Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Balkon

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 1 z 2 1, 2  Next
AutorWiadomość


Dexter Vanberg
Dexter Vanberg

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 32
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 2342
  Liczba postów : 1898
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2680-dexter-vanberg#91111
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2721-dexterkowe-lisciki
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7160-dexter-vanberg#204285
Balkon QzgSDG8




Administrator




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Balkon  Balkon EmptySob Sty 14 2012, 16:34;


Balkon






Powrót do góry Go down


Ramiro Ismael Puente
avatar

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : wilkołactwo, teleportacja
Galeony : 152
  Liczba postów : 136
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyNie Sty 22 2012, 22:49;

Świetnie. Ledwo doszedł chłopak do swojego pokoju, i zdążył zabandażować dłonie, już ktoś coś od niego chciał. Przeczytał liścik. Lecz nie miał siły, się wysilać i myśleć od kogo jest. Pewnie normalnie w ciągu sekundy, by się zorientował. Lecz stracił dużo krwi. Nawet bardzo dużo. Był cały pobladły, wciąż krwawił, i niebezpiecznie chwiał się na nogach. Do tego, jego ręce to była istna masakra. Nie mógł poruszać palcami, lecz oczywiście nie oszczędzał sobie bólu. Jak być sadystą, to już na całego!
- Dobra dobra idę! - Warknął, do zbyt natarczywej sowy, która się pogniewała i odleciała. No tak, tracił nieco panowanie nad sobą. Westchnął ciężko, i wstał. Jego wstanie omal nie zakończyło się upadkiem. Wspaniale. Przez myśl mu przeszło żeby zabić osobę, która go ściąga na jakiś durny balkon. Lecz to była tylko chwila. Oczywiście że Ramiro, by czegoś takiego nie zrobił. No ale cóż. Jedyną osobą z jaką naprawdę, chciał się zobaczyć. Była Evka. Może odszuka jej pokój i sam do niej pójdzie? (Dobrze ze nic mu nie wiadomo. Że współlokatorką Evki jest Cornelia)
Równą godzinę, zabrało mu dojście na balkon. A było to przecież, jak z stąd dotąd! Ale naprawdę, nasz drogi Hiszpan. Nie był na siłach.
Kiedy wyszedł na balkon, nikogo nie zastał. Świetnie. A on nie miał siły, się wracać. Ledwo odpadł na zaśnieżony fotel, i natychmiast zasnął, na przeraźliwym mrozie. Przez bandaże pojawiały się pierwsze, obfite plamy krwi. Twarz była blada, może nawet sina. Normalnie jak trup! Na jego twarzy, widać było zmęczenie. Nie tylko to fizyczne, lecz także to psychiczne. Czyżby chłopak, miał załamanie nerwowe? Tego nie wiem. Lecz z pewnością, miał on swój gorszy dzień. Nie miał na nic siły, a jedyną myślą, jaką miła. To czy Cornelia zdoła sobie z kimś ułożyć życie? Czy zdoła, przyglądać się na to biernie? Czy będzie szczęśliwy, patrząc na jej szczęście. Chociaż będzie ono w ramionach innego? Ramiro szybko się obudził, zlany zimnym potem. Nie miał siły się nawet podnieść z fotela, na którym było od czorta śniegu.
- Szlak by to... - Szepnął, przymykając oczy. Dobrze wiedział, jaki jest jego stan. Znał się na medycynie, wystarczająco by móc ocenić, co się może z nim stać po utraci tylu ilości krwi. Szczerze? Nic, a nic go to nie interesowało. Jedynie dwie osoby w jego życiu, były na tyle ważne by mogło go związać z tym światem. I pewnie dla tego właśnie jeszcze żyje, a nie powiesił się na jakieś lince. Myśli samobójcze? No nieźle..
Jedynie Cornelia i Eveline. Nikt inny go nie wiązał, z tym światem, Cornelia sobie poradzi, i było dla niej lepiej. Jeśli jego nie będzie. A Eveline? Była jego młodsza siostrą, a bynajmniej tak ją kochał. Lecz to ona zawsze była silniejsza. A przynajmniej mniej rozważna i odważna. Ona na pewno sobie poradzi!
Powrót do góry Go down


Cornelia Somerhalder
Cornelia Somerhalder

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, wilkołak
Galeony : 1616
  Liczba postów : 2144
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2503-cornelia-somerhalder
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4053-corin-somerhalder#120896
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyNie Sty 22 2012, 22:59;

Jej strój nie zmienił się od wczoraj. Zasnęła późnym wieczorem, rankiem nie zeszła na śniadanie. Właściwie nie robiła nic. Nawet po pokoju przemykała się tak, jakby jej nie było. Jakby nie istniała. Może po jakiejś części to był fakt. Może żyła nadzieją, ale jednocześnie nadzieja była od zawsze matką głupich prawda? I nawet jeśli jedno uważa, to może się okazać, że w rzeczywistości jest całkiem inaczej. I tego się bała najbardziej. Najbardziej na świecie bała się tej prawdy o Ramiro.
Złapała Lilly w korytarzu. Ruszała właśnie na spotkanie na balkon. Zatrzymała ją i spojrzała na nią jednoznacznie. To nie jest jej misja w tym wszystkim. Wczoraj, owszem. Chciała, żeby to ona porozmawiała z krukonem. Z nią nie chciałby zapewne się zobaczyć. Jej przyjaciółka była więc ostatnią deską ratunku, bo skoro przejęła się jego losem to zapewne musiał ją chociaż odrobinę polubić. Lil wiedziała o wszystkim i mogła spytać go jak to się wszystko stało? Co wdrążyło się w jego przeszłość niszcząc mu życie?
Tak więc zatrzymała przyjaciółkę i sama ruszyła na balkon. Zdecydowanie to był zły pomysł. Chociaż... Może nie? Przecież nie zeskoczy z wysokiego balkonu na ziemię prawda? Więc w razie czego nie będzie mógł jej uciec. Przemierzała korytarz w czarnych rurkach i męskiej bluzie, z której zdążył już ulecieć zapach feromonów, które działały na nią niczym uzależniasz. Może nawet lepiej niż czekolada! Włosy miała związane w długi warkocz, który leżał na jej ramieniu, a pozostawiona grzywka była rozczochrana. Mając ręce w kieszeniach doszła do miejsca, które możliwe, że było jednym z najważniejszych jakie pojawiły się w jej życiu.
Spoglądała chwilę na niego. Siedział tak, zmarnowany, zmęczony. Co on robił po odejściu znad wodospadu? Gdzie przebywał? Zdecydowanie ta wiadomość nie była niczym dobrym. Gryffonka odchrząknęła żeby zwrócić na siebie uwagę, chociaż pewnie już wcześniej usłyszał ten ej charakterystyczny chód z mocniejszym naciskiem prawej stopy. Podeszła kawałek w jego stronę.
- Wybacz podchodzi, nie byłam pewna czy przyjdziesz, jeśli będziesz wiedział, że to ja chce się z tobą zobaczyć – Mówiła cicho. Wzrok miała zwrócony gdzieś w dal. To nie ukazywało ani trochę, żeby przebieg wydarzeń miał być miły dla jednego z nich.
Podeszła do barierki. Oparła się o nią łokciami, a więc lekko się zgięła. Zastanawiała się nad tym co ma powiedzieć. Przegryzła delikatnie wargę. Zacisnęła powieki i ponownie na niego spojrzała.
- Wiesz... Byłam wczoraj pijana. Mało pamiętam z tamtego wieczoru. Ale dwie rzeczy zdecydowanie utkwiły mi w pamięci... - Mruknęła podchodząc do ośnieżonego fotela. Spoglądała na Ramiro. I co teraz? Zacznie go wypytywać o to bycie zwierzęciem? Interesowało ją to, fakt. Ale czy to był dobry moment? Może jednak powinna odpuścić. Uśmiechnęła się do niego tak czule. Tak szczerze. Wyciągnęła rękę. Delikatnie ułożyła ją na policzku chłopaka. Łaskotała opuszkami jego skórę. A potem najzwyczajniej w świecie strzeliła mu z otwartej dłoni w twarz.
Powrót do góry Go down


Ramiro Ismael Puente
avatar

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : wilkołactwo, teleportacja
Galeony : 152
  Liczba postów : 136
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyNie Sty 22 2012, 23:25;

Ramiro nie słyszał dziewczyny. Znajdował się w krainie nocnych marzeń, lub raczej koszmarów. Tak więc, nie zorientował się kiedy przyszła, ani nie słyszał co mówiła. Obudziło go dopiero spoliczkowanie. Otworzył oczy. To co zobaczył. Albo raczej kogo zobaczył. Uśmiechnął się delikatnie, aczkolwiek czule. Nie potrafił inaczej się uśmiechnąć, chociażby chciał. Za to zatopił ręce w śniegu, chłodząc je sobie. Musiał być w miarę przytomne, bo chyba szykuje się dłuższa pogawędka. Swoja drogą mógł się domyślić, takiego przebiegu wydarzeń. I pewnie by to zrobił, gdyby nie fakt utraty krwi i nieprzespania całej nocy. Chociaż to drugie, prawie w niczym nie przeszkadzało. I tak mało sypiał.
Tak czy owak spojrzał się na swą... Kogo? Ukochaną? Czy miał prawo ją tak nazwać? Szczerze w to wątpił. Lecz nie mógł zmienić, tego co czuję. A chciałby. Gdyby mógł zmienić bieg wydarzeń... Lecz ilu to już przed nim, chciało to zrobić? Jego wzrok był zmieszany i nie krył ani dziwienia, ani zmęczenia. Nie miał siły, na żadną mimikę twarzy.
- Dziękuje za pobudkę, lecz chciałbym się jeszcze nieco zdrzemnąć. Jeśli to wszystko czego od de mnie chciałaś. - Wyszeptał, i zamknął ponownie oczy. Czuł jak ręce ponownie, pokrywają się krwią. Chyba powinien z miejsca pójść z tym do profesora Aleksa. No nic. Miał jedynie nadzieje, że krew nie była widoczna na śniegu. Czy był dla niej nie miły? Starał się taki być. Powinna o nim zapomnieć, znienawidzić go. Powinien budzić u niej wstręt i obrzydzenie. Nie ważne jak jego to bolało, to jej szczęście było najważniejsze. A on sam? Poradzi sobie jakoś, na pewno da sobie radę. Tak pomijając, ze jeszcze nie dawno miał w głowię, myśli samobójcze. Dobra nie wnikam.
W końcu jednak chłopak dał za wygraną, i spojrzał się na dziewczynę. Mógł godzinami tonąć w tym spojrzeniu. Całymi dniami słuchać jej bicia serca. Dlaczego życie musiało być tak okrutne? Dlaczego zawsze musiało, iść na przekór wszystkiemu i stawiać dwójkę bliskich sobie osób, po niewłaściwej stronie lustra? Po niewłaściwej stronie granicy. Gdzie żeby być z tą drugą osobą, trzeba ów granice przekroczyć, a to nie zawsze wychodzi nam na dobre. Czemu Ramiro nie mógł urodzić się egoistą, mieć w dupie zasady i wszystko inne? Czemu zawsze martwił się o drugą osobę, i stawiał jej szczęście ponda wszystko, nawet ponad swoje własne? Lecz to było nie ważne. Ważne było, dlaczego nie mógł zaryzykować. Dlaczego nie mógł, jej wszystkiego wytłumaczyć, i prosić o przebaczenie, o szansę. Bo powinien! Zamiast tego, starał się być dla niej nie miły, wręcz okrutny. Tylko dlaczego jego szept był bardziej czuły, niż zimny? Dlaczego patrzył się na nią takim wzrokiem, chociaż nie powinien? Wszystko było nie takie jak powinno.
Kolejna dawka bólu przeszyła jego ciało, co spowodowało ciche jękniecie. Jego kości były mocno, zdeformowane i dawały o sobie znać. Ciekawe jak to drzewo wygląda?
- Dlaczego tutaj przyszłaś? Wiesz kim jestem. I musisz wiedzieć, że to nie może się dziać. To nie ma prawa bytu! - Dokończył już dobitnie. Czego jeszcze dziewczyna chce? Czemu nie pokieruje się instynktem, samozachowawczym i nie ucieknie? Tak jak wczoraj? Chociaż wczoraj to była, jedynie próba ucieczki, to jednak nie wiele to zmieniało. Dopiero teraz zauważył że ma jego, kurtkę na sobie. Uśmiechnął się do niej. Szerzej i czulej niż powinien. Pięknie! Mówi jedno, robi coś zupełnie innego. Cudownie!
Powrót do góry Go down


Cornelia Somerhalder
Cornelia Somerhalder

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, wilkołak
Galeony : 1616
  Liczba postów : 2144
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2503-cornelia-somerhalder
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4053-corin-somerhalder#120896
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 06:57;

I jak zwykle. Tak to jest, że jeśli Cornelia ma coś zaplanowane, to wszystko jej się najzwyczajniej w świcie knoci. Więc jej się proszę nie czepiać, bo to nie jej wina, że nawet jeśli każdy szczegół ma opracowany to stanie się coś takiego, że nie wytrzyma i zrobi coś nim zdąży to przemyśleć. Tak jak teraz.
Powiedziała nie tyle do niego, co bardziej do siebie te kilka słów. Jakby siebie utwierdzić w tym przekonaniu, że z wczorajszej nocy pozostały w niej ważne wspomnienia. Ale kiedy go dotknęła, by potem szturchnąć go delikatnie i obudzić... Przez jej serce przeszedł taki ból, że nie mogła się powstrzymać, by go nie uderzyć. Dlaczego? Wtedy ją zostawił, teraz na nią nawet nie czekał.
Lecz skoro nie czekał... To dlaczego kiedy się obudził tak po prostu się do niej uśmiechnął. I to nie była chytrość, która pasowałaby do pierwszych podejrzeń. On po prostu pokazał, że jest szczęśliwy, że ją widzi. Spostrzegła, jak bardzo jest blady. Może po prostu był niewyspany? Gdzie był całą noc?
Potem się do niej odezwał. A ona miała ochotę po prostu się z niego śmiać. Że tak bardzo chce, żeby ona go znienawidziła. Tak bardzo chce, żeby odeszła. I tak bardzo mu to wszystko nie wychodziło. Może cała sprawa nie była zabawna. Zdecydowanie, było to cholernie poważne. Jednakże ten szczegół... Powstrzymała salwe, jednak nie powstrzymała radosnego uśmiechu.
Obejrzała go dokładnie. Każdy cal po calu. Nie był dzisiaj tym silnym sobą, przy którym miała wrażenie, że uściskiem mógłby ją udusić gdyby tylko miał taką ochotę. Doszła w końcu do ręki... Zanurzonej w śniegu? Usłyszała jego cichy jęk. Czy on znowu chciał sobie palce odmrozić? Sięgnęła do jego nadgarstka. Nie wiedziała czy zareaguje, czy ma na to siłę. Ale to, co ujrzała zdecydowanie było dla niej straszne. Na białym puchu pozostała czerwona ciecz. Na rozmokniętym bandażu krwi jeszcze więcej. W momencie robiło jej się słabo, ale przecież nie mogą tutaj teraz zemdleć. Przecież on w ogóle nie myśli o tym, że jest ranny. Już dawno powinien go ktoś uleczyć. Cornelia dźgnęła kaptur bluzy palcem dłoni, którą nie trzymała jego nadgarstka. Zza materiału wychylił się mały szczurek wyraźnie niezadowolony z pobudki.
- Wiesz kogo ugryźć... Niech cię goni aż tutaj. Ona zna się lepiej na zaklęciach leczniczych... W końcu sama wiecznie robi sobie krzywdę... - Poinformowała swoje zwierzątko, które zeskoczyło jej z ramienia i ochoczo ruszyło na jakże ważną dla niego misję. Lilly nienawidziła Dracona, dlatego na pewno będzie chciała skorzystać z okazji, żeby go ugotować. Corin miała nadzieję, że pamięta zaklęcia leczące i uzupełniające krew. Żeby mu pomóc przynajmniej na razie.
- Wiesz, mam ochotę ci przywalić jeszcze raz, ale tym razem tak, żeby zabolało bardziej – Mruknęła do niego, a powodem jej złości oczywiście były jego dłonie. Jest tak lekkomyślny. Kto by pomyślał, że ktoś, kto musiał dorosnąć dużo wcześniej niż jego rówieśnicy ani trochę nie pomyślał o skutkach swojego działania? Ona aż tak mogła na niego wpływać. Może więc miał rację, nie powinni być razem. Ale właściwie... Cornelia zawsze była egoistką. Chciała przede wszystkim swojego szczęścia, którego rzadko zaznaje. Dlatego będzie z nim, czy mu się to podoba czy nie... A dobrze wiedziała, że on też tego chce.
- Przyszłam tutaj, bo szczerze chcę ci powiedzieć, że cie nienawidzę. Że mam ochotę cię z tego balkonu własnoręcznie wypchnąć – Powiedziała szeptem kucając przed nim, przed fotelem i spoglądając od dołu na jego twarz.
- Jestem na ciebie wściekła za to, czego się wczoraj dowiedziałam... - Spuściła głowę. Chciała pozbierać myśli. Dopiero po chwili ponownie była w stanie spojrzeć w te jego oczy. Czemu się kryje? On zna jej wszystkie uczucia.
- Dowiedziałam się, że jesteś w stanie zostawić mnie na środku lasu w zimnie z kurdupelkiem, który chodzić nie umie, żeby nie być bliskim zabicia się. Cała reszta ma dla mnie tak dużego znaczenia... Wiem, kim jesteś. Tego nie zapomniałam. I naprawdę, jestem pewna, że to nie jest przeszkodą. Wczoraj może była przerażona. Bałam się, bo żyje stereotypami. Zresztą, zachowałeś się tak, jakby ci nigdy na mnie nie zależało – Spojrzała na niego z lekką nurką wyrzutu w oczach. Ale nie przerwała. Chciała to powiedzieć póki nie ma Lillyanne. A ona zapewne lada chwila pojawi się tutaj. Zakaszlała kilka razy. Pamiątka z poprzedniego dnia, która sprawiła, że głos dziewczyny był lekko przyciszony, nie chciała bowiem skrzypić jak drzwi od starej szafy.
- Czytałam, myślałam. I jestem pewna, że jeśli dasz sobie szansę, to może nam się udać. Twoja tajemnica nas nie rozdziela, tylko łączy. Bo jestem nieliczną z osób, które świadomie o tym poinformowałeś, prawda? - Może ta sytuacja była dla niej troszkę rozczulająca. Jednak tym razem nie płakała. Tym razem to ona będzie silna, kiedy on jest osłabiony i trzeba mu pomóc. Wpatrywała się w niego oczekując czegokolwiek. Może Corin nie widziała go w innym stanie, nie jest zdolna myśleć w pełni racjonalnie, bo jest w środku tego zamieszania. Ale prawie nigdy nie zastanawia się tak długo nad jedna rzeczą. I nigdy tak długo nie podejmowała żadnej decyzji.
Powrót do góry Go down


