Jeśli tutaj się znalazłeś to jeszcze nie dostaniesz szlabanu a co najwyżej srogie upomnienie. To granica, po której przekroczeniu znajdziesz się już w sławnym zakazanym miejscu. Są tu porozrzucane większe głazy, na których można sobie przysiąść. Bardzo często może atakować wrażenie obserwowania przez kilkanaście par oczu.
- Sam widzisz, że jestem prawdziwą Gryfonką. A nie znam zdolniejszych osób, niż uczniowie Gryffindoru - powiedziała z powagą. - No cóż, widać jestem niezorientowana w towarzystwie - powiedziała z rozbawieniem. - Albo się przeceniasz.
- Najzdolniejsze dziewczyny są w Ravenclawie, w Slytherinie raczej agresywne, w Hufflepuffie słodkie... w Gryffindorze za to właściwie nie ma żadnej reguły- powiedział, marszcząc brwi z zastanowieniem, kiedy wspomniał o ostatnim domu spojrzał na Hayley. - Jesteś niezorientowana- powiedział pewnie.
- "Zdolny" niekoniecznie oznacza "mądry". Ktoś może być uzdolniony pod innym względem - powiedziała, wywracając oczami. - A poza tym, dziewczyny w Gryffindorze są prawdziwe. Nie chichocą, nie panikują zbytnio przed sprawdzianami, nie rzucają się na nikogo i nie chcą od razu go pobić... - wyliczała na palcach. - Oczywiście są odstępstwa od reguły. - Moja strata.
- Ty miałaś na myśli chyba talent, ja myślałam o zdolnościach w sensie... że szybko się uczą- powiedział z zastanowieniem, z powrotem opierając się o drzewo. - Reszta też jest prawdziwa, tylko mają bardziej zarysowany charakter niż gryfonki. Dzięki temu, że nie zgrywają bohaterki, tylko są dziewczęce, zazwyczaj są też bardziej... no wiesz... pociągające?- powiedział z lekkim uśmieszkiem, kiwając głową na jej ostatnie słowa.
- Wiem, co miałeś na myśli. To, ze nie jestem w Ravenclawie nei znaczy, ze nie jestem zdolna do logicznego myślenia. - Wywróciła oczami. - Tak, one są aż nazbyt prawdziwe. Po prostu przesadzają. A poza tym, cóż to za bezsensowne przekonanie się utarło, że wszyscy w jednym domu są tacy sami. Moim zdaniem, jeżeli iść tym tokiem myślenia, najmniej wyraziste są puchonki, bo co je wyróżnia prócz tego, że są "słodkie"? - Odwróciła się w jego stronę. Coraz bardziej podobała jej się ta dyskusja. - A bronienie swoich racji wcale nie równa się zgrywaniu bohatera. No, a co pociągającego jest w pustocie? - ponownie wywróciła oczami, krzyżując ręce na piersi.
- Może jesteś, ale zapewne też mniej pojętna niż one- powiedział z uśmieszkiem- Nie są tacy sami, ale zawsze mają chociaż jedną cechę charakterystyczną dla ich domu. Nie rozumiem, czemu wszyscy próbują temu zaprzeczyć- oznajmił, kręcąc głową- Puchonki są miłe i potrafią być zaskakujące -dodał, ponownie uśmiechając się łobuzersko. - Nie mówię o pustocie. Nawet nie wiem kogo masz teraz na myśli. Po prostu gryfonki trudno poskromić, przystopować, sądzą, że ze wszystkim sobie poradzą... Dlatego milej jest przebywać z uroczą puchonką, która nie jest nieobliczalna codziennie, albo krukonką, która zrobi po swojemu, ale tak, że chłopakowi wydaje się, że to on ma wszystko pod kontrolą. Kiedy próbował to wytłumaczyć odwrócił się w jej stronę i popatrzył na jej bladą buzię.
- Nie twierdzę, ze jestem wybitnie mądra, ale można na to spojrzeć inaczej. Może któraś gryfonka jest mądrzejsza od większości krukonek, ale po prostu odwaga i honor są u niej jeszcze silniejszą cechą? - powiedziała. - Znam kilka osób, które odpowiadają temu opisowi. - popatrzyła mu w oczy, całkowicie przekonana o tym, co mówi. - Czyli, twoim zdaniem, cechą wrodzoną Hufflepuffu jest słodkość? - uniosła nieco brwi. - Albo to, że potrafią zaskakiwać? - uśmiechnęła się jednym kącikiem ust. - Gryfonki to też ludzie i nie są do bólu nieustępliwe. Jeżeli mają akurat dobry humor, potrafią być bardzo dobrymi towarzyszkami.
- Zawsze są jakieś wyjątki- powiedział podkreślając ostatnie słowo i odwzajemniając spojrzenie Hayley. Zmarszczył lekko brwi. - To bardzo dobre cechy- rzekł z uporem widząc jej kpiący uśmiech- Ale, nie wiem... ich główną to chyba, że są przyjacielskie, tak? A co do gryfonek masz rację. Ale na dłuższą metę... sam nie wiem...
