Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Pizzeria Cactus

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4
AutorWiadomość


Gabrielle Papillon
avatar

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VII
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 1125
  Liczba postów : 2118
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptySob Wrz 18 2010, 21:44;

First topic message reminder :


Pizzeria Cactus

Pizzeria położona niedaleko Hyde Parku, do której przychodzić mogą zarówno mugole, jak i czarodzieje. Prowadzona przez czarodzieja urodzonego w mugolskiej rodzinie. Karty menu są tak zaczarowane, że mugole widzą ceny w funtach i pensach, natomiast czarodzieje w galeonach, syklach i knutach. Przeważają głównie pizze, jednak można znaleźć także sałatki czy dania z grilla.

Sok dyniowy
Woda goździkowa
Piwo kremowe
Sok pomarańczowy/jabłkowy/porzeczkowy/multiwitamina
Herbata czarna/czerwona/zielona/owocowa
Kawa z ekspresu przelewowego
Lemoniada/mrożona herbata
Wielka dolewka

Pizza podstawowa (ser, sos, oregano)
Dodatek bezmięsny (pieczarki, ananas, papryka, pomidor, rukola, szpinak, cebula, gorgonzola, mozarella, camembert)
Dodatek mięsny (anchois, łosoś, kawałki kurczaka, kawałki wołowiny, kawałki wieprzowiny, boczek, kiełbasa)
Dodatkowy sos (pomidorowy, BBQ, alfredo, tysiąca wysp, czosnkowy, salsa)
Festiwal pizzy
Dowolna pasta
Festiwal makaronów
Bar sałatkowy – skomponuj swoją sałatkę!
Dania z grilla – all you can eat!
Hamburger


Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Leonardo Taylor Björkson
Leonardo Taylor Björkson

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
Galeony : 710
  Liczba postów : 716
https://www.czarodzieje.org/t8096-leonardo-taylor-bjorkson
https://www.czarodzieje.org/t8123-sowka-leosia#225778
https://www.czarodzieje.org/t8124-leonardo-taylor-bjorkson
https://www.czarodzieje.org/t19087-leonardo-taylor-bjorkson-dzie
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptySob Sie 02 2014, 15:48;

Wszystko powinno być kolorowe? Dla Leonardo wszystko było kolorowe! Podchodził do życia z taką radością, z taką.. chęcią poznania wszystkiego, nauczenia się każdej rzeczy. Było tego tak wiele, że zwyczajnie nie wiedział za co ma się zabrać. Niby mógł wszystko, a tak naprawdę czuł się taki zagubiony. Życie gdzieś, gdzie się go nie chce? Leonardo również taki nie był. Prędzej uciekłby, zniknął, zapadł się pod ziemię niż codziennie zmuszał się do patrzenia w oczy ludziom, którzy uważają go za nic. Więc może gdyby Sylvester zechciał zwierzyć się swojemu braciszkowi i powiedzieć mu, co tak naprawdę go boli, to wszystko byłoby dla niego prostsze? Leonardo na pewno by zrozumiał. W końcu miłość, jaką darzy tego Puchona, który cały czas wyprowadza go z równowagi, ale także sprawia, że jego życie jest odrobinę bardziej radosne, jest bezwarunkowa. Nigdy nie ustanie, nigdy się nie zmieni, nie zmniejszy ani nie zwiększy. Zawsze będzie taka sama, bo są przecież braćmi. Nie byle jakimi braćmi! Bliźniakami jednojajowymi. To musi coś znaczyć, prawda?
- Nie jestem tylko Twoim bratem, pamiętasz jeszcze o tym? Czy może już zapomniałeś, że możesz mi się zwierzyć i porozmawiać? Przecież wiesz, że jeśli masz jakieś kłopoty, dręczy Cię zły humor czy cokolwiek innego.. może jeśli masz się ochotę upić? Jestem Twoim przyjacielem i jestem zawsze obok Ciebie - takie wyznanie z ust Leonardo nie było codziennością, więc Sylvester powinien czuć się zaszczycony tymi słowami. Wiedział, że z bratem jest dość kiepsko po odejściu Astrid i chociaż uważał, że kompletnie na niego nie zasługiwała, to teraz oddałby wiele, żeby wróciła i sprawiła, że jego brat znów będzie tym samym: wesołym i niezdarnym chłopakiem. Uśmiechnął się złośliwie po tym jakże męskim wyznaniu przyjaźni i wrócił oczami do brata, zastanawiając się, co też jeszcze ciekawego od niego dziś usłyszy? Tak dawno nie rozmawiali.. Leonardo naprawdę za nim tęsknił.
- Muszę Cię zaskoczyć, ale w tym roku jestem wyjątkowo grzeczny i chociaż kilka dziewczyn już próbowało być.. bardzo całuśnymi, to ja jakoś odrzucałem ich propozycję. Jedną mam prośbę, trzymaj się z daleka od Phoenix, dziewczyna.. cóż, chyba mi się podoba. Chciałbym spróbować czegoś więcej niż do tej pory - z pewnością zaskoczył go tym wyznaniem, ponieważ Leonardo nigdy nie przywiązywał aż tak wielkiej wagi do tego, z jaką dziewczyną był. To nie było tak, że je wszystkie wykorzystywał. Z każdą łączyło go coś więcej niż tylko relacja czysto fizyczna, z każdą uwielbiał rozmawiać i spędzać czas. Szkoda jednak, że zwyczajnie im nie wychodziło. Jedna go zdradziła, druga się przeprowadziła, trzeciej on nie mógł po pewnym czasie znieść.. można wymieniać bez końca.
Powrót do góry Go down


Sylvester Jamie Björkson
Sylvester Jamie Björkson

Nauczyciel
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : zestaw płyt dziwkarskiego rapu
Galeony : 0
  Liczba postów : 298
http://czarodzieje.org/t8074-sylvester-jamie-bjorkson
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8076-gwiezdne-ptaszyko#225055
http://czarodzieje.org/t8077-sylvester-jamie-bjorkson#225059
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptyNie Sie 03 2014, 20:23;

W życiu jest tak, że mamy w dupie to czy ktoś się nami interesuje czy nie. Dobieramy sobie czarne scenariusze, bo tak jest łatwiej. Nie chcemy tkwić gdzieś, gdzie nie ma dla nas miejsca. Ciągle uciekamy. Przeprowadzamy się. Próbujemy sobie poradzić, ale nam nie wychodzi. Przestajemy być ambitni, a następnie… Odpuszczamy. Nie chcemy by ludzie wchodzili do naszego życia z buciorami, to pewnie dlatego tak Sylvek potraktował Astrid i Ingrid. Dla niego umarły. Nie chciał żeby przy nim tkwiły, ani tym bardziej gdziekolwiek obok. Wolał uciekać od tego wszystkiego, bo był tylko tchórzem. Z pewnością wsiadłby przy niezbyt dobrej sytuacji, która miałaby większy wpływ na jego życie, do pierwszego lepszego pociągu, który zawiózłby go nawet na Grenlandię, ale teraz? Musiał siedzieć tutaj, bo tego wymagał od niego los. Żeby tkwił gdzieś, gdzie nie było dla niego miejsca, a przynajmniej on się tak czuł. Smutne. Być takim niechcianym, ale on o tym z nikim nie porozmawia. Sylvek pod względem emocji był bardzo zamknięty i obawiał się jedynie tego, że ktokolwiek miałby to zmienić, bo on nie chciał zmian, a przynajmniej nie na takiej płaszczyźnie.
-W porządku. Możemy się upić. – Rzucił sucho, a po chwili wbił wzrok w kelnera, który przyniósł im pizzę. Chciał jeszcze więcej, bo potrzebował nie tylko żarcia, ale i alkoholu. Morza alkoholu i jak zazwyczaj nie pije, tak pragnął stracić kontrolę. Choć ten jeden raz.
Grzebał widelcem po talerzu, potem nożem. Rozdzielał kawałki jedzenia, ale nie obchodziło go to, że powinien jeść. Nie umiał się na tym skupić. Dopiero po jakiejś chwili wrócił mu apetyt i względnie zaczął wcinać kawałek pizzy. Patrzył jednak na Leosia, zastanawiał się co może mu powiedzieć. Nie chciał jednak się zwierzać. Tego był pewien. Nie umiałby rozmawiać o Astrid, ani o nikim innym konkretnym, więc lepiej pewne sytuacje odpuścić i pogrążyć się w jedzeniu, co nie?
-Cóż, nie mam zamiaru nikogo podrywać, ani za kogokolwiek się brać, więc spoko. Jak zobaczę, że jakaś Phoenix się do mnie dostawia to ją poślę do Merlina, albo w diabły jak to mówią mugole… – Rzucił luźno, a zaraz potem upił łyk kremowego piwa. Nie, nie, nie. Chyba powinien naprawdę sięgnąć po procenty, albo co najwyżej po jakieś smaczne… Ciastka albo czekoladki, bo zaczynał bardzo marudzić. Szkoda, że nie miał przy sobie snickersa, no ale jakie życie taki rap… A Bjorkson młodszy o dziesięć minut naprawdę miał powoli dosyć wszystkiego. Ludzie doprowadzali go do szału. Musiał jakoś ogarniać kilka akcji, a mimo to nie wychodziło. Może był już w wyjątkowo kiepskim wieku, że na starość zaczyna mu się rzucać, ale drogi Boże, chłopak ma przecież dopiero osiemnaście lat. Co on też ze sobą pocznie, skoro teraz taki marudny się zrobił. Smutne to. Bardzo smutne.
Powrót do góry Go down


Leonardo Taylor Björkson
Leonardo Taylor Björkson

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 186
Galeony : 710
  Liczba postów : 716
https://www.czarodzieje.org/t8096-leonardo-taylor-bjorkson
https://www.czarodzieje.org/t8123-sowka-leosia#225778
https://www.czarodzieje.org/t8124-leonardo-taylor-bjorkson
https://www.czarodzieje.org/t19087-leonardo-taylor-bjorkson-dzie
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptySro Sie 06 2014, 11:22;

Kolejna wspólna cecha łącząca ze sobą młodych Björksonów. Zadziwiające, jak wielu można się ich dopatrzeć, gdy dokładniej przeanalizuje się ich charakter. Czy to wina tego, jak zostali wychowani? Wina tego, że rodzice potraktowali ich tak, jak potraktowali i nie mieli na to żadnego wpływu? Czy to dlatego, że są bliźniakami, identycznymi z wyglądu, ale całkiem różnymi z charakteru? Mimo tego tak wiele ich łączy. Leonardo także nienawidził zmian, jednak jeśli już przyszedł na nie czas, nie zapierał się jak kretyn o próg drzwi, ale przekraczał je z dumnie podniesioną głową, rozglądając się po otoczeniu i poszukując nowego zagrożenia, którego jeszcze nie znał i przed którym nie potrafił się jeszcze bronić. Jeszcze, ponieważ doskonale wiedział, że z biegiem czasu się nauczy. Próbował. Sylvester nie. On po prostu unikał tego wszystkiego, unikał wyzwań. Dopiero teraz, w tym momencie, analizując dogłębnie wszystko w swojej głowie, starszy Björkson zrozumiał, dlaczego Tiara Przydziału przydzieliła ich do różnych domów. Rzeczywiście tak jest, są zupełnie inni.
- Wiesz, tutaj chyba nam się nie uda. Jedyne co mają to kremowe piwo, które swoją drogą właśnie mi upijasz. Miałem Ci jednak coś zaproponować i myślę, że jest to dobra okazja.. może kupimy sobie jakieś mieszkanie w Londynie? Mam trochę oszczędności, myślę, że na połowę wystarczy. Ważne jednak, żebyś Ty miał drugą część - tak naprawdę nigdy nie myślał o mieszkaniu z bratem, jednak od kilku tygodni rozpaczliwie szukał współlokatora, a poszukiwania szły mu naprawdę kiepsko. Poza tym, mieszkanie z Sylvkiem będzie takie proste! Znają już swoje zwyczaje, wiedzą, co wkurza drugiego i na pewno będą tego unikać, przynajmniej na początku. Dopóki jeden nie wkurzy czymś drugiego. Mieszkanie na pewno im się przyda, żeby uciec chociaż na moment od tego durnego zamku, którego Leonardo chyba nie jest w stanie pokochać tak samo mocno jak jego rodowici mieszkańcy. Przekrzywił głowę, obserwując reakcję brata i biorąc jeden z kawałków pizzy, którą przyniósł kelner. Cudownie. Leonardo podał mu od razu wyliczoną sumę, uśmiechając się grzecznie.
- W diabły brzmi o wiele lepiej. Poznałeś już kogoś w ogóle? Wiesz, połowa ludzi w zamku to wredni idioci, z którymi nie radzę Ci rozmawiać. Szczególnie Ci z tego śmiesznego domu na S, mają zielone wstawki na szatach - Ślizgoni? Śliteryni? Jakoś tak, mało istotne. Po co miał przywiązywać do tego większą wagę niż to konieczne? Uśmiechnął się smutno, przypominając sobie takowe spotkanie z jednym ze Ślizgonów, który naprawdę był bardzo opryskliwy. Leonardo wygrał ten pojedynek śmiechem, ale w głębi duszy nie chciałby mieć z nimi nigdy więcej nic do czynienia.
Powrót do góry Go down


Sylvester Jamie Björkson
Sylvester Jamie Björkson

Nauczyciel
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : zestaw płyt dziwkarskiego rapu
Galeony : 0
  Liczba postów : 298
http://czarodzieje.org/t8074-sylvester-jamie-bjorkson
http://czarodzieje.my-rpg.com/t8076-gwiezdne-ptaszyko#225055
http://czarodzieje.org/t8077-sylvester-jamie-bjorkson#225059
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptySro Sie 06 2014, 13:56;

Początkowo można pomyśleć, że Bjorksony to jedna osoba. Jednak nie drodzy państwo. Oni byli mimo, że identyczni wyglądowo. Tak samo się ubierali, bądź czasem zachowywali, to... Ich charaktery były zupełnie inne. Jak chociażby fakt, że Sylvek był marzycielem, który z rozkoszą kładł się na plaży bądź jakiejś polanie i po prostu egzystował pośród ludzi. Czytał ewentualnie książkę, bądź zagłębiał się w rozważania o życiu. Nigdy więcej, nigdy mniej. Zawsze taki sam. Niezmienny, ale przecież każdego coś potrafi zmienić, prawda? Jednego życie, innego wydarzenia, a jeszcze innego zmienia muzyka. A przecież Sylvka nie jarało granie na jakimkolwiek instrumencie, ani tym bardziej nic nie działo się nadzwyczajnego, a złamane serce? No cóż, ponoć cierpienie uszlachetnia, prawda?
Uśmiechnął się do brata, nie chcąc nawet myśleć o rodzicach. To chyba było przerastające ich oboje, ale... Byli daleko. Nie musieli już do tego wracać. Mogli zacząć oddychać i żyć czymś, co... Nigdy się już nie wydarzy i do niczego nigdy nie wrócą.
-W porządku. Sam o tym myślałem, wiesz? To znaczy chodzi mi o to, że nie chcę tkwić cały czas w tym pieprzonym zamku. Nie wiem. Leonardo, nie wiem. Poszukam czegoś, dobra? Napiszę Ci sowę. Wprowadzimy się tam i jakoś to będzie. Nie wrócimy już do Frihet, prawda? Nie chcę tam wracać. Nie chcę wracać do starych. - Mówił półsłówkami. Nie wracał już wspomnieniami do matki i ojca. Nie próbował też wracać myślami do Astrid, której nie było. Dlatego zgodził się bez wahania na mieszkanie z Leonardem. Miał rozdarte serce. Nie mógł jednak głosić tego na prawo i lewo. Zrobi to co obiecał, a potem? Kupi ognistą i się zaleje w trupa.
-Dobra, słuchaj to zróbmy tak. Ja spadam teraz. Mam trochę czasu, spokojnie załatwię to. W porządku? Nie nażeraj się za bardzo, bo przytyjesz. - Pogroził mu palcem, a zaraz potem wstał od stolika i... Po prostu wyszedł.