Ramiro Ismael Puente
avatar

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : wilkołactwo, teleportacja
Galeony : 152
  Liczba postów : 136
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 13:31;

Odcinek 981 Mody na Sukces....
A więc nie nawiedziła go za to, CZYM jest. Tylko za to jak postąpił? To był plus. Naprawdę. Dużo lepiej, jest żyć ze świadomością, że ktoś cie nienawidzi, za twoje postępowanie. Za coś na co miałeś wpływ. Ludzie go znienawidzą za to że jest wilkołakiem. Za coś, na co kompletnie nie miał wpływu. Tak więc Ramiro ucieszył się, że jest jak jest.
- Bo mi nie zależy. - Wysyczał, najwyraźniej już zmęczony. Zdecydowanie tracił zbyt dużo krwi, w zbyt dużym tempie. Nie miał nawet siły, wyrwać ręki z jej delikatnego uścisku. Wszystko w głowie wirowało. Normalnie by się spostrzegł, że dziewczyna boi się krwi. Lecz teraz nie był w stanie nawet spostrzec, czy śnieg pada. Jedno jednak odkrył. Jest zdecydowanie, łatwiej kłamać kiedy się na nią nie patrzy. Powinni się już więcej nie spotkać, omijać siebie nawzajem. Tak będzie lepiej. Dalszą jej wypowiedź, ominął. Nie komentował, i nie rozmyślał. To było zdecydowanie dla niego, zbyt wiele.
Ramiro wstał, niebezpiecznie się przy tym chwiejąc. Spojrzał gdzieś po za balkon, i oparł się ręką o barierkę. Co było ewidentnym błędem, gdyż za porcjował sobie, kolejną dawkę bólu. Lecz to i tak pozostawało, bez znaczenie. Ból fizyczny był niczym, w porównaniu z bólem jaki sprawiał sobie, odrzucając dziewczynę. Czuł że jeszcze trochę i może pęknąć. Ponownie się rozpłakać, i zacząć się użalać nad sobą. A do tego nie dopuści. Wiec co zrobi? Pójdzie się upić, a co! Alkohol który zadziała w nie wyobrażalną szybkością, mieszając się z krwią której prawie nie ma. Doprowadzi do utraty krwi, jeszcze w szybszym tempie, co skończy się utratą świadomości i przytomności. Możliwe że doprowadzi do zbyt dużej utraty krwi. A finał tego, wszyscy możemy się domyślić.
Czy dziewczyna była jedną z nielicznych osób, której powiedział o tym świadomie? Tak. Była drugą której chciał a nie musiał powiedzieć. I była czwartą osobą, która wie. No z tą drugą dziewczyną która podsłuchiwała, to było ich pięć. Lecz to i tak bez znaczenia. Dla ludzi zawsze pozostawało bez znaczenia, w jaki sposób stałeś się wilkołakiem. Czy tego chciałeś czy nie. Oczywiście są głupcy, którzy nie traktują tego jak przekleństwo, lecz jak błogosławieństwo. Wykorzystują oni to czym sa. Nie wstydzą się tego. A w zabijaniu innych widzą wielką radość. Dlatego właśnie wilkołaki są tak znienawidzony. I właśnie dla tego, tym którzy byli jak Ramiro. Jest tak cholernie ciężko. Istnieją jeszcze odosobnione przypadki, które na wskutek nie kontrolowanych wydarzeń, zapominają swego zbawień czego eliksiru z tojadu. Lecz o czym ja myślę.
Chłopak próbował minąć dziewczynę. Przez jego głowę przeszła myśl o Eveline. Ona była wyjątkiem, tak niesamowitym, że nawet jego. Jako geniusza. To zadziwiało. Gdy się dowiedział że omal nie zginęła przez wilkołaki, a najbliższa jej osoba poświęciła swoje życie, by ta mogła uciec. Wiedział że gdy się dowie kim jest, to go znienawidzi. Efekt był całkowicie odwrotny. W skutek tego, stali się rodzeństwem. Stało się coś, co wykraczało po za logiczne, i racjonalne myślenie. Coś co nie powinno, a jednak. Cornelia była prawie taka sama. Prawie. Bo ją Ramiro nie kochał jak siostry, i tutaj następował błąd którego się jego serce dopuściło. U Corneli także zawodził instynkt, który powinien nakazywać jej ucieczkę. Ona wręcz legła tam gdzie jest niebezpieczeństwo. Może to przez to, że się wychowała w męskim towarzystwie. Lecz ilu facetów uciekło by na wieść, że Ramiro jest wilkołakiem? Trudno powiedzieć. Lecz ilu by dalej przy nim zostało? Czy ktokolwiek by został? Najgorsze co może w takich sytuacjach zawieść, to nie nogi które odmówią posłuszeństwa. Lecz instynkt który zamiast uciekać, każe zostać.
- Jestem najbardziej znienawidzoną kreaturą w tym świecie. Nawet Lord Voldemort wyśmiewał wilkołaki, i traktował je na równi z szlamami. - Powiedział Ramiro, z wyraźną nienawiścią. Nienawiścią skierowaną ku sobie. Nienawiść, niechęć obrzydzenie. Takie uczucia można było dosłyszeć w jego głosie. Kiedy tak stał chwiejnie, patrząc przed siebie. Na jego twarzy była zaciętość, lecz także i ból. Krew powoli, przesiąkała przez bandaże, na co nie zwracał uwagi. To wszystko zaczęło się jakoś w tym okresie. Niedługo będzie pełny trzeci rok. Przez te trzy lata, dojrzał jak gdyby minęło już z lat, piętnaście. Lecz nadal zachowywał się lekkomyślnie. Tak wiedział o tym. Lecz na czymś musiał wyładować swój gniew i swoją frustracje. Swoje obrzydzenia, i nienawiść do samego siebie. Lecz także i do świata. Do tych wszystkich, którzy nie potrafili pojąć że to przekleństwo, które cie wyniszcza. Po każdej przemianie, gdzieś uchodziła radość życia. A zostawała zastąpiona powagą, i nienawiścią do samego siebie. Gdzieś uchodziło chęć do życia, i krył się sens istnienia. Każda przemiana to jak, upadek na sam dół. Tam gdzie jest tak ciemno, że nie widać samego siebie. Każda przemiana to zszywania, samego siebie bez znieczulanie. Czy on się nad sobą użala? Tak.
Powrót do góry Go down


Cornelia Somerhalder
Cornelia Somerhalder

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, wilkołak
Galeony : 1616
  Liczba postów : 2144
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2503-cornelia-somerhalder
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4053-corin-somerhalder#120896
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 15:33;

/Niee, bo w tym momencie to jest M jak Miłość. Uważaj na kartony :D/

No tak. Z tą nienawiścią z jej strony… Ona potrafiła powiedzieć, że nienawidzi kogoś tylko dla tego, że nie chciał jej podać soli stojącej na stole dosłownie parę centymetrów od jej ręki. Faktem było, że te słowa w jej ustach nie znaczyły kompletnie nic. Jeśli ktoś naprawdę doszedł do takiego etapu, że Cornelia darzyła go najwyższą formą wrogości, to zazwyczaj po prosty starała się za wszelką cenę sprawić, żeby ta osoba cierpiała jednocześnie nie wiedząc, z której strony nadchodzi cios. A więc w jej przypadku nienawiść była zazwyczaj równa z chęcią zemsty. A jedyną osobą, którą w tym momencie chciała wręcz zabić była Elena Marion, która śmiała spróbować zrobić krzywdę jej najlepszej przyjaciółce. Ale to już inna historia.
- Ramio zależy ci… Więc przestań. Proszę cię… Przestań – Szepnęła cicho wciąż i wciąż czekając na Lillyanne? Gdzie ona się podziewała? Zazwyczaj Dracon nie potrzebował nawet minuty, żeby dziewczynę doprowadzić do wściekłości. W końcu szczurzysko umiało być przekonujące. A on potrzebuje opieki natychmiast!
Corn nie widziała jakim cudem, jednakże potrafiła dostrzec w nim kłamstwo. Przynajmniej tak jej się zdawało. Może to objaw słabości chłopaka zakłócał jego zdolności oszukiwania? Zdawało się właśnie tak być. W końcu cierpiał. I przysparzał sobie tego bólu z każdą chwilą jeszcze więcej. Przeklęty Masochista!
Kto jeszcze poza nią i Lilly wiedział o jego sekrecie? Nie miała pojęcia. Na pewno był ktoś, kto starał się w miarę swoich możliwości organizować dla niego eliksir, pozwalający mu na to, by nie robił ludziom krzywdy podczas pełni. Nie znała Ramio zbyt wiele, więc nie mogła nawet podejrzewać, że jest poza nią ktoś dla niego na tyle ważny. Ha! I dobrze, że nie wiedziała, że to Eveline. Między innymi dla tego, że nie przepadała za ową dziewczyną.
Zdecydowanie lepiej było, że mężczyzna tak bardzo stara się nie być potworem. Że nie bawi się swoim nowym życiem i nie zabija, nie niszczy życia innym. Corinek nie mogłaby zaufać mu gdyby wiedziała, że komuś innemu potrafi robić krzywdę. A czy… Czy zabił już człowieka? Lub czarodzieja? Bardzo chciałaby go o to spytać. Chciała go spytać o tyle rzeczy. Tylko niech on wreszcie przestanie ją odrzucać. Musi zauważyć, że to nic nie da. Jedynie jeżeli sprawiłby jej cielesny ból pokazując jej, że jest do tego zdolny uciekłaby. Znowu. Tak bardzo ją bolało to, że wtedy uciekła. I zapewne jeszcze bardziej zabolało chłopaka. I to był kolejny powód, dla którego tak bardzo o niego walczyła.
Próbował ją minąć. Czy naprawdę musi każdego od siebie odrzucać? Na pewno ma jakiś bliskich. Na pewno jest ktoś kto sprawia, że chłopak chce jeszcze żyć. To niemożliwe, żeby nie miał kogoś takiego. Bo w końcu skoro tak się rani, to ktoś zapewne dba o niego dzięki czemu nie widać po nim na co dzień jak bardzo wiele bólu sprawa mu egzystencja. Bo życiem tego zdecydowani nie można by to nazwać. Jej zdaniem Ramio nie żył. On się po prostu wciąż karał. Stanęła przed nim stanowczo nie pozwalając mu, żeby wychodził.
- Tak wiem Ramio. Wiem, jesteś potworem. Wiem, że jesteś bestią. Wiem, ja to wszystko wiem… Ale zostałam. Czy to naprawdę nic dla ciebie nie znaczy? – Spytała go cicho. On tak bardzo… Tak strasznie brzydził się samego siebie. Wiedziała, że jest jego słabością, przynajmniej w pewnym sensie. Zauważyła, że przy niej chłopak bardzo się waha. Że ma problem z robieniem tego, co powinno być dla niej oczywiste. I chciała to wykorzystać. Podeszła do niego i objęła go dłońmi w pasie. Ułożyła czoło na jego torsie.
- Wszystko wydaje się być pozbawione sensu. Ale kiedy jestem z tobą, jest inaczej. Nie wiem dlaczego – Chciała, żeby dzięki niej odzyskał tą radość życia. Żeby przemiana nie była dla niego już taką wielką boleścią. I nawet jeśli w tamtym momencie nie będzie z nim mogła być, czy nawet w pobliżu, to oczywiste. Ale przecież mógłby jakiś czas później odwiedzić ją w pokoju i przytulić się do niej. Tak po prostu. Bez zbędnych słów… Które teraz przydały by się jak jasna cholera.
- Ramio proszę cię, usiądź. Zaraz Lillyanne przyjdzie i ci pomoże… Nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Przepraszam… To moja wina – Chciała za wszelką cenę, żeby przestał się obwiniać za wszystko, żeby… Jakby to powiedziała mała dziewczynka, żeby nie był smutny. Jak już się użalajmy, to nad nią. Niech tylko on zapomni chociaż na chwilę o tym, jak bardzo ma schrzanione życie.
Powrót do góry Go down


Ramiro Ismael Puente
avatar

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : wilkołactwo, teleportacja
Galeony : 152
  Liczba postów : 136
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 16:44;

