciółkę chce małą, bo przecież jak mogła nie chcieć skoro… Była matką chrzestną, prawda? O ile to wszystko jest nadal aktualne, bo chyba Bloodworth nie miała świadomości w tym, kto będzie ojcem chrzestnym.
-Siedź grzecznie… - Wskazała palcem na Summer, a ta jakby nieświadoma co się dzieje chwyciła Isoldę za włosy. Rosie nie rozumiała skąd w dzieciach mania ciągnięcia za pojedyncze pasma, przecież to cholernie boli!
-W każdym razie… Casper VILLIERS powiedział, że powinnam się spotkać z kimś kto jest mi bliski. Gdyby nie on, to zapewne już byś mnie nie zobaczyła… - Wzruszyła ramionami, a po chwili dostała swoje zaufanie w postaci gorącej czekolady z niewielką wisienką. Uśmiechnęła się szerzej, bo naprawdę od dawna nie jadła i nie piła nic co jest słodkie, a przecież było jej to cholernie potrzebne, tak jak małej sproszkowane mleko. Cóż, takie życie.
-Jak widzisz, radzimy sobie. Nie mam większych problemów z tym, żeby się nią zająć także spokojnie. Lepiej mów co z Tobą, dawno Cię nie widziałam! Mam nadzieję oczywiście, że nadal chcesz być matką chrzestną nawet jeżeli ojcem chrzestnym będzie Oliver. Wymagam oczywiście tego byście się dogadali, jeśli to nie nastąpi Is, przykro mi… - Powiedziała grobowym głosem, bo wbrew pozorom nie miała siły się użerać z kimkolwiek o to, że Oliver zły. Nie, Oliver nie jest zły. Nikt go nie znał, a mało tego… Czy Juno czasem nie wyjechała, nie dając żadnego znaku życia? Zabawne! Tak cholernie zabawne. Max taki zły. Juno taka święta.
Powrót do góry Go down


Isolde Bloodworth
Isolde Bloodworth

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent
Galeony : 4860
  Liczba postów : 1886
http://czarodzieje.org/t5500-isolde-bloodworth#159733
http://czarodzieje.org/t5520-isolde-bloodworth
http://czarodzieje.org/t7230-isolde-bloodworth#204739
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyNie Lut 23 2014, 15:59;