/zt. x2
Powrót do góry Go down


Oriane L. Carstairs
Oriane L. Carstairs

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : szukająca
Galeony : 533
  Liczba postów : 1330
http://czarodzieje.org/t11413-oriane-l-carstairs
http://czarodzieje.org/t11416-shadow#306304
http://czarodzieje.org/t11415-oriane-leonie-carstairs#306303
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptyCzw Sty 05 2017, 22:18;

Już tak bardzo dawno nie miała okazji wyjść ze swoich czterech ścian i zjeść normalną pizze w towarzystwie innym niż Lucas Kray. Oczywiście nie przeszkadzało jej to, jednak mając go na co dzień człowiek może zwariować. Tym bardziej, że lubili wypić do niej po kieliszku ognistej lub wina słodkiego. Dziś jednak nie planowała spotkać się z narzeczonym. reszcie postanowiła zebrać się w sobie i napisać do krukonki poznanej na jednych zajęciach. Obiecały sobie wtedy pójść na kawę. No cóż... Kawa może i będzie, jednak z pizzy Ria nie potrafiła zrezygnować. Ciekawe czy Lucas będzie ją jeszcze kochał, gdy nie będzie mogła już zmieścić się w jej spodnie, a wyglądem będzie przypominać małe słoniątko. Bo do dużego to jednak jej daleko.
W oczekiwaniu na Ruth wyciągnęła swój notes z listą przygotowań ślubnych. Suknię już miała. Wybrała ją prę tygodni wcześniej sama. Nie chciała nawet informować o tym Tori czy Des. Wiedziała, że z chęcią by jej pomogły i właśnie w tym tkwił cały problem. Za bardzo starałaby się pomóc. Kwiaty... W większości były. A przynajmniej te do kościółka który wybrali. Z rozmarzeniem w oczach przygryzła końcówkę długopisu spoglądając przed siebie. Dzień ten miał być dla niej wyjątkowy. Oczywiście dla Lucasa też. Jednak w dalszym ciągu nie mogło jej opuścić dziwne uczucie, że coś pójdzie nie tak i do ślubu nie dojdzie. Zdanie Titi już poznała i martwiła się. Wiedziała, że przyjaciółka ją kocha, jednak w stu procentach nie była pewna czy nie będzie chciała czegoś zrobić. Była do tego w końcu zdolna.... A lista gości? Z otępieniem spojrzała na nazwiska zapisane starannym, drobnym pismem. Każda ważna dla niej osoba znalazła się na tym skrawku papieru. A co najważniejsze, nie było na niej jej rodziców i brata. Może i go kochała, jednak nie byłby w stanie utrzymać języka za zębami i wszystko ku... Salazar by strzelił.
Powrót do góry Go down


Ruth Wittenberg
Ruth Wittenberg

Nauczyciel
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : magia bezróżdżkowa
Galeony : 1431
  Liczba postów : 966
https://www.czarodzieje.org/t13356-ruth-wittenberg
https://www.czarodzieje.org/t13357-soho
https://www.czarodzieje.org/t13358-ruth-wittenberg
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptyCzw Sty 05 2017, 22:35;

To nie było Hogsmeade, w którym miała blisko wszędzie z mieszkania. To nie był nawet Hogwart, gdzie Ruth biagi na przełaj miała opanowane do perfekcji. To był wielki Londyn a ona była - jak zwykle - wielce spóźniona. Obiecały sobie z Rią kawę już dawno, ale natłok obowiązków zrobił swoje i pasujący termin wypadł dopiero teraz. Otrzymując list Ruth ucieszyła się, że w końcu będzie mogła zjeść coś innego niż zdrowe, szwedzkie posiłki i morskie ryby, które owszem, utrzymywały jej sylwetkę w ryzach, ale cóż - pizza to jednak pizza.
Krukonka trasę z Munga pokonała do lokalu tak, jakby ścigała się o złote runo, więc kilka metrów przed pizzerią zatrzymała się nabrać powietrza i rozczesać zmierzwione włosy.
Kiedy dotarła, Ślizgonka już na nią czekała. Czy przyjdzie kiedyś taki czas, kiedy Ruth się nie spóźni? To powoli przestawało być śmieszne...
-Cześć, przepraszam, zatrzymali mnie w pracy. Zamówiłaś już coś? - zapytała ściągając z szyi gruby, wełniany szal. Jako szwedka miała w zwyczaju chodzić w płaszczu nawet w trzaskający mróz i nie było jej za specjalnie zimno, ale ciepły szalik uważała za absolutną podstawę.
Stojąc nad koleżanką kątem oka spojrzała na jej zapiski, słusznie oceniając ich ważność na wysoką biorąc pod uwagę pełne zamyślenie Rii. W oczy rzuciło jej się pewne znajome z przeszłości imię: "Lucas". To chyba nie był ten sam Lucas, którego Mikkel nienawidził całym sercem i pokazywał to przy każdej możliwej okazji? Nie, to nie mógł być ten Lucas.
-A tak przede wszystkim, to jak się masz? - zagaiła miło, siadając już przy stoliku.
Powrót do góry Go down


Salazar Morales
Salazar Morales

Absolwent Slytherinu
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Galeony : 2976
  Liczba postów : 1989
https://www.czarodzieje.org/t21123-salazar-morales-w-budowie#680537
https://www.czarodzieje.org/t21140-salazar-morales#681116
https://www.czarodzieje.org/t21122-salazar-morales#680529
https://www.czarodzieje.org/t21131-salazar-morales-dziennik#6806
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptyCzw Mar 10 2022, 20:39;

- Dam ci dobrą radę, Felix. – Można by pomyśleć, że zaraz znowu zacznie częstować go swoimi mądrościami, ale tym razem wcale nie miał zamiaru go pouczać. – Nie wyzywaj kogoś, kto przynosi ci kawę. – Zażartował tylko zaczepnie, w wyrazie rozbawienia unosząc brwi i kąciki ust w jeszcze szerszym, rozpromieniającym twarz uśmiechu. – Nie lubię bawić się w półśrodki. – Przyznał mu uczciwie, ze wzruszeniem ramion, wszak chłopak wiele razy mógł się przekonać, że nie tylko lubi sięgać wysoko, ale rzeczywiście jest w stanie dokonać rzeczy, o których inni mogliby jedynie pomarzyć. Podwójne bazyliszkowe nawet nie zdołałoby się załapać na ich listę. Poza tym Paco gotów był do większych poświęceń, byleby tylko poprawić chłopakowi humor. Przecież nieraz już mówił, że pragnie traktować go jak księcia; teraz miał szansę spełnić swój cel i naprawić wcześniej popełnione błędy.
- Nie wspominałeś czasem o utrzymaniu linii? – Prychnął pod nosem na komentarz o jednym z najsłynniejszych fast foodów i chęci wlania do organizmu beczki tłuszczu, sięgając jednocześnie do kieszeni po paczkę papierosów. Skinął głową, wskazując Maximilianowi kierunek wycieczki, a potem odpalił merlinową strzałę, racząc płuca gryzącą chmurą tytoniowego dymu. - Lepiej? – Zapytał, spuszczając wzrok na kubek bazyliszkowego macchiato, kiedy stanęli pod budynkiem pizzerii o niezbyt wymyślnej nazwie Cactus. Miał nadzieję, że Solberg nie zabawił się przypadkiem w proroka, a zamówiony przez nich placek nie będzie ociekał hektolitrami starego, niezjadliwego oleju. Nie znał restauracji w okolicy, więc musiał zasugerować się opiniami ludzi w internecie, którym niestety za grosz nie ufał. Pozostała mu naiwna wiara w rekomendacje niewybrednych konsumentów.
Wreszcie dogasił papierosa, poczekał aż Felix dopije swoją kawę, po czym zaprosił go do środka lokalu, wybierając jeden ze stolików na uboczu. Zerknął w kartę, rozczarowany odrobinę skromnym zestawieniem składników, ale starał się nie dać tego po sobie poznać. Pomyślał nawet, żeby zaproponować dodatek w postaci smażonego bekonu, skoro chłopak był tak żądny tłustej strawy, ale ostatecznie przygryzł wargę, odkładając menu na bok. – Będziemy musieli o tym porozmawiać... – Zaczął spokojnym tonem, bardzo ostrożnie powracając do nieszczególnie wygodnego tematu. – Niekoniecznie dzisiaj, ale… jeżeli mam być przy tobie, muszę wiedzieć więcej, Felix. – Nie chciał jednym, gwałtownym ruchem burzyć stworzonego przez niego muru, wiedząc że w ten sposób może jedynie pogorszyć sytuację i skłonić go do odwrotu. Nie mogli jednak wiecznie uciekać od problemów, a tak naprawdę nie miał pojęcia, co działo się w życiu Solberga przez ostatnie miesiące i jak chłopak do tej pory radził sobie z pokusą sięgnięcia po używki. – Na kogo jeszcze możesz liczyć? – Zapytał również, zdając sobie sprawę z tego, że nie tylko niewiele wie o jego rodzinie, ale w ogóle nie zna jego przyjaciół.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4236
  Liczba postów : 11866
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptyCzw Mar 10 2022, 21:09;

Nie byłby sobą, gdyby pierdolnął mu komplementem bardziej wyszukanym niż to, co przed chwilą powiedział. Atmosfera jednak jasno wskazywała, że było to nacechowane sympatią i wiedział, że Paco to rozumie.
-A co, otrujesz mnie? - Prychnął rozbawiony. Przez ostatnie wiele miesięcy zdołał naprawdę mocno wejść w świat trucizn i większość z nich rozpoznałby bez problemu. Nie żeby spodziewał się aby Morales chciał pozbawić go życia w taki sposób i to jeszcze na środku najbardziej obleganego parku w Londynie. Zresztą, nastolatek i tak wielokrotnie sam chciał się szpicować śmiercionośnymi eliksirami, więc zdecydowanie nie bał się podobnego scenariusza. Wszystko, byleby tylko Morales nie wlał w niego Amortencji. Tego by mu nigdy nie wybaczył nawet jeżeli nosić przy sobie antidotum. -To akurat wiem. - Prychnął jeszcze kręcąc głową. Paco i ograniczenia? To nie szło ze sobą w parze. Jeżeli tylko istniał cień szansy, mężczyzna musiał zdobyć to, czego chciał i to w stanie, jaki sobie wymarzył. Jeśli więc Felix jebnął o bazyliszkowym, nie zastanawiał się, czy chodziło mu ogólnie o kofeinę, czy dokładnie o ten trunek, który w oka mgnieniu włożył w trzęsące się dłonie nastolatka.
-Najwyżej dopierdolę sobie trening życia. - Wzruszył ramionami ciesząc się, że Morales również podchwycił lżejszą atmosferę. Wszystko szło ku lepszemu, a przynajmniej tak mogło się wydawać. -Zdecydowanie. Może nie jest to lek jakiego potrzebuję, ale przynajmniej pomaga. - Nie miał zamiaru okłamywać Salazara. Zresztą choć kawa działała cuda, to jednak na ten rodzaj bólu głowy pomóc mogło niewiele, a wszystkie środki jakim Max ufał były albo niedostępne dla niego w tej chwili, albo wiązały się z prochami, czego oczywiście nie mógł zrobić.
Stanął przed wejściem do pizzeri spoglądając na szyld i biorąc kolejnego łyka bazyliszkowego. Naprawdę miał ochotę ucałować Moralesa za ten zbawienny napój i gdyby tylko mógł, tu i teraz poślubiłby ten kubek kofeiny, byleby już nigdy nie opuszczał jego ciała i duszy.
-Cactus? Ty nawet pizzerię musisz mieć Meksykańską? - Zażartował, przecierając wolną dłonią zapuchnięte i wyschnięte oczy, które niemiłosiernie szczypały. Kusiło go jeszcze zapalić, ale widząc, że Paco już skończył, nie chciał trzymać go niepotrzebnie na zewnątrz. Dopił więc kawusię, wyjebał kubek do najbliższego kosza i dał się poprowadzić do środka, gdzie oczywiście Morales wybrał miejsce.
-Na co masz ochotę? Ja bym wziął najbardziej mięsne i tłuste gówno jakie tu podają. - Zdawał sobie sprawę, że bardzo mocno to miejsce i podawane tutaj jedzenie odchodzi od standardów, do jakich Paco jest przyzwyczajony, ale czy powinien się tym przejmować? Sam Salazar go tu zaprosił, więc raczej liczył się z tym, że będą tutaj coś jedli. A jeżeli mężczyzna nie miał ochoty, Max obecnie nie widział przeszkody w posilaniu się samemu. Był kurewsko głodny.
No i nagle oczywiście Paco musiał wszystko spierdolić. Max starał się nie denerwować, ani w żaden sposób nie pozwolić, by emocje wzięły nad nim górę, choć już ledwo powstrzymał dłoń, która automatycznie chciała zacisnąć się na jego żebrach, by nastolatek mógł poczuć ten słodki, wyzwalający ból na swoim torsie. Zamiast tego Felix powoli odłożył menu na stół i westchnął ciężko, przygotowując się na odpowiedź.
-Nie ma o czym rozmawiać. Miałem gorszy dzień i tyle. To się więcej nie powtórzy. - Wiedział, że nie może tego przemilczeć, ale musiał próbować jakoś z tego wybrnąć bez odsłaniania się jeszcze bardziej. Nie chodziło o kwestię zaufania Paco a o to, że było to po prostu zbyt bolesne dla samego nastolatka. -Jest parę osób. Wiem, że jeśli bym do nich poszedł, nie odesłaliby mnie w chuj. - Ale tego nie zrobię. Dodał w myślach, bo nie potrafił po raz kolejny rozdzierać serca najbliższym. Lucas i Brooks wystarczająco razy próbowali go poskładać, Tori miała na głowie amnezję, która dla Maxa była ważniejsza do poradzenia sobie niż jego chwilowe słabostki, Stacey i Nick co prawda byli poinformowani, ale nie oznaczało to, że Max chciał ich zbytnio w to angażować. Miał terapię i to w niej pokrywał nadzieję, choć nie zawsze potrafił dostrzec w tym sens. Zbyt mocno trzymał się jeszcze tej zakorzenionej pewności, że ze wszystkim musi radzić sobie sam.
-Paco... - Zaczął, bo wiedział, że musi coś z siebie wywalić, choć nie do końca chciał to robić teraz, gdy dosłownie pięć minut temu ich relacja znowu się polepszyła. Uważał jednak, że lepiej załatwić to od razu niż potem znów wyrywać sobie jaja i obijać wzajemnie śledziony. -Wiem, że powtarzałeś milion razy, todo o nada, ale ja wciąż nie mogę dać Ci wszystkiego. Nie chcę ukrywać, że Cię potrzebuję i nie chcę tracić tej relacji z jakiegokolwiek powodu, ale nie mogę. Tak samo, jak nie mogę przyjąć tego jako randki. - Nie odwracał wzroku, gotów chyba na każdą relację. Było jednak zdecydowanie za wcześnie, by jakkolwiek pakował się w coś, co chociażby z nazwy mówiło o uczuciach. Wciąż przecież kochał Felka, o czym świadczył fakt, jak bardzo upadł, gdy nie było go już u jego boku. Miał tylko nadzieję, że Morales jakkolwiek to uszanuje, albo chociaż przestanie mydlić mu oczy i pośle w diabły na zawsze.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down
Online