Ramiro stał tak zatopiony we własnych myślach. Głos Corneli dochodził do niego, z oddala. Tak to już bywa, gdy ktoś mocno się zamyślił, zbyt mocno by jakiś ruch lub głos, mógł go wybudzić z zamyśleń.
Tak naprawdę, Ramiro miał jedynie Eveline. Czy ona dawała mu sens życia? Raczej powstrzymywała go od, skończenia swojego życia. Czy jak zostało już powiedziane. Egzystencji. Związała go łańcuchem, wiążącym jego i siebie samą. Dając jasno do zrozumienia, że jeśli coś sobie zrobi, to pociągnie ją za sobą. Był jej wdzięczny za wszystko, zwłaszcza za szczere długie rozmowy. Lecz dosyć o tym. Ile można?
Chłopak nie zareagował na głos dziewczyny, ani na jej przytulenie się. Wiedział jednak że ma rację. W każdy calu ma rację. Co gorsza, potrafiła doskonale wykorzystać słabość chłopaka co do niej, i słabość fizyczną. Młody Hiszpan, czuł jak opada z sił. Naprawdę już nie miał siły dalej walczyć. Nie miał siły już więcej ją odtrącać, dla jej własnego dobra. Lecz dlaczego nie dopuszczał do siebie myśli, że to on mógł być dla niej tym co najlepsze? Pewnie dla tego że się siebie brzydził. Tak nisko, siebie samego cenił. Że nie mógł sobie wyobrazić, że ktoś może go potrzebować. Dla tego, działo się to co się działo. Dla tego ją odtrącał, lecz nie miał już na to siły. Jego głowa z wolna, opadła zatapiając się w jej włosy. Nie miał ani siły, ani ochoty już dłużej się bronić. Może dziewczyna z niego kiedyś zrezygnuje, nim będzie za późno. A może okaże się, dziewczyną która będzie przy nim trwała, nawet jeśli ktoś w końcu odkryje o nim prawdę? Może okaże się, że Ramiro odnajdzie w sobie chęć do życia? Chociaż tak naprawdę, od pierwszego spotkania, czuł chęć do życia przy dziewczynie. Tyle że starał się, zabić w sobie to uczucie. Lecz jak widać, bez rezultatu.
- Znaczy. Nawet nie wiesz jak wiele, to dla mnie znaczy. Właśnie dla tego, że jesteś dla mnie kim nad zwyczaj wyjątkowym. Właśnie dla tego nie powinno cie przy mnie być. - Powiedział zmęczony głosem. Czy w końcu dziewczyna to zrozumie? Czy w końcu, pojmie niebezpieczeństwo jakie niesie za sobą, bycie z kimś takim jak on? A co jeśli pojęła, to wszystko? Co jeśli wie i rozumie, lecz chłopak nie dostrzega tego? Co w tedy?
Ramiro odsunął się od niej. Swoją ręką dotknął jej policzka. Na jego ustach zakwitał, uśmiech. Taki uśmiech, jaki widać, gdy ktoś po drugiej samotnej wędrówce, dociera do swego celu. Do swego azylu. Mimo ze chciał by dziewczyna odeszła, nim do końca straci siły by ją odrzucać. Mimo że chciał zrobić wszystko by sobie poszła. To jednak już przegrał tę walkę. Wiedział to, nie wiedział jedynie czy to dobrze czy źle.
- Nigdy nikogo nie prosiłem, by ktoś trwał przy mnie. Pewnie dla tego, oprócz siostry, nie posiadam nikogo. Ciebie też nie będę o to prosił. - Bo nie mogę. Dokończył w myślach, lecz nie zdecydował się, by powiedzieć to na głos. Ramiro nie dopuszczał nikogo do swego serca. Lecz dwie osoby same tam trafiły. Teraz je z stamtąd, nie wypuści. Będą już tam na zawsze, a jeśli któreś stanie się krzywda. W tedy wpadnie w szał. Ramiro nie był mściwy, nigdy się nie mścił. Lecz wiedział że jeśli Corneli lub jego siostrze coś się zdarzy. Wiedział że w tedy straci panowanie nad sobą, tak jak przy drzewie. To była przerażająca myśl. Przerażało go to, ile nienawiści w sobie ma. Jak łatwo traci kontrolę nad sobą, i to kim się w tedy staję. Ramiro nawet nie przypuszczał, że potrafi być on taki... Okrutny. Taki pełny gniewu i taki, bezlitosny. Ile jeszcze sam o sobie, nie wiedział?
Lecz teraz kiedy tak stał. I patrzył w jej oczy. Dlaczego nie potrafił powstrzymać uśmiechu? Dlaczego nie potrafił powstrzymać, ręki która z taką czułością gładziła jej policzek? Dlaczego nie potrafił sobie wyobrazić, by właśnie teraz dziewczyna odeszła? Mimo ze tego chciał. Bo wiedział ze tak będzie najrozsądniej. To jednak nie potrafił, dopuścić do siebie myśli by tak się stało. Dlaczego? Ja bym obstawiał że się zakochał. Lecz co ja tam wiem...
Powrót do góry Go down


Cornelia Somerhalder
Cornelia Somerhalder

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, wilkołak
Galeony : 1616
  Liczba postów : 2144
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2503-cornelia-somerhalder
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4053-corin-somerhalder#120896
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 17:35;

Spoglądała na niego. I bała się, że jej nie słyszy. Zdawał się być taki obojętny na wszystko co rozgrywa się wokół niego. Jakby w głowie chłopaka trwała okrutna wojna niosąca za sobą spustoszenie wewnątrz, jednak nie ujawniając się poza jego ciałem. Był tak spokojny. Zbyt spokojny. Zdecydowanie nie objawiało się to w myślach dziewczyny jako dobry znak. Jednakże nie odsunęła się. Wciąż stała przy nim mając nadzieję, że jednak to coś da. Że w końcu zmieni zdanie. Boże, gdyby wiedziała, że tak właśnie będzie to nie czułaby się w taki sposób. Ale właściwie... Jak ona się czuła? Z jednej strony była przy nim jak taka bezradna owieczka... Przy wilku. Nie powinna myśleć o takich porównaniu. Jeżeli by się dowiedział, że w ogóle coś takiego przyszło jej do głowy... Nawet nie chciała myśleć jakby zareagował.
Ona się czuła jak wielka egoistka, która wymusza na nim by zrobił to, co jest dobrze dla niej i koniec kropka. Nie ma odwrotu. Jednak wierzyła w słuszność swoich decyzji. Właśnie dlatego że, jak powiedziała... Przy nim wszystko było inaczej. I co było ogromnym paradoksem... Cornelia przy nim czuła się najbezpieczniejsza na świecie. Zdecydowanie bardziej bałaby się siedząc w miejscu, gdzie wszystko jest tak szczelnie zamknięte, że nawet mucha się nie prześliźnie żeby do niej dotrzeć. Tak po prostu działało na nią jego ciepło. Czy to za sprawą futerka ogrzewa ją na tym zimnie bardziej niż kaloryfer, czy kominek?
Poddał to. Zauważyła to prawie od razu. Na szczęście. Ramiro nie musisz być przecież zawsze taki twardy. Nie możesz sprawiać, by wiecznie musiała się starać o ciebie, bo w końcu odpuści. I chociaż jest uparta jak osioł to i są momenty, kiedy i nawet to zwierze musi ulec. Nikt nie będzie wytrzymywał wiecznie odrzucenia. Dobrze postąpiłeś.
Dziewczyna słysząc jego głos zaśmiała się cicho. Uniosła ku niemu swoją zgrabną twarzyczkę. Znów była wesoła, znów była zadowolona. Może nie szczęśliwa, ale do tego było już całkiem, całkiem blisko.
- Rami ty imbecylu. Właśnie dla tego tutaj jestem – Jak widać, nie zrozumiała. Cóż, można by powiedzieć, że po prostu jest głupia. I pewnie tak było. W końcu ciężko jej się domyślić wielu rzeczy. Powinna zostać blondynką, skoro już duchowo nią. Zresztą, jak wspomniano, ona uwielbia pakować się w niebezpieczeństwo. Jeśli się biją, to kto leci do nich pierwszy... O ile już tam nie jest? Adrenalina była jej narkotykiem. No, chyba, że chodziło o fobie. A właśnie, fobia.
Kiedy położył dłoń na jej policzku uśmiech zszedł z jej ust w momencie. Jakby nie osiągnęła tego co chciała. Ale to nie miało z tym nic wspólnego. Po prostu dobrze wiedziała w jakim stanie są jego ręce. Dobrze wiedziała, jak jest z nimi fatalnie. Ale nic nie zrobiła poza tym opuszczeniem kącików ust. Westchnęła.
- Nie musisz mnie prosić. Cokolwiek zrobisz ja i tak zostanę. I wierz mi, wytrzymasz tydzień i będziesz znowu przede mną uciekał. Jestem gorsza niż myślisz – Wyszeptała po czym puściła mu perskie oczko. Spojrzała na jego drugą dłoń. To sprawiło, że zrobiła jeden niewielki kroczek w bok odsuwając policzek od jego ręki. Odwróciła też wzrok.
- Siadaj... - Poprosiła go lecz tonem stanowczym i nie znoszącym sprzeciwu. Może nie tyle co miała chemiofobie. Ona nie bała się głównie krwi. Bardzo wiele czynników składało się na jej strach. A ten głównie. Ponieważ krew w takiej ilości prowadzi do wykrwawienia. A utrata tej cieczy do śmierci. I śmierci właśnie się bała. Czyjejkolwiek, nawet najgorszego wroga. Ale przede wszystkim swoich bliskich jak Lilly, Finn, Summer... Ramiro. Wszystko zaczęło się od rodziców. Teraz nie mogła tak po prostu patrzeć na jego bandaże. Westchnęła. Ułożyła dłonie na jego ramiona i posadziła go na owym fotelu. Zdjęła z siebie bluzę... Potem bluzkę. Chwila, czy ona go tutaj zamierza zgwałcić, skoro została w samym, o dziwo, koronkowym staniku? Niestety nie. Bluza chłopaka ponownie wróciła na jej drobne przy jego posturze ciałko. Rozerwała czarną bluzkę tworząc z niej dwa paski. Wiedziała, że nie może zdjąć mu bandaży, bo mogły mocno do rany przywrzeć. Ale skoro już z nich prawie cieknie? Poczęła na nie nakładać drugą warstwę w postaci swojego już i tak zniszczonego ubrania. Cudem tylko nie pokazała, że jej jest niedobrze.
Powrót do góry Go down


Lillyanne Sangrienta
Lillyanne Sangrienta

Nauczyciel
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 442
  Liczba postów : 448
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 17:55;

Lillyanne biegła przez domek jak najszybciej mogła. Nie mogła uwierzyć, że mogło się coś stać. Biegnąc przypomniała sobie sytuację, która miała przed chwilą miejsce.

Brązowowłosa wchodziła właśnie do pokoju. Zdziwiła się, kiedy jej przyjaciółka kazała się tak po prostu wycofać. Czuła w sobie ogromną złość, nieopisaną złość. Nie miała zielonego pojęcia co się takiego stało, że była taka niezadowolona, aż tu nagle prawie na coś nadepnęła, a był to biały szczurek. Jej oczy zadrżały, gdy go tylko ujrzała i wparowała jak najszybciej mogła do pokoju. Zbierała wszystko co było możliwe. Skoro Cornelia wysłała swojego Draconka do niej to nie wróżyło dobrze. Zwłaszcza teraz, kiedy chcieli porozmawiać ze sobą… sam na sam. Zatrzymała się zbierając różne leki na różne rzeczy wpatrując się zła w drewnianą podłogę. Zacisnęła pięści i wrzuciła leki do torby. Poszła do łazienki i nalała gorącej wody do miski. Wzięła torbę na ramię, a szczurka na głowę i pobiegła tak by nie wylać wody.

Zielonooka uchyliła powieki biegnąc nadal przed siebie. Szybko dotarła na balkon, a gdy ujrzała bladego chłopaka i przerażoną Cornelię, aż jej samej zrobiło się słabo. Położyła na kolanach chłopaka miskę, tak by się nie wylała i położyła torbę na ziemie. Rozwinęła materiał, którym ledwo owinęła jego ręce dziewczyna i włożyła je do ostudzonej już wody. Zanim zabrała się za ręce wyciągnęła z torby, do której wpakowała co się tylko dało, koc i otuliła nim chłopaka. Nie odzywała się, tylko działała. Słowa nie były tu potrzebne, bynajmniej na razie. Wróciła więc do rąk.
- Cornelia odsuń się – powiedziała bardzo poważnym tonem, którego po niej było się trudno spodziewać. Zaczęła rozwijać przesiąknięty krwią bandaż tak, by nie sprawić mu większego cierpienia, kiedy się udało, zadrżała. Miała ochotę zamknąć oczy i nie patrzeć na zmasakrowane ręce. Kucnęła przy torbie cała blada i drżąc z zimna wyciągnęła bandaże zielonego koloru. Zgapiła ten pomysł od Eleny. Widziała, jak ta owijała rękę bandażem nakrapianym tą dziwną substancją, która leczyła wszystkie rany. Wyjęła jedną rękę i owinęła ją, później drugą. Teraz wyciągnęła różdżkę i wzięła głęboki oddech.
- Plusanguis – wyszeptała. Znała to zaklęcie bardzo dobrze. Zaklęcie na uzupełnienie krwi w organizmie. Poznała je niedawno i wyćwiczyła do perfekcji. Po chwili chłopak mógł poczuć się lepiej, o wiele lepiej. A ona zdjęła miskę z czerwoną od krwi wodą trzęsącymi się dłońmi na miękkich nogach.
- Coś ty sobie zrobił do cholery jasnej? – spytała przerażona, że mogło mu się stać coś bardzo złego.
Powrót do góry Go down


Ramiro Ismael Puente
avatar

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : wilkołactwo, teleportacja
Galeony : 152
  Liczba postów : 136
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 18:28;

Ramiro już przestał reagować na wszystko. Stracił jak by orientacji w tym co się dzieje. Nie poczuł nawet jak został, rzucony na fotel. Nie widział juk dziewczyna się rozbiera. (Jak to niestety nie!?!) Po prostu, chłopak najzwyczajniej w świecie odpłynął. Utrata krwi, i nieprzespana noc. Wykończenie psychiczne i fizyczne. To wszystko doprowadziło go do stanu, zwanego letargiem. Pół Java pół sen. Jego spojrzenie było otępiałe. A twarz niczego nie wyrażała. Nie miał nawet w sobie, dość wewnętrznej siły, by walczyć o utrzymanie świadomości. Poddał się, i niech się dzieje z nim co chce. Oczywiście zginąć nie mógł, to by było zbyt piękne. Mając w sobie genetykę wilkołaka, nie można tak po prostu się wykrwawić. Chociaż, może i można? Prawdę mówiąc nic mi nie wiadomo o tym. To Ramiro jest geniuszem, nie ja.
Kiedy tak leżał i wyglądał jak trup. W jego głowię pojawiało się sto różnych wizji, tysiące różnych myśli. I żadna wizja, ani myśl nie była zbyt trwała, by mógł ją zapamiętać.
Kiedy tak Ramiro odpływał, coraz bardziej i bardziej. Poczuł jak coś go na wraca. Do głowy chłopaka powracały myśli, a oczy ciężko bo ciężko, ale jednak się otworzyły. Może nie czuł się z miejsca idealnie, lecz na pewno lepiej niż przed chwilą. Spojrzał się to na ręce, to na dziewczynę. Potem przeniósł wzrok na Cornelie. Krew szybko się uzupełniała. Normalnie magia. Czyżby zaklęcie Plusanguis? Trudno stwierdzić, bo chłopak był w zbyt mocny letargu, by mogło coś do niego dotrzeć. Jednak to co doszło pierwsze, to fakt że dziewczyna boi się widoku krwi. Chwilo młody Hiszpan zapomniał jak ów choroba, czy też fobia się nazywa. Nadal miał trudności z myśleniem, lecz jego stan się poprawiał, z czego osobiście nie zbyt był zadowolony.
W końcu jednak westchnął ciężko. Chyba teraz przyszła kolej na jego szczerość. Mieć a nie być. Czy być a nie mieć?
- Kiedy odszedłem z wodospadu. Straciłem panowanie nad sobą. To tak jak by ktoś zwolnił wszelkie hamulce. Otworzył wszelkie bramy, i tamy. Złość, nienawiść. Obrzydzenie i pogarda. Nie do świata, lecz do samego siebie. Zacząłem walić pięściami w drzewo, a kiedy straciłem siły. I odzyskałem świadomość i kontrolę, był już ranek. Jedyne co zdążyłem zrobić, to byle jak to zabandażować, bo byłem zmuszony przyjść tutaj. - Powiedział nadal słabym głosem. I miał w nosie czy dziewczyna, której imienia jeszcze nie poznał. Słucha czy ma to w nosie. Musiał wszystko Corneli powiedzieć. A to że przy tym jest jej przyjaciółka, czy też znajoma. Nie wiem. To jednak, pozostawało bez znaczenia. Ramiro najwidoczniej, był jeszcze zbyt słaby by racjonalnie myśleć.
- Wszystko zaczęło się, trzy lata temu. Były ferie. Mój ukochany wuj. I jedyna rodzina, która mi pozostała, zabrał mnie do lasów amazońskich. To miała być nasza najwspanialsza przygoda. Ja młody, niedoświadczony i zbyt porywczy. Nie chciałem czekać do poranka. Chciałem już szukać niezwykłych roślin, zwierząt i miejsc. No i znalazłem. - Skwitował swą wypowiedź, i odczekał chwile. Mówienie przychodziło mu z trudem, i potrzebował znacznie więcej siły na to, niż mu się zdawało.
- Znalazłem pewną polankę. Była przepiękna. Lecz tam znalazłem także wilkołaka. Nie miałem szans na ucieczkę, ani na przeżycie. Wszystko potoczyło się sprawnie i szybko. Kiedy mnie ugryzł, sądziłem że to już koniec. Że już po mnie. Z bólu i strachu, straciłem przytomność. - Mówienie przychodziło mu z trudem. Lecz musiał skończyć, skoro już zaczął. Nie chciał czekać nim odzyska pełnie sił, bo w tedy może nie mieć tyle odwagi, lub też głupoty by o tym mówić. Lecz prawda była taka, że starał się zatuszować to wspomnienie i nigdy do niego nie wracać.
- Kiedy się ocknąłem. Wszystko było nowsze i straszniejsze. Zmysły wyostrzone, ciało obolałe. Nic jasno do mnie nie docierało. Lecz dotarło jedno. Widok centaura który trzymał zwłoki wilkołaka. Myślałem że oszalałem. Chciałem by tak było. - Jego oddech stawał się ciężki, płuca szybko się podnosiły i opadała a na twarzy pojawił się pot. Spojrzenie było przymglone. Jak gdyby przeżywał to wszystko jeszcze raz, od początku.
- Pełną świadomość odzyskałem, niemal miesiąc później. Tuż przed pełnią. Dotarło do mnie CZYM jestem. Uciekłem od wuja, i wróciłem do szkoły. Tam opowiedziałem wszytko opiekunowi domu i dyrektorowi. Profesor Aleks od tamtej pory, robi mi eliksir z tojadu. A ja co miesiąc skrywam się w zakazanym lesie. Już nie raz było blisko wydanie się, CZYM jestem. Lecz profesor i dyrektor zawsze znajdowali wytłumaczenie, nie do zbicia. - Ramiro ponownie chwile odpoczął i zamknął oczy. To był najdłuższy odpoczynek jaki sobie zafundował, ale już niemal kończył i pewnie gdyby tyle nie gadał, to by szybciej doszedł do siebie.
- Nigdy nie spotkałem tamtego centaura. Nigdy mu nie podziękowałem. Nie wiem czy zrobił to bo tak kazały gwiazdy, czy się im sprzeciwił. Wiem że nauczyłem się cieszyć z życia. Doceniać płatki śniegu, wiatr, śnieg. Wszystko. Lecz coś w we mnie zaczęło się zmieniać. To się działo stopniowo, i niespostrzeżenie. Nie wiem kiedy. Lecz straciłem sens życia i powody do uśmiechu. Zostałem sam. Zresztą na swoje własne życzenie. - Dokończył z gorzkim uśmiechem. Nie miał już siły mówić, lecz musiał skończyć.
- Któregoś dnia poznałem Eveline. Kiedy dowiedziałem się że omal nie zginęła przez wilkołaki. A najbliższa jej osoby, ratując jej życia właśnie przez nie umarła. Byłem pewny że mnie znienawidzi. Dla tego powiedziałem jej kim jestem. Później.... Stała się... moją... Siostrą... - Dokończył już z rezerwy sił, po czym opadł, kompletnie wycieńczony. Nie powinien tak się wysilać. Lecz musiał powiedzieć wszystko.
Powrót do góry Go down