Isolde wahała się przez chwilę, chociaż każda komórka jej ciała wyrywała się do tej małej, uroczej istotki, która tak bezradnie wymachiwała rączkami i nóżkami, jakby miała wielką ochotę przebiec się po "Kociołku amortecji", co oczywiście nie wchodziło jeszcze w rachubę. Jakie to będzie zabawne - obserwować rozwój tego maleństwa, jego pierwsze niepewne kroki, śmiać się z pierwszych niezbyt wyraźnych słów...
Pogubiła się w gąszczu informacji, gwałtownych zmian, zależności... zresztą w pewnym momencie po prostu przestały do niej docierać, wyjechała do Kanady, nie miała głowy do pisania listów, podobnie zresztą jak Coco, poza tym... ile można się gorączkować, jeśli dzieli nas ocean? To nie tak, że Isolde było to obojętne, nigdy nie było, ale chyba po prostu nie miała siły, nie nadążała, nie mogła dotrzymać kroku.
- Chcę... pewnie że tak, tylko... chyba nie umiem jej trzymać - powiedziała niepewnie, wyciągając ręce po małą i uśmiechając się czule, kiedy poczuła ten ciepły, słodki ciężar, który chwilę potem postanowił pociągnąć ją za włosy, co nie było już takie miłe. Is skrzywiła się i syknęła, co wyraźnie rozbawiło małą. Bloodworth uśmiechnęła się lekko i pogłaskała córeczkę przyjaciółki po pucołowatym policzku, zachwycając się delikatnością jej skóry.
Słuchała Coco uważnie, jednak nie mogła oderwać wzroku od dziecka, które wydawało z siebie te zabawne sapnięcia i pomruki, rozglądając się uważnie dookoła i machając wszystkimi kończynami naraz, jakby zirytowane własną niemocą. Jej maleńkie paluszki chwytały coś w powietrzu, a kiedy Isolde podała jej palec, ścisnęła go mocno i otworzyła szeroko oczy, patrząc na tę ładną, dużą panią, która wydawała się ją bardzo lubić.
- Villiers? Villiers ci to powiedział? - uniosła wzrok na przyjaciółkę, mimo woli powtarzając te kilka słów, jakby nie mogąc uwierzyć w ich prawdziwość. - Co się stało...? Bo coś się stało, prawda? - mimo woli się spięła, czekając na kolejne bolesne fakty z życia przyjaciółki i tej małej istotki, która była taka ciepła i pachniała tak miło, wzbudzając w Isolde wszystkie macierzyńskie uczucia, jakimi tylko dysponowała. Wcale nie miała ochoty oddawać jej mamie, dobrze że póki co Coco nie oczekiwała zwrotu swojej latorośli.
Milczała przez chwilę, nie bardzo wierząc w to, co słyszy. Oliver ojcem chrzestnym? Ona chrzestną matką. To połączenie wydało się jej tak absurdalne, że przez chwilę miała ochotę się roześmiać, ale Coco wyglądała na śmiertelnie poważną, zresztą Isolde wiedziała, że brat był dla niej naprawdę ważny. Toczyła ze sobą walkę, bo nie sądziła, żeby Watson nadawał się na chrzestnego, a jeśli ona się nie zgodzi, to mała Summer może wylądować z dwojgiem skrajnie nieodpowiedzialnych chrzestnych zamiast tylko jednego. Zacisnęła lekko zęby, mając wrażenie, że Coco stawia ją pod ścianą. Nienawidziła tego uczucia. Nienawidziła, kiedy stawiano sprawę na ostrzu noża, jednak jedno spojrzenie w niebieskie oczka dziecka sprawiło, że wybór wydał się jej oczywisty.
- Dopóki nie każesz mi się z nim widywać częściej niż to absolutnie konieczne ani chodzić na wspólne spacery z wózkiem... jakoś damy radę. W każdym razie ja dam, bo nie możesz ode mnie oczekiwać, żebym odpowiadała również za zachowanie... twojego brata - atmosfera wyraźnie stała się cięższa, a sama Isolde trochę zesztywniała. - U mnie wszystko po staremu. Ani lepiej, ani gorzej, standard - wzruszyła lekko ramionami, wcale nie mając ochoty opowiadać o swoim niepokoju o ojca, o dziwnej sytuacji między nią a Vanbergiem... Ludzie mają gorsze problemy, a Isolde nie lubiła się żalić.
Powrót do góry Go down


Coco R. Watson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Galeony : 5
  Liczba postów : 834
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6883-coco-r-watson
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6886-wiem-ze-chcesz-do-mnie-napisac
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptySob Mar 01 2014, 11:28;

