To miejsce, w którym możesz liczyć na pomoc medyczną czy też na to, że może pielęgniarka na szybko udostępni Ci potrzebne leki. Oczywiście tylko wtedy, gdy okażesz kartę turysty, która musiała zostać Ci wręczona przy zakwaterowaniu Cię w łódce mieszkalnej. Bez niej nie masz szans na uzyskanie tu pomocy. Niewielka poczekalnia skąpana w promieniach słońca zwykle jest zaludniona, a drzwi do gabinetu szczelnie zamknięte. Obok znajduje się salka, w której przeprowadzane są okazjonalnie dla przyjezdnych szkolenia z pierwszej pomocy. Niewielkie pokoje na górnym piętrze służą za prowizoryczny szpital dla tych co bardziej poobijanych.
Akcentowanie: 1 (korzystam z pomocy nauczyciela) Gest: 2 Ćwiczenie na fantomie: 1->5
Trochę dla żartu, trochę nie dla żartu, William przyszedł ubrany jak mugolski lekarz. Miał na sobie przylegającą do ciała długą białą szatę o długich rękawach, spod których wystawały czarne rękawy (jak koszula wystaje spod marynarki). Zapięty pod szyję trochę jak ksiądz w sutannie (w białej wersji). Docierając na miejsce, w którym miał się odbyć kurs, nie spostrzegł żadnego ze swoich przyjaciół czy znajomych. Tylko jednego Ślizgona, za którym nie przepadał, choć nigdy nie dał mu tego do zrozumienia. Takich jak on nie lubi wiele osób. Chodzi oczywiście o Daniela. William siadł na krześle niedaleko wyjścia i wyciągnął malutki tomik baśni indyjskich. Nie zdążył się w nim jednak na dobre zaczytać ponieważ chwilę później nauczyciel zaczął lekcję. Wymawiał formułkę zaklęcia akcentując nie tylko "to" ale całą cząstkę "neto". KiNETOsis. Kiedy profesor po raz kolejny usłyszała jego błąd, podeszła na chwilę by to poprawić. William nie był przyzwyczajony do tego, że nauczyciele go poprawiają ale bardzo doceniał pomoc. Wolał zostać poprawiony, niż popełniać błąd znów i znów. Kolejna część zadania przebiegła bez żądnych problemów. Bo jakiż problem można mieć z wykonaniem gestu. Jedno machnięcie wystarczyło by William miał pewność, że robi to dobrze. Dalej zasadnicza część tego etapu, czyli ćwiczenie na manekinach. -KineTOsis -wypowiedział formułkę zarysowując w powietrzu okrąg. Nie przyniosło na zamierzonego skutku więc natychmiast przeszedł do kolejne próby. Nie współczuł manekinowi tego, że cierpi. Ta istota nie odczuwa bólu. Prezentuje tylko ludzką reakcję na ból. Za drugim razem Williamowi poszło lepiej i uznał, że tyle na początek wystarczy. Opuścił punkt medyczny by zająć się listem dla profesor Moonlight i dokończyć swój ukochany tomik indyjskich baśni. [zt]
Echo chętnie uczestniczyła we wszystkim, co mogło się przydać w życiu, a kurs uzdrawiania do takich rzeczy zdecydowanie należał. Nie żeby była z niej altruistka, zwyczajnie dobrze było wiedzieć co zrobić, gdy coś niepożądanego dzieje się towarzyszowi. Gdyby na przykład coś miało dziać się Florce (a to było całkiem prawdopodobne, bo te całe przemiany zdawały się ją okropnie męczyć) albo Loganowi, miałaby okropne wyrzuty sumienia, nie mogąc im pomóc. Jeszcze gorzej, gdyby coś rzeczywiście im się stało. Po co więc gdybać, skoro można iść na kurs? Lyons czasem narzekała na sposoby Hampsona, ale ten był akurat bardzo dobrym, a jako pani prefekt musiała dawać dobry przykład Gryfoniątkom oraz całej społeczności. Zjawiła się więc i wysłuchała pielęgniarki cierpliwie i uważnie, rzucając w międzyczasie kilka ukradkowych spojrzeń osobom śmiejącym przeszkadzać. Tak właśnie pełniła swoje obowiązki! Taka była z niej dorosła... studentka. Ciągle nie mogła uwierzyć, że czas płynie tak szybko. Teraz jednak zabrała się za zadanie, zamiast