Cornelia Somerhalder
Cornelia Somerhalder

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, wilkołak
Galeony : 1616
  Liczba postów : 2144
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2503-cornelia-somerhalder
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4053-corin-somerhalder#120896
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 19:01;

Widziała, że jest z nim coraz gorzej. A ona nie mogła mu pomóc. Lilly jeśli zaraz tu nie przylecisz to cię zabije! Albo to raczej on zginie. Oczywiście nie wiedziała aż tyle o wilkołakach, żeby wiedzieć, że to nie jest takie łatwe. A on marniał w oczach. Corin nie znała zaklęć, które leczyły głębokie rany. Nie pamiętała jak się uzupełnia krew. Miała w głowie mętlik i nie mogła z niego wyciągnąć żadnego konkretnego pomysłu. Żadnego planu działania. I nagle się pojawiło zbawienie wraz z ciepłą wodą, lekami i szczurem na głowie.
- Lilly! - Krzyknęła dziewczyna. Chyba nigdy nie była aż tak uśmiechnięta na jej widok. A nie, była. Tego dnia, kiedy nierówno obcięła jej włosy i wyglądała jak idiotka. Ah! Ten początek wielkiej przyjaźni. Ale skoro przyjaciółka straciła pamięć... To lepiej jej nie mówić jak niegdyś okrutna wobec niej była. Wtedy jej nienawidziła, bo Lilly była drobna, ładna słodka. Teraz ją za to kocha. Kto by przypuszczał?
Obserwowała to, co robi koleżanka z domu. No, a raczej zaczyna robić. Bo z wgapioną Cornelią niewiele mogła, skoro za chwile musiałaby cucić dwie osoby. Słysząc jej poważny, wręcz agresywny rozkaz, którego nie dało się nie posłuchać odwróciła się oczywiście. Chciała na niego patrzeć. Chciała być pierwszą osobą jaką zobaczy po otwarciu oczu. Może nie wiele będzie pamiętał z tego co się tutaj działo? Tak jak ona, kiedy była pijana, chociaż to nie to samo. Ale to musiał zapamiętać, ją. Żeby nie próbował znowu głupot.
Usłyszała właściwie zaklęcie. Ludzie. Dobrze, że sama nic nie próbowała zrobić. Ona myślała o czymś całkiem innym! Boże wysadziłaby go, albo jeszcze gorzej, o ile się da! Musi za wszelką cenę wynagrodzić przyjaciółce starania. Przecież już drugi raz to dzięki niej z Ramim wszystko w porządku. Już drugi raz uratowała go po sytuacji w jaką w pewnym sensie wplątała go Cornelek.
I znów ochrzan Lil. Spodziewała się raczej długiego wykładu niż krótkiego zdania. Ale cóż. Skoro dziewczyna zwróciła uwagę na to, że może go przecież jeszcze ochrzanić, to znaczy, że musi być już dobrze... Lub chociaż lepiej. Odwróciła więc ku niemu głowie... Zaciskając powieki. Potem całe ciało. Na końcu otworzyła oczy. Żyje.
-Yokatta – Powiedziała słowo znaczące „Na szczęście” w ojczystym języku Lillyanne, w którym to prawie zawsze mówiła, kiedy były ze sobą razem. Siła przyzwyczajenia i tyle.
Spoglądała na... Chłopaka. Bo nie wiedziała, jak go inaczej ma nazywać w myślach. Nie czuła, że powinna mówić o nim kochany, mój chłopak... Po prostu tego nie czuła. Mimo iż byli tak blisko, to te proste słowa były takie odległe. Sama nie wiedziała dlaczego. Ale teraz, dodatkowo nadeszła ta chwila szczerości. Naprawdę był aż tak wściekły? Na nią? Na siebie? Na wszystko, co się zdarzyło? Nie chciała się odzywać. Nie chciała mu przerywać. Nie chciała też żeby Gryffonka, która zapewne tego słuchała ze skupieniem, wyszła. Chcąc, czy nie chcąc, ją też to teraz dotyczyło w pewien sposób. À właśnie. Dzielny towarzysz życia naszej chłopczycy przeskoczył już na nią. Siedział jej teraz na ramieniu... I swoimi szczurzymi oczkami gapił się w chłopaka, jakby był wrogiem numer jeden. Może wyczuwa niebezpieczeństwo? Zwierze zawsze wyczuje inne zwierze, prawda?
Słuchała go. Każde słowo przetwarzała i zachowywała w głębi pamięci jak najważniejszy dla siebie skarb. Powiedział jej o tym wszystkim. Nie mogła wierzyć w to, jak to było okropne. Cornelia myślała nad tym, że to musiało być dla niego straszne. Ale żeby aż tak? Żeby to mu przynosiło aż tyle cierpień. Odsuwało go to nie tylko od ludzi. Sprawiało, że nienawidził siebie. Ale on do tego jeszcze musiał przeżywać to samo każdego miesiąca. Czy on obwinia się za to, co się stało? Czy uważa, że to jego wina, że wtedy wilkołak go zaatakował? Zdawało jej się, że tak, a to tylko umacniało go w bólu. Bólu ogromnym jak... Nie ma nic tak ogromnego!
Wiele razy miała ochotę powiedzieć mu, żeby przestał. Wiele razy chciała żeby najpierw odpocząć. Ale wiedziała, że to nie jest dobry pomysł. Więc czekała do samego końca. Do momentu, kiedy nie wytrzymał.
Eveline... Czyżby ta sama, której Corin nie znosiła? Mniejsza z tym dlaczego. Oby się okazało, że to nie ona. Rami musiałby oglądać ich wojny. I pewnie nie raz byłby zmuszony opowiedzieć się po jednej stronie. Nie rozumiała tej dziewczyny. Na jej miejscu chętnie zabiłaby Ramiro. Ale była jej w jakimś sensie wdzięczna, o czym ona nie musi wiedzieć.
- Musimy go przenieść do pokoju... On musi spać... - Powiedziała do przyjaciółki, która pewni dobrze o tym wiedziała i już myślała nad jakimś zaklęciem, które im w tym pomoże. Cor pocałowała chłopaka w czoło. Teraz powinno być już wszystko dobrze. Ale czy na pewno? To się jeszcze okaże.
Powrót do góry Go down


Lillyanne Sangrienta
Lillyanne Sangrienta

Nauczyciel
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 442
  Liczba postów : 448
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 19:25;

Lillyanne w milczeniu wpatrywała się w chłopaka. Kiedy powiedział jej co zdarzyło się po wodospadzie miała ochotę rzucić miskę z wodą i krwią na ziemię i przywalić mu w twarz z Plaskacza, by opamiętał się, że mógł się zabić przez swoją nieodpowiedzialność. No właśnie… miała ochotę na niego nawrzeszczeć, a nie powinna. Nie znała go dobrze, był dla niej obcy, a fakt, że zrobił sobie krzywdę był dla niej niezwykle bolesny. Uważnie słuchała każdego jego słowa. Jakby każde miało jakieś głębsze znaczenie, w głowie pojawiły się nieznane jej wcześniej słowa.

Zwykłe słowa wypowiedziane przez niezwykłą osobę,
Mogą zmienić swój sens, ton i dźwięk brzmienia.
Więc powiedz mi wszystko, co chcesz, bo pragnę słyszeć twe słowa…


Podczas, kiedy jego słowa napływały do jej głowy i pozostawały tam owijane tym konkretnym wersem. To było straszne, to, co go spotkało. Nie sądziła, że aż tak mógł cierpieć, że to było dla niego aż tak okropne. Ponownie wtrąciła się w jego życie nieproszona… Przypadkiem dowiedziała się o nim czegoś ważnego. Nie wiedziała nic o wilkołakach… nawet nie wiedziała, czy się ich bała, czy była w stosunku nich wrogo nastawiona? Nie miała zielonego pojęcia. Przymknęła powieki wsłuchując się dokładnie w to co mówi, w historię, która przyniosła mu cierpienie. Nie przerywała mu, ale wiedziała już co mu powie. Kiedy skończył i siedział zmarnowany. Nie spoglądała na niego tylko myślała. Z tych rozmysłach wybiła ją jej przyjaciółka, która chciała wynieść go z balkonu, jednak na to nie zwróciła uwagi. Wszystko układało się jej powoli w głowie dopasowując do siebie wszystkie informacji i tworząc układankę z puzzli.
- Jesteś nienormalny – wyszeptała nie podnosząc wzroku. Z jej ust wyleciała para, która ukazywała jak zimno jest na zewnątrz. – Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego … - przerwała. Zastanawiała się, czy aby na pewno chciała powiedzieć to, co dokuczało jej najbardziej. – dlaczego cały czas… nazywasz siebie czymś… - powiedziała te słowa spokojnie zaciskając ręce w piąstki na misce i nie unosząc spojrzenia.
- Może tego nie rozumiem i może cię nie znam i wtrącam się nie potrzebnie… Ale… Dlaczego miałbyś być… czymś? Jesteś Ramiro…. Poznałam cię jako normalną osobę i taką osobą jesteś… - wydukała. Nie wiedziała czemu, ale w jej oczach pojawiły się łzy, które nie wypłynęły. Zresztą Cornelia nie mogła ich ujrzeć, bo stała za nią, a chłopak był pewnie zbyt osłabiony.
- Nie jesteś potworem… Bo… bo potwór nie potrafiłby patrzeć na Corin z taką czułością…. – Z każdym kolejnym słowem drżała. Na tym skończyła swoje słowa. Po policzku spłynęła jedna łza, która wpadła do brudnej wody tworząc kręgi. Odwróciła się na pięcie szybko, by nikt nie zdążył zauważyć tej chwili słabości. Cichym głosem wydukała.
- Lepiej niech zostanie tutaj… Jak na razie tu będzie dobrze, dopóki nie odzyska sił… Ja…. Pójdę po koce i przyniosę jeszcze jeden lek.
Po tych słowach wyszła i ruszyła do swojego pokoju nie wiedząc co się z nią dzieje.
Powrót do góry Go down


Ramiro Ismael Puente
avatar

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : wilkołactwo, teleportacja
Galeony : 152
  Liczba postów : 136
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 20:18;

Ramiro słuchał tego wszystkiego, w największym skupieniu. Słuchał każdego jej słowa. Nie zaprzeczał że takie słowa, potrafiły leczyć zranioną duszę. Kiedy otworzył oczy, i chciał jej podziękować. Dziewczyny już nie było. Chciał zapytać co się dzieje, ale chyba jeszcze nie miał dostatecznie sił. Zamiast tego skupił swój wzrok na Corneli. I co teraz będzie? Dziewczyna ograniczyła się w stosunku do niego. czyżby przez jego opowieść coś się zmieniło? Możliwe. Tak czy owak, musiał to powiedzieć. No i zrobiło mu się jakoś tak lżej na duszy. Lecz na jak długo?
Chłopak nie miał siły się poruszyć, więc leżał tak bezczynie, zbierając siły. Musiał przyznać że kuracja dziewczyny naprawdę zadziałała. Szkoda bo naprawdę chciał jej za wszystko podziękować. Dziewczyna była mocno wyjątkowa. Troskliwa i opiekuńcza. Niosła każdemu pomoc. Takie osoby, były wspaniałe. Chociaż tak rzadko docenione.
- Wiesz już o mnie wszystko. Wiesz czym jestem. I jak to się stało - Oj znowu użył określenia "czym" Dobrze ze nie ma tej drugiej dziewczyny. To co jednak najbardziej zastanawiało, to co teraz będzie? Jej ograniczenie wobec niego,l nie wróżyło nic dobrego. Ale nie dziwił jej się. Sam się siebie brzydził, więc nie wymagał by ktoś inny, miał w stosunku do niego jakieś lepsze, cieplejsze uczucia. Mimo wszystko miał nadzieje. Może i szaleńczą i nie realną. Lecz miał. Naprawdę chciał by im się ułożyło, by mógł odzyskać wiarę w siebie. W życie. To przy niej czuł się lepiej, i to ona odwrócić jego życie, tak nagle o sto osiemdziesiąt stopni.
Ramiro odstawił tackę, i wstał. Natychmiast zakręciło mu się w głowię, i ponownie musiał oprzeć się o barierkę by nie upaść. Ale nie był słaby! W końcu coś takiego, było dla niego niczym. Chleb powszedni. Czuł się znacznie gorzej przed przemianą, i potrafił sobie poradzić. Wiec utrata trochę krwi, nie mogła go tak osłabić! Podszedł do dziewczyny chwiejnym, lecz pewnym krokiem.
- Tylko przy tobie, czuje się tak jak kiedyś. Jak wolny niczym nie spętany człowiek. Odzyskuje wole walki, i chęć do życia. Gdy cie ujrzał, wiedziałem że jesteś "inna" I choć w ostatnim czasie, zachowywałem się nie jednokrotnie jak skończony pajac i kretyn. By nie powiedzieć debil. I mimo że próbowałem cie odtrącić, sprawić byś mnie znienawidziła. To ty jednak byłaś przy mnie. Ja... - Tutaj załamał mu się głos. Lecz przełknął cicho ślinę, i patrzył się dalej w jej oczy. Nie dotykał jej, ze względu na jego zakrwawione ręce. Nie chciał przerażać dziewczyny. Swoją drogą to dziwne, by dziewczyna która często się bije, bała się krwi.
- Ja ciebie potrzebuje. Potrzebuje cie jak tlenu. Potrzebuje cie by dalej żyć. Trafiłaś prosto do mego serca, i chociaż to się wydaje niemożliwością, to jesteś fundamentem mojego świata. Który zawali się, bez ciebie. - Ramiro miał wiele talentów. Lecz nigdy nie umiał zgrywać poety. Nigdy nie umiał ładnie mówić o swych uczuciach. Dla tego nie powiedział tego wszystkiego, tak pięknie jak by chciał. Lecz chyba powiedział wszystko dostatecznie jasno. I mimo że kosztowało go to zbyt wiele wysiłku, co było widać po jego chwiejnej postawie. Nie zamierzał usiąść. Teraz to on nie zamierzał zrezygnować. Chociaż wcale tak nie było. Wiedział że jeżeli dziewczyna teraz zechce odejść. To nie będzie jej powstrzymywać. Nie będzie jej nękać swoją obecnością. Pozwoli jej o sobie zapomnieć. Bo tak było najrozsądniej.
Ramiro nie zwrócił uwagę na zachowanie szczura. Na to że zachowywał się nie tak jak by się go bał, lecz jak by widział w nim wroga. Zwierzęta się go nie bały, wręcz legły do niego. Bo wilkołak nigdy nie skrzywdzi żadnego zwierzęcia. Wilkołak potrafi tak poruszać się po lesie, by nie zdeptać żadnej mrówki. Taka jego natura i już. Wiec wychodziło na to że jej szczur, po prostu jest o nią zazdrosny. Całkiem nieźle. No coment.
- Jeżeli zechce odejść. Nie zatrzymam cię. Nie będę cie także nękał swą obecnością. Chce jedynie, byś wiedziała. Byś odtąd zawsze wiedziała że nigdy, o tobie nie zapomnę. - Powiedział po dłuższej chwili milczenia. Przymknął oczy, bo to go kosztowało nazbyt wiele wysiłku. Czy mógł stać się taki słaby, z powodu utraty krwi? Lecz bądź co bądź nie odpoczywał, a cały czas się wysilał. Więc organizm nie miał sposobności, się zregenerować. Lecz na leżenie będzie miał jeszcze dużo czasu. Zwłaszcza w trumnie.
Powrót do góry Go down