Och, Coco Ty naiwna idiotko. Czy Ty naprawdę wierzysz, że Twoje życie zacznie być normalne? Nie. Nie będzie nigdy chociaż połowicznie skonstruowane tak by było choć połowicznie łatwiejsze. Jednak te „łatwe” rzeczy są zbyt proste, a Ty nie lubisz czegoś takiego, wiec musisz zaufać temu co zgotował dla Ciebie los. Nie potrafisz? Wiem, że tak. Tyle się wydarzyło, a Ty nadal żyjesz. To nawet zabawne. Jednak dobrze. Pozwolę Ci jeszcze pożyczyć, chociaż właściwie planowałam Cię zabić, bo tak jak łatwiej. Pamiętaj jednak, że obie nie lubimy gdy życie właśnie takie jest, co nie?
-Isolde, spokojnie, ja jej nie trzymałam przez ponad miesiąc… Odważyłam się kilka dni temu… - Coco wzruszyła ramionami, jakby to co powiedziała było zwyczajne. Przecież właśnie tak miało być, prawda? Właśnie tak to miało wyglądać. Ona nie potrzebowała trzymać córki w ramionach, mówić, że ją kocha, bo nie czuła tego od samego początku. Powoli się jej uczyła, ale czy była na to gotowa? Już niekoniecznie. Jednak teraz musiała robić dobrą minę do złej gry, bo tak było prościej.
Jednak na wspomnienie Caspra nie powiedziała nic. Nie było takiej potrzeby. Wbijała tępo wzrok w koleżankę, zagryzając dolną wargę, bo ja już wiem co się działo później, a Coco była jeszcze przed tym, więc musiała trzymać wszelkie nerwy na wodzy, bo przecież… Pożegnała się z Villiersem, prawda? Wszystko się skończyło, a co za tym idzie – nie mogła już o nim myśleć w kategoriach bycia razem, bo zapewne nigdy razem nie będą. To nawet urocze. Jednak ona nie chciała się z tym pogodzić i zrobi wszystko by właśnie tak było.
-Dzieje się Is. Dziecko rośnie, ja osobiście czekam jak skończy osiemnaście lat, i wyjedzie daleko… A to dopiero ma miesiąc i drze się niemiłosiernie. Niektórzy twierdzą, że ma to po mamusi, ja jestem przeciwnego zdania. Ja się nie drę. Ja głośno mówię, a ona… - Tu uśmiechnęła się do córki, a po chwili trąciła delikatnie jej mały podbródek palcem wskazującym. – No cóż… Jest nie do wytrzymania czasami. – Na samo to wspomnienie, gdy to mała Summer domagała się czegokolwiek, potrafiła wydawać z siebie tak komiczne dźwięki, że Coco aż się rozczulała, i musiała się zlitować nad córką. Takie małe stworzenie, a tak cholernie pocieszne.
Uwagi na temat brata zignorowała. Nikt nie znał Olivera tak jak Coco. Nikt nie miał pojęcia, że Juno nagle zniknęła, ok… Było co było, ale mimo wszystko. Wielka miłość kiedyś się kończy i jak widać, ta właśnie się zakończyło. Czy tak nie było lepiej dla wszystkich? Nikt nie tracił już nerwów. Nikt się nie denerwował. Nikt nie był zły o to, że coś się pozmieniało. Wszak… Wszystko było piękniejsze od momentu gdy Ci, na których nam zależy dobiega końca i ich już po prostu nie ma. Musimy ich tylko wymazać z pamięci.
-Słuchaj… Cieszę się, że podejmiesz się tej absorbującej funkcji… Mnie bycie matką… Po prostu nie idzie.
Powrót do góry Go down


Isolde Bloodworth
Isolde Bloodworth

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent
Galeony : 4860
  Liczba postów : 1886
http://czarodzieje.org/t5500-isolde-bloodworth#159733
http://czarodzieje.org/t5520-isolde-bloodworth
http://czarodzieje.org/t7230-isolde-bloodworth#204739
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptySob Mar 01 2014, 21:47;