Salazar Morales
Salazar Morales

Absolwent Slytherinu
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Galeony : 2976
  Liczba postów : 1989
https://www.czarodzieje.org/t21123-salazar-morales-w-budowie#680537
https://www.czarodzieje.org/t21140-salazar-morales#681116
https://www.czarodzieje.org/t21122-salazar-morales#680529
https://www.czarodzieje.org/t21131-salazar-morales-dziennik#6806
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptyPią Mar 11 2022, 18:14;

Nie przeszkadzało mu niezbyt wyszukane słownictwo ani nonszalanckie podejście chłopaka, zwłaszcza kiedy widział że za ich płaszczykiem kryje się cień sympatii, którego tak bardzo mu brakowało. – Może. Skąd wiesz? – Podłapał więc naprędce jego żartobliwy ton, delektując się również nieco lżejszą atmosferą, której ostatnio trudno było im uświadczyć. Kłótnia na pomoście, emocjonalne pożegnanie z Malediwami, a potem ciężka noc w hotelu z potężną dawką alkoholu i narkotyków w rolach głównych… Powiedzieć, że po tych kilku, może kilkunastu miesiącach rozłąki, nie wiodło im się najlepiej to jak nie powiedzieć nic. Czysty eufemizm. Mimo to nie dopuszczał do siebie tych negatywnych, bolesnych wspomnień i naprawdę się starał, nie bacząc na przeszkody, jakie mógłby napotkać na swojej drodze. Czasami można by nawet odnieść wrażenie, że takie wyrazy jak „ograniczenia” czy „bariery” nie istniały w jego słowniku. Podobnie jak teraz, kiedy dumny niczym paw wręczył Felixowi zażyczone sobie przez niego podwójne bazyliszkowe macchiato i pokiwał mu głową z szelmowskim uśmiechem przywdzianym na usta.
Gdyby znudziło ci się latanie, możesz potrenować u mnie na basenie. – Zaproponował odwiedziny w hotelu, skoro Solberg i tak wykorzystywał znajomość z nim, by przemknąć się przez zacieki ochrony bez zaproszenia, a czasami również i bez złamanego knuta w kieszeni. Co prawda wczorajszego wieczoru Morales miał ochotę powyrywać nogi z dupy chłopakom pilnującym wejścia, ale z drugiej strony bawiło go to z jaką łatwością Maximilian potrafił manipulować ludźmi w swoim otoczeniu. Zresztą… nigdy nie zamierzał odcinać mu dostępu do El Paraiso. Gdyby naprawdę mu na tym zależało, jego podwładni byliby przygotowani do wyrzucenia go na bruk z chwilą, w której tylko spróbowałby przekroczyć próg budynku.
- Zapomniałem tylko zabrać ze sobą sombrero. – Zaśmiał się pod nosem tuż po tym jak wypuścił z ust siwą chmurę tytoniowego dymu. Nie musiał chyba nawet tłumaczyć, że to dość zabawny, ale jednak przypadkowy zbieg okoliczności. Solberg na pewno domyślał się, że nie jada zbyt często w takich lokalach. Nie to żeby był aż takim snobem i nie lubił pizzy (kto by nie lubił pizzy?), ale gdyby miał więcej czasu na przygotowania, prawdopodobnie zabrałby go do znacznie droższej, typowo włoskiej pizzerii, która w ramach dodatków do mącznego placka oferowałaby takie produkty jak chociażby nduja, salami napoli czy burrata, a nie szynka wątpliwego pochodzenia i jakości, niedorównująca kroku swej parmeńskiej odpowiedniczce. Miał jedynie nadzieję, że po wizycie w tym miejscu nie nabawią się rozstroju żołądka.
- Nie przejmuj się mną. Wybierz taką, na jaką masz ochotę. – Maximilian wielokrotnie wypominał mu, że ma manię kontroli i zbyt mocno go ogranicza, choć chyba nie o taką swobodę mu chodziło. Problem w tym, że Paco myślami był już zupełnie gdzie indziej, zastanawiając się jak najdelikatniej powrócić do tematu, który przecież po tym co się wydarzyło, niejako sam cisnął się na usta. Niewykluczone, że właśnie strzelał sobie w kolano, ale nie wyobrażał sobie, by po raz kolejny mieli przemilczeć problem i udawać, że go wcale nie ma. Nie odrywał więc wzroku od chłopaka, nie pozwalając mu po raz kolejny umknąć przed odpowiedzią, chociaż w pewnym sensie był przygotowany na ewentualny wybuch złości. Niby takowy nie nastąpił, ale i tak Salazar ledwie powstrzymał się przed przewróceniem oczami w reakcji na lekceważące podejście towarzysza.
Nie musisz mi niczego obiecywać. Wiem, że miałeś. Domyślam się również z jakiego powodu. – Świadomie nie powiedział o nim wprost, ale nie dlatego że nie zniósłby rozmowy o jego byłym już partnerze. Prawdopodobnie nawet zacisnąłby zęby, gdyby tylko Solberg jej potrzebował. Nie był jednak pewien czy to on jest na nią gotowy, a z tego względu nie chciał mu tak dobitnie przypominać o przykrościach, jakie go spotkały. – Felix… – Niemal wyszeptał jego imię, chcąc załagodzić to, co zaraz powie. – Dobrze wiesz, że tu nie chodzi tylko o gorszy dzień. A ten atak na Malediwach…? – Wydawało mu się, że poukładał sobie w głowie swoją wypowiedź, ale szybko okazało się, że to nieprawda. Nawet nie zdążył napomknąć o tym, że chłopak był czysty, a teraz wszystko musi zaczynać od początku. Poza tym dopadły go wątpliwości, bo o ile wiedział że będą musieli o tym porozmawiać, być może poczynił ten krok przedwcześnie. Miał się nawet wycofać, a jednak słysząc kolejne słowa Solberga, niekontrolowanie pokręcił ze zrezygnowaniem głową. – Nie wymieniłeś z nazwiska ani jednej… – Mruknął niechętnie, ponownie czując jak wzrasta pomiędzy nimi bariera, przez którą nijak nie potrafił się przebić. Nie wiedział jak ma mu powiedzieć, że nie zamierza przejmować pełni kontroli nad jego życiem. Po prostu się o niego martwił i chciał wiedzieć do kogo mógłby się odezwać, gdyby nie było go na miejscu albo gdyby nie mógł się z nim skontaktować. – Felix, nie każę ci zdradzać wszystkich twoich sekretów, ale musisz ze mną rozmawiać……żebyśmy nie skończyli tak jak zawsze. Dodał jedynie w myślach, ale obaj wiedzieli do czego prowadzą niedopowiedzenia. Przede wszystkim z ich powodu wpadli w pułapkę toksycznej relacji, zmuszeni tłumaczyć się z wyrządzonych niegdyś krzywd. – Nie możesz zarzucać mi, że cię nie znam, skoro niczego mi o sobie nie mówisz. – Nie zamierzał mu tego dzisiaj wytykać, ale nim się zorientował, słowa same wypłynęły na wierzch, zagrażając zarazem rozejmowi, jaki udało im się dzisiaj wypracować. Kiedy to do niego dotarło, zamilknął na dłuższą chwilę, w bezsilności spuszczając wzrok na kartę menu. Wziął głębszy oddech i dopiero wtedy ponownie podniósł głowę, spoglądając prosto w szmaragdowe ślepia Felixa. – Po prostu musisz mi powiedzieć, jakie masz względem mnie oczekiwania i czego tak naprawdę ode mnie potrzebujesz, bo ja… nie jestem zbyt domyślny. – Wzruszył delikatnie ramionami, gotów już spisać tę niezbyt skuteczną próbę podjęcia konwersacji na straty, kiedy w uszach wybrzmiało mu jego własne imię.  
- Nie powtarzałem milion razy……to ty cały czas powtarzasz słowa, które najmocniej zapadły ci w pamięci. Powstrzymał się tym razem, nie chcąc zaogniać konfliktu, skoro jeszcze parę minut temu zdawało się, że naprawdę poczynili duży krok naprzód, by skierować tę relację na właściwe tory. – Wiem. – Powiedział nad wyraz spokojnie, mimo że doskonale widać było, że uśmiech na jego twarzy przygasł i że wcale nie chciał pogodzić się z tą stratą. Niemniej oparł się łokciem o blat i uniósł dłoń, delikatnie gładząc kciukiem chłopięcy policzek. – Wiedziałem też o tym wczoraj i wtedy, kiedy wysyłałem do twojego domu patronusa. Mimo to chciałem się z tobą zobaczyć. – Nie pamiętał kiedy sam ostatnio użył słowa randka. Nie zależało mu również aż tak na dookreślaniu łączącej ich więzi, ale jednocześnie nie ukrywał że nadal pragnie się do niego zbliżyć, o czym świadczyć mógł chociażby czuły gest, jakim odpowiedział na jego wyznanie.  
- Dobrze wysmażony bekon, podwójny ser i wołowina? Dodałbym też pomidory, cebulę i... może paprykę? Odrobina witamin w otoczeniu tłuszczu nie powinna ci zaszkodzić. – Odsunął dłoń, przewracając kartkę leżącego przed nimi menu. Mało zgrabna zmiana tematu, ale czuł że potrzeba im jakiegokolwiek przerywnika, żeby rozmowa nie przytłoczyła ich swoim ciężarem.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4236
  Liczba postów : 11866
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptyPią Mar 11 2022, 18:43;

Skoro Paco miał go otruć, to widocznie tak miało się życie potoczyć. Max tylko prychnął i pewnie uniósł kubek do ust, by wlać sobie płyn do gardła. Zaufanie, czy głupota? Raczej to drugie, ale kto by tam się rozdrabniał nad takimi mało ważnymi rzeczami, gdy łeb napierdalał, a bazyliszkowe kusiło? No i mieli iść na pizzę, a to też było dość wysoko na liście Maxowych priorytetów w tej chwili.
-Popatrzyłbyś, co? - Puścił mu żartobliwie oczko, ale już po chwili nieco się ogarnął. Nie potrafił tak po prostu bez uśmiechu z nim rozmawiać. Ani teraz, ani nigdy. Te lekkie prowokacje były wpisane w ich znajomość od samego początku. -W każdym razie dzięki. Na pewno skorzystam. - Zapewnił go szczerze, bez względu na to, jak miała dalej potoczyć się ich relacja. Słowo się rzekło, a on jak już ustalili potrafił się do El Paraiso wjebać i bez zaproszenia. To, że pracownikom hotelu tak łatwo udawało się tym manipulacjom ulec było już problemem właściciela, który musiał później się z nastolatkiem użerać.
-Czekaj, coś na to po.... - Już sięgał do kieszeni po różdżkę, gdy przypomniał sobie, że chuja zrobi bo jej ze sobą nie wziął. -No następnym razem Ci jakieś ogarnę. - Zaśmiał się, bo w jego pojebanej głowie ten obrazek już się wygenerował. Paco w ogromnym sombrero z tequilą w każdej ręce i poncho na sobie, tańczący jak pojeb do jakiegoś Meksykańskiego folku. Ile Max by dał, byle tylko to zobaczyć! Już wiedział, że kiedyś spróbuje do tego doprowadzić. Nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz w jego życiu.
Podczas, gdy Paco przejmował się swoim żołądkiem, Max kompletnie miał to gdzieś. Pragnął  tylko nażreć się jak świnia i nieco uzupełnić braki w organizmie, do których sam debilnie doprowadził. W tym wypadku taka wątpliwa szynka brzmiała lepiej niż jakieś parmeńskie wymysły. Nie zmieniało to jednak faktu, że podejście Moralesa bardzo go dziwiło i wybijało z rytmu. Nastolatek średnio kumał, co tu się dzieje i nie wiedział, czy być wdzięcznym, czy wietrzyć jakiś podstęp.
-Nie chcę niczego obiecywać wiedząc, że mogę nie podołać. - Powiedział, nie komentując kompletnie tego, czy Paco domyślał się, czy nie, co było powodem spierdolenia Maxa wczorajszego dnia. Nastolatek nie bez powodu nie używał słów "obiecuję", czy "przysięgam", bo zdawał sobie sprawę, że może bardzo łatwo dane słowo złamać, a co jak co, nie chciał wychodzić na niesłownego. Przynajmniej gdy bywał trzeźwy i go to obchodziło. Gdy usłyszał, jak Morales wyszeptał jego imię wiedział, że idzie kolejna bomba, której nie uniknie. Przynajmniej nie tak łatwo. Wziął więc głęboki oddech szykując się na to, co miało nastać, ale szczerze nie spodziewał się, że Paco poruszy akurat tamten temat. -Mówiłem Ci, że mam mały problem. - Odwołał się do swoich własnych słów licząc, że to wystarczy, choć szczerze sam w to niezbyt wierzył skoro już Morales wiedział, jak sytuacja ma się pod ubraniem Felixa. A miała się źle. Bardzo źle.
-Paco... - Tym razem to on posłużył się jego imieniem, jednocześnie zyskując w szmaragdowych tęczówkach jakąś siłę i determinację. -Nie podałem żadnego nazwiska, to prawda. Nie mówię Ci niczego o sobie, to też prawda i trzymam wiele tajemnic bez względu na to, jak bardzo chcesz je poznać. - Mówił pewnym siebie głosem, potwierdzając każde słowo mężczyzny, bo nie było sensu udawać, że jest inaczej. -Ale sam pomyśl, dlaczego. Jesteś sprzedawcą, ja Twoim klientem. Ludzie jak my nie ufają sobie. Nie na takim poziomie. Poza tym nie jestem kimś, kto papla o sobie na prawo i lewo. Próbujesz mnie poznać, rozumiem to, ale łatwiej by Ci było zaczynać od początku niż od razu próbować dorwać się do najbardziej intymnych części. - Wyjaśnił rzeczowo, w końcu powoli otwierając się przed nim i mówiąc to, co naprawdę myślał. Na ostatnie zdanie parsknął nieco, bo wiedział jak przy ich relacji może to brzmieć. Nie chciał jednak go całkiem odtrącać, tylko wskazać błąd, jaki popełniał, próbując za wszelką cenę wywarzyć drzwi do sejfu, jakim był umysł i serce nastolatka.
-Potrzebuję wsparcia. Przestrzeni i zrozumienia, że nie jestem idealny. Nic więcej. Nie w tej chwili. - Wyznał będąc samemu zdziwionym, jak szczery potrafi być z tym zjebem. Widać nastawienie Paco do jego osoby wiele zmieniało w atmosferze, jaka między nimi panowała.
Powstrzymał się przed przewróceniem oczami. Dwa razy w tym wypadku były dla Maxa równie dotkliwe co milion i nie potrzebował słyszeć tego po raz kolejny, choć sam przecież powtarzał te słowa jak zjebana katarynka, która ma wgrane tylko jedno oprogramowanie i nie chce przyjąć żadnej aktualizacji systemu. Zamiast tego przymknął nieco oczy, wtulając się w dłoń Paco i delektując spokojem, jaki wnosił do jego nastoletniego serca ten gest. Naprawdę nie potrzebował teraz niczego więcej.
-W takim razie nic już chyba nie rozumiem. - Przyznał w końcu, bo czuł jakby dostawał od Moralesa mieszane sygnały i to tak popierdolone, jakby mixem zajmowała się największa na świecie betoniarka.
-Brzmi dobrze. Mam nadzieję, że szybko przyniosą. - Podłapał zmianę tematu i w końcu mogli złożyć zamówienie, które było dla nastolatka jak upragnione światełko w tunelu.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees


Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pią Mar 11 2022, 21:39, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Online


Salazar Morales
Salazar Morales

Absolwent Slytherinu
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Galeony : 2976
  Liczba postów : 1989
https://www.czarodzieje.org/t21123-salazar-morales-w-budowie#680537
https://www.czarodzieje.org/t21140-salazar-morales#681116
https://www.czarodzieje.org/t21122-salazar-morales#680529
https://www.czarodzieje.org/t21131-salazar-morales-dziennik#6806
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptyPią Mar 11 2022, 20:43;

Nie zamierzał go otruć, prędzej odtruwać, gdyby znowu przyszedł do niego nagrzany, co po wczorajszej nocy zdawało się wizją wyjątkowo bliską i prawdopodobną. Na razie starał się jednak o tym nie myśleć, a przynajmniej nie chciał, by pesymistyczne scenariusze przesłoniły mu radość ze wspólnego wyjścia na pizzę.
- Położyłbym się na leżaku z daiquiri w ręku, odmierzając ci czas. – Kąciki jego ust mimowolnie uniosły się wyżej w rozmarzonym półuśmiechu. Nie musiał kłamać. Nawet gdyby mu zaprzeczył, z pewnością nie wybrzmiałby wiarygodnie. Zbyt wiele razy lądowali ze sobą w jednym łóżku, a poza tym tylko ślepy nie zauważyłby, że nie potrafi na dłużej oderwać od niego spojrzenia, które zresztą w jego towarzystwie zdawało się cały czas płonąć tym samym żarem. – Do usług, cariño. – Wcześniej wzbraniał się przed określaniem go tym mianem, jakby w obawie że Maximilian pomyśli, że nadal traktuje go jak swoją własność, ale teraz hiszpańskie, zdrobniałe słowo samo uwolniło się z jego ust. Przynajmniej wypowiedział je naprawdę łagodnym, ciepłym tonem. Nie zdołał natomiast powstrzymać śmiechu, kiedy chłopak w swym nierozgarnięciu zaczął szukać różdżki, próbując przyozdobić jego czerep kolorowym sombrero. – Wolałbym napić się z tobą tequili. – Niepotrzebnie o tym mówił. Nie powinien wspominać przy nim o alkoholu, ani wyraźnie wskazywać za jaką relacją zatęsknił, ale nie zdołał przeciwstawić się sile sentymentu. Przez chwilę wydawało mu się nawet, że poczuł na szyi szczypiącą sól i mknący po bielutkiej kresce język Felixa. Próbował jednak wyrzucić ten obraz z głowy, zwłaszcza kiedy siłą rzeczy pomyślał o innych kreskach, a chłopak otwarcie przyznał, że nie jest w stanie obiecać mu, że wytrwa bez kolejnej dawki narkotyku.
- Nie chciałem mówić tego na głos, ale tak… Nie powinieneś mi niczego obiecywać, a właściwie nie powinieneś niczego obiecywać sobie. – Miał wrażenie, że jego słowa wybrzmiały aż nazbyt brutalnie, ale zupełnie uczciwie nie miał niczego złego na myśli. Nie była to kwestia zaufania, chciał wierzyć że mu się uda. Doskonale wiedział jednak, że Solberg może się na swej drodze potknąć jeszcze nieraz. Niezbyt zgrabnie próbował mu więc przekazać, że jest na to przygotowany i uzmysłowić mu jednocześnie, by nie poddawał się na skutek jednej czy kilku porażek. Przegrane bitwy nie były istotne, o ile tylko zwyciężyło się w całej wojnie. – Mały problem…? – Utkwił natarczywe spojrzenie w szmaragdowych oczach, zaciskając pod stołem dłoń w pięść, bo po tym jak zobaczył nie tylko jego przekrwione, naćpane ślepia, ale i obdrapany do krwi tors, wiedział że mówienie o małym problemie odbiera powagi sytuacji. Nie wiedział tylko czy Maximilian rzeczywiście nie dostrzega skali tego problemu, czy w ten sposób dystansuje go od swoich własnych demonów. Niewykluczone, że to jedynie z tego powodu nie zareagował wściekłością.
Kiedy w uszach ponownie wybrzmiało jego imię, domyślał się że tuż po nim nadejdą również słowa, których wcale nie chciał słyszeć. Nie ugiął się pod naporem jego zdeterminowanego wzroku, ledwie powstrzymując się jednak przed wtrąceniem się wpół jego zdania. Pozwolił mu dokończyć, ale czuł że stąpają po niepewnym, niestabilnym gruncie. – Ludzie jak my? – Mruknął, skrywając nutę kpiny pod nieco cięższym niż zwykle oddechem. – Dawno przestałeś być moim klientem. Od dawna też niczego ci nie sprzedawałem… Ale to ty zrezygnowałeś ze mnie, kiedy przestałem być twoim dilerem……bo prawdopodobnie byłem dla ciebie tylko dilerem. Nawet nie zauważył, kiedy rysy jego twarzy skrzywiły się w bolesnym grymasie. Tego popołudnia nie działał wcale instrumentalnie. Czuł, że winien jest mu przeprosiny… ale to nie oznaczało, że i on nie nosi żalu w sercu. Nie chciał jednak tego tematu kontynuować. Najwyraźniej nie tylko Solbergowi zdarzało się spuszczać wzrok.
Nie wiem gdzie jest początek, a gdzie koniec, Felix. – W normalnych okolicznościach zapewne zwróciłby na przypadkową dwuznaczność jego wypowiedzi, ale teraz daleki był od uciekania myślami do jego nagiego ciała. – Myślisz, że pytam wyłącznie po to, by zaspokoić swoją ciekawość? Nie. – Przerwał, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów, kiedy nagle przypomniał sobie o pieprzonym zakazie palenia, zmuszony zrezygnować ze swoich planów. – Pytam, bo nie chcę wiecznie patrzeć jak spadasz na dno, nie rozumiejąc co takiego ciągnie cię w dół. – Nadal nie podnosił głosu, ale nie był już tak spokojny jak wcześniej, a jego ton stał się bardziej oschły i warkliwy. Nic dziwnego, że przymknął na chwilę oczy i wziął głębszy wdech, starając się utrzymać negatywne emocje na wodzy. – Nie chcę mówić ci está bien, czując że to jedynie puste słowa i widząc twój...…poraniony tors i nieobecne spojrzenie. Westchnął głośno, ponownie wciskając paznokcie we wnętrze dłoni, żałując że znajdują się w miejscu publicznym i nie może w inny sposób dać ujścia swojej złości. Może… może popełniał błędy, ale mimo że wiele razy zbierał jego zwłoki z podłogi, szeptając mu miłe kłamstwa do ucha, tak nigdy nie powiedział, że było to dla niego łatwe. Pomimo tego uniósł bezradnie brwi i pokręcił głową w poddańczym geście. Musiał odpuścić, bo co innego mu pozostało?
- Nikt nie jest idealny, Felix.Ja też nie jestem. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem zebrał się na taką szczerość, a chociaż Maximilian nie mówił mu zbyt wiele, nie mógł jej odmówić i jemu. Rozumiał go, a właściwie lepiej było powiedzieć, że starał się go zrozumieć. Chciał również zacząć od początku, ale bardzo możliwe, że po prostu nie wiedział co to znaczy. Powinien zapytać go o numer buta? Po co, skoro miał już numer jego telefonu. Potrzeba wsparcia, przestrzeni i zrozumienia także brzmiały pięknie, ale niewiele mu przy tym mówiły. Nie tłumaczyły bowiem jak miałby się względem niego zachować. – Co powinienem zrobić? – Zapytał, ale znowu nie zdołał dokończyć myśli, kiedy chłopak przymknął powieki, wtulając się w jego dłoń. Drobny gest, a jednak sprawił, że twarz Paco znowu przyozdobił subtelny uśmiech, a ton na powrót nabrał spokoju i czułości. – Chciałbyś gdzieś ze mną pojechać? Zmienić otoczenie, odpocząć trochę od Londynu? Nie musi to być przecież Kuba. Możemy wybrać się na konie albo... – Zaproponował, ale tym razem to nadejście kelnera wybiło go z rytmu. Przewrócił oczami, o dziwo nie na skutek wypowiedzi Solberga, a bogu ducha winnego pracownika pizzerii, który tak po prawdzie miał prawo się niecierpliwić. Morales wskazał mu odpowiednią pozycję w karcie, zamawiając największą pizzę jaką mają. – … i piw… albo czarną herbatę. Niech będzie herbata. – Zawahał się, ale z jakiegoś powodu ostatecznie dał sobie spokój z alkoholem. Poczekał aż mężczyzna z przepasaną chustą odejdzie, dopiero po tym powracając do siedzącego przed nim chłopaka i pytania, które zdążył zadać mu w międzyczasie. - Czego dokładnie nie rozumiesz? – Cóż, pewne rzeczy się nie zmieniały, a kiedy tylko przyszło do rozmowy Paco i Felixa o uczuciach, można było odnieść wrażenie że to rozmowa ślepego z głuchym.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4236
  Liczba postów : 11866
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptyPią Mar 11 2022, 21:39;

