Widziała wyłącznie jego plecy. Nie wiedziała co robi. Nie wiedziała co mówi do Lilly. Stała. Tak tępo wpatrywała się w niego. Nie miała pojęcia co ma robić. Może jednak powinna się wycofać. Może jednak powinna uciec z tego pokoju póki jeszcze nie zauważył, że weszła? Może ma jeszcze szanse zanim wyjdzie i zacznie po niej krzyczeć. Dobrze wie, że popełniła błąd. Nie musiał jej tego powtarzać. Naprawdę nie musiał.
Więc dlaczego jest już spokojny. I dlaczego dalej stoi przy Lillyanne. Może znów zrobiła sobie krzywdę? Może znów trzeba się nią zaopiekować. Cofnęła się. Ten jeden, niewielki kroczek w tył. W momencie kiedy dostrzegła, jak chłopak dotknął Lilly. Dlaczego miała takie wrażenie, że cały czas w ten sam sposób dotykał ją?
I dlaczego ją zawołał skoro teraz siedzi tam. Tak strasznie chciała wiedzieć, co do niej mówi. Ale nie miała zwierzęcego słuchu, czy wampirzego, czy jakiegokolwiek innego. I nie chciała też podchodzić, bo dobrze wiedziała, że to nie jest dobry pomysł.
Miotały nią dokładnie wszystkie uczucia jakie mogły w niej teraz siedzieć. Smutek, ból, radość, że jest taki jaki jest, strach, złość na siebie za wszystko. To wszystko sprawiało, że jej niecierpliwienie zdecydowanie narastało. Miała w tym momencie tyle pytań. Nie mogła sama na nic odpowiedzieć. Na kompletnie nic.
Pocałował ją? Dlaczego on... On ją pocałował w policzek. Co to miało być? Powitanie z nowym życiem, a … A za chwilę pożegnanie ze starym? Fakt, cały czas myślała zazdrością. Ale to nie jej wina. Po prostu... po prostu była zakochana. Tak, to słowo idealnie w tym momencie tutaj pasuje, chociaż można by się pokusić mimo wszystko o zauroczona. Bo nie wiedziała co to jest. A kto by wiedział? Nawet wszechobecny narrator nie ma pojęcia.
Podszedł do niej. Ukucnął. Spoglądała na niego z góry. Dlaczego jesteś taki spokojny? Wolałabym, żebyś na mnie krzyczał. Przynajmniej wiedziała czego się spodziewać. Wysłuchała go. Stała jak słup kiedy odchodził... Czy to było pożegnanie? Dlaczego zakończone wyłącznie tym głupim nic w tej chwili dla niej nie znaczącym uśmiechem. Bo przecież... Przecież co jej po uśmiechu, jeśli on ma tak po prostu ją tutaj zostawić. Nie potrafiła się poruszyć. Nie potrafiła nic powiedzieć.
Będzie w jego sercu, ale na jakiej pozycji. Przecież ona trzyma w sercu zarówno wrogów jak i przyjaciół. No i teraz w kluczowym punkcie jego... Już kiedy go nie było odwróciła się. Nawet dopadła do drzwi i otworzyła je. Jej oczy się trzęsły.
- Ramiro... Ale ja cię potrzebuje... - Powiedziała dość głośno, do siebie. Jedna z przechodzących osób spytała czy wszystko w porządku. A dlaczego? Bo płakała. Ona naprawdę płakała. Faktycznie, może to było głupie, melodramatyczne, ale nie potrafiła powstrzymać tego potoku. Dotknęła delikatnie warg. Nawet jeśli miał odejść... To dlaczego nie zrobił tego chociaż ostatni raz.
I co teraz? Ma za nim polecieć. Poszukać go. Tak jak już raz to zrobiła? Nie może. Teraz powinna zająć się Lillyanne. Może miał racje. Może nie był tego wart. Może wszystko co powiedział było prawdą ale...
Nie wiedziała o jest gorsze. To, że zrobiła coś tak okropnego czy świadomość...
Że zrobiłaby to samo drugi raz.
- Tylko, że ja... Ja naprawdę chciała cię pokochać... - Zamknęła drzwi. Nagle zrobiło się tak pusto. Tak zimno. Westchnęła. Nie czas na użalanie się nad światem. Czy to raz została skrzywdzona? Czy to raz przez kogoś... Przez nią skomplikowało się całe jej życie? Przecież to nie pierwszy raz kiedy zaczyna myśleć, czy nie lepiej byłoby tak po prostu z całej siły pieprznąć głową o ścianę, żeby stracić przytomność i żeby zniknęły z niej wszystkie myśli. Tak, zapominaniem zajmie się później wraz z wielką butelką sake. Może i tym razem zadziała bez najmniejszego problemu? Nie... Nigdy by nie zapomniała czegoś takiego. To on ja do tego zmusza... Tylko pogarszając sytuację. Bo czyż nie byłoby oczywiste, że bariera między nią a Lilly powstała i tylko się powiększa? Może by się jakoś dogadały, ale teraz. Teraz to już nie wiedziała czy chce z nią rozmawiać. Czy chce rozmawiać z kimkolwiek. Heh, ona też może być chwilową pesymistką.
Podeszła do drzwi balkonowych. Uchyliła je delikatnie. Nie mówiła do Lilly. Spoglądała na jej policzek. Potem oparła się o barierkę. Zacisnęła na jej mocno ręce. Czy tylko ona sobie jeszcze dzisiaj nie zrobiła krzywdy? Może czas zacząć, ale to taką porządną. Jak spaść z konia, to z wysokiego. No, tym razem to akurat z balkonu. Nie.
- Przepraszam – Mruknęła tylko cicho, lecz szczerze. Nie wiedziała co więcej może powiedzieć. Przynajmniej teraz. Wszystko ją bolało po prostu. Dosłownie każda część ciała.