Isolde nie skomentowała słów Coco, chociaż w jej głowie narodziła się nieprzyjemna myśl, że jeśli Watson nie nawiązała z dzieckiem tak bliskiego kontaktu, pozbawiła go swojego ciepła, dotyku, zapachu i bicia serca na samym początku, to nie wróży to dobrze. Może patrzyła na całą sprawę zbyt pesymistycznie, a może w niej samej było tyle macierzyńskich uczuć, że mogłaby obdzielić nimi trzy młode matki, w każdym razie skwitowała to milczeniem, przyglądając się z zachwytem małemu cudowi, jakim była Summer. Merlinie, gdyby ona została matką w takich... okolicznościach, pewnie by początkowo rozpaczała, ale kiedy dotarłoby do jej zrozpaczonego umysłu, że to nie jakiś paskudny pasożyt, tylko maleńki człowiek, kość z kości i krew z krwi, który rośnie wewnątrz niej, pewnie nie mogłaby się doczekać chwili, kiedy weźmie swoje dziecko na ręce. Ale Isolde to Isolde - doskonały teoretyk życia, z praktyką bywało gorzej.
Teraz miała wrażenie, że w momencie, kiedy będzie musiała oddać małą z powrotem Coco, pęknie jej serce. To niesamowite, tak szybko przywiązać się do małej, zaślinionej istotki, posapującej nerwowo i wymachującej rączkami na wszystkie strony. Is przytuliła ją odrobinę pewniej do siebie, a Summer wyraźnie się uspokoiła, mnąc paluszkami jej sweter.
- Teraz tak mówisz, Coco... a jak przyjdzie ten dzień, nie będziesz chciała się z nią rozstać - powiedziała łagodnie Isolde, nie patrząc na przyjaciółkę, zbyt pochłonięta obserwowaniem niemowlęcia. W końcu uniosła głowę. W jej spojrzeniu czułość mieszała się z melancholią, może nawet rezygnacją, która jakoś dziwnie do niej nie pasowała. Westchnęła cicho. - To musi być trudne... ale pewnie niedługo zacznie przesypiać całe noce. Myślę, że obie macie dosyć... gwałtowne temperamenty i potraficie walczyć o swoje - zamruczała cicho, pół żartem, pół serio.
Rzeczywiście, Isolde nie znała Olivera i tak naprawdę wcale tego nie żałowała, bo jakakolwiek pokojowa koegzystencja między nimi była po prostu niemożliwa. Za dużo złych słów, za wiele złośliwości, za wiele barier i różnic. Zbyt wiele urazów. Może gdyby nie Juno, ukochana Juno, Isolde i Oliver po prostu żyliby w jakichś równoległych rzeczywistościach, nie wpadając na siebie, będąc idealnie obojętnymi. Ale Juno była dla Isolde jak siostra, a fakt, że zniknęła z Hogwartu bardzo ciężko przeżywała. Dobrze, że Watson nie wspomniała ani słowem o Kavanaugh, bo to spotkanie nie skończyłoby się dobrze - każda z nich broniłaby zażarcie bliskiej sobie osoby.
- Może po prostu potrzebujesz czasu? Coco, czy ty nie masz depresji poporodowej? Może powinnaś się zbadać? To się czasami zdarza... czy to po prostu... życie? - spojrzała na nią przenikliwie, delikatnie kołysząc Summer w ramionach i zastanawiając się, jak może pomóc. Co może dla nich zrobić...?
Powrót do góry Go down


Coco R. Watson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Galeony : 5
  Liczba postów : 834
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6883-coco-r-watson
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6886-wiem-ze-chcesz-do-mnie-napisac
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptyNie Mar 02 2014, 11:57;