Typowy Paco. Cokolwiek innego wypłynęłoby z jego ust, Max by w to nie uwierzył. Może i nie był u szczytu formy ostatnimi czasy, ale miał tę cholerną pewność w jednej kwestii i ciężko było mu wywalić z pamięci to pożądliwe spojrzenie czekoladowych tęczówek, które kiedyś tak często widywał.
-Jesteś bezczelny, wiesz o tym? - Roześmiał się jeszcze, bo oczywiście, że nie było opcji o żadnym "poćwiczę z Tobą". Alkohol i piękne widoki, dokładnie to co Paco lubił najbardziej. A przynajmniej tak Felix myślał, bo przecież sam nie znał mężczyzny szczególnie dobrze. Słysząc pieszczotliwe słowo, poczuł się zadziwiająco lepiej. Może i nie łączyło ich coś zajebiście bliskiego, ale ten jeden hiszpański zwrot zawsze powodował poczucie ciepła na sercu i chorej możliwe, że złudnej świadomości, że ktoś może faktycznie o niego dbać.
-Jedno drugiemu nie przeszkadza. - Nie czuł potrzeby dodawania, że alkoholu też ostatnimi czasy raczej nie tykał, z małymi wyjątkami. Ot przecież sobie tylko żartowali wzajemnie, a co przeszkadza w piciu tequili w sombrero? Nic. Ani trochę nic!
-Nie powstrzymuj się. Masz rację, nie mogę nikomu niczego obiecywać. Nawet sobie. - Pokornie się zgodził, w jakimś sensie odnajdując ukojenie w tych bolesnych słowach. Ukojenie, którego szukał wczoraj, gdy tak usilnie chciał go sprowokować do przyjebania Maxowi w twarz. Ukłucie w sercu było znaczące, ale nastolatek wiedział, że właśnie tego potrzebował. Prawdopodobnie dlatego też tak bardzo cenił obecność Paco. Mężczyzna wiele razy nie baczył na słowa mówiąc mu bolesną prawdę i choć jednocześnie służył wsparciem tak jednak to tej goryczy Solberg często potrzebował a wiedział, że nie każda bliska mu osoba jest w stanie się na nią zdobyć widząc, jak chłopak cierpi.
Skinął głową na pytanie o jego mały problem. Nie wyglądał jakby miał zamiar rozwijać temat, bo tak było. Wiedział, że musiał wyglądać wczoraj nieciekawie, ale nie potrafił specjalnie się na ten temat wypowiedzieć. Ot problemik, z którym musiał się mierzyć i tyle. Widział nieco bardziej napięte mięśnie towarzysza, ale w myślach usprawiedliwiał się nieprecyzyjnym pytaniem, które brzmiało jakby wcale nie potrzebowało odpowiedzi.
Zbyt późno zorientował się, jak mogły zabrzmieć słowa, które opuściły jego usta. Co prawda nie podejrzewał Moralesa o jakieś głębsze uczucia, ale po Malediwach wiedział, że mężczyzna nie jest wcale z kamienia i nie miał nastolatka za pierdolonego ćpuna. Przynajmniej nie przez cały czas, gdy się znali. Max jednak nie zdążył ugryźć się w język i teraz mógł tylko patrzeć, jak twarz Paco się zmienia, a jego głos przestaje być ciepły i spokojny, przechodząc w dobrze znany Maxowi ton niezadowolenia.
-Nie waż się tak o mnie mówić. - Wstał aż zaciskając szczękę i dłonie, bo to, że Salazar mógł pomyśleć o Maxie w ten sposób strasznie nastolatka zabolał. Solberg miał wiele wad, ale nie wyrzucał ludzi jak zabawki. Nawet laski, z którymi sypiał raz czy dwa i łamał im serca, zawsze słyszały cokolwiek, nim ich znajomość spotkała nieuchronny koniec. Widać było, że nastolatek poczuł się mocno dotknięty, ale jak to Morales słusznie uznał, przecież wcale go nie znał, więc skąd miał wiedzieć, że może się aż tak potężnie mylić. -Nie przyszło Ci na myśl, że miałem powód? Że coś, no nie wiem, mogło się na przykład stać w międzyczasie? Oczywiście, że nie, bo nigdy nie przeszło Ci przez myśl, że jestem człowiekiem, który w dodatku ma poza Tobą jakieś życie. - Był widocznie roztrzęsiony, bo choć nie wypowiadał się dokładnie, to jednak bolesne wspomnienia powracały, a on już czuł, że jeszcze chwila i atak powróci i tym razem nie miał wokół siebie ochronnej bańki, która by go przez niego na spokojnie przeprowadziła. Nie baczył na spuszczony wzrok Salazara, bo to on sam rzucił oskarżeniem, wobec którego nastolatek musiał się obronić, a biorąc pod uwagę ile działo się w jego życiu przez ostatnie dwa lata raczej mało kto się dziwił, że potracił tyle kontaktów. Przez chwilę stał tam, oddychając ciężko i patrząc ze złością na towarzysza. Napięcie w powietrzu było na tyle duże, że Max był gotów odwrócić się i wyjść. Wystarczył jeden krok, jeden gest...
Nie potrafił jednak. Zamiast tego policzył w myślach do dziesięciu, rozluźnił nieco mięśnie i ponownie usiadł, choć nie był pewien, czy zaraz tego nie pożałuje.
-Nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało, ale prawda jest taka, że nie raz już przez moje ćpanie naraziłem bliskich i nie mam pewności, że moja głupota nie sprawi, że historia się powtórzy. Może i dawno nie robiliśmy interesów, ale nie wiesz, czy kiedyś mi nie odpierdoli po całości, Ty się na mnie nie wkurwisz i nie wykorzystasz jakoś tych informacji. Nie jestem samolubnym skurwysynem, za jakiego mnie masz, ale nie pozwolę, by przeze mnie znów ktoś cierpiał. - Wycedził w końcu czując, jak wraz z ostatnimi słowami, łzy ponownie nachodzą na jego oczy. Był pewien, że nie ma już dzisiaj siły na takie emocje, ale jednak życie znów go zaskoczyło. Nie miał problemu z podawaniem Paco własnych słabości, będąc gotowym na to, że w razie tragedii oberwie wszystkim naraz, ale sumienie i spotykany co chwile bogin, a także nieprzyjemne doświadczenia ostatnich miesięcy sprawiły, że stał się zbyt protekcjonalny wobec osób, które były bliskie jego sercu i już sam fakt, że pozwolił Paco dowiedzieć się, gdzie mieszka sprawiał, że czuł pewien niepokój. Nie był głupi. Wiedział, jak ten biznes działa i jakimi prawami się rządzi. Nigdy nie pytał Moralesa, czy kogoś torturował, czy nawet zajebał, ale nie oznaczało to, że nie miał żadnych podejrzeń. Czasem po prostu lepiej było zostawić pewne rzeczy w sferze domysłu.
-Zdążyłem zauważyć. - Burknął, bo już nieco atmosfera poszła się jebać i jakoś odechciało mu się być grzecznym, pokornym Felixem. -Gdybym wiedział, co mnie tam ciągnie, to wiedziałbym jak się temu postawić, nie uważasz? - Zapytał ironicznie, bo choć mógł się wielu rzeczy domyślać, to jednak nie potrafił podać jednej, konkretnej odpowiedzi na tę wielką ćpuńską zagadkę.
-Widząc moje co? - Zapytał, naciskając na ostatnie słowo, bo gdy tylko gniew zawładnął jego umysłem, przestał już tak sprawnie łączyć fakty jak wtedy, gdy był spokojny. Zdanie o pustych słowach zabolało go po raz kolejny i miał wrażenie, że każda wypowiedź Salazara powoduje jeszcze większy ból, przez co coraz bardziej miał ochotę się z tego miejsca ewakuować. -Skoro to tylko puste słowa, to po kiego chuja w ogóle się nimi przejmowałeś? - Dodał jeszcze, zaciskając pod stołem dłoń na swoim biodrze, i wbijając ją w skrytą pod bluzą tkankę. W pewien sposób przytrzymywał się w ten sposób w tym miejscu, a w pewien po prostu potrzebował ujścia całego tego gówna.
-A jednak nie każdy chce to zrozumieć. - Dodał nieco spokojniej, ale i jakby bez większych emocji. Ludzie mieli oczekiwania co do tych, którzy ich otaczali, a nastolatek miał wrażenie, że nigdy żadnego nie udało mu się spełnić. Wiedział, że Morales również miał swoje wady. Co więcej, widział ich naprawdę wiele, ale jakby nie było mężczyzna miał też wiele rzeczy, z których mógł być w swoim życiu dumny. W przeciwieństwie do nastolatka, a przynajmniej Solberg tak to widział.
Karuzela kręciła się jak pojebana i chwilę później Max był już kompletnie zbity z tropu, słysząc pytanie, którego usłyszeć się nie spodziewał.
-A bo ja wiem? Zachowywać się jak człowiek? Przestać próbować osiągnąć wszystko pieniędzmi? Czy tak ciężko jest zaproponować spacer, albo zadzwonić i po prostu zapytać jak się mam? Bez oczekiwań czegoś w zamian, bez naciskania i bez robienia jakiegoś chorego przesłuchania. Byłoby mi łatwiej, jakbyś też coś o sobie mówił, a nie tylko bombardował mnie pytaniami. Tak wyglądają normalne relacje Paco. - Nie był pewien, czy dobrze wyraził to, co siedziało mu w głowie i czy jest to to, czego pragnie, ale zdecydowanie brzmiało to lepiej niż cały ten burdel, z jakim mieli do czynienia aż do tej chwili. Normalność, tego właśnie Max potrzebował. -Jeździsz konno? - Nawet nie wiedział, czemu był tym zdziwiony. Fakt ten jednak całkowicie przyćmił propozycję wyjazdu i choć Max wiedział, że znając Paco może wybrać sobie dowolne miejsce na świecie i znajdą się tam w ciągu kilku godzin, to jednak nastolatek dał przed chwilą jasno do zrozumienia, że nie zależy mu na żadnych luksusach, a jeżeli mieli jakkolwiek próbować odbudować tę relację, to powinien się trzymać własnych stwierdzeń.
Spojrzał nieco zdziwiony na Moralesa, gdy ten zamienił piwo na herbatę. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie widział, by ten pił coś tak...bezalkoholowego. Musiał jednak otrząsnąć się z tego szoku, bo Paco zadał kolejne, tym razem naprawdę sensowne pytanie.
-Ciebie. W jednej chwili mówisz mi, że mam wypierdalać, w drugiej proponujesz upadek w swoje ramiona, jednego dnia mówisz, że nie zadowoli Cię jakakolwiek namiastka relacji, po czym zapraszasz mnie na pizzę przecząc własnym słowom. Paco, kurwa, jak ja mam się w tym wszystkim połapać? - Powiedział po raz kolejny zaskakująco szczerze. Czyny i słowa Moralesa kompletnie nie zgrywały mu się w żadną logiczną całość, co tylko nakręcało cały ten mętlik w jego obolałej głowie.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down
Online


Salazar Morales
Salazar Morales

Absolwent Slytherinu
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Galeony : 2976
  Liczba postów : 1989
https://www.czarodzieje.org/t21123-salazar-morales-w-budowie#680537
https://www.czarodzieje.org/t21140-salazar-morales#681116
https://www.czarodzieje.org/t21122-salazar-morales#680529
https://www.czarodzieje.org/t21131-salazar-morales-dziennik#6806
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptySob Mar 12 2022, 17:34;

Nieszczególnie przejął się zastosowanym przez Maximiliana epitetem, skoro nadal towarzyszył mu ten sam prowokujący, zaczepny uśmieszek. - Wiem.Nie jesteś pierwszym, który mi to mówi. Często słyszał podobne słowa, a o ile arogancja niekiedy potrafiła zaprowadzić go na manowce, tak nie można było mu odmówić bezczelnego, acz przyciągającego uroku. Kulturalnie nie wspomniał na głos o opiniach konkurencji, chociaż Felix na pewno już wiedział, że ze swoją urodą i temperamentem nie ma sobie równych. Chłopak zbyt wiele razy mógł poczuć na swoim ciele jego pożądliwe spojrzenie, żeby obawiać się o utratę należnej mu uwagi. Nie miał jednak co do Moralesa racji w pełni. Paco nie wzgardziłby bowiem alkoholem i pięknymi widokami, ale wbrew pozorom uwielbiał ruch i aktywność nie tylko w łóżkowych pieleszach. – Nie kuś… – Dodał mrukliwym tonem, ale kąciki jego ust jakby nie usłuchały się wyrażonej względem Solberga prośby, unosząc się jeszcze wyżej na skutek niezwykle atrakcyjnego obrazu podszeptywanego przez wyobraźnię.
Niestety nie zdołali nazbyt długo tej luźnej i przyjemnej atmosfery podtrzymać, a kiedy tylko rozmowa przybrała bardziej emocjonalny wyraz, obaj zaczęli gubić się w zeznaniach, nieumiejętnie i niezgrabnie ujmując to, co podpowiadały im serca. – Nie to miałem na myśli… – Westchnął głośno, nie zdając sobie sprawy z tego, że w rzeczywistości Maximilian łaknie również uczciwej krytyki i gorzkiej prawdy, w pewnym sensie odnajdujących ukojenie w ostrych niczym brzytwa słowach. Co prawda Salazar nie powiedział niczego, czego by już nie wiedzieli, ale szczerze żałował że nie ubrał tej oceny w łagodniejszą formę; wszak wcale nie chciał chłopaka zranić. Nigdy nie myślał o nim jako nic niewartym ćpunie, nawet jeżeli czasami traktował go dość oschle. Cierpliwość miała niestety swoje granice, poza tym nie pierwszy raz czuł się bezsilny wobec jego problemów i denerwowało go to, że nie jest w stanie zapewnić mu wsparcia, na jakie zasługiwał. Przede wszystkim dlatego pragnął dowiedzieć się o nim jak najwięcej, ale jak to mówią… dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, a takowe piekło nie do końca świadomie wywołał, wpierw zamykając Felixa w krzyżowym ogniu pytań, później z kolei wspominając o powodach jego zniknięcia, których nigdy nie poznał, a które wydawały się bardziej skomplikowane niżby przypuszczał.
Podniósł głowę, patrząc na niego niewzruszenie, ale we wściekłości uderzył pięścią w udo, bo nie taką reakcję zamierzał przecież wywołać. Dotarło do niego, że nawet jeżeli miał do niego żal, nie był to najlepszy moment na wylewanie go na wierzch. – Skąd miałem wiedzieć? – Niepotrzebnie próbował się wybronić, zwłaszcza kiedy doskonale widział, że Maximilian poczuł się jego słowami dotknięty do żywego. Nie miał pojęcia, co takiego stało się w międzyczasie, a chociaż uważał że należało mu się wówczas jakiekolwiek wyjaśnienie, nie śmiał już o to zapytać. Nic dziwnego, chłopak był do tego stopnia roztrzęsiony i rozeźlony, że Paco naprawdę obawiał się, że zaraz odwróci się na pięcie, zostawiając go tutaj samego. Nie chciał do tego dopuścić, więc milczał uparcie, pokornym spuszczeniem wzroku, pokazując mu jedynie żeby usiadł. Na wszelki wypadek wolał się na razie nie odzywać, a odetchnął w duchu dopiero, kiedy Solberg zajął swoje miejsce.
- Naprawdę myślisz, że bym je wykorzystał? – Musiał się wtrącić, ze słyszalną nutą rozczarowania w głosie, bo tym razem to on padł ofiarą bolesnych oskarżeń, chociaż był w stanie zrozumieć na jakich podstawach Maximilian mógł je wysnuć. Po części miał zresztą rację. Morales miał naprawdę wiele za uszami, ale akurat jego nie potrafiłby skrzywdzić.  – Nie jestem aż takim skurwysynem. – Rzucił tuż po tym, niemalże synchronizując swe wyznanie z podobnymi słowami, jakie uwolniły się z ust chłopaka, co sprawiło że pomimo ciężkiej, przytłaczającej wręcz atmosfery, instynktownie parsknął pod nosem. Uśmiech szybko spełzł mu jednak z twarzy, kiedy dojrzał zaszklone, szmaragdowe ślepia. – Felix… wiesz, że bym ci tego nie zrobił… – Starał się wrócić do spokojniejszego tonu i uciszyć zszargane nerwy chłopaka, ale zabrnęli na tyle daleko, że nie było to wcale takie proste. Solberg raczył go swoją wściekłością, ironicznym tembrem głosu, a jemu pozostało jedynie przeczekać burzę, mając nadzieję że zamiast sztormu zdoła jeszcze ujrzeć wychylające się zza ciemnej chmury słońce.
Przypadkiem złapał kontakt wzrokowy z kobietą siedzącą przy pobliskim stoliku, która najwyraźniej zainteresowała się ich kłótnią, ale szybko powrócił spojrzeniem na chłopięcą twarz, aby Maximilian nie pomyślał, że go ignoruje. Nie odpowiedział na większość jego zarzutów, to prawda, ale słuchał ich uważnie i posłusznie, wyczekując swojej szansy. Nie zapowiadało się jednak, by nadeszła ona w najbliższej przyszłości, a czując natarczywość zielonych ślepiów utkwionych w jego twarzy, wiedział że w końcu musi przerwać milczenie. – Widząc twoją poranioną klatkę piersiową i żebra i nieobecne, puste źrenice. – Niechętnie wycedził przez zęby, rozmasowując dłonią czoło i skroń. Wcześniej rozmyślnie pominął obrazy, których był świadkiem wczorajszej nocy, ale Felix sam wywoływał go do odpowiedzi, co gorsza łapiąc go za słowa niezbyt precyzyjnie wyrażające jego własne myśli. – Eh, źle to ująłem... – Przyjął defensywną postawę, uzmysławiając sobie jak ten wytyk mógł wybrzmieć w uszach Solberga. – Chciałem, żebyś czuł się bezpiecznie. – Nie kłamał, prawdopodobnie nie doceniając jedynie tego, że wyszeptane cicho está bien w chwilach, w których obejmował chłopaka swoimi ramionami, mogło znaczyć wiele więcej niż pusta obietnica.  
Chciał zrozumieć, ale najpierw pozwolił Felixowi wylać na siebie całe wiadro negatywnych emocji, jakie wezbrały się w jego wnętrzu. Niewykluczone, że słusznie, bo po kolejnych słowach wydawało się, że chłopak nieco ochłonął, jednocześnie dając mu jednak wiele do myślenia. Normalne relacje… Możliwe, że nie był w nich zbyt biegły, skoro poza rodziną za oceanem i garstką przyjaciół od serca, z którymi znał się od wielu lat, żywił się przede wszystkim pracą, wypełnioną sztuczną uprzejmością i tymczasowymi układami. Brakowało mu naturalności, i chyba właśnie za taką normalnością, o której mówił Maximilian, zatęsknił. Skinął mu więc głową, spoglądając na niego przepraszająco. – Co chciałbyś o mnie wiedzieć? – Mimo że ponownie zadawał pytanie, tym razem chciał mu dać również coś od siebie; i nie chodziło wcale o galeony. Przywdział również na usta subtelny uśmiech, kiedy spośród jego propozycji chłopak akurat uczepił się koni. – Jeżdżę. Chodzę też nieraz na strzelnicę… – Postanowił podzielić się z nim kilkoma ciekawostkami bez konieczności ciągnięcia go za język. – …i nie potrafię latać na miotle, ale szanuję twoją pasję. – Wzruszył delikatnie ramionami, bo nigdy nie mógł złapać prawideł, jakimi rządził się lot na tych zaczarowanych szczotkach, a lekcje miotlarstwa w murach Szkoły Magii i Czarodziejstwa zapamiętał jako istną katorgę.
Zamiana piwa na herbatę rzeczywiście pasowała do Moralesa jak wół do karocy, ale… po wczorajszej nocy chyba sam miał dosyć używek. Potrzebował normalności i odpoczynku, a nie wiecznych scysji i uderzających do głowy procentów. Chciał po prostu spędzić z Felixem trochę czasu. Zapewne to właśnie z tych względów odpuścił, stając się również względem niego bardziej spolegliwym. – Nie mówiłeś przypadkiem czegoś o przesłuchaniu? – Zagadnął jednak, wymownie przekręcając głowę, bo od jakiegoś czasu miał wrażenie, że role się odwróciły i to Maximilian zmusza go do szczerych wyznań. Co prawda w tym przypadku sam go sprowokował, ale Merlinem a prawdą, żałował tej decyzji. – Nigdy nie mówiłem, żebyś wypierdalał. – Nie kojarzył, żeby użył wobec niego takich słów, ale teraz sam już nie był przekonany. Domyślał się jednak, że może chodzić o to niefortunne todo o nada, które Maximilian zdążył mu już dzisiaj wytknąć. – Nigdy nie powiedziałeś pod wpływem złości czegoś, czego potem żałowałeś? – Nie wyjaśnił mu tego wprost, bo najzwyczajniej w świecie nie mógł tego zrobić. Nie mógł powiedzieć, że miał do niego żal i że był wkurwiony, bo nie potrafił pogodzić się z tym, że jest tym drugim, a właściwie to że całkiem wypadł poza podium. Zwłaszcza teraz, kiedy za obecny stan Solberga winę ponosił zarówno on, jak i ten pierwszy, który postanowił z jego życia zniknąć. – Zresztą… mówisz tak, jakbyś sam nie był wystarczająco skomplikowany. – Lepiej było odwrócić kota ogonem, szczególnie że sytuacja temu sprzyjała. Kelner przyniósł bowiem właśnie do stolika gorącą pizzę i herbatę, a unoszący się z nad mącznego placka zapach dobrze wysmażonego bekonu przynajmniej na jakiś czas mógł oddalić palącą chęć mordu. – Smacznego. – Mruknął z uśmiechem do Felixa, odrywając jeden trójkąt, który przełożył na swój talerz.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4236
  Liczba postów : 11866
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptySob Mar 12 2022, 18:42;