rozmyślać nad tym, kiedy to wszystko minęło. Z akcentowaniem nie miała żadnych problemów, poszło jej bardzo dobrze, być może przez to, że powtórzyła dokładnie po Moonlight. Ruch różdżką był już nieco trudniejszy albo zwyczajnie nie skupiła się wystarczająco. Nie była jednak przekonana do swojego sposobu, dlatego podpatrzyła spokojnie, jak inni się za to zabrali i w końcu poradziła sobie z kłopotem. Ćwiczenia miała więc za sobą, ale zostawał jeszcze fantom, który niezbyt zachęcał ją do współpracy. Spojrzała na niego nieprzekonana, ale podjęła się zadania. Najpierw nie stało się nic, co bardzo zdziwiło Echo. W zaklęciach, jakby nie patrzeć, była całkiem dobra. Spróbowała więc ponownie, tym razem pewniej. Poskutkowało, fantom został magicznie uzdrowiony i nawet po spojrzeniu było widać, że już z nim lepiej.
Cieszyła się na te zajęcia z uzdrawiania, przynajmniej jakiś pozytywny akcent w tych całych wakacjach. Najgorszy był chyba upadł i słońce, wcale nie myślące, że można by schować się za jakąś chmurką. W pomieszczeniu medis punkt, w którym miały odbyć się zajęcia, było przyjemniej chłodno, a światło nie wpadało do środka tak upiornie. Razem ze wszystkimi przysłuchiwała się jak pielęgniarka mówi, potem nawet w chórku powtórzyła zaklęcie. Kiedy przyszedł czas na ćwiczenie, wszystko szło świetnie. Wymawiała zaklęcie tak jak trzeba, nadgarstkiem również poruszała poprawnie. Miało być dobrze. Bez najmniejszej obawy przeszła do ćwiczenia na fantomie, ale wtedy stało się COŚ, nie miała pojęci co, niby było dobrze, ale okazało się, że wcale nie, ten niby człowiek zwymiotował, jakby tego jeszcze było, prosto na Laurę. Odskoczyła z obrzydzeniem. Bardzo chciałaby, żeby nikt na nią nie patrzył w tej chwili. Czym prędzej rzuciła na brudną sukienkę Chłoszczyść. Odetchnęła z ulgą. Nie miała już ochoty na rzucanie zaklęć, a tym bardziej na proszenie kogoś o pomoc, ale chyba sama Sevi dostrzegła co się stało i podeszła do Laury i pomogła jej z zaklęciem. Chwilę potem ślizgonka uciekła, mają nadzieję, że na kolejnych zajęciach pójdzie jej lepiej.
zt
Akcentowanie: 2 Gest: 5 Ćwiczenie na fantomie: 3, 3 :lubie:
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Akcentowanie: 1 Gest: 2 Ćwiczenie na fantomie: 3 -> 6(parzysta)
Silas słyszał od kolegi ze swojego pokoju, że mają się odbyć podczas wakacji zajęcia z pierwszej pomocy w miejscu nazwanym Medis punkt. Udał się sam bo też nie lubił zbytnich tłumów i niepotrzebnych ludzi, którzy tylko by go rozpraszali. Pojawił się gdzieś na tyłach pomieszczenia, ale na tyle blisko by dobrze słyszeć panią Moonlight. Mówiła o zaklęciu kinetosis oraz o tym jak go używać. Na początku nie poradził sobie z akcentowaniem. Widocznie słabo słuchał, albo po prostu był bardziej ścisłowcem skupionym na eliksirach niż na pomocy medycznej i zaklęciach. Później jednak profesor się zlitowała i pomogła mu w prawidłowym akcentowaniu zaklęcia. Szybko się uczył więc w końcu zaakcentował odpowiednio zaklęcie. Później nadszedł czas na ruch różdżką. Chłopak zapamiętał dokładnie słowa kobiety i delikatnie nie trzęsącą się ręką wykonał obrys twarzy obrazujący dokładnie twarz fantoma. Później przyszła kolej na wykonanie zaklęcia na fantomie. Tutaj jednak coś poszło chyba nie tak, bo nic się nie stało, a potem nagle fantom jego zwymiotował i Silas w ostatniej chwili uchylił się, bo wymiociny wylądowały by na nim. Miał po prostu chłopak szczęście i to ogromne. Na koniec ktoś mu pomógł poprawnie wykonać zadanie i wszystko już było w porządku. Po skończonych zajęciach opuścił salę.
Długo nie była pewna, czy wybrać się na kurs pierwszej pomocy. Niby umiejętność bardzo przydatna, ale z drugiej strony tu było tyle do zobaczenia! Ostatecznie stwierdziła jednak, że to przecież strasznie ważne i trochę czasu bez problemu może poświęcić. Szybko stwierdziła, że gdyby nie przyszła, straciłaby bardzo wiele. Jak tylko prowadząca wspomniała o zaklęciu przeciwdziałającym chorobie lokomocyjnej, zamieniła się w słuch - i w takim skupieniu została do końca. Z chorobą lokomocyjną było tak, że cierpiała na nią jej kuzynka. Cierpiała bardzo, więc za każdym razem, jak jechały razem pociągiem, to się źle kończyło. Może teraz, kiedy będzie znała to zaklęcie, podróże będą już przyjemniejsze. Mocno się skupiła na nauce zaklęcia. Zaczęło się świetnie. Choć początkowo nie była pewna, czy dobrze wymawia zaklęcie, uniesiony kciuk pielęgniarki podniósł ją na duchu. Ruch różdżką też wyszedł bezbłędnie. Miała nadzieję, że to wszystko razem sprawi, że biedny fantom poczuje się lepiej - tyle że nie. Był zielony na twarzy i już chwilę później zwracał śniadanie. Dzięki Merlinowi, że udało jej się uskoczyć, bo było to dość obrzydliwe. Chciała już iść i o tym zapomnieć. Pielęgniarka jednak dała im dodatkowe zadanie i Vi zastanawiała się, czy go nie zrobić. Była ciekawa, co innego mogłaby zrobić, żeby następnym razem pomóc kuzynce. Jak znajdzie wieczorem chwilę, to usiądzie nad książkami i poszpera.
z/t
Akcentowanie: 4 Gest: 2 Ćwiczenie na fantomie: 3 / 2
Akcentowanie: 3 Gest: 5 Ćwiczenie na fantomie: 4 Do sporej grupki dołączyła i ona. W końcu lepiej znać te parę zaklęć więcej, prawda? I to jeszcze z zakresu uzdrawiania! Coś przeczuwała, że jej się przydadzą - w końcu u Sevi w skrzydle szpitalnym przebywała średnio dwa razy w tygodniu! Z ciężkim westchnieniem, wysłuchała co mają do roboty i z niemrawą miną podeszła do swojego fantoma. Z zaklęć w końcu nie jest tępa! Dlatego też, zakasała swoje rękawy i podniosła swoją różdżkę do góry, kierując ją na twarz fantoma. Wyraźnie wypowiedziała odpowiednie zaklęcie i dostrzegając przyzwolenie na dalszy ruch od Sevi, Sara biorąc głęboki wdech, wykonała różdżką powolny, okrężny ruch i .. udało się! Nie sprawiło to jej nawet większych trudności od rzucenia zwykłego lumosa. Puchonka, spojrzała z namysłem na swoją różdżkę i uśmiechnęła się szeroko. Drżyjcie ludzie bo Sara jeszcze trafi do Mungo! W sumie to nie taki głupi pomysł! Obdarzyła także leciutkim uśmiechem swojego fantoma i wyszczerzyła się wesoło do Moonlight. Zadanie wykonane. A Sara już wiedziała, że z pewnością się zjawi na kolejnych zajęciach z uzdrawiania.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Rasheed nigdy by nie pomyślał, że wpadnie na tak idiotyczny pomysł, jakim była nauka uzdrawiania. No pomyślcie, na co jemu to się przyda? Wystarczyłoby żeby jęknął z bólu zbyt głośno w swojej rezydencji, a skrzatka już wzywałaby uzdrowiciela, który by się tym zajął. Chociaż może miało to coś wspólnego z tym, że wciąż pamiętał swoje numery z Faridem? Jeśli by go ktoś porwał, jak ojca i chciał zamordować, to co by zrobił? Okej, był niezły z zaklęć, ale co z tego? Z rozwaloną nogą niedaleko by zaszedł. O ile już udałoby mu się obronić i uciec to może miałby szansę, gdyby chociaż nauczył się opatrywać rany i uśmierzać ból lepiej niż to zrobił na Julce? Pamiętał, że wtedy, na treningu z Kanadą nie poszło mu specjalnie dobrze i jedynie odrobinę skrócił jej męki. O siebie wolałby lepiej zadbać, dlatego dzisiaj