Zamknij się. Na Merlina zamknij się, błagam! Zamknij się! Nie becz. Nie becz. Mam dość. Zamknij się, do kurwy nędzy, dlaczego nie potrafisz się zamknąć. Oliver! Wypieprzaj się nią zająć. Kurwa, ja nie mam siły. Charlie, jesteś jej ciotką. No dawaj, możesz to zrobić. Weź ją po prostu na ręce, pokołysz czy coś, daj jej jedzenie, pójdzie spać. Ja spadam. Muszę iść na imprezę, bo umówiłam się ze znajomymi. Musicie mnie zrozumieć. Dziewięć miesięcy nie piłam. Nie ćpałam. Nie bzykałam się. Potrzebuję tego. To cholernie przyziemne rzeczy, ale wiecie jak jest, co nie? Oliver Ty się ruchasz z kim popadnie. Charlie, Ty zabijesz ludzi, no dajcie spokój! Nie jestem grzeczną dziewczynką. Może znajdzie mnie Villiers? Może dam mu się przelecieć. Skończcie chrzanić, ze jestem jakaś poukładana, i powinnam zająć się małą. Nie. Wcale nie powinnam. To śmieszne, ale nie powinnam. To wy chcieliście tego bachora, a nie ja. Na co mi ono? Próbowałam, ale nie wyszło. Tak się zdarza. Teraz idę się zabawić. No, dalej… Zajmijcie się nią, bo dalej beczy, a ja dostaje pierdolca. Kurwa. Jak ja jej nienawidzę…
Tak. Właśnie tak było miesiąc temu. Pamiętała ten dzień jak dziś ,bo przecież wtedy było dużo prościej zwyklinać małe dziecko, które miało raptem trzy dni, niż pozwolić na to by rozwalało Ci życie. Coco nie chciała Summer. Nigdy jej nie chciała. Cierpiała całą ciężą, potem zaraz po porodzie. Znienawidziło ją tyle osób. Casper. Kai. Wszyscy. To było nie do wytrzymania, ale wiesz co zrobiła dzielna Rosie? Poszła do pubu. Spotkała tam Janka. Ogarniała się z Jankiem, ale w ostateczności nie poszła z nim do łóżka. Bo kawał tej historii jest wszystkim dobrze znany, że Coco grzeczną i wierną dziewczynką była nie od parady! I choć chcesz wmówić jej, że pewnie się puszczała czy coś, to zamilcz. Nie wiesz jak było. Po prostu zamilcz.
-Wiesz Is… Mając za rodziców, dwie najbardziej popieprzone jednostki Hogwartu to myślę, że… Z niej i tak nic dobrego nie wyrośnie. Tak nawet myślę, że kiedyś będzie jeszcze gorsza niż on i ja razem wzięci. – Wzruszyła ramionami, ale nie… Nie powie Bloodworth o tym, że to Casper jest ojcem. Że dostała wyniki testów genetycznych. Nic nie powie. Będzie milczeć jak zaklęta, bo nawet sam Villiers nie miał prawa wiedzieć, że dziecko, które w tym momencie trzyma Is, jest jego. Jaki był w tym cel? Żadnego. Kolejne kłamstwo. O te – Rosie było dużo łatwiej niż dawać się szmacić, bo prawda wyszła na jaw.
-Isolde… Tak. Miałam depresję, ale teraz potrafię sobie z nią poradzić. Daję radę, naprawdę. Nie rozumiem dlaczego chcecie mi wszyscy wmówić, że robię coś źle. Dobra. Nie jestem jakaś cudowna, często mam wrażenie, że robię jej krzywda, no ale sugerowanie mi, że potrzebuję pomocy jest przegięciem. Ja jej nie potrzebuję… Potrafię zadbać o własną córkę. Chyba, że Ty tez uważasz, że jestem w stanie ją zabić, myląc amfę z mlekiem w proszku… Dzięki. Zajebiści jesteście! – Wywróciła oczami, ale każdą propozycję jakiejkolwiek pomocy odbierała jako atak, wszak było to nazbyt oczywiste, że tak to odbierze. Dla niej to było jak policzek, bo przez tyle czasu wmawiano jej, że nic nie znaczy i że z pewnością byłaby w stanie zabić dziecko, ale do cholery – nie miała tego na celu. Nigdy nie skrzywdziłaby Summer. Nie potrafiłaby. Wszystkich skrzywdzić, ale nie córkę chłopaka, którego tak bardzo kochała. Jednak dobrze. Zapomnijmy o tym. Coco musi sobie zapamiętać jedno. Casper już miał rodzinę. I bynajmniej to nie Rosie i nie Summer są jego rodziną.
Cóż. Życie.
Powrót do góry Go down


Isolde Bloodworth
Isolde Bloodworth

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : zjawiskowo długie nogi, blizna na prawym boku, arystokratyczny akcent
Galeony : 4860
  Liczba postów : 1886
http://czarodzieje.org/t5500-isolde-bloodworth#159733
http://czarodzieje.org/t5520-isolde-bloodworth
http://czarodzieje.org/t7230-isolde-bloodworth#204739
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptySro Mar 05 2014, 11:47;