Wciąż niespecjalnie potrafił przejmować się innymi kochankami Paco. Jakby nie było Max zawsze jasno widział granicę ich relacji i sam przecież nie ograniczał się tylko do sypiania z siedzącym przed nim teraz mężczyzną. Rozumiał to dużo lepiej niż związki, co do których zawsze miał dość jasne stanowisko, które zaledwie rok temu uległo zmianie, by nagle zawalić się i pozostawić w nastoletniej głowie ogromny bałagan.
-Przestać Cię kusić? Nie wiem, czy to możliwe... - Charakterystyczny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Zbyt naturalnie mu to przychodziło, te gierki z Moralesem i podjudzanie się nawzajem... Nie powinien i wiedział o tym doskonale, ale jak zwykle język działał u niego zdecydowanie szybciej niż mózg.
-Może nie miałeś tego na myśli, ale masz rację. Dlatego sobie nie ufam i choć staram się jakoś wszystko naprostować, to nie potrafię wierzyć w to, że jest to wykonalne, bo czuję, że znów coś spierdolę. - Nie chciał, by Paco łagodził jakkolwiek sytuację. Nie to było mu potrzebne i nie na tym polegały normalne rozmowy. Miał dość ludzi, którzy obchodzą się z nim jak z jajkiem tylko dlatego, że miał za sobą parędziesiąt traumatycznych przeżyć, które zbyt mocno wpływały na jego życie. Poza tym szczerze nie potrafił do końca sympatyzować z poczuciem bezsilności Paco, bo o ile faktycznie Max nigdy specjalnie nie opowiadał o swoich problemach, tak nastolatek miał wrażenie, że Morales nigdy naprawdę nie chciał słyszeć o tych rzeczach, a nawet jeżeli to tylko po to, by zatrzymać chłopaka przy sobie. Podczas tamtych dni, kiedy się jeszcze spotykali Max kompletnie nie potrafił zrozumieć tego przywiązania i przez myśl mu nie przeszło, że coś takiego mogło się między nimi zadziać. W końcu, Salazar też nie do końca był skłonny okazywać to, co naprawdę czuje i myśli.
Oj zdecydowanie niepotrzebnie próbował się wybronić, bo gdy tylko Max usłyszał te trzy ułożone w pytanie słowa, ciśnienie wyjebało mu poza skalę, a w oczach nastolatka buchnął żywy ogień, którego byle słodkie słówka raczej nie miały szansy ugasić.
-Skąd...? - Zapytał wkurwiony, nie dowierzając, że Paco może być aż takim idiotą. Naprawdę tracił cierpliwość do kolesia. Trzeba było trzymać się planu i jednak odpuścić sobie tę całą pierdoloną pizzę. -Może wystarczyło się zainteresować? Skoro uważasz, że Ci na mnie jakkolwiek zależało, że byłem tak..."inny", to trzeba było, no nie wiem, kurwa mać ZADZOWNIĆ? - Solbergowy rollercoaster właśnie wyruszał ze stacji i pierwszą pętlę miał tuż przed sobą. -Wiesz, ludzie tak robią, jeżeli naprawdę się kimś interesują, ale nie, ty mówisz jedno, ale pokazujesz zupełnie co innego. Niby mówisz, że nie jestem dla Ciebie tylko pierdolonym ćpunem i zabaweczką, którą zaraz wyrzucisz, ale jak przychodzi co do czego, traktujesz mnie dokładnie w ten sposób. Wybacz, że sam nie przyszedłem z kwiatami i flaszką, żeby powiedzieć Ci, że zrywam nasz układ, ale tak się złożyło, że przez pierdolone pół roku nie pamiętałem nawet kim jest mój własny facet i cała rodzina, nie mówiąc już o tym, kim sam jestem. - Łzy wezbrały, płynąc pojedynczo po jego policzkach, gdy on wywalał z siebie te wściekłe słowa, coraz mocniej zaciskając dłoń na torsie. Czuł, że robi mu się coraz gorzej i nie chciał, naprawdę nie chciał tutaj dostać ataku, ale nie miał też pojęcia, jak ma go powstrzymać. Na ten moment jednak jeszcze się trzymał, choć wzbierające w nim emocje zdawały się być na granicy pęknięcia. Solberg jak to Solberg, nie do końca przejmował się tym, że są w miejscu publicznym. Gdyby zaszła tak potrzeba lub gdyby miał taką chęć, to i przyjebałby Paco tu i teraz, ale obecnie nie chciał tego robić, choć czuł się naprawdę mocno zraniony, co nie każdy potrafił tak szybko osiągnąć i tak niewieloma słowami, jak właśnie uczynił to Morales. Cóż, każdy ma jakiś talent.
-A jaką mam pewność, że nie? Zresztą, kurwa mać, najlepszy kumpel wbił mi nóż centymetry od serca, a Ty się dziwisz, że nie potrafię zaufać Tobie? Naprawdę? - Choć gdzieś głęboko w środku wiedział, że Morales by tego nie zrobił, to jednak przeszłość odbiła się na Maxie na tyle mocno, że nie potrafił porzucić ostrożności i tak po prostu mu zaufać wiedząc, czym się zajmuje. Może Paco lepiej by zrozumiał nastolatka, gdyby ten wyznał krzywdy wyrządzone mu przez własną rodzicielkę, osobę, która miała dać mu miłość i bezpieczeństwo, ale Max nie był w stanie teraz o niej rozmawiać. Zresztą, praktycznie zawsze unikał jej tematu jak ognia, nie potrafiąc pogodzić się z własną przeszłością i tym, że tak naprawdę stracił dzieciństwo. Ciężko było mu nawet uśmiechnąć się na tę synchronizację i zapewnienie, że Morales by mu tego nie zrobił. Burza rozszalała się na dobre i chyba żaden spokojny ton, czy czułe słowa nie były w stanie teraz jej uspokoić. Szambo wylało, ale zdawało się, że właśnie do tego Salazar przecież dążył.
Żałował, że dopytał. Oj bardzo żałował, ale musiał przecież poznać prawdę. -Czułem się bezpiecznie. - Zaznaczył czas przeszły swojej wypowiedzi, bo w tej chwili, gdy usłyszał co mężczyzna o tym wszystkim myśli, nagle jego bezpieczna bańka pękła, zostawiając go znów samego na środku pustyni z szalejącym wokół pożarem. Skoro Paco nie potrafił się jasno wyrażać, to Max musiał dopytywać o sens wypowiedzi, by przypadkiem nie zaszło między nimi żadne popierdolone nieporozumienie, choć widać prawda była czasem dużo gorsza niż potencjalne wyminięcie się. Słysząc słowa mężczyzny, dłonie Solberga zaczęły trząść się jeszcze mocniej, a głowa znalazła się w miejscu, z którego nie było już powrotu i choć nie pragnął teraz niczego więcej niż upaść ponownie w ramiona Paco, wstał i przeprosił kierując się do łazienki, gdzie dopiero zamykając się w kabinie pozwolił sobie na chwilę słabości i zwrócenie życiodajnego bazyliszkowego. Czuł się fatalnie, gdy po kilku minutach wycierał ochlapaną wodą twarz, doprowadzając się do porządku. Całe szczęście i tak nie wyglądał dobrze gdy się spotkali przy fontannie w Hyde Parku, więc praktycznie nie było widać po nim różnicy, może z wyjątkiem nieco bledszej cery.
Wrócił do stolika, gdzie oczywiście rozmowa, jaką zaczęli przed chwilą jeszcze się nie skończyła. Skoro już Paco otworzył puszkę Solbrega musiał liczyć się z wylaniem wszelkich nieszczęść. To wszystko było zbyt popierdolone, a przecież mieli tylko w spokoju zjeść obiad. Felix był wściekły na siebie, że dał się w to wmanipulować szczególnie teraz, gdy chciał się jak najmocniej odciąć od wszelkich targających nim emocjami. W końcu nie bez powodu zwrócił się w stronę imprez i używek.
-To nie tak, że mam przygotowaną jakąś listę, czy coś. - Wymamrotał, bo przecież tak samo jak on nie chciał żadnego przesłuchania, tak nie chciał też stawiać Paco w podobnej sytuacji. Oczywiście, chciał go poznać, ale preferował bardziej naturalną drogę w tym kierunku niż wymyślone na poczekaniu pytania.
-Naprawdę nie potrafisz? - Konie zeszły na drugi plan, gdy usłyszał rewelację o miotłach. Nie żeby kiedykolwiek wyobrażał sobie Paco na tak prymitywnym" środku transportu, ale raczej skłonny był uznać, że jest to kwestia świadomego wyboru, a nie braku umiejętności. Z jakiegoś powodu, Salazar nie wydawał się Maxowi człowiekiem, który miałby problem z czymkolwiek, choć nastolatek wiedział, że są to na pewno w większości pozory.
-Zawsze chciałem być gliną. - Zażartował bo choć posiadał seksowny strój policjanta, to jednak średnio nadawał się na stróża prawa biorąc pod uwagę, jak bardzo miał z tymi organami na pieńku, ale mundury zdecydowanie go przyciągały. -Vete a la mierda, Félix, porque tú mismo no eres mejor. - Unosząc brew powtórzył wczorajsze słowa Moralesa, które ten wystosował do niego w hotelu. Może i był nagrzany jak pojeb, ale jak chciał komuś coś wytknąć, to okazywało się, że ta nastoletnia pamięć działa naprawdę dobrze. -Nie raz, co nie zmienia faktu, że przydałoby mi się jakiekolwiek rozjaśnienie sytuacji, a nie komplikowanie jej co dwanaście godzin. - Nie miał zamiaru udawać, że jest święty, ale też tak łatwo nie mógł odpuścić Paco tego wszystkiego. Co to to nie. To Max był tutaj naczelnym machlojkarzem i manipulatorem i nie miał zamiaru dać się złapać na sztuczki, które sam wielokrotnie wobec Paco stosował. -Mówię, jakbym chciał zrozumieć, o chuj Ci chodzi. Jakbym chciał pierdolić zagadkami poszedł bym na pogawędkę z pierdoloną kołatką krukonów. Przestań, choć raz kurwa przestań. - Frustracja osiągała już tego poziomu, że sam zaczynał wyrażać się coraz mnie jasno, ale miał wrażenie, że Morales doskonale wie, o co mu chodzi. W końcu skoro Max w końcu wywalał z siebie tyle rzeczy, jakaś wzajemność byłaby tu zdecydowanie na miejscu.
Spojrzał na przyniesioną im pizzę i zrozumiał, że przez to wszystko apetyt kompletnie go opuścił. Nie ruszył się więc ani trochę i nie odpowiedział tym samym, bo jedyne co przeszło mu teraz przez myśl to: "udław się tym, skurwysynu" , a wiedząc, że jest to złość, a nie jego prawdziwe myśli, wolał w ogóle nie otwierać ust, by przypadkiem nie wyleciało z nich coś, czego wywalać z siebie nie chciał.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down
Online