Cornelia Somerhalder
Cornelia Somerhalder

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, wilkołak
Galeony : 1616
  Liczba postów : 2144
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2503-cornelia-somerhalder
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4053-corin-somerhalder#120896
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 21:23;

Tak, Lillyanne zdecydowanie miała rację. Był nienormalny. Był ogromnym głupkie, imbecylem i.. A wyłysiej kurna Ramiro wyłysiej. I zgadzała się z szepczącą dziewczyną w całości, dobrze ją słyszała. Dlatego usłyszała nagłą przemianę w jej głosie. Widziała, jak Lilly z przejęcia nagle zmienia się w smutną, czy wręcz zrozpaczoną. Za dobrze ją znała, żeby nie wyczuć czegoś takiego lub coś takiego zignorować. Odwróciła się chcąc coś do niej powiedzieć. Ale ona już stała tyłem i już wybiegała. Jej błękitne oczy zatrzęsły się pod wpływem reakcji przyjaciółki. Co się stało? Coś było nie tak.
Te słowa, które mówiła Lillyanne. W momencie Corek zesztywniała. O ja pier*ole. Właśnie to jej w pewnym momencie przeszło przez myśl, kiedy złożyła fakty do kupy. Dobroduszna Lilly specjalnie dla Ramiro poleciała po ręcznik. Pomagała się nim opiekować mimo iż nie musiała. Chciała z nim rozmawiać, spoglądała na niego w taki sposób. I tak bardzo jak Cornelia chciała przekonać go do tego, że nie jest potworem, a zwykłym, kochającym człowiekiem. Kochającym dziewczynę o włosach koloru palonego karmelu. I pewnie nawet nie ma najmniejszego pojęcia, że ta jedna noc potrafiła sprawić, że nie jedna, a dwie osoby poczuły do niego coś więcej. To było jasne jak słońce, proste jak druty tramwajowe. Jej najlepsza przyjaciółka zakochała się w osobie, która była dla niej tak bardzo bliska.
Co ona ma robić w takiej sytuacji? Przecież byli przyjaciółek są tabu. A obecni przyjaciółek to co? Przecież, jeśli dwie dziewczęta tak sobie bliskie są zauroczone w jednej osobie, to powinny ową osobę odpuścić obie. Tylko, że Cor już tyle walczyła o Ramiego. I.. i nie powinno się przed nią stawiać takiego ultimatum. Nie tylko dla tego, że skrzywdziłaby siebie... Dlatego, że krzywda stałaby się krukonowi, gdyby znowu zrobiła mu przykrość i tym razem w pełni świadomie go zostawiając... Tym razem robiąc coś świadomie przeciwko sobie. Nie wiedziała jak się to potoczy. Ale będzie musiała porozmawiać z Cornelią. Kucnęła opierając się dłonią o ziemie. Nie powinna go tutaj zostawiać. Ale cóż, w chłodzie zapewne czuje się przyjemniej. I jemu nie jest raczej zimno. Czekała.
W końcu ponownie przemówił. Chciała by mu czytać teraz w myślach. Chciałaby go spytać, co ma z tym wszystkim zrobić. Ale nie mogła. Bo to przecież dotyczyło jego. I chociaż była mściwa, wredna i walczyła o swoje, jeśli trzeba było. To jednak to była Lillyanne. Aż się ponownie chciało powiedzieć Ku*wa...
- Proszę cię odpocznij... Ramiro... I przestań wreszcie ciągle siebie obrażać. Proszę cię... – Powiedziała od razu widząc, że wstaje. Na wcześniejsze słowa nie odpowiedział poza tą krótką wzmianką. Tak, wie o nim wszystko. Ale … Ale Lilly też wie. I nie miała wątpliwości mimo iż nie miała takich stosunków z Ramiro jak ona. W tym momencie nie potrafiła wykrzesać siebie nic więcej. Ani kocham cie, ani pocałuj mnie w dupę. Kiedy ponownie odwróciła się do niego akurat podszedł. Spoglądała na niego z dołu swoimi dużymi, niepewnymi stale oczętami. Co ty robisz kretynie?
Gapiła się o niego otępiała. Z zachwytu, z bezsilności, z niemożności powiedzenia kompletnie niczego. On tak po prostu o niej mówił w taki sposób, jakby to nie było nic dziwnego, że targają nim takie uczucia. Czy nie każda dziewczyna marzy o takiej pięknej sytuacji? O sytuacji kiedy to traktuje się ją nie jak własność, a jak księżniczkę? Ona nigdy o tym nie marzyła. Ale to co o niej myślał. Nie jest to spełnienie snów... Możliwe, że to coś o wiele więcej. W końcu życie nie jest ani lepsze, ani gorsze od naszych marzeń. Jest tylko zupełnie inne.
Tylko Cornelia może mieć szczuta, który będzie o nią zazdrosny. Hmm, hey! Jeśli nikt jej nie będzie chciał, to czemu nie wyjdzie za Dracona? W końcu on jej na krok nie opuszcza i... Chwila. Szczur nie był zazdrosny. On bronił terytorium. W końcu ona była jego.. mieszkaniem? To dobrze słowo i idealnie tutaj pasuje. Zresztą olać go. Wredne zwierze nie jest tutaj teraz ważne.
- Rami... Ja... Ja... siadaj... - No tak! Jakaż wzruszająca przemowa wydobyła się z jej ust. Jakiż nawał uczuć! Jak pięknie, poetycko! I jaka ona jest żałosna. Tak wygląda piękno związku i miłości w wykonaniu Cornelka Somerhalder! Niech ją ktoś zastrzeli, bo chyba sama to zrobi! Ale co miała na to poradzić? Owszem, życie bez niego byłoby dla nie już teraz dużo trudniejsze. Teraz, kiedy był przy niej... Tęskniła już za nim, bo wiedziała, że nie mogą być ze sobą przez cały czas. Ciepły, przystojny, idealny dla tak wielu! A ona się jeszcze śmie zastanawiać nad jej uczuciami i nad przyjaciółką. No naprawdę, tylko kulka w łep i dobranoc!
Właśnie tak się teraz karciła w myślach. Oczywiście do tego doszła wiązanka typowa z ulicznych rozrób, taka jakiej się nauczyła od chłopaków. Ale co miała mu teraz powiedzieć? Powiedzieć mu, co dla niej znaczy... A jeśli będzie trzeba to po prostu go zostawić? A może zostawić go? A jeśli się okaże, że się myli to będzie sama... Bo ona też nigdy nie potrafiłaby go już zapomnieć to było cos szczególnego. A on nie był czymś, a kimś szczególnym. I jak na razie właśnie jej kimś szczególnym.
Powrót do góry Go down


Lillyanne Sangrienta
Lillyanne Sangrienta

Nauczyciel
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 442
  Liczba postów : 448
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 21:43;

To był czas, w którym mogła ochłonąć. Uspokoić się i pomyśleć przez krótką chwilę. Potrzebowała tej chwili spokoju, po tej nawałnicy myśli. Jak mogła się po prostu rozpłakać! Przecież nie była ranna! Nic jej nie było! Nie stało się nic strasznego. Więc dlaczego? To pytanie błądziło po pustej przestrzeni w jej umyśle. Ta chwila odosobnienia i wszystko zniknęło. Męczące i nurtujące pytania już nie istniały. Nawet ich nie pamiętała. Westchnęła pod nosem ściskając fiolę w ręce. Wracała na balkon nie zbyt szybko. Przymknęła powieki idąc i przypominając sobie spotkanie z Aleksem. Czarnowłosy mężczyzna uratował ją przed śmiercią i była mu za to wdzięczna. Zanim zniknął wręczył jej tą fiolkę jako lekarstwo, które zagoi jej rany i uzupełni krew… Miała brać je przez tydzień po jednej łyżeczce… Ale tak wyszło, że nie brała, bo zapomniała. Może raz, albo dwa... Westchnęła ponownie i nagle zatrzymała się uderzając twarzą w ścianę. Zamyśliła się tak bardzo, że nie zauważyła tej jakże widoczniej przeszkody. W jej oczach stanęły łezki, które ukazywały ból. Zadrżała i otarła łzy spoglądając złowieszczo na złą okrutną ścianę, która ją zaatakowała. Westchnęła i prawie doszła na balkon już chciała wejść, ale coś ją powstrzymało.

Do cholery jasnej! Czemu ja ostatnio tylko podsłuchuję! To nieetyczne!

Krzyczała na siebie w głowie ukrywając się przy wejściu na balkonik. Słuchała uważnie słów Ramiro… No tak… Coś znowu ukuło ją bardzo mocno i spuściła spojrzenie. Musi tam wejść i dać mu lek… Tylko niech zrobi to co zawsze, to co robi na co dzień,

No dalej Lilly… Uśmiech… ubierz maskę, którą zawsze masz na sobie… No dalej przymuś się… Co się z tobą dzieje do jasnej cholery… to tylko uśmiech… tylko uśmiech.

Z każdym kolejnym słowem coraz bardziej miała ochotę przybrać morderczy wyraz twarzy wejść tam zostawić koc i flakonik i wyjść tak jakby zabiła przed chwilą łosia. ( Nie mam zielonego pojęcia czemu łosia, ale to biedne zwierze przyszło mi jako pierwsze na myśl)

Głęboki wdech i wydech. Będzie dobrze, zawsze doskonale odgrywałaś tą rolę więc i teraz sobie poradzisz i nie przejmuj się niczym co cię nie dotyczy.

Brązowowłosa weszła na balkon z szerokim uśmiechem. Podeszła do Ramiego i otuliła go drugim kocem.
- Nie powinieneś tutaj siedzieć zbyt długo, bo zamarzniesz… a tego nie chcemy – wydukała. Opatuliła go kocem i wyciągnęła fiolkę i łyżeczkę, na którą nalała eliksir.
- Aaaa – zaintonowała jak małemu dziecku, co musiało wzbudzić śmiech z obu stron. Wsadziła mu do buzi i stanęła dumna ze swoich wyczynów i tak wielkiej pomocy.
Powrót do góry Go down


Ramiro Ismael Puente
avatar

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : wilkołactwo, teleportacja
Galeony : 152
  Liczba postów : 136
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 22:11;

Dla chłopaka świat się zawalił. To milczenie mówiło samo za siebie. Nie potrzebował teraz żadnych słów. Żadnych gestów. Wiedział już wszystko. To był koniec. Ale dla czego? Bo powiedział jej prawdę? A więc co, miał kłamać jak najęty. Opowiadać o jakieś heroicznej walce, jak to zmierzył się z wilkołakiem, lecz tylko przypadkiem przejął jego zdolności? Ramiro czuł nawrót nie pohamowanego gniewu. Rozgrzewał go na tyle mocno, że zaczął drzeć. Drżał z emocji, gorąca jakie czuł. Widział mroczki przed oczami, które świadczyły o tym, iż zaraz może nie wytrzymać. Zaraz morze wybuchnąć i... I co? Wyskoczy z balkonu? To wydawało się, najrozsądniejszym wyjściem.
Nagle zjawiła się druga dziewczyna. Jej uśmiech sprawił że Ramiro na chwilę się uspokoił. Szkoda jedynie, że to była źle dobrana maska. Tak Ramiro zauważył. Nawet w takim stanie, miał przebłyski swojej dawnej inteligencji. Lecz nie miał siły się opierać, uciekać czy cokolwiek innego. Nie miał siły na nic. Więc posiedzi sobie tutaj, i poczeka aż dziewczyny dadzą sobie z nim spokój. Pewnie niedługo dojdzie do siebie i albo same pójdą, albo dadzą mu odejść. Teraz to było nie realne. Zbyt bardzo był osłabiony, by bez przeszkód pozwoliły mu odejść.
Ramiro spojrzał się gdzieś w dal, widząc tam słowika siedzącego na drzewie. Był zbyt daleko by prócz plami, coś zobaczyć. Zbyt daleko dla dziewczyn. Chłopak zamknął oczy, i wsłuchiwał się w ciszę. Pogodził się z porażką. Pogodził się już ze wszystkim. Dziewczyna miała prawo zrezygnować. Nie winił jej za to, ani nie miał do niej o to pretensji. Tak naprawdę spodziewał się tego, chociaż nie dopuszczał do siebie tej myśli. Lecz za sprawką czego podjęła ów decyzje? Tego nie wiedział. Pewnie by wiedział gdyby spojrzał w oczy, dziewczynie która tak troskliwie się nim zaopiekowała. Pewnie by wiedział gdyby poskładał w kupę wszystkie fakty. Lecz on sądził że dziewczyna po prostu się o wszystkich, tak troszczy. Nie przypuszczał nawet że w tej kwestii, może stanowić jakiś wyjątek. Wyjątek który nieco skomplikował sytuacje.
Więc o czym rozmyślał Ramiro? O muzyce. Nucił sobie w głowię jakieś nuty, które mogły by go uspokoić. Lecz najchętniej wziąłby do ręki. Dobrą gitarę wzmocnioną przez dobre zaklęcia, i zaśpiewał "Quasimodo."