Isolde poczuła nagły przypływ złości. To był jeden z tych momentów, kiedy wszystko w niej krzyczało, żeby wyszła, bo nie zniesie tego dłużej, bo nie musi tu być, to wszystko wcale jej nie dotyczy, może się zamknąć w swoim eterycznym, idealnym świecie, w którym niewiele się dzieje, w którym unosi się na falach spokoju, nawet jeśli jest pozbawiona miłości, namiętności... to była niewielka cena za harmonię. A może jednak? Mała gaworzyła coś cicho, a Bloodworth zagryzła lekko dolną wargę, walcząc ze sobą, bo miała ochotę potrząsnąć Coco, kazać się jej pozbierać do kupy, ale przede wszystkim, nie przesądzać o losie małej tylko dlatego, że była owocem namiętności dwojga nieodpowiedzialnych nastolatków. To nie była jej wina, nie mogła za to pokutować, to było zbyt niesprawiedliwe. Merlinie, tyle par bezskutecznie stara się o taką kruszynę, wpatruje się tęsknie w kołyskę, w której nigdy nie będzie spało ich własne, rodzone dziecko, bo złośliwy los podrzucił ją dwojgu dzieciaków, których plemniki i jajeczka były po prostu w porządku, choć życzyliby sobie, by było inaczej. Milczała przez dłuższą chwilę, zbierając się na odpowiedź, która nie pobudziłaby ani Coco, ani małej Summer do krzyku. Czuła się dziwnie zmęczona i gdyby nie kojące ciepło maleńkiego ciałka, przeprosiłaby Coco i teleportowała się do Hogsmeade, tylko po to, żeby znów zawinąć się w koc i zadręczać niewesołymi myślami.
- Coco... nie możesz jej skreślać, zanim jeszcze zaczęła chodzić i mówić - powiedziała z wyrzutem. - To nie jej wina. Może powinnaś przerwać to błędne koło...? Przynajmniej spróbuj, nie przesądzaj z góry spraw, na które masz wpływ, jeśli tylko zechcesz... - delikatnie musnęła ciepły policzek małej, która zaniosła się radosnym chichotem. To było takie smutne, że jej własna matka zupełnie w nią nie wierzyła. Ale może Summer okaże się na tyle silną osóbką, że wystrzeli w świat jak pocisk, nie oglądając się na rodziców, którzy skreślili ją już w momencie, kiedy dowiedzieli się o jej istnieniu? Is nie miała zamiaru dopytywać się, kto w końcu jest ojcem. Mur niedopowiedzeń, nieszczerości rósł między nimi, zagęszczając atmosferę, zapowiadając wybuch ze strony Coco, która nie potrafiła zbyt dobrze znieść tego rodzaju napięcia.
- Na Merlina, Coco - westchnęła Is, mocniej obejmując małą. - Uspokój się. Nie sugeruję, że mogłabyś jej zrobić krzywdę. Summer ma się dobrze, to widać gołym okiem, zresztą nigdy bym cię nie podejrzewała o coś takiego. Chodzi mi o ciebie samą. Powinnaś się dogadać sama ze sobą. Nie zachowuj się, jakbym cię atakowała. Po prostu się martwię - podsumowała cicho, patrząc w oko Watson i zastanawiając się, czy ten wybuch jest wynikiem innych rozmów, na pewno był, ale czy nie odzwierciedlał też w jakiś sposób prawdziwych lęków Coco? Nie miała siły się nad tym zastanawiać, czuła się dotknięcia zachowaniem Watson, nawet kiedy sama sobie tłumaczyła, że dziewczyna jest w bardzo nieszczególnej sytuacji i równie nieszczególnej kondycji psychicznej.
To takie przyjemne uczucie - kiedy wyciągasz pomocą dłoń, a ktoś bije cię po palcach ostrym słowem.
Powrót do góry Go down


Coco R. Watson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Galeony : 5
  Liczba postów : 834
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6883-coco-r-watson
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6886-wiem-ze-chcesz-do-mnie-napisac
Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8




Gracz




Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" EmptySob Mar 08 2014, 17:42;