Salazar Morales
Salazar Morales

Absolwent Slytherinu
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Galeony : 2976
  Liczba postów : 1989
https://www.czarodzieje.org/t21123-salazar-morales-w-budowie#680537
https://www.czarodzieje.org/t21140-salazar-morales#681116
https://www.czarodzieje.org/t21122-salazar-morales#680529
https://www.czarodzieje.org/t21131-salazar-morales-dziennik#6806
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptySob Mar 12 2022, 22:01;

Powstrzymanie pokusy nie było możliwe, wszak sama obecność chłopaka zbyt mocno działała na jego wyobraźnię, nie mówiąc już o tym jego charakterystycznym, krnąbrnym i prowokującym uśmiechu. Szmaragdowe, bystre ślepia przyciągały go niczym magnes, a ich właściciel dobrze wiedział gdzie uderzyć, żeby go podjudzić, jednocześnie wciągając w swoje gierki. Niestety tym razem atmosfera nie sprzyjała im wcale, wręcz przeciwnie: gęstniała z każdą minutą, a słowa które miały ich relację wyzwolić na ten moment groziły raczej ściągnięciem ich obu na samo dno.
Nie był pewien czy powinien jakkolwiek zareagować. Chciał mu powiedzieć, że w niego wierzy i że nie ma takiej rzeczy, której nie dałoby się naprawić, ale miał wrażenie, że w obecnych okolicznościach podobne zapewnienia wywarłyby odwrotny efekt. Zazwyczaj tak było i w pewnym sensie rozumiał dlaczego Maximilian wzbrania się przed eufemizmami, które przecież w żaden sposób nie łagodziły ani tego co przeżył ani tego z czym teraz musiał się zmagać. Paco dawno przestał rozgrywać tę rozmowę jak partię szachów, wykrzesał z siebie również wystarczająco odwagi, by doprowadzić ją do końca, ale tym razem pokiwał jedynie ze zrozumieniem głową, uważając ten gest za jedyne słuszne rozwiązanie. Nie miał prawa mówić chłopakowi, co ten powinien zrobić i co powinien czuć, nawet jeżeli sam gotów był włożyć wiele wysiłku, żeby wyciągnąć go z tego całego bagna.
Na razie nie otrzymał jednak nawet takiej szansy, a właściwie to zdał sobie sprawę z tego, że nierozmyślnie sam ją pogrzebał, po raz kolejny odzywając się niepotrzebnie, a już szczególnie w nieodpowiednim ku temu momencie. Próbował się wybielić, ale jednocześnie pokazać mu że wbrew pozorom wcale nie jest tak niewrażliwym i nieczułym skurwysynem – że naprawdę mu zależało i jego nagłe zniknięcie nie było mu obojętne. Zrobił to jednak w tak nieumiejętny sposób, że zielone i spokojne dotychczas źrenice zapłonęły żywym ogniem, a Felix nie tylko wylał na niego wiadro pomyj, ale wyrzucił z siebie chyba wszystko to co kiedykolwiek leżało mu na sercu. Początkowo poczuł się zraniony tym, że został przez niego nieprawidłowo oceniony, ale z czasem zrozumiał, że nawet jeśli towarzyszyły mu dobre zamiary, tak sam nawarzył sobie piwa, które teraz musiał wypić. Poza tym co do wielu kwestii Solberg miał rację. Salazar nie dzielił się z nim swoimi przemyśleniami na temat ich relacji, nie dawał mu również po sobie poznać, że traktuje go inaczej niż tylko atrakcyjną zabawkę, której można wysypać przed nosem kreskę rema, żeby zachęcić do wspólnych igraszek. Pozwalał pływać mu w luksusach, zabierał na wycieczki za granicę, ale w gruncie rzeczy nadal zachowywał się wobec niego tak, jakby był jego własną, przykuwającą uwagę wizytówką. Czy chciał go przy sobie zatrzymać? Tak, ale niekoniecznie o to dokładnie mu chodziło. Wiedział, że jego czyny i słowa nijak nie współgrały z jego nastawieniem do chłopaka, ale nie śmiał mu przerywać, ze smutkiem i bólem wymalowanymi na twarzy, wysłuchując jego tyrady, która raniła go jeszcze mocniej, kiedy ujrzał spływające po chłopięcych policzkach łzy. Zacisnął nawet palce na oparciu krzesła, wstając od stolika, żeby go przytulić, ale ostatecznie klapnął z powrotem na siedzisko, w myślach przeklinając samego siebie za kompletny brak ogłady. – Lo siento… Yo no sabía... – Zdołał jedynie wydusić, podnosząc na niego szczere, przepraszające spojrzenie. Nie miał pojęcia, że Solberg miał problemy z pamięcią, zresztą… nie wiedział o wielu wydarzeniach z jego przeszłości. Przede wszystkim jednak nie chciał doprowadzić go do takiego stanu, a teraz myślał wyłącznie o tym, dlaczego za każdym jebanym razem musi coś spierdolić.
- Nie. Nie dziwię się. – Przymykając oczy, spuścił wzrok w poddańczym geście, wywieszając tym samym białą flagę. Zapewne zbyt późno, bo to że nie podnosił na niego głosu, pokornie przyjmując kolejne ciosy, nie oznaczało że zdoła naprawić wyrządzoną mu właśnie krzywdę. Czasu cofnąć nie mógł, podobnie jak i słów, które uwolniły się z jego ust a które to rozpętały piekło we wnętrzu Felixa. Wrzucił zapałkę do rozlanej wokoło benzyny, mimo że wcale do tego nie dążył. Po prostu był skończonym kretynem, niemającym za grosz empatii, taktu i zrozumienia dla kruchych uczuć swojego towarzysza. Chciał je zrozumieć, ale zamiast tego popełniał błąd za błędem, niszcząc również tę bezpieczną bańkę, którą próbował chłopakowi zapewnić. Tak, ten czas przeszły zabolał go najmocniej i uzmysłowił mu jak bardzo tę ich przyjazną pogawędkę zjebał. Myślał, że wytrzyma wszystko, ale teraz przygryzł mocniej wargę i odwrócił od Felixa wzrok, jakby chciał ukryć przed nim emocje malujące się na jego twarzy. Nie był w stanie, i tak widać było jej ściągnięte rysy, w których mieściła się cała jego wściekłość na samego siebie i nieme błaganie o wybaczenie, kiedy chłopak wstał od stolika. Znowu pragnął pójść za nim, ale nie poruszył się z miejsca, wiedząc że nie powinien naruszać jego przestrzeni. Poczekał aż Solberg odejdzie, a zaraz po tym z dużą siłą uderzył pięścią w stół, nie przejmując się nawet obecnością innych klientów, którzy spojrzeli na niego jak na idiotę. Cóż, wiele się nie pomylili.
Przez moment czuł się zdezorientowany, kiedy Maximilian powrócił do stolika, mamrocząc o wiele spokojniejszym tonem niż wcześniej. Myślał chyba, że zostawi go tutaj samego albo przynajmniej wyleje na niego kolejną falę złości, a z tego względu już w ogóle nie wiedział jak ma się zachować. Normalnie? Być może powinien sobie wreszcie przyswoić to słowo. – Na tyle, żeby zaliczyć zajęcia w Hogwarcie, ale nie chciałbyś mnie zobaczyć w akcji, no i nie ryzykowałbym dalszych podróży na miotle. – Odpowiedział mu, starając się nawet uśmiechnąć półgębkiem na żart o jego zawodowych planach, ale nie wyszło to chyba najlepiej, bo nadal nie mógł wyrzucić z głowy tego, co wydarzyło się jeszcze parę minut temu. – Chciałeś zaprowadzić porządek w mieście czy liczyłeś na to, że powyrywasz laski na seksowny mundur i kajdanki? – Mimo to próbował podłapać ten nieco lżejszy ton, naiwnie wierząc że przynajmniej na jakiś czas konflikt został zażegnany. Naiwnie, bo chociaż Felix nie wypalał już dziur swoim ognistym spojrzeniem, tak najwyraźniej nie zamierzał mu wcale odpuścić. Przeciwnie, przyparł go do muru, i teraz to Paco czuł, że najchętniej uciekłby przed jego stanowczością. Nie mógł jednak. Naprawdę chciał to wszystko naprawić, a wiedział że to może być jego ostatnia szansa. Nie darowałby sobie gdyby ją zaprzepaścił. Problem w tym, że emocje, jakie Maximilian próbował z niego wyciągnąć wcale nie ratowały ich sytuacji, a raczej zdawały się kolejną przeszkodą.
- Masz rację. Przyznaję się, że nawet o tym nie pamiętałem. Pewnie dlatego, że wcale tak o tobie nie myślę. Po prostu byłem wkurwiony. – Westchnął głośno, bo słyszał jak to brzmi, ale skoro Solberg wymagał od niego szczerości, nie zamierzał niczego ukrywać. – Tak samo jak wtedy, kiedy na Malediwach powiedziałem ci todo o nada. Chciałem żebyś był szczęśliwy, ale jednocześnie nie mogłem znieść myśli, że ktoś inny zamyka cię w objęciach swoich ramion. Plułem sobie w brodę, że to nie jestem ja. – Delikatnie uniósł barki, odsuwając talerz z pizzą na bok, bo apetyt już dawno go opuścił. Potrzebował również chwili przerwy, bo niełatwo było mu wyznać to, co w rzeczywistości kryło się w jego sercu. Częściowo odsłonił się przed Maximilianem na tarasie drewnianego domku, ale nawet wtedy nie powiedział wszystkiego. – Powiedziałem ci też wtedy, że z czasem chciałem cię traktować jak partnera, a nie jednego z wielu przygodnych kochanków. Mówiłem prawdę. – Nie miał ochoty tego powtarzać, ani tym bardziej rozwijać myśli, ale widząc sfrustrowane spojrzenie szmaragdowych źrenic, nie miał wyboru. Wzajemność zdecydowanie była na miejscu. – Dzwoniłem, Felix, ale po tym jak nie odbierałeś ode mnie telefonów, pomyślałem że nie chcesz mieć ze mną niczego wspólnego. Chyba stwierdziłem, że tak będzie wygodniej. – Teraz to dopiero mógł mu w głowie namieszać. Zrozumiał również jak bardzo skomplikowana była jego znajomość z chłopakiem. – Pytałeś mnie wtedy na tarsie dlaczego nie powiedziałem ci o tym wcześniej. Zależało mi na tobie, ale nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli, bo uznawałem ją za słabość. Nadal zresztą tak uważam, ale nigdy nie wyjaśniłem ci dlaczego. – Cały czas patrzył mu prosto w oczy, ale mówił chaotycznie, nie potrafiąc zebrać swoich myśli w jedną składną całość. Nie był przygotowany na taką rozmowę. – Zastanawiałeś się dlaczego wolałem cię zabrać do mugolskiej pizzerii? Nie chcę, żeby ktokolwiek cię ze mną widział. Nie dlatego, że się ciebie wstydzę. Wiesz jak wygląda moje życie, a przynajmniej możesz się tego domyślić. – Zasugerował mu odpowiedź, ale tym razem nie zamierzał pozostawiać żadnych wątpliwości. – Mam wielu wrogów. Nigdy nie chciałem się przywiązywać, żeby nie narażać nikogo na niebezpieczeństwo, ale ciebie nie potrafiłem sobie odpuścić. Byłeś i nadal jesteś moją słabością, szczególnie że myśląc o tobie, zapominam o ostrożności. – Nie musiał się martwić, kiedy byli razem na Kubie, bo prawie nikt ich tam nie znał. Nie musiał również drżeć o rodzinę, która w Meksyku wydawała się względnie bezpieczna, chociaż… nigdy niczego nie można było być pewnym. – Tak, zawsze chciałem cię utrzymać u swojego boku. Zresztą nadal tego chcę, ale nie za wszelką cenę. Nie powtórzę ci todo o nada. Poza tym niezależnie od tego, co teraz powiem - czy żebyś wypierdalał czy że mi na tobie zależy - i tak wyjdę na skurwysyna. – Wzruszył bezradnie ramionami, sięgając po kubek wystygniętej już nieco herbaty, chociaż znacznie chętniej wsunąłby teraz do ust papierosa. I tak nie mógł się schować za ceramicznym naczyniem, a uraczenie płuc siwą chmurą tytoniowego dymu przynajmniej trochę by go uspokoiło.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4236
  Liczba postów : 11866
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptyNie Mar 13 2022, 00:27;