Bo garbus... Mojego serca wisi. Gdy śpisz. Parszywym tłucze łbem.... Rozbrzmiewa, w niespodziewanej ciszy. Je goni rechot, ni to jęk... On ceni! Czyste dzwony dźwięki! Prostują mu, garbaty los! Więc widzą kto! Wziął sznur do ręki.... Odebrał.... Panu.... Jego... Głos...
I nawet! Gdyby diabli wezmą! Poświadczy, świętych figur dzwon! Że jeden garbus! Karkuję z nią! Wśród... Upodlonych... Klątw...
Oczywiście były to zaledwie dwie zwrotki, przepięknej ballady. I to nawet nie występowały one po sobie. Lecz właśnie te dwie zwrotki, teraz uparcie chodziły mu po głowię.
- Chciałem ci podziękować. Co to wszystko co dla mnie zrobiłaś. - Powiedział Ramiro do dziewczyny, której nie znał z imienia. Nadal nie otwierał oczu, i nie pozwalał muzyce odpłynąć. Muzyka go uspokajała. Pozwalała mu znaleźć się w innym, nie rzeczywistym. Lecz lepszy świecie. Gdzie nie był wilkołakiem. I ponownie powracały pytania. A co by było gdyby? No właśnie, co by było? Z jednej strony, szkoda czasu an takie rozważania. Z drugiej, czasami są one potrzebne. Lecz teraz naprawdę, dla krukona już nic nie było ważne. On utracił już wszystko. Wiedział to. Tak było lepiej. Dla Corneli.
Powrót do góry Go down


Cornelia Somerhalder
Cornelia Somerhalder

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, wilkołak
Galeony : 1616
  Liczba postów : 2144
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2503-cornelia-somerhalder
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4053-corin-somerhalder#120896
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 22:38;

Dziewczyna spojrzała na niego. To nagłe drżenie... Zdenerwował się na nią? Czy znów na siebie. Nie chciała sprawiać mu tak ogromnego bólu. Naprawdę nie chciała. Ale Lilly.. On.. I.. Ona.. Ludzie. Boże powinna mieć wszystko gdzieś! Przecież zawsze zachowywała się tak, że wybierała to, co wyłącznie dla niej było lepsze i … Zaraz. Tym razem też miała zamiar właśnie tak wybrać. Ale nie wiedziała, co jest ważniejsze. Szczęście przyjaciółki... Szczęście Ramiro? A może jeśli ona zrezygnuje, to ich coś połączy? Czy może między nimi zrodzić się coś, jeśli powiedział coś takiego do niej. I tylko do niej. Przecież to ona odmieniała jego życie. Jednakże, skoro zakochał się w niej w jeden dzień... Czy nie jest oczywiste, że może z sekundy na sekundę równie szybko zmienić zdanie?
W jej głowie pojawiało się coraz więcej pytań. Odpowiedzi brakowało. Wszystko tylko pogarsza i tak już nieciekawą sytuację. A on? Niech na nią krzyczy. Proszę cię krzycz. Może pomoże mi to zdecydować. Widzę, że ledwo się trzymasz. Po prostu powiedz to co chcesz powiedzieć... Rami.
Nie powiedział. Milczał. Dlaczego? Bo weszła Lilly. Moment, w którym nagle emocje Ramiro opadły był dla niej momentem... Zabójczym po prostu. Słychać było wydźwięk jej ciała. Nie zapanowała nad nim. Było to ciche, jedno „Y” przepełnione zaskoczeniem, smutkiem, bólem... W nim były chyba wszystkie emocje nie licząc zachwytu. No właśnie. Ona go rani. Cały czas go rani. A mimo to przejmowała się tylko i wyłącznie sobą. Tym, że ją zabolało, a zdecydowanie nie powinno. Oparła się rękami o barierkę. Dobrze, że Lilly się nim opiekuje. Otuliła go kocem. Corin nawet nie pomyślała o tym, żeby pobiec po koc dla niego. Przyniosła dla niego kolejne leki. Cor nie potrafiłaby ich przyrządzić. Objęła się ramionami. Aha, zmartwienie i ból. Sygnał. Przecież ona nawet jak jej było zimno nie wykonywała tego gestu. On był szczególny. Oczywiście, jeśli ktoś obserwował ją, albo ja po prostu znał. Potem usiadła pod barierką i spoglądała w dół. Następnie znów skierowała wzrok na nich.
- Rami... - Przełknęła głośno ślinę. Nie zdecydowała jeszcze co robić. Może chciała po prostu, żeby na nią spojrzał. Tak, jej przede wszystkim an tym właśnie w tym momencie zależało. Miała nadzieję, że tak jak Lilly nie ma na sobie teraz maski i pokaże jej, co teraz myśli i co czuje.
- Ramiro to... To nie tak jak myślisz – I znów te głupie słowa, których użyła już wcześniej. Dlaczego, nie mogła chociaż raz inaczej powiedzieć mu o czymś?
- Znaczy... To nie chodzi o ciebie. Nie chodzi o twoją... O naszą już teraz tajemnice... Naszej trójki – Spojrzała na Lillyanne znacząco. To co łączy potrafi jak widać i dzielić. Ale nie miała do niej o to żalu, że wie. Po prostu ona.. Ona po prostu pilnowała Corneli. Nie jej wina, że poczuła coś więcej. W końcu były podobne. I obie uległy.
- To naprawdę nie ma nic wspólnego z tobą... I ja wiem... Wiem, że mogłabym cię pokochać... Z czasem, ale... Ale ja po prostu nie mogę tego zrobić. Ja nie wiem czy mogę... Bo o.. Znaczy... Wszystko się komplikuje... Przepraszam... - Powiedziała szeptem. Spoglądała na niego jeszcze przez chwilę. Potem prychnęła cicho pod nosem.
- Świetnie. Już po raz kolejny robię coś, za co muszę cię przeprosić... Wybacz, że tak postępuje – Dodala tak cicho, że tylko wyczulone uszy mogły dosłyszeć każde słowo. Potem schowała się za kolanami. Nie zostawi go. Nie pójdzie sobie stąd tak po prostu. Ale nie mogła też tak w pełni zwyczajnie, dumnie, wyprostowana sobie tutaj siedzieć. Poczeka. Posłucha. Zobaczymy.
Powrót do góry Go down


Lillyanne Sangrienta
Lillyanne Sangrienta

Nauczyciel
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 442
  Liczba postów : 448
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyPon Sty 23 2012, 22:54;

Ona siedziała i spoglądała zdziwiona na chłopaka, który nagle odpłyną wpatrując się w dal, sama tam spojrzała żeby sprawdzić czy nie ma tam czegoś dziwnego. Westchnęła i wstała niepewnie obserwując chłopaka i wtedy rozpoczęło się biadolenie Corneli. No normalnie myślała, że ją w tym momencie strzeli w łep za głupoty, które wygaduje. Chłopak nie czuje się za dobrze, a ta go jeszcze wykańcza psychicznie. Odwróciła się do przyjaciółki wzdychając i przyklękła przy niej. Za nim ta na nią spojrzała ona uniosła łyżeczkę wysoko i puknęła ją w czoło.
- Corin… pogadacie jak Rami poczuje się lepiej dobrze? – spytała z delikatnym uśmiechem. Wstała otrzepując ciuchy i spojrzała ponownie na chłopaka. Przymknęła powieki biorąc głęboki wdech i uniosła łyżeczkę ponownie. Podeszła do niego i puk! Druga osoba oberwała z morderczej łyżeczki w czoło.
- Rami… - wydukała i po chwili szybko dodała. – Chyba mogę tak do ciebie mówić, nie? – spytała i nie czekając na odpowiedź kontynuowała. – Co tak odpływasz? Źle się czujesz?
Jak to Lilly każdą napiętą atmosferę rozluźniała, a raczej starała się rozluźnić swoimi wygłupami. Spojrzała raz na Ramiro, raz na Cornelię i westchnęła.
- No same z wami problemy jak z dziećmi…. Corin nie jest Ci zimno? – spytała troskliwie i wyszła za drzwi i wzięła drugi koc. – Wzięłam na wszelki wypadek więcej kocy. - Uśmiechnęła się delikatnie i rzuciła w nią materiałem. I co teraz? Ta cisza była dla niej zabójcza! Nie przepadała za tak napiętą atmosferą. Nagle wyprostowała się i wydała z siebie odgłos wielkiego zaskoczenia. Spojrzała szybko na wilkołaka, jakby chciała zabłysnąć czymś niesamowitym.
- Nie wiem czy wiesz, ale ja nawet Ci się nie przedstawiłam! – krzyknęła entuzjastycznie.
- Nazywam się Lillyanne yoroshiku… - dokończyła w swoim języki i zatkała usta – Przepraszam, wymsknęło się…
Oczywiście również zapomniałam wspomnieć o bardzo wyróżniającym się punkcie na jej twarzy. Było to czoło, które w przeciwieństwie do zmarzniętej twarzyczki było czerwone.
Powrót do góry Go down


Ramiro Ismael Puente
avatar

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : wilkołactwo, teleportacja
Galeony : 152
  Liczba postów : 136
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyWto Sty 24 2012, 13:39;

Ramiro siedział z zamknięty oczyma. Nie reagował na nic, zbierał w sobie siły. Może to jego geny, czy też geny wilkołaka. Może to eliksir lub zaklęcie. Nie wiem. Lecz Ramiro szybko dochodził do siebie, a muzyka. Która grała w jego głowie. Uspokajała go mentalnie, i dodawała mu coś w rodzaju siły. Dla tego ze spokojem przyjął słowa Corneli. Nawet się delikatnie i łagodnie uśmiechnął. Ten sam uśmiech, który zawsze był na jego ustach. Delikatny, łagodny i tajemniczy. Lecz nie szczęśliwy czy czuły. Zawsze się uśmiechał. Lecz kiedy się śmiał? Kiedy ostatni raz, miał powody do śmiechu? Nie pamiętał.
W końcu otworzył oczy, spojrzał się na Cornelie, lecz nie spojrzał jej w oczy. Potem przeniósł wzrok na dziewczynę. Obdarzył ja serdeczny spojrzeniem, wyrażającym podziękowanie i wdzięczność za udzielenie pomocy. W końcu przeniósł wzrok na swoje dłonie. Które były, owinięte zielonym bandażem. Może ten bandaż go leczył? Nie wiedział. Był zbyt słaby mentalnie, by myśleć o tym wszystkim.
W końcu wstał, pewnie i nie chwiejąc się. Odzyskał już większość ze swych sił. Przynajmniej na tyle, by dziewczyny przestały się o niego martwić. Pochylił się, i wziął trochę śniegu, po czym zaczął lepić z niego twarda kulkę. Przez chwilę obracał ją w dłoniach, by w końcu złapać ją trzema palcami. Niczym bejsbolista, i rzucić daleko przed siebie. Poszybowała z zawrotną prędkością, i nawet Ramiro nie dostrzegł gdzie upadła. Wspaniale. Uśmiechnął się sam do siebie, uśmiechem delikatnym lecz z goryczą. Mała demonstracja siły, by dziewczyną nie dać wymówki, by go powstrzymywały. Dla niego sprawa była przegrana. Nie analizował tego wszystkiego. Nie chciał. Nie chciał się zastanawiać, dlaczego najpierw Cornelia trwa przy nim, mimo całego niebezpieczeństwa. A teraz go odtrąca.
- Rozumiem... - Wyszeptał, obracając kolejną kulkę ze śniegu. Jego głos, i sposób w jaki to powiedział, bardziej wyrażało. "Za daleko zabrnęłaś, byś mogła powiedzieć bym się jebał. czego się boisz? Że przyjdę w pełnie i dokonam zemstę? Aż taki zły się wydaje... " Coś takiego, mniej więcej było ukryte, pod zwykłym słowem. "Rozumiem"
Prawdą jest że rozumiał. Rozumiał że dziewczyna mogła się bać. Że zdała sobie sprawę, iż za daleko to wszystko zaszło. Że gdyby nie był wilkołakiem... Kulka śniegu, została zmiażdżona w jego dłoni. Westchnął zrezygnowany i odwrócił się ku wyjściu. Jedyny plus tej sytuacji, jest taki że już naprawdę czuł się na siłach. Musiał jedynie trochę odespać. To wszystko. Nie krwawi, a jego ręce się goją. Najwidoczniej, nie jest tak łatwo się zabić. Nie tak łatwo jest się wykrwawić będąc wilkołakiem. Bo czy z takimi ranami, normalny człowiek wytrzymał by tyle bez pomocy? Dodatkowo sam się okaleczając? Pewnie to wszystko, zależy od wali walki. Chęci życia i kilku innych czynników. Których Ramiro nie posiadał. To przez jego, genetykę o którą się nie prosił, jest taki wytrzymał i niezdolny do samo destrukcji. Szkoda.
A wiec co powinien zrobić? Odejść, czy dać jej odejść? Zranić czy zostać zranionym? Co by nie zrobił, i tak ból w klatce piersiowej nie minie. Nie minie stan fatalności, i choroba. Na którą nie ma lekarstwa. To się chyba nazywa, nie szczęśliwa miłość. Lub jakoś podobnie. Nie pytajcie proszę, czy chłopak ją kochał. Nie wie tego. Wie jednak, że dziewczyna jest dla niego bardzo ważna, że jest już w jego sercu. I od teraz aż po sam grób, będzie jego pięknym, lecz smutnym wspomnieniem. Lilly też była dla niego ważna. Chociaż nie tak jak Cornelia. To cenił ją za pomoc. Teraz i ona wie o nim wszystkim, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by się mogli zaprzyjaźnić. Jak to powiedział pewien poeta.

"Gorsze od miłości brzydkiej kobiety. Jest przyjaźń pięknej kobiety"

To samo działało w drugą stronę, czyż nie? Zresztą nie ważne. I tak Ramiro nie zna uczuć, tej drugiej więc to chwilowo pozostawało, bez znaczenia.
Ramiro teraz wyglądał inaczej. Mimo że na jego twarzy, nadal pozostawał ślad tego bólu. To odzyskiwał dawny fason i siłę. Teraz to nie on odrzucał, a został odrzucony. Tak było łatwiej. Mniej boleśnie. Bo najbardziej bolało, to że sam odrzuci kogoś. na kim mu najbardziej zależy. Lecz jeśli to ona odrzuca. Jest łatwiej z tym. Przynajmniej w tej chwili. Na płacz, lamet i pewnie upojenie alkoholowe, przyjdzie czas, dużo później. Opierając się dłońmi o barierki, patrzył przed siebie. Stał teraz między dziewczynami, i nie wiedział nawet że nie tylko faktycznie między nimi stanął. Chociaż w ten czy w tamten sposób zrobił to nieumyślnie. To nawet, nie przypuszczał, że zrobił coś co nie powinno się stać. Gdyby się dowiedział, znienawidziłby siebie jeszcze bardziej. Gdyby, tylko wiedział....

Dzisiaj mnie kochasz...
Jutro nienawidzisz....
Dzisiaj mnie pragniesz...
Jutro się wstydzisz...
Powrót do góry Go down


Cornelia Somerhalder
Cornelia Somerhalder

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, wilkołak
Galeony : 1616
  Liczba postów : 2144
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2503-cornelia-somerhalder
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4053-corin-somerhalder#120896
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyWto Sty 24 2012, 15:54;

Dziewczyna czekała na jakikolwiek gest w odpowiedzi. To nie musiało być słowo... To mogła być chociaż mimika. Nie powinna z nim o tym rozmawiać przy Lil. Nie powinien ani on, ani ona wiedzieć, że to co się z nią dzieje dotyczy właśnie japonki. Ale to było ważne. I jak nie teraz to kiedy? Nie może go okłamać, że nic się nie dzieje i jest prze szczęśliwa. Zobaczył by od razu iż mówi nieprawdę gdyby tylko na nią zerknął. Wszystko byłaby od razy jasne. Nie mogła też tak po prostu zostawić tego wszystkiego. Normalnie, nie byłoby z tym problemu. Ale on się już nacierpiał. Nie chciała, by znów obwiniał się za każde zło tego świata, chociaż myśli tego typu zapewne nigdy w nim nie zamierały.
„Rozumiem” - Tak po prostu. Tylko tyle? I ten uśmiech, który powinien być stale kierowany do niej, a jednak tym razem została nim obdarzona właśnie Gryffonka. To sprawiło, że gdzieś tam głęboko pojawiła się jakaś ryska, dość poważna, ale zdecydowanie nic nie mogło od tego pęknąć. W końcu zawsze ją jeszcze można jakoś skleić czy stopić prawda? Do tej chwili tak myślała.
Rami? Oh jak słodko. Tak prześlicznie brzmiało to w ustach Lillyanne. Nie, żeby Corin jakoś szczególnie upodobała sobie ten zwrot do niego, żeby uważała, że należy się tylko niej. Ale przecież jej przyjaciółka w ogóle nie znała chłopaka!... I właściwie ona też nie. I może normalnie nie przywiązałaby do tego szczególnej wagi, ale uczucia Lil.. Ughm!
Złapała koc i położyła go obok siebie. Nie odpowiedziała. Dlaczego ona nie może pozwolić po prostu, żeby było cicho? Dlaczego musi się popisywać? Bez tego byłoby zdecydowanie lepiej. Lecz nie. Ona koniecznie musi mieć swój wkład w to wszystko. Przecież skoro wie to jest ważna... Skoro tu jest, to jest potrzebna. Owszem. Fakt. Racja. Ale to i tak cholernie Corka irytowało!
Poczuła lekkie uderzenie łyżką w głowę. Spojrzała na sprawczynie tego z niczym nie przyćmioną chęcią mordu w oczach. To nie było zabawne. To było tylko kolejne wtrącanie się w ich życie prywatne. Może zaraz sobie stworzą wesoły trójkącik? Łyżeczka powiększyła rysę i rozbiła akwarium, w którym na zawsze wesołej i kolorowej rybce pływał czarny, zawsze niezadowolony gniew. Zwierzątko się wylało wraz z wodą i zdechło, a złość pozostała i wydobyła się z głębi rzucając się na Lil i to z pazurami.
- Jeśli jeszcze raz to żelastwo dotknie mojego czoła to przysięgam, że tym razem nie będę już na tyle miła by obciąć ci kilka kosmyków, ale ogolę cię na łyso – Lilka nie pamiętała tej sytuacji. To było w przededniu momentu, w którym to utraciła pamięć. Ale teraz Cor nie myślała o niej i jej boleściach.
Zazwyczaj po tego typu uwagach z jej strony można było słyszeć śmiechy, żarty i objaw gilgotek. One po prostu często sobie tak mówiły i nie było w tym innych uczuć niż wesołość. Tym razem jednak zdawało się być całkiem przeciwnie. Gdyby życie było animowaną kreskówką to wokół Gryffonki pojawiła by się czarna aura, z której wydobywały by się mroczne duszki mówiące „Uciekaj, bo nie przeżyjesz spotkania z diabłem”.
- Zresztą przestań się do kurwy nędzy w to wszystko wtrącać... Cholera nie rozumiem, jak możesz robić to tak po prostu! - Krzyknęła dopiero teraz. Nie było to dobrym znakiem. Ona zazwyczaj potrafiła opanować przekleństwa. Chyba, że było blisko do wybuchu niczym bomba nuklearna. Oj. Zimny wzrok nadal pozostawał taki sam. Pełen agresji, której nie jest w stanie zmierzyć żadna znana ludzkości miara. Uprzedziła reakcje przyjaciółki nie dając jej dojść do słowa.
- I nie patrz na mnie w ten sposób... I nie waż się pieprzyć, że nie rozumiesz. Dobrze wiesz, o co mi chodzi. I równie dobrze wiesz, że w takiej sytuacji ja po prostu tępym wywłoką, które nie wiedzą gdzie ich miejsce, jestem zdolna wydrapać oczy.
Nagle... Po prostu zignorowała sytuację. Jak gdyby kompletnie nic się nie stało i nic nie powiedziała. Spojrzała na Ramiro ze skrywaną za chłodem czułością. Tak się cieszyła, że jest już w stanie stać. Tak bardzo dobrze, że pokazuje im, że wcale nie jest tak źle. Ale to była poważna rana. I Corinek wiedziała, że żadne zaklęcia nie sprawą, że wróci w pełni do siebie aż tak szybko. Zresztą, wciąż widziała na jego twarzy pozostałości po bólu i nie wiedziała już czy cielesnego czy psychicznego.
Podeszła do niego powoli. Stanęła na palcach i ujęła jego podbródek delikatnie ciągnąc go w dól, żeby się obniżył. W końcu był zdecydowanie wyższy od niej. I coż... Wpiła się w jego usta... Hmm... Całkiem jak nie ona. A może jeszcze nie wiedział, że taka jest? Ten pocałunek był zdecydowany, stanowczy. Tak jakby mówiło to, że chłopak jest jej i ona nikomu go nie odda, nie chce oddać. Do tego wszystkiego cholernie namiętny. Po kilkunastu sekundach odsunęła się i uniosła jeden z kącików ust. Cmoknęła go w policzek chwilę przy tym pozostając. Potem przesunęła się, by mieć wargi przy jego uchu i by ciepłe powietrze pochodzące z jej ust mile drażniło jego płatek.
- Co fakt, to fakt. Nie jesteś jeszcze w pełni sił i zdecydowanie musisz odpocząć, przespać się. Więc jak już poczujesz się lepiej... Jak się tobą... - Odwróciła się ku przyjaciółce. Zatrzepotała mocno rzęsami chcąc podkreślić jak bardzo jej słowa są teraz przesłodzone... A raczej jak oddają przesłodzenie kogoś innego.
- … nasza kochana, mała wobec … Phi... WSZYSTKICH dobroduszna Lilly zajmie – Ponownie odwróciła się do krukona, ale już bez tej ironii, która była znacznie mocniejsza niż jad bazyliszka. Chociaż nie tak mordercza.
- To może się spotkamy... Chciałabym zostać, ale... - Spojrzała wyraźnie w stronę Lilly choć tylko kątem oka. Miała nadzieję, że ją boli. W jakimś sensie Cor nie myślała racjonalnie.
- … ale mi niedobrze... Mogę iść? - Wprawdzie spytała, ale nie czekała na odpowiedź. Ona po prostu odsunęła się. Na chwilę dotknęła jego dłoni jakoś nie chcąc jej puścić. Po zaledwie trzech sekundach ruszyła w stronę drzwi balkonowych. Nie mogła teraz tu siedzieć mimo iż zostawiła go z nią. Dusiła się tą atmosferą. Dusiła się tym towarzystwem. Teraz ona się popłacze. On ją będzie pocieszał... To było tak oczywiste. I nie chciała na to patrzeć... Nie chciała też cofnąć wszystkiego co powiedziała. I nie chciała słuchać reprymendy na temat tego, że jest okrutna. Może potem, kiedy już będą sami. Bo tego pragnęła. Żeby wreszcie mieli chwilę jeden na jeden.
Przechodząc obok ukochanej przyjaciółki nie umiała się powstrzymać. Wysyczała do niej tak cicho, że tylko bardzo czuły słuch poza należącym do stojącej blisko dziewczyny mógł to dosłyszeć.
- Proszę. Korzystaj. Masz znów świetną okazję – Wyminęła ją. Jednak trochę niepewnie. Przy przeszklonych drzwiach stanęła jeszcze. Nie odwróciła się już jednak.
- A, maski przestają ci powoli wychodzić... I mogłaś mi powiedzieć wcześniej... - Potem opuściła to miejsce trzaskając mocno drzwiami jak to miała w zwyczaju. Cudem chyba się nie rozbiły. Pokazała tą swoją połowę, która prowadziła ją do innego domu. Cornelia Gryffonka była miła, zwariowana, dobra i kochana. A Corek ślizgonka? Jakby mieszkała w niej całkiem inna osoba. Była taka jak teraz. Zimna, podła, nie liczyły się dla niej uczucia nawet tych najbliższych. I przede wszystkim... Jej połowa, która powinna być w Slytherinie ma przy ogromnych wybuchach zazdrości również ogromne wybuchy czasem nawet nieodczuwalnej przez nią nienawiści. I taka sytuacja była właśnie w tym momencie.
Wyszła na korytarz. Oparła plecy o ścianę. Zamknęła oczy. Przeczesała włosy. I co teraz? Stała tam tępo wpatrując się w przechodzących ludzi. Nie należało się jej. Zdecydowanie. Ale jest za późno, żeby teraz nad tym myśleć. I nie może już teraz tam wrócić i przepraszać. Niech ją pociesza, przynajmniej będzie szczęśliwa. A Corin? Czyż nie powinna być wesoła, kiedy ukazała jak bardzo jej na Ramim zależy, i że nie da sobie go tak łatwo odebrać? Że jest jej bardzo blisko?... Nie. Już dobrze wiedziała, że ta sytuacja to był zły wybór. A wystarczyła jej na to zaledwie minuta, kiedy to już ochłonęła po dosłownie minutach dwóch. Ale Lilly mogła jej to przecież powiedzieć. I mogła przestać bawić się przy nim w kochane dziecko, którym trzeba się wiecznie opiekować. Na pewno dobrze wiedziała, że w takiej niej łatwiej się zakochać niż w typowej Corneli. I w tym właśnie problem. Nie chciała stracić jedynego chłopaka, o którego tak walczyła. Niestety nie pomyślała też o tym, że może Ramiro zrazić zazdrość pokazana w tak pełnej klasie. O czym ona myśli. Nie może, ale na pewno! Jednak czasu już nie cofnie. Znów stoi sama. Bez Summer, Finna i Lilly. I prawdopodobnie po tej scenie też bez niego. A wszystko dla tego, że ona nigdy nie potrafi pomyśleć o tym, żeby powstrzymać potok zdań i ugryźć się w język. Bo nie zawsze trzeba było wyrażać to, co się w danym momencie czuje. Czasem trzeba było się po prostu schować przed światem. Zakaszlała. Tak, to właśnie zamierza teraz zrobić.
Powrót do góry Go down


Lillyanne Sangrienta
Lillyanne Sangrienta

Nauczyciel
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 442
  Liczba postów : 448
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyWto Sty 24 2012, 17:50;

Brązowowłosa dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie wpatrując w każdy najmniejszy ruch czarnowłosego chłopaka. Nie odzywała się tym razem, do czasu… Do czasu kiedy z Corneli wypłynęła ta mroczna i złowieszcza energia, która najwyraźniej miała ochotę zabić małą Gryffonkę. Spojrzała niepewnie na przyjaciółkę i chciała już powiedzieć, spytać się, czy wszystko w porządku, martwiła się o nią bardzo, gdyż była dla niej jak siostra, najważniejsza, ale to co usłyszała wywołało u niej nie mały szok. Ten gniew i nienawiść, która się z niej wylała i co gorsza dotknęła zielonookiej była niedopisania. Ten strach i przede wszystkim ból jaki dotknął ją był straszny. Nie pamiętała jaka Cornelia była kiedyś, nie wiedziała jak się poznały i nie pamiętała późniejszych wydarzeń. Wszystkie wspomnienia nadal były dla niej mgłą, tak niewyraźne i oddalające się coraz bardziej. Nie miała zielonego, a nawet czerwonego pojęcia o co jej chodzi! Uchyliła delikatnie usta uśmiechając się zakłopotana, chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Drżała przestraszona tą sytuacją.

Co się dzieje… przecież Corin… Corin nie klnie… Ja nie wiem o co ci chodzi… Corin… Onee-chan… Przestań się wygłupiać, to nie jest śmieszne… te żarty… onegai… yamette. Cornelia… nie rozumiem… przestań! Błagam cię przestań!!!


To było dla niej za dużo. Drżała nie mogąc wytrzymać emocji, które ją ogarnęły. Na przemian kontynuowała słowa w głowie, niekiedy używając ojczystych słów, tak długo, aż zaczęły przeradzać się w krzyk, krzyk rozpaczy. Kiedy jej przyjaciółka pocałowała chłopaka, szmaragdowo oka myślała że zaraz rzuci się na nią i wyrzuci przez barierkę. Ale zaraz. Była zdziwiona swoim postępowaniem, była zdziwiona tym, że chciała jej zrobić krzywdę za to co było naturalne. Oni byli parą i ona chciała im pomóc być znowu razem… ale czy na pewno? Czy na pewno nadal miała te same intencje? Czy przez ten czas nie stało się coś co zmieniło jej tok myślenia i cel, do którego dążyła? Spuściła wzrok kiedy jej przyjaciółka skończyła mówić. Nie rozumiała z tego nic czy ona… nie to niemożliwe… Nie mogła uwierzyć w to co się teraz stało… To na pewno nie było to, starała się odrzucić tą myśl całkowicie z głowy. A więc skoro to nie było to, to dlaczego jej przyjaciółka nagle zaczęła jej nienawidzić? ( to i to i to i za dużo używam słowa to xD) Kiedy wysyczała jej słowa do ucha wzdrygnęła się, ale nie uniosła głowy. Maska… Zacisnęła pięści przegryzając wargę. Dobrze, że jej drobna twarzyczka była zasłaniana przez włosy, bo przez te nerwy przegryzła sobie usta, z których wyleciał czerwony płyn. Kiedy jej przyjaciółka wyszła stała w tej pozycji sztywno, jakby nagle uderzył ją grzmot i przez to nie mogła się ruszyć. W oczach miała łzy, ale nie pozwoliła im wylecieć, znaczy nie chciała pozwolić. Uniosła głowę w stronę nieba, by powstrzymać potok łez, jednak ukazując krwawy strumyczek spływający po jej brodzie i szyi. Nadal, coraz mocniej przegryzała wargę nie zważając na ból. To było dla niej za dużo. Dlaczego tak się stało? Nie miała zielonego pojęcia, ale nie zajęło jej długo by wrócić do normalności. Skierowała wzrok na Ramiro, nie uśmiechała się, ale jej wyraz twarzy nie wykazywał smutku. Była neutralna. Kąciki ust drżały jakby walczyła ze sobą, by ponownie ubrać maskę, która ukrywała jej prawdziwą postać... Albo to była ona… ta wesoła, głupiutka dziewczynka… A może była inna… Nikt tego nie wiedział… Jak na razie.
Powrót do góry Go down


Ramiro Ismael Puente
avatar

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : wilkołactwo, teleportacja
Galeony : 152
  Liczba postów : 136
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyWto Sty 24 2012, 18:21;

To wszystko... To wszystko było nie tak!
Jej słowa... Jej krzyki! Jej pocałunek... To wszystko było na pokaż. Żeby co? Zranić Drugą tak? By pokazać że ona tutaj rządzi? Że Ramiro do niej należy? I tak, tak było. Więc po co to wszystko? Po co te zagrywki?
Chłopak obserwował biernie, wszelkie wydarzenia. Nie mówił nic, nie poruszył się. Lecz czuł jak ponownie coś w nim pęka. Jak w tedy w lesie. Starał się to powstrzymać. By nie wpaść w niekontrolowany szał. Musiał być silny mentalnie. Inaczej, dziewczyna znajdzie się w sporych kłopotach. Jednak wiedział że Cornelia nie odeszła, zbyt daleko. Usłyszał jak się zatrzymuje. Żadnych dalszych kroków.
"Proszę. Korzystaj. Masz znów świetną okazję"[/]
Te słowa, wciąż na nowo, odbijały się w jego umyśle. Młody Hiszpan starał się skupić, na jednym punkcie. Starał się opanować, narastające drżenie ciała. Drżenie policzków, napiętą sylwetkę. Musiał to zrobić. Lecz cała sytuacja, wciąż na nowo w jego głowię, się powtarzała. Więc kim on jest? Jest zabawką? Zdobyczą? Która z nich go zdobędzie tak? A on... A on im zaufał... Opowiedział wszystko.... Otworzył się... Uwierzył.....
Ramiro odwrócił się ku dziewczynie, i obserwował ją. Przez chwilę, jego złość zaczęła opadać. Twarz stawała się normalniejsza. Lecz kiedy dostrzegł łzy, napływające do oczu. Jej krew na wargach, która zaczęła spływać po jej szyi.
Chłopak zacisnął mocniej pieści ze złości. Zaciskał je z taką siłą, że wbił się w nie tak dawno i nie do końca, wyleczone rany. Obfita krew zaczęła po nich spływać. Ramiro czuł jak odpływa... Jak zapada siew ciemności, chaosie i morzu nienawiści. Znów staję się taki, jak w tedy. W lesie. Przy tym drzewie....
- CORNELIA! - Wydarł się. Wiedział że go usłyszała. Czekał. Lecz nie przychodziła. Tak samo jak nie nadchodził spokój. Coś w nim jeszcze było, co zachowywało cień samo kontroli. Gdyby nie to, po prostu by poszedł do Corneli, i wyszarpał ją, nawrzeszczał i przyprowadził tutaj. [i]Byłeś zwykłą zabawką, niczym więcej...

- CORNELIA!! - Wydarł się jeszcze mocniej. Teraz chłopak nie przypominał samego siebie. Przypominał zwierze. Dosłownie. Jego oczy, które i tak przypominały szarość nieba. Były pozbawione jakichkolwiek uczuć. Jakiegokolwiek ciepła. Twarz napięta, na której odmalowało się wściekłość, jaką trudno sobie wyobrazić, a tym bardziej opisać. Ciało drżała, a ręce które wciąż pozostawały, zaciśnięte w pięść, obficie krwawiły. Może jest to fascynujący widok. Lecz dla tych którzy muszą na to patrzeć, jest on bardziej przerażający.
- CORNELIA!!!!!!! - Wydarł się z całych sił, aż się zrobił czerwony. Jeśli teraz tutaj nie przyjdzie, to pójdzie po nią. Wiec lepiej, żeby zechciała tutaj sama z własnej woli przyjść.