- Wyjątki? - powtórzyła jak echo. Zastanowiła się chwilę. - W zasadzie nie mam nic do puchonek - powiedziała, przypominając sobie Rose - ale niektóre - w tym momencie przed oczami stanął jej obraz dzisiejszej niedoszłej kłótni z Christine - wcale nie są przyjacielskie. Ach, zapomniałam przecież, że ślizgoni zawsze byli do nas, gryfonów, nieprzychylnie nastawieni. To się chyba nie zmieni - uniosła jedną brew i uśmiechnęła się lekko.
- Kogo masz na myśli, mówiąc o puchonkach?- zapytał przyglądając się dziewczynie- Nie wierzę, że mówisz to, nie mając na myśli przykładów. Zaśmiał na chwilę się słysząc co mówi. - Jakbym miał coś do gryfonek, to bym z tobą nie rozmawiał- oznajmił rozbawiony. W duchu przyznał, że jakby była jakimś gryfonem, a nie ładną gryfonką, byłby znacznie bardziej niemiły dla niej.
- Pewnie nie znasz - uśmiechnęła się. - Christine Davis, chociażby. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, kiedy mnie widzi, zaczyna mi się rzucać do gardła. - Odepchnęła się od drzewa i stanęła na równych nogach. Włożyła ręce do kieszeni spodni. - Do gryfonek nie - zaśmiała się perliście. - Raczej tylko do gryfonów.
- Christiane Davis? Czyżby na pewno mówimy o tej samej dziewczynie? Rudowłosej z piegami?- zapytał ze zdziwieniem unosząc brwi- Jeśli o tej samej to owszem znam ją i była... bardzo miła. Uśmiechnął się lekko wspominając ostatnie spotkanie z Christiane. - Może- powiedział przymykając jedno oko, słysząc ostatnią wypowiedź dziewczyny.
- Mhm, domyślam się. - Hayley uśmiechnęła się zadziornie. - W tym przypadku niewątpliwie była bardzo miła. Oparła się z powrotem o drzewo i znów przymknęła oczy.
- Sądzisz, że jestem tak przystojny, dlatego była dla mnie miła i nie mogła się oprzeć mojemu urokowi- powiedział zwycięsko odrywając się od drzewa i pokazując w nią palcem. Ona spokojnie opierała się o drzewo i na dodatek zamknęła oczy. - Przyznaj, że nie dziwisz się, że nie była dla mnie miła- dodał z uśmiechem stając na przeciwko dziewczyny i machając jej ręką przed twarzą.
- Przeceniasz się - powiedziała ze śmiechem, otwierając oczy i zabierając jego rękę sprzed swojej twarzy. - Sądzę, że na pewno miała jakieś korzyści z bycia miłą. I nie przyznam - uśmiechnęła się słodko - bo nie lubię kłamać.
-Nie, nie przeceniam się- powiedział kręcąc głową- To ty mnie nie doceniasz, jeszcze. Samo przebywanie ze mną jest wystarczająco korzystne. Uśmiechnął się pod nosem. - Jak nie lubisz kłamać, to tego nie rób.
- Jeszcze? - uniosła pytająco brwi. - No nie wiem, czy ci się uda zyskać w moich oczach - powiedziała, rozbawiona. Uśmiechnęła się lekko i znowu zamknęła oczy.
Pokręcił głową. - Uważaj Hayley, bo chodzi o to, że ty później nie będziesz mogła odzyskać w moich oczach- powiedział pouczającym tonem.- A teraz Ci się wydaje, że ja muszę odzyskać w twoich. Uśmiechnął się lekko.
- Odzyskać? - Hayley zmarszczyła brwi. - O co ci chodzi? - mruknęła. Otworzyła oczy i wpatrywała się z niego ze zdziwieniem i zaciekawieniem. - Przyznam, ze nie rozumiem.
- Masz sklerozę? Przypomnij sobie co wcześniej mówiłaś, będzie tak samo, tylko ty będziesz musiała odzyskać w moich oczach, a nie odwrotnie- powiedział cierpliwie. Westchnął głęboko. Była taka piękna pogoda, a on musiał samotnie opierać się o drzewo.
- Ach - pokiwała głową. - Już rozumiem. Ale nie wiem dlaczego od razu odzyskiwać, a nie zyskiwać. Uśmiechnęła się pod nosem i włożyła ręce do kieszeni. Zmarszczyła brwi, popatrzyła na nie i wyjęła z jednej jakieś zasuszone roślinki. Przyjrzała się im ze zdziwieniem, a przypomniawszy sobie, co tam robię, rzuciła je przez ramię.
Pokiwałą głową ze zrozumieniem. - Nie miałam na sobie tej kurtki od jesieni - powiedziała ze śmiechem - i oto znalazłam kilka zgub. Szukałam tego ze dwa dni.
- Szukałaś zasuszonych roślinek. Rozumiem, też lubię takie zbierać- powiedział ironicznie kiwając, udając zrozumienie. Sam wyjął ręce z kieszenie i delikatnie oparł się łokciem o drzewo, pod którym stał już tyle czasu.
- Och, kiedy tego szukałam, to był jeszcze całkiem ładny bukiecik - powiedziała, wywracając oczami. Znudziło ją stanie w miejscu więc usiadła pod drzewem po turecku, opierając się o nie plecami.
- Acha- mruknął- Aż tyle dla Ciebie znaczył ten bukiecik?- zapytał. Zaczynał się powoli nudzić. Ale nie miał pojęcia co mógł porobić, a nie chciał odchodzić od dziewczyny, żeby nudzić się w samotności.