Może, gdyby Paco przestał tak mocno to wszystko analizować, wyszłoby im to na dobre. Prawda, Max był wybuchowy i często przesadnie i ostro reagował na niektóre słowa, ale przynajmniej nie ignorował ich i nie uciekał, jak to miał kiedyś w zwyczaju. Nieco odważniej stawiał czoła własnym emocjom, choć ogromnie go to bolało.
Choć mogło to tak nie wyglądać, nastolatek czuł się nieco lepiej mogąc wyrzucić z siebie te wszystkie rzeczy i to w sposób, który minimalizował ból na rzecz złości. Nie było to wyjście idealne, ale lepsze niż kolejne uciekanie od tematu i choć Paco prawdopodobnie żałował teraz, że w ogóle się dziś odezwał, Max był mu w pewien sposób wdzięczny. Choć nadal kwestia zaufania pozostawała raczej kruchym tematem, do którego nie miał pojęcia jak podejść. Był to dopiero początek i namiastka tego, co działo się przez ostatnie kilkanaście miesięcy, ale zdecydowanie dość ważna część, o której Morales powinien usłyszeć, jeżeli miał choćby spróbować zrozumieć zachowanie Felixa i jego nawrót do używek czy też impulsywne samookaleczanie, nad którym nie do końca miał jakąkolwiek kontrolę.
Obserwował zmieniające się na twarzy byłego kochanka emocje czując, że wcale nie jest mu to tak obojętne jakby tego chciał. Nie zamierzał go ranić i za żadne skarby nie chciał wywoływać w nim żalu czy litości. Skoro Paco chciał usłyszeć prawdę, to ją dostawał, a że efektem tych słów było kilka kolejnych łez na gładkim policzku Maxa, to już nie była jego wina. Solberg powinien wywalić z siebie dużo więcej. Nie mógł powiedzieć, że nigdy nie wykorzystywał Paco dla prochów, czy kosztownych prezentów, ale prawdą było, że był to tylko smaczek, który bardzo szybko stał się dla niego tylko dodatkiem do zajebiście spędzonego czasu. Dragi mógł załatwić od setki innych osób, które znał, a kasy na wycieczki, czy składniki do eliksirów nie potrzebował, bo przecież miał swoje oszczędności, wiedział jak podjebać hajs (choć starał się do tego za często nie uciekać), dostawał stypendium i przede wszystkim jego rodzina zastępcza nie należała absolutnie do biednych. Nie mówiąc już o ojcu, którego niedawno odnalazł, a który był dziany jak indyk na Święta i posiadał ogromną posiadłość i koneksje w całej Hiszpanii. O nie, gdyby chodziło tylko o luksusy i dragi, szybko porzuciłby Paco wiedząc, że nie warto się w to pchać, gdy ten tak ogranicza jego wolność. Morales dawał mu jednak coś więcej i to właśnie to, pchało nastolatka w jego ramiona. Poczucie bezpieczeństwa, dreszczyk adrenaliny i naprawdę miło spędzony czas. O niesamowitym seksie to już nawet nie wspominając.
-Lo se.... - Wymamrotał nieco łagodniej widząc tę zbitą twarz. Nie wątpił, że Morales jest w tym momencie szczery. Zresztą, raczej rzadko słyszał z jego ust przeprosiny. Dokładniej mówiąc zdarzyło się to dopiero po raz drugi w ciągu ich całej znajomości i Max wiedział, że mężczyźnie nie jest z tym wszystkim łatwo. Problem był tylko taki, że Felixowi też nie było, a to on był pod ciągłą presją ze strony kochanka, żeby podejmować wybory, żeby mówić....
-Więc przestań traktować to jako zabawną historyjkę, bajeczkę z przeszłości i zrozum, że są rzeczy, na które nie masz wpływu. Rzeczy, które wydarzyły się zanim w ogóle po raz pierwszy mnie ućpałeś, a której odbijają się na tym, jak postrzegam pewne sprawy. Nie wszystko kręci się wokół ciebie. - Wywalił nie pozwalając by małomówność towarzysza wpływała na to, co sam musiał już teraz powiedzieć. -Zresztą, mieliśmy być kochankami Paco. Ilu ze swoich przygodnych chłoptasiów opowiadasz o swoich sekretach czy uczuciach? Ja Ci powiem ile osób, z którymi sypiałem znała takie rzeczy - trzy. Zaledwie trzy osoby poznały coś więcej niż tylko moje ciało, ale też nie były to nigdy przypadkowe znajomości. Od samego początku zawsze stało za tym coś więcej. No może poza Tori, z nią akurat zaczęliśmy od łóżka. - Ostatnie zdanie dodał z lekkim uśmiechem. Nie chciał sprawiać kolejnego bólu i mówić ile osób zamykał w swoich ramionach, ale pewne rzeczy musiał Salazarowi uświadomić, a nie widział do końca innego sposobu na to niż brutalna prawda. Tori, Olivia i Feli, trzy osoby o których myślał i trzy, które stracił. Co prawda Sorrento wróciła, ale dopóki sama cierpiała na brak pamięci ciężko było powiedzieć, że jest to ta sama gryfonka, którą Max znał i wielokrotnie przeleciał.
Czas przeszły, jakiego użył był efektem emocji, które w nim buzowały. Choć czuł, że wewnątrz ponownie rozpada się na milion kawałków, wciąż miał tę chorą nadzieję, że gdy tylko poczuje jak mężczyzna bierze go w swoje objęcia, poczuje ulgę, jakiej potrzebował, a milion kawałeczków, którymi było teraz jego serce i psychika, może nie tyle się posklejają, co przynajmniej przestaną rozpadać się na jeszcze mniejsze części. Po tym wszystkim co zostało tu powiedziane nie mógł jednak tak po prostu paść w jego ramiona. Postanowił więc ruszyć do łazienki i to dość szybkim, zdecydowanym krokiem, by przypadkiem nie załamać się na środku sali pizzeri. Obsługa i inni klienci i tak musieli już ich wystarczająco nienawidzić.
Nie miałby jednak serca zostawiać Paco tutaj samego ze stosem niedopowiedzeń bez względu na to, jak bardzo miał ochotę po prostu wyjść i nie oglądać się za siebie. Tęsknił za kanapą w Inverness i wiecznie radosnym Buddym, ale najbardziej tęsknił za Felim, którego obecność już nie roztaczała się w ścianach jego sypialni, a którego obecności brakowało mu do bólu.
-Żartujesz sobie? Oczywiście, że bym chciał! Zresztą nie możesz być gorszym miotlarzem niż mój ziomek szukającym. Naprawdę, kto dał mu tę pozycję to ja kurwa nie wiem... - Prychnął na wspomnienie Filina, bo choć już nie skakali sobie do gardeł, to jednak mieli z Irlandczykiem dość ciężką przeszłość za sobą. - Oczywiście, że to drugie. Porządek w Inver? Niewykonalne. A podryw na mundur akurat działa. Choć chyba nie powinienem być tego taki pewien. Długa historia. - Machnął ręką, gdy przypomniał sobie, jak wracał z pamiętnego treningu u Walsha w nieprzyzwoitym stroju i przepiękna krukonka zaczęła do niego uderzać. Co prawda okazało się później, że był to Lucas, któremu nagle dorobiło jajniki, ale kumpla też już kiedyś wyrwał na tyle, że ten dał się dość ostro przelizać, więc dla Maxa brzmiało to jak niezły sukces.
Po raz kolejny wylał na niego swoją frustrację pokazując, że doskonale pamięta nawet tak nieznaczące obelgi i nie da sobie wmawiać czegoś, czego jest pewien. Nie chciał na siłę wydusić z niego czegokolwiek, ale skoro mieli rozmawiać, przydałyby się słowa również z drugiej strony, bo jak na ten moment był to w dużej mierze monolog. I to niezbyt wesoły monolog. Max nie mógł jednak nie poczuć ulgi, gdy Paco w końcu zaczął mówić.
-Skąd miałem wiedzieć, że tak nie myślisz, skoro nigdy nie miałem okazji dowiedzieć się, za kogo naprawdę mnie masz? Zresztą nie zmienia to faktu, że mnie to zabolało szczególnie, że przyszedłem do Ciebie po pomoc, a Ty... - Nie miał siły kończyć i wywalić z siebie tego, co powiedział Tori. Tym razem to Max musiał odwrócić wzrok i wziąć kilka głębszych oddechów. Nie był tak dobrym słuchaczem jak Paco, by nie przerywać mu wypowiedzi, ale nie oznaczało to, że nie chce wysłuchać tego, co ten ma do powiedzenia. Wręcz przeciwnie. Morales w końcu zaczynał dawać coś od siebie i to nie pieniądze, a coś dużo bardziej wartościowego jeżeli chodziło o tę relację, która nie oszukując się, wisiała raczej na dość cienkim włosku i to od samego początku.
-Wiem, że mówiłeś prawdę. Nigdy w to nie wątpiłem, ale też szczerze Ci powiedziałem, że wyczucie czasu to masz chujowe. - Przyznał zdecydowanie łagodniej. Co prawda gdyby podobna rozmowa wyszła, gdy Max miał szesnaście lat w życiu by dobrze na nią nie zareagował, ale fakt, że Paco poruszył to wiedząc, że nastolatek jest w związku... No cóż, nie była to najlepsza decyzja jaką mógł podjąć i miała swoje konsekwencje. Poważne konsekwencje. Przynajmniej dla Felixa.
-Kurwa Paco, w Hogwarcie nie działają telefony. A poza tym akurat wtedy zachlewałem co noc pałę, żeby tylko przypadkiem nie wracać do rzeczywistości. - Pamiętał te nieodebrane połączenia. Było to w czasie, kiedy po raz pierwszy stracił pamięć, a zaraz po tym przyszedł wypadek Boyda i wszystko inne przestało mieć znaczenie. Max był w jeszcze gorszym stanie niż teraz, a to oznaczało naprawdę wiele. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że ten próbował się kontaktować. Jedyne, co mógł wytknąć to fakt, z jaką łatwością się poddał.
Kolejne wyznanie sprawiło jednak, że Max w końcu zamknął swój niewyparzony ryj i słuchał. Coś w oczach Paco sprawiło, że nie potrafił mu przerwać i naprawdę cholernie chciał się dowiedzieć, co takiego może się jeszcze kryć za słowami, które nastolatek bardzo dobrze pamiętał. Za dobrze na swoje nieszczęście. Serce zakuło go, gdy znów usłyszał o słabości i dużo mocniej, gdy zdał sobie sprawę, że faktycznie zazwyczaj pojawiali się razem w miejscach, gdzie byli anonimowi. Nie było to miłe doświadczenie, ale Max chciał wiedzieć, jak ta wypowiedź się zakończy, by po raz kolejny nie wysnuć błędnych wniosków. Co jak co, ale tego mieli już chyba wystarczająco. Gdy tylko mężczyzna zamilkł, Solberg nie postanowił się odezwać. Przez chwilę w milczeniu studiował jego twarz, z zadziwiającą łagodnością w szmaragdowych tęczówkach. Rozumiał, aż za dobrze rozumiał, ale nie oznaczało to, że musiał się z nim zgadzać.
-Kurwa, Paco... - Powiedział w końcu, próbując jakoś zebrać myśli. -Rozumiem Twoje motywy, ale... Nie możesz tak żyć. - Pan moralizator w końcu się odezwał. -Wiem, że Twoja branża nie jest ani łatwa ani bezpieczna, ale naprawdę chcesz wiecznie wszystkich od siebie odpychać, dla ich bez... - Zamilknął zdając sobie sprawę, jak wielkim pierdolonym hipokrytą właśnie jest. Przecież sam robił dokładnie to samo. Oj ta dwójka zdecydowanie była siebie warta. -W każdym razie posiadanie kogoś bliskiego to nie jest słabość i jestem pewien, że o tym wiesz, chociaż nie chcesz dopuścić do siebie tej myśli. Jeśli masz u boku odpowiednią osobę, to jest wręcz przeciwnie i jest ona Twoją największą siłą. - Oczy Maxa nieco się zaszkliły, bo ponownie przypomniał sobie o Felku, ale oczywiście nie miał zamiaru powiedzieć tego na głos. Był tak cholernie wdzięczny Lowellowi za to, jak bardzo go wspierał i ile siły mu dodał, że nie potrafił być teraz sobą bez świadomości, że były puchon pozwolił mu się w tym miejscu właśnie znaleźć. -Nie wyjdziesz na skurwysyna jeżeli będziesz szczery. - Dodał czując, ze ta pizza raczej się zmarnuje, bo chyba obydwoje tracili jakikolwiek apetyt. Ważne jednak, że w końcu nawiązał się między nimi dialog, bo Solberg był już przekonany, że Paco wcale się nie odezwie.
-Wiesz, że nie jestem prosty w utrzymaniu, prawda? - Pozwolił sobie na ten lekki żarcik nawiązując poniekąd do tego, co Morales powiedział jak i do kwestii tego, co Max co chwilę odpierdalał. -Jeśli jednak chcesz mnie obok siebie, to zostanę, ale jak mówiłem na ten moment mogę zaoferować Ci jedynie przyjaźń. Zacznijmy od nowa, bez tego całego burdelu. Inaczej nigdy się nie dogadamy. - Wow, widać jak Max chciał, to potrafił zachować się dojrzale. Był gotów na każdą odpowiedź w tej chwili, choć liczył, że nie będzie to odtrącenie. -Jeśli jednak moja zwyczajna obecność ma Cię ranić powiedz od razu i posłusznie dam Ci spokój. - Dodał, bo musiał postawić sprawę jasno. Nie był bezdusznym egoistą, nastawionym tylko na własne potrzeby i choć ramiona Salazara były teraz miejscem, w którym potrzebował się znaleźć, był gotów zrezygnować z nich, aby nie ranić mężczyzny, który i tak wystarczająco już przez niego wycierpiał.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down
Online


Salazar Morales
Salazar Morales

Absolwent Slytherinu
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Galeony : 2976
  Liczba postów : 1989
https://www.czarodzieje.org/t21123-salazar-morales-w-budowie#680537
https://www.czarodzieje.org/t21140-salazar-morales#681116
https://www.czarodzieje.org/t21122-salazar-morales#680529
https://www.czarodzieje.org/t21131-salazar-morales-dziennik#6806
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptyPon Mar 14 2022, 22:53;

Jako zręczny biznesmen przyzwyczajony był do szczegółowego analizowania każdego kontraktu i relacji oraz chłodnego kalkulowania zysków i strat. Nawet tę rozmowę, przynajmniej do pewnego momentu, starał się rozgrywać niczym partię szachów, prędko zdając sobie jednak sprawę z tego, że nie jest w stanie przewidzieć każdego ruchu siedzącego naprzeciw rywala. Nigdy nie powinien go zresztą w ten sposób traktować. Zdeterminowany w dążeniu do pozornie słusznego przecież celu, jakim było zidentyfikowanie źródła dotykających Maximiliana nieszczęść i problemów, niestety zapomniał o uczuciach chłopaka, a zamiast okazać mu swoje wsparcie, naraził go jedynie na ból, sprawiając zarazem że jego krucha psychika powoli zaczęła rozpadać się na milion, drobnych kawałeczków. Nie wiedział, że w rzeczywistości wyświadcza mu przysługę, bo chociaż uwalniające się z jego ust słowa wyciskały z oczu łzy, tak przynajmniej Felix zyskał szansę, by wyrzucić z siebie chociażby część drzemiących w nim negatywnych emocji, które wyniszczały go od środka. Zrozumiał natomiast z czasem, że nie można przygotować się na każdą ewentualność, a wyciągnięta do chłopaka dłoń może okazać się niewystarczającą pomocą, zwłaszcza jeżeli nie będzie próbował poznać jego pięknego, acz zabałaganionego wