//otwieramy nowy wątek// Patrząc na taflę wody tuż za ostatnim schodkiem, stracił całą pewność względem tego miejsca. Myślał, że będzie odpowiednie, jednak nie mógł odtwarzać w głowie tych wszystkich wydarzeń, które zaszły kilka dni temu. Wciąż miał przed oczami każdą scenę, w uszach rozbrzmiewały mu słowa powiedziane przez niego, powiedziane przez Blake'a. Nie wiedział, jak je rozumieć, ale z każdym dotykiem chłopaka czuł ciepło rozlewające się wewnątrz, jakby ktoś chciał spalić jego organy. To nie mogło być takie intensywne. Nie mogło. Usiadłszy na kamiennym schodku, wyciągnął z torby butelkę araku. Niewiele pozostało, a od tamtego dnia nie pił nic. Nawet smak papierosowego dymu przestał smakować. Oczywiście próbował palić, lecz w środku coś krzyczało, by tego nie robił. Czyżby cała jego przyjemność płynąca z używek miała tak nagle przepaść przez jednego chłopaka? Bardzo szczególnego, swoją drogą, ale tak nie powinno być. Blake zbyt mocno wpływał na niego, jakby to on pragnął przejąć kontrolę nad całym tym bałaganem. Pozostawało tylko pytanie, czy Jasper był w stanie to zrobić? Mógł, to oczywiste, ale czy chciał? - Co ja mam zrobić? - Chwycił szyjkę butelki pewniej, przystawił do ust i pociągnął z niej zdrowy łyk, niemal instynktownie krzywiąc się dokładnie tak, jak wtedy. Wziął jeszcze jedną dawkę alkoholu, trzymając ją dłużej na języku, aż smak araku zdołał na tyle obrzydzić mu kubki smakowe, iż jedynym właściwym wyjściem z sytuacji było wyplucie jej przed siebie. Mayfair, coś ty mi zrobił? Rozbrzmiało w myślach chłopaka, kiedy przegarniał grzywkę na twarz, zasłaniając siniaka. Nie licząc tego drobnego uszczerbku na własnym wyglądzie, Blake sprawił mu całkiem sporo przyjemności, którą chciałby móc znów poczuć, jednak powiedział też słowa, za które powinien go skrzywdzić, choć po dłuższym zastanowieniu rozumiał go. Przynajmniej trochę. Nie było sensu boczyć się za prawdę. Wypił resztę araku, przełykając gorzkie krople z wyraźnym ociąganiem. Wzrok zaszedł mu łza i delikatną mgiełką spowodowaną zamroczeniem, a to, co zaczął robić, nagle wyrwało się z jego kontroli. Trzymając butelkę pewnie, uderzył nią z całej siły w kant kamiennej płyty. Trzask szkła rozszedł się echem po pustej przestrzeni. Trzymany odłamek z szyją nadal był cały, choć przez jej długość szło delikatne pęknięcie. Poszarpane fragmenty szkła przysunął do lewego nadgarstka. Popatrzył na dłoń umazaną henną, efekt jego małego wypadku przy pracy. Tak łatwo można było zakończyć życie. To przerażające. Mugole mieli cały zasób najróżniejszych metod, mniej lub bardziej skutecznych, a czarodzieje - tylko dwa, bezbolesne słowa. Nie mógł rzucić na siebie niewybaczalnego, które na dodatek zabijało natychmiast. Śmierć w cierpieniu przemawiała do Jaspera dużo, dużo bardziej. Wydawała się być bardziej satysfakcjonująca i jeden płynny ruch dzielił go od wbicia sobie szkła w ciało, a - jak dotąd - nadal tego nie zrobił. Czekał na pomoc? A może na wybawienie? - Blake - szepnął, pozwalając resztkom butelki wysunąć się z trzaskiem na kamienie. Nie umiał tego zrobić. Straciłby resztki własnego honoru i to jeszcze na oczach Krukona. Co by o nim pomyślał? Że był słaby? Że się go bał? Jedno i drugie było prawdą w oczach Becketta, ale jeśli z trudem przyznawał to przed samym sobą, to czy potrafił zrobić to samo przed Blakiem? Musiał poczekać. Nie mógł planować czegoś takiego. Wystarczyłoby jedno niewłaściwe słowo, by wszystko zaprzepaścić, a wizja zniszczenia tego dziwnego uczucia względem starszego chłopaka przyprawiała go o lodowaty dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Jeszcze raz spojrzał na walające się odłamki szkła. Trzeba to posprzątać, pomyślał, sięgając po różdżkę na dnie torby. Wycelował nią, zastanawiając się nad zaklęciem, drugą dłonią przecierając mokrą twarz. Nawet tego nie potrafił zrobić. Świetnie, po prostu świetnie. |