zjawił się w Medis punkcie, aby pod okiem pielęgniarki nieco się dokształcić. Wysłuchiwał jej monologu, z irytacją odnotowując coś o przeglądaniu ulotek i wysyłaniu listów. Geez, drugi Archibald… Mimo wszystko niczego nie skomentował i niemalże natychmiast przystąpił do prób poradzenia sobie z postawionym przed nim zadaniem. Akcentowanie i ruch różdżką? Cóż za łatwizna. Od razu miał możliwość wypróbować zaklęcie na fantomie, ale za pierwszym razem… nic się nie stało. Jego „ofiara” wciąż przewalała się z boku na bok w żałosnej interpretacji choroby lokomocyjnej, a Sharker nic nie mówiąc, ponowił próbę ze skutkiem co najmniej doskonałym. Nawet się ten dziwaczny fantom do niego uśmiechnął! Koniec świata… Po zakończonych próbach opuścił Medis punkt, aby stać się niewolnikiem wypisywania ściem o radzeniu sobie z chorobą lokomocyjną.
[zt]
Akcentowanie: 2 Gest: 2 Ćwiczenie na fantomie: 1 -> 6
U Arletty wszystko działo się dosłownie szybko, nawet nie wiedziała, w którym momencie pojawiła się obok punktu medycznego,może to już ostatnie stadium u Krukonki tej dziwnej choroby. -Dzień dobry- wydukała ledwo z siebie nie mając humoru tylko się skrzywiła na widok strzykawek igieł a zapach w sali przywoływał u Krukonki wymioty. Zaniemówiła, wpatrując się wielkimi błękitnymi oczami w drzwi- otwierając je na oścież,siadając otępiała na krześle. Nie dość że bąble pękają to w dodatku ubranie całe się klei od tej oleistej cieczy. Po co dzieciakom pierwsza pomoc jak mogą mieć pacjenta żywego w mojej postaci od razu rzucić na głęboka wodę i niech się uczą ot co.
Stał gdzieś z tyłu oparto plecami o ścianę. Nawet udawał, że słuchać chociaż tak naprawdę myślami to był zupełnie w innym miejscu. Skądś mu się wzięło, że taki kurs może być dla niego czymś dobrym, więc przyszedł na zajęcia. Spodziewał się jakiegoś pierdolnięcia. Czegoś przydatnego, a jak usłyszał o tym czego dziś się nauczą to miał ochotę odwrócić się na pięcie i odejść daleko. Wszystko był w stanie ścierpieć. Jednak to wydawało mu się zupełnie niepotrzebne. Nie miał choroby lokomocyjnej i nie będzie podróżował w mugolski sposób. Nie po to uczył się teleportować, aby teraz wsiadać do pociągów czy aut. Nie rozumiał również fenomenu na latające samochodu. Teleportacja była nadal dla niego najlepszym środkiem transportu. Już myślał, że będą się uczyć na sobie. Nie byłoby takie złe. Zawsze uważał, że ćwiczenie na innych przynosi lepsze rezultaty. Może Sevi zaraz przyprowadziłaby jakąś wycieczkę podczas której wszyscy zachorowali, a oni będą mieli okazję się popisać. Nic takiego się nie stało. Tylko fantomy dostali. Spojrzał na swojego i miał ochotę sprawdzić czy na serio tak odczuwają wszystko dobrze jak to przed chwilą usłyszał, że niby jest. Dobre sobie. Szukał w głowie odpowiedniego zaklęcia, ale zaraz Sevi przechodząc obok niego zapytała czy ma jakiś problem. Nie miał. Zaklęcie na chorobę lokomocyjną nie mogło być trudne. I teraz pośmiejmy się z Madnessa, bo za chwilę szkolna pielęgniarka pomagała mu, bo nie umie odpowiednio zaakcentować go. - Dobrze chociaż, że nie rzygają - bo inaczej już dawno opuściłby miejsce zajęć i cały ten kurs. Rzucił na fantom zaklęcie i czekał aż ten poczuje się lepiej. Kiedy tak się stało usiadł sobie kawałek dalej nie mając w planach dalszego ćwiczenia. Zrobił swoje. - A jutro nauczymy się zaklęcia przeciw czkawce - skomentował na odchodne, bo dzisiaj zupełnie mu się nie podobało. Zastanawiał się czy w ogóle jutro ma tracić czas.