Czuje się, obdarty z uczuć, z moich myśli zraniony. Mentalnie poniżony, oszukany przez tych którym. Swoje życie oddałem, i ślepo ufałem... Przez wszystkich moim ludzi których... Tak bardzo kochałem...
Powrót do góry Go down


Cornelia Somerhalder
Cornelia Somerhalder

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, wilkołak
Galeony : 1616
  Liczba postów : 2144
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2503-cornelia-somerhalder
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4053-corin-somerhalder#120896
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyWto Sty 24 2012, 18:54;

Faktycznie. Jej krzyki, jej słowa były na pokaz. To, co mówiła do Lil faktycznie miało pokazać, że chłopak przecież jest jej, że to ją kocha! I ona nie ma na co liczyć w marzeniach!
Ale pocałunek... On był chociaż raz szczery, prawdziwy. Cornelia była inna niż myślał, zdecydowanie inna. Może czytał w niej, zaglądał w dusze, może spędził z nią trochę czasu. Ale nie mógł wiedzieć, że najprzyjemniejsze są dla niej mocne, agresywne pocałunki... Że lubi jak się nią uderza o ścianę... Że jest nimfomanką. To przecież nie było szczególnie ważne i tego prawie nikt nie wiedział.
Dzisiaj jednak poznał ją i mógł zrozumieć jaka jest podła. Czyżby możliwe było, że jego wilkołactwo mogło być niczym przy tym, jak ona potrafi się zachować? Przecież on dbał o wszystkich, ona dbała o siebie. On starał się nie robić nikomu krzywdy, ona świadomie i czasem z zadowoleniem tą krzywdę robiła i to nie tylko fizyczną ale psychiczną. Może to nie ma prawa bytu, bo są przeciwieństwami w wielu sprawach?
To tylko domysły narratora. Ona by tego nie pomyślała, bo w jej zdaniu figurowało przekonanie, że to właśnie przeciwieństwa się przyciągają. Że pary powinny być mieszane, a nie takie same. Gdyby tak miało być, to na świecie byli by tylko faceci z homoseksualnymi zapędami... Blee.
Owszem zatrzymała się. I nadal tam stała. Zaciskała mocno ręce w piąstkę. Zamykała oczy. Starała się jak najbardziej ograniczyć oddech. Jak najmniej dać po sobie poznać, że jednak jeszcze tu jest. Dlaczego? Chciała podsłuchać jego rozmowę z nią? Chciała zobaczyć, jak przytula Lilly i oskarżyć go o zdradę? Chciała sprawdzić, czy za nią pobiegnie czy zostanie ze zranioną dziewczyną? Nie. Chyba nie. Nie miała pojęcia czemu tutaj stoi. Po prostu stała i na tym się skupmy.
Krzyczał. Drgnęła. Słyszała wyraźnie jego wołanie. Nawet gdyby była daleko i tak by go usłyszała. Zawołał za nią. Tylko nie myślała, że w taki sposób to zrobi. Poczuła krew... Czyżby Lillyanne znowu zrobiła sobie krzywdę. Mocniej zamknęła powieki. Tym bardziej tam nie wejdzie. Nie ma najmniejszej szansy. Nie! Ona tu zostaje. Kropka.
Drugi krzyk... Było w nim tyle wściekłości. Ale dlaczego? Aż tak przejął się losem biednej Gryffonki, którą tak okrutnie chwilę temu zjechała? A może chodziło jeszcze o coś innego. Może sam poczuł się urażony. Lecz przecież nie miał powodów. Nie powiedziała nic co mogłoby go obrazić. Wręcz przeciwnie. Chciała się z nim zobaczyć... Pocałowała go, była przy nim najprawdziwszą sobą. Zdruzgotała Lilly. Gdzie w tym wszystkim było coś, co mogłoby i jego zaboleć?
Trzeci raz... Trzeci raz już nie wydał jej się taki jak poprzednie. A tym bardziej wszystko nabierało na sile, że woła ją po pełnym imieniu mimo iż tego nie znosiła. Tym razem już nie miała dylematu co zrobić. Wiedziała, że tam nie przyjdzie. A dlaczego? Bo się bała go takiego zobaczyć. Nie chciała, żeby zniszczyło się jej wyobrażenie o nim. Nie mógłby jej zrobić krzywdy, tego była pewna. Ale poza tym? Przecież to był spokojny, kochany Ramiro. Nie chciała zobaczyć go w takim stanie. Znów jest samolubna... Ale jej ciałem wstrząsnął po prostu strach. Osunęła się po ścianie siadając pupą na ziemi... Dlaczego korytarz nagle zrobił się tak strasznie pusty?! Widocznie to było potwierdzenie tego, że naprawdę musiał być w tym momencie przerażający. Siedziała obok drzwi prowadzących do pokoju przed balkonem. Po ich prawej stronie, po tej, w którą się otwierały. Żeby w razie czego, jeśli wyjdą i otworzą drzwi, mogła się za nimi schować i udawać, że jej w ogóle tutaj nie było. Teraz już nie była pewna czy to dobry pomysł. I wciąż tak wyraźny zapach krwi. Spoglądała w bok w oczekiwaniu. Co teraz? Powinna uciekać? Powinna. Ale ona nigdy nie robi tego, co powinna.
No własnie. Idiotka. Dlaczego bała się, że zrobi to po raz czwarty? Czy właśnie dla tego postanowiła wstać? Bo bała się, że zrobi krzywdę ... Krzywdę Lilly. Nie jej, do niej by przecież nie wyszedł. A skoro jej przyjaciółka... Miała nadzieję, że nie była, stoi na pierwszym ogniu? Przełknęła głośno ślinę. Pewnie dosłyszał to. Mniejsza. Podniosła się z ziemi.

Ramiro, dlaczego jesteś taki zły... Nie rozumiem. Czy na prawdę aż tak bardzo boli cię to, że ja ranię kogoś, kto uratował ci życie? Czy chodzi o całkiem zupełnie co innego?

Wstała. Byle by tylko się opanował. Wpierw stanęła w drzwiach. Nie trzęsła się, wciąż starała się wstrzymać oddech. Stała w połowie pokoju. Nie chciała wychodzić na balkon. Bo... Bo jeszcze mógł by ktoś z niego wypaść.
Powrót do góry Go down


Lillyanne Sangrienta
Lillyanne Sangrienta

Nauczyciel
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 442
  Liczba postów : 448
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyWto Sty 24 2012, 19:38;

Śnieg spadł z drzewa, wraz z krzykiem jaki wyrzucił ze swojego gardła chłopak. Ona jedynie wzdrygnęła się uchylając usta i spoglądając na niego zdziwiona. Był zły, a nawet wściekły. Mógł stracić panowanie i ona o tym wiedziała. Westchnęła pod nosem, a wraz z tym westchnięciem wyleciała para, która wytworzyła się po wymieszaniu ciepłego powietrza z jej ust wraz z lodowatym na zewnątrz. Otarła krew z brody rękawem oblizując usta, które oblepione były jej własną krwią. Metaliczny posmak, jak zwykle nie wzbudził w niej żadnych emocji. Podeszła do niego i nie zwracając uwagi na jego krzyki, które wzbudziły w niej płomyk niepewności, złapała go za nadgarstki i podniosła jego ręce tak, by mogła ujrzeć dłonie. Odchrząknęła i puściła je spoglądając na niego. Jej usta uchyliły się delikatnie, jednakże nic nie powiedziała. Stała w tej pozycji by dopiero po dłuższej chwili wyszeptać kilka słów.
- Znowu zrobiłeś sobie krzywdę… - ten szept nie był przeznaczony dla niego. Mówiła to do siebie, żeby nie przeszkadzać mu w wołaniu Corneli. Wzięła bandaż z jednej jego ręki i zmieniła jego położenie. Teraz obejmował obie rany znajdujące się na dłoni, z drugą ręką zrobiła to samo. Nie spoglądała na niego, nie dlatego, że bała się, ale dlatego, że w oczach nadal miała ukryte łzy, których nie chciała mu pokazywać. Na trzecie Wołanie jej przyjaciółki odsunęła się od niego niepewnie, jakby obawiając się ponownego ataku ze strony bliskiej jej osoby. Nie podnosiła wzroku, nie spoglądała na przybyłą dziewczyną, nie chowała się za chłopakiem i co najważniejsze nie płakała, tak jak chciała tego na początku Corin. Stała z boku nie chcąc się wtrącać. Chociaż wyglądała na przestraszoną małą dziewczynkę, która nie wie co ma robić w takiej sytuacji, w jej wnętrzu czuła się całkowicie inaczej. Czuła jak rozpalał ją płomień, płomień nieopisanej nienawiści… Ale do kogo? Czuła jak rosną w niej uczucia żądające by złapała kogoś za gardło i ścisnęła tak mocno by krew mgła wyprysnąć na jej bladą twarz, na której pojawiłby się uśmiech mordercy. Zacisnęła pięści na spódniczce zastanawiając się skąd takie myśli pojawiły się w jej głowie. Dlaczego takie uczucia ogarnęły ją tak szybko? Zadrżała, gdy przed jej szmaragdowymi oczami pojawił się obraz, krwawy obraz, który przeraziłby każdego, kto by na niego spoglądał. Czy to było możliwe, że taka mała i niewinna dziewczyna, jaką była, mogła mieć takie nikczemne myśli? Chociaż gorsze było to, o ile mogło być coś gorszego niż krwawa wizja. że nie zareagowała na to uczuciem strachu, obrzydzenie, a jakby podsyconą radością płomienia, który się w niej rodził. Na jej ustach zakwitł ten uśmiech, którego Cornelia nie widziała od dawna, nie widziała go od kiedy ona straciła pamięć, bo wtedy również straciła tą swoją potworną stronę, która nie pozwalała jej normalnie funkcjonować. Jednakże mogła wejść na dziewczynę ulga, gdy uśmiech znikł, a ona zrobiła krok do tyłu potykając się (uwaga, uwaga) i opadając na fotel, na którym wcześniej siedział Ramiro, czarnowłosy wilkołak. Uniosła twarz ukazując swoją twarz. W jej oczach nie było już łez, były tylko ślady na policzkach, które informowały o tym, że jej męczarnia by utrzymać je w sekrecie poszła na marne. Jej twarz nie wyrażała niczego, a była już nawet nienaturalnie blada, przez mróz, którego nie odczuwała. Odwróciła głowę powoli i spojrzała na Cornelię tym pustym, pozbawionym jakichkolwiek uczuć wzrokiem. Przekrzywiła głowę w bok delikatnie i oparła się o fotel. Czekała na rozwój wydarzeń i właśnie w tej chwili z tym łagodnym wyrazem twarzy, na którym nie tkwił sztuczny uśmiech, ani błyszczące (jeżeli mogę to tak nazwać) spojrzenie, wyglądała jak duża porcelanowa lalka, którą można zniszczyć każdym silniejszym naciskiem. Musiała doznać niezłego szoku, skoro tak nagle całkowicie się zmieniła. W głowie miała mętlik i wiedziała, że gdy ułoży sobie wszystko, wróci do normy, ale to nie było takie łatwe. Może powinna odejść? I pozwolić im samym porozmawiać? Nie mogła, bo wiele odpowiedzi znajdzie właśnie w ich rozmowie, która pomoże jej wrócić do normalności… Do wesołej Lilly. Więc czekała, w ciszy, nie naciskała na nikogo i czekała.

Codziennie pytam, czy kiedyś to się skończy
I nienawidzę słów: "Nic nas nie rozłączy"
Codziennie modlę się, byś zabrał mnie ze sobą
Ludzie nie mają prawa, ludzie zabić mnie nie mogą!
Powrót do góry Go down


Ramiro Ismael Puente
avatar

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VI
Wiek : 29
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : wilkołactwo, teleportacja
Galeony : 152
  Liczba postów : 136
Balkon QzgSDG8




Gracz




Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon EmptyWto Sty 24 2012, 20:22;

Ramiro był wściekły. Był wściekły na wszystko, na siebie na Cornelie na jej zachowanie. Na to że tak łatwo, dał się oszukać. Że stał się zwyczajną kukła w jej rękach, kukłą o którą rywalizowała z bogu winną dziewczyną. Z dziewczyną, która nie zasługiwała na to wszystko, a tym bardziej by na to wszystko patrzeć. Stał plecami do Corneli, patrząc się przed siebie. Lecz usłyszał, jak podeszła...

Ramiro odwrócił się, ku niej. Jego wzrok wykazywał, chęć mordu i nienawiść. Te same oczy, w których było tyle ciepła, teraz pałały nienawiścią. Podszedł do niej, i uderzył pięścią, poprzez szybę, która pękła niczym porcelanowa waza, rozsypując się na miliardy drobniutkich, kawałeczków. Przeszedł przez to co, kiedyś było drzwiami, i zaczął do niej mówić. Ale nawet nie słuchała, więc pierdoli to, próbuję powstrzymać ją od oddychania. Kładzie ręce na jej gardle, siedzi na dziewczynie i ściska.
Dopóki nie złamię jej karku jak patyka od lizaka, nie ma powodu, dla którego miałby pozwolić jej wyjść i żyć spokojnie. Łzy płyną mu po jego policzkach, chce zatopić kły...

Ramiro otworzył oczy. Kolejna wizja, w jego szalonym umyśle. Spojrzał się na dziewczynę, znowu go opatrzyła a on nawet nie wiedział kiedy. Lecz z nią, było coś nie tak. Po woli jego złość, i gniew opadały. Narastało uczucie, obrzydzenia do samego siebie. W końcu uspokoił się na dobre. Podszedł do dziewczyny, i ukucnął przed nią. Otarł jej łzy z policzków, i uśmiechnął się delikatnie. Jak gdyby na prób, własnych zdolności, do tego czynu.
- Cała sprawa w tym. Że nie ważne w co lub kogo wierzymy. Jesteśmy oceniani za nasze działania. Dla tego ja mam spieprzone życie. Lecz nie popełniaj tego błędu co ja. Nie przekreślaj tego wszystkiego, z powodu jednej chwili. A tym bardziej prze zemnie. Ja jestem nikim. Pionkiem, którego się poświęca dla dobra ogółu. Musisz być silniejsza, niech kieruje tobą serce, bo póki się go słuchasz, jesteś jedną z najwspanialszych osób które dane mi było poznać. - Mówił szeptem, tak by tylko ona mogła go dosłyszeć. Na jego ustach czaił się ten uśmiech. Twarz była spokojna, oczy wyrażały zrozumienie i kojące ciepło. Wziął koc i przykrył ją.
- Sęk w tym, że nie ważne kim jesteśmy. Ważne kim nie jesteśmy. A ja nie poznałem złej dziewczyny, która tak łatwo by przekreśliła przyjaźń, i pozwoliła na porażkę w swoim życiu, za sprawą jednego wilkołaka. Który i tak nie jest pisany nikomu. Zaglądałem na listę osób którzy będę w życiu szczęśliwi. Wiesz że jesteś na tej liście? - Uśmiechnął się. Nie wspominał iż uważa że jego, tam nie ma. Taki mały szczegół.
- Potrzebujesz teraz odpoczynku, i rozmowy z Cornelią. Być może kiedyś spotkamy się na korytarzu, i uda nam się porozmawiać. Pamiętaj jednak że nie zapomnę o tym co dla mnie zrobiłaś. Bo zrobiłaś dla mnie bardzo dużo. Okazałaś mi ciepło, i serce. Wyrozumiałość i współczucie, którego każdy z nas potrzebuje. - Ucałował ją w policzek i odwrócił się. Otworzył drzwi, po czym je zamknął. Musiał jeszcze porozmawiać z Cornelią. Także ukucnął na przeciw niej, i mówił szeptem tak, by teraz to tamta dziewczyna nie usłyszała co mówi.
- Co kol wiek się zdarzy, i tak będziesz w moim sercu. Tak jest i koniec. Lecz teraz błagam cie, byś zajęła się swą przyjaciółką. Ona jest wyjątkowa. Wasza przyjaźń jest wyjątkowa. Nie przekreślaj tej przyjaźni, z mojego powodu. Nie jestem tyle wart. - Uśmiechnął się delikatnie, lecz czule i odszedł. czy dobrze zrobił? Nawet ja uważam ze tak. Im mogło nie wyjść, lecz w tedy została by sama. Bez przyjaciółki. Lepiej jest, by to on zrezygnował, a one ocalały swą przyjaźń. Wiedział jak ciężko jest żyć komuś bez drugiej osoby. Bez przyjaciela na dobre i na złe. On nie miał prawa ich rozdzielać. Nie miał prawa, stawać na przeciw nie. Zrobił to co należało zrobić. Postąpił tak, jak należało postąpić.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Balkon QzgSDG8








Balkon Empty


PisanieBalkon Empty Re: Balkon  Balkon Empty;

Powrót do góry Go down
 

Balkon

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Strona 1 z 2 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Balkon JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
Slowacja
 :: 
Dom w gorach
-