Cóż. Coco miała dość. Miała piekielnie dosyć wszystkiego co się stało w jej życiu. Miała dość Olivera. Charlie. Isoldy. Kaia… Caspra. Wszystkich miała dosyć. W tej jednej chwili zdała sobie sprawę, że wszystko co ją otaczało jest toksyczne i wyniszczające. Nie wiedziała czy przesadza, dramatyzuje czy po prostu jest zmęczona stagnacją. Fakt, w porządku – ciąża i pewne sytuacje, które miały miejsce ją wykończyły, ale na ten moment po prostu powinna odpocząć, od ludzi, którzy ponoć są jej przyjaciółmi. Powinni zrozumieć. Nie powinni jej oceniać. Powinni dać jej odetchnąć. Uciec. Pozwolić stanąć na nogach.
Wzięła głęboki wdech, a po chwili podeszła do Isoldy, biorąc Summer na ręce. Owszem, dziecko zaczęło płakać, bo może Coco nie zachowała się zbyt delikatnie, ale bynajmniej nie chciała być delikatna w momencie gdy ktoś po raz kolejny ją atakuje. Miała dość wyrzutów. Wszystkiego. Była tym po prostu zmęczona, jak niczym innym. Ucałowała córkę w główkę, a po chwili przytuliła ją do siebie, nie słuchając kompletnie tego co miała Bloodworth do powiedzenia, wszak Coco wiedziała lepiej. Dziecko powoli zaczynało się uspokajać, a rudzielec jak gdyby nigdy nic począł ubierać swoją kruszynkę, bo jedyne o czym marzyła to, to by jak najszybciej stąd kurwa wyjść. I nie wracać. Nie obracać się za siebie, bo jak to Dahlia mówiła… „Nie obracaj się za siebie, bo Ci z przodu ktoś przyje… UPS!” I tak było z Coco. Dawała się frajerzyć każdemu, ale dosyć tego. Skończyło się. Rosie stanie o własnych siłach i nikogo już nie poprosi o pomoc, a jeśli kiedykolwiek wróci będzie silniejsza i nie będzie już tak łatwo można jej złamać.
-Posłuchaj… Wszystko świetnie, cudownie… Każdy z Was próbuje mi pokazać, że ją skreślam. W porządku. Kai miał racje… Powinnam oddać ją do domu dziecka, bo jest za późno, bo dla Was ją przekreśliłam i bla bla bla bla… Coco zła i wyrodna matka. Ja pierdolę. Leczcie się. Wszyscy. – Powiedziała bardziej do siebie niż do niej, a po chwili gdy tylko Summer była ubrana, wsadziła córkę do wózka i okryła mięciutkim różowym kocykiem, co by czasem nie zmarzła, bo przecież nie mogła być chora. Nie teraz, kiedy ich życie miało się zmienić.
-Przepraszam Bloodworth, ale jak widać to spotkanie nie należało do najlepszych pomysłów. Nie powinnyśmy się spotkać, ani tym bardziej nie powinnam Cię dręczyć swoimi problemami. Dzięki za wszystko, ale w dalszym życiu dam sobie radę. Krótko mówiąc – wyjeżdżam i już nigdy nie wrócę. Po prostu mnie nie szukajcie. Ułudnych nadziei mi wystarczy. Podobnie jak jebanych obietnic, których słyszałam w swoim siedemnastoletnim życiu na pęczki i wiesz co? Dobrze, każdy z Was z tej historii coś wyciągnął, ale zabieram ją ze sobą, bo ona Was nie dotyczy. Możecie sobie użyć Obliviate i wymazać z pamięci Coco Rosie Frajerkę Watson. To najlepsze co w tej chwili Was spotka… - Rzuciła z głosem pełnym wyrzutu i już w pierwszej chwili gdy wydukała ostatnie słowa, żałowała. Żałowała wszystkie co padło z jej ust. Jednak nie będzie się obracać i nie wróci do przeszłości, było to zbędne. Wywróciła oczami, a po chwili opuściła Kociołek Amortencji, a po jej policzku spłynęła jedna łza. Jedna, samotna łza.
Dość. Dość upadków. Wstanie, a kiedy to nastąpi, nikt z przeszłości nie wróci do jej życia.

/zt. x2
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Knajpka "Kociołek amortencji" QzgSDG8








Knajpka "Kociołek amortencji" Empty


PisanieKnajpka "Kociołek amortencji" Empty Re: Knajpka "Kociołek amortencji"  Knajpka "Kociołek amortencji" Empty;

Powrót do góry Go down
 

Knajpka "Kociołek amortencji"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 9Strona 1 z 9 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Knajpka "Kociołek amortencji" JHTDsR7 :: 
londyn
-