Akcentowanie: 6,1 Gest: 2 Ćwiczenie na fantomie: 5 zt
Rience nie czuł się najlepiej. Może to było spowodowane tym, że w Indirze się czymś zaraził? Niespecjalnie słuchał tego całego pouczania o tym jaki to Titik jest groźny, bo i ciekawskiego Krukona nic nie jest w stanie zatrzymać, nieważne ile by mu się na głowę nie waliło. Chciał pozwiedzać stragany - to pozwiedzał i być może właśnie dlatego na jego pięknej ręce wykwitły teraz jakieś dziwne bąble, które miały zaskakująco denerwującą skłonność do pękania. Ohydztwo, które z nich wypływało też wcale nie poprawiło mu humoru, tak samo jak dodatkowy syndrom, jaki zaczął u siebie zauważać. Jego postrzeganie było trochę zaburzone i wszystko wydawało się być o wiele większe niż powinno. Z początku myślał, że zwariował, ale po zapoznaniu się z miejscowymi chorobami, już nie miał żadnych złudzeń. Postanowił natychmiast udać się do Medis Punktu, żeby pozbyć się tego cholerstwa ze swojego pięknego, bladego ciałka. Stawił się pod drzwiami punktu i zapukał hałaśliwie, chcąc szybko się z tym uporać, aby móc wrócić do „cieszenia się” wakacjami. Jednak chyba Indire sobie już odpuści…
Nadish Narayanan
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż na ramieniu lewej łopatce i szyi.Na lewej piersi ma 5 centymetrową bliznę po odłamku szkła
Nadish pamiętał tyle, że kombinował jak wydostać się uliczki gdzie kupował jakieś eliksiry i słodkości a później gorąco zalało mu czaszkę i lekko się zakręciło mu się w głowie. Niemałe było jego zaskoczenie kiedy stanął przed dziwami medis punkt.Nie będzie chyba późno na leki -pomyślał i otwierając drzwi wszedł do środka. Puchon złapał się machinalnie za bolący brzuch,głowa pulsowała niemiłosiernym bólem, a widok przed oczami rozmazywał się jeszcze przez chwilę. Chłopak nie dość ze widział wszystko w podwójnych rozmiarach to jeszcze świat się kręcił i mienił na różne, ciekawe kolory. Było mu wesoło i smutno zarazem. Źle się czuję.. - wychrypiał słabym głosem, spoglądając na twarz pielęgniarki.
Gdy tylko się okazało, że kolejna osoba zachorowała, pielęgniarka miała ręce pełne roboty. W trybie natychmiastowym podeszła do Nadisha i Rienca, by podać im wywar, który niebawem postawi ich na nogi. Chłopcy w ten sposób będą mogli ze spokojem wrócić do Hogwartu i nie obawiać się o żadne poważniejsze komplikacje, które z pewnością ich nie spotkają. Eliksir, który dostarczyła im starsza kobieta rozpłynął się po ich wnętrznościach, by wprawić ich w stan błogości i lekkości. Z uśmiechem na ustach mogli opuścić Medis Punkt i iść hasać na polach jak baranki.