widziadła - scenariusz tak, bo krosty -
3 - cesarzowaKrosty, jakie pojawiły się na jego ciele po kontakcie z fioletową mazią, były naprawdę upierdliwie. Nie wiedział, jak inaczej miałby nazwać problemy, jakie sprawiały, to jak piekły i jak wyglądały. Wiedział za dobrze, że zignorował je i teraz musiał mierzyć się z konsekwencjami, które miał nadzieję nie będą tak tragiczne, jak mogłoby się wydawać. Krosty z każdą chwilą bardziej piekły i trudno było pilnować, aby nie pękały.
Teleportował się przed wejście do szpitala, gdzie potrzebował chwili, żeby zroumieć, gdzie był. Pył wróżek, nie dość, że zawsze sprawiał problemy, przy teleportacji zdawał się zwiększać, tak jeszcze po byciu owianym nim z powodu listu, Whitelight był pewien, że znów będzie musiał mierzyć się z jakimiś halucynacjami. Wolał dostać się do środka szpitala, zanim do tego dojdzie, ale niestety nie było mu to dane. Najpierw usłyszał czyjś chichot. Specjalnie próbował go ignorować, ale kiedy śmiech wybrzmiał tuż przy jego głowie, odruchowo odwrócił się, aby zorientować się, że nikogo nie widzi. Właściwie, aby być dokładnym, nie widział wokół siebie dosłownie nic. Zapadła ciemność i choć był świadom tego, gdzie się znajdował, nie mógł dostrzec nawet swojego ciała, a do jego uszu dolatywał tylko czyjś chichot. Powtarzał sobie, że to halucynacje i z całych sił starał się nie wykonać żadnego ruchu, czekając, aż widziadła miną i będzie w stanie wejść do szpitala. Co prawda ryzykował, że w każdej chwili może zostać przez kogoś trącony, że być może komuś zagradzał drogę, ale nie mógł nic z tym zrobić.
Kiedy w końcu odzyskał wzrok, widok sinych krost na dłoniach nie był pocieszający, ale za to uświadomił mu, że naprawdę ma niewiele czasu i powinien się spieszyć. Z tego powodu skierował się w końcu, choć nieco chwiejnie do środka szpitala, prosto na izbę przyjęć, której zwyczajnie nie znosił. Oczekiwanie na własną kolej do uzdrowicieli nigdy nie było jego mocną stroną, ale skoro sam nie znał się na uzdrawianiu, nie miał zbyt wielkiego wyboru. Podszedł do recepcji, aby zgłosić potrzebę pomocy, wypełnił odpowiednie dokumenty i usiadł w oddaleniu od pozostałych pacjentów, obserwując chaos, jaki zwykle panował w tym miejscu. Nie czuł się dobrze, a krosty wciąż piekły. Początkowo myślał, że zdoła się do tego przyzwyczaić, ale teraz był pewien, że to nie było takie proste. Ilekroć myślał, że już przestał je czuć na swojej skórze, albo wykonywał ruch, przez który naciągała się skóra, na nowo naruszając krosty, albo uderzał w niego podmuch wiatru, czy nawet ktoś na niego wpadał. Cokolwiek Whitelight próbował wymyślić, byle w jakiś sposób wytrzymać, okazywało się, że nie ma sposobu, aby krosty przestały mu dokuczać.
W końcu jedna z pielęgniarek z miłym uśmiechem na twarzy zawołała go do odpowiedniego gabinetu, gdzie został dokładnie zbadany. Musiał raz jeszcze opowiedzieć o tym, w jaki sposób nabawił się paskudnych krost, a nawet pokazał list, na wypadek, gdyby były na nim jeszcze resztki mazi i liczył na to, że zajmujący się nim uzdrowiciel odnajdzie jakiś sposób na krosty. Nie wydawało się to jednak tak proste, więc Nakir czekał posłusznie, siedząc na kozetce, poddając się kolejnym badaniom, nim otrzymał eliksir, który bez słowa wypił, a później posłusznie czekał, aż pielęgniarka nałoży na krosty jakiś wyciąg. Był zdania, że spędził w gabinecie dobrą godzinę, jak nie dłużej, nim ostatecznie go wypuszczono.
@Maximilian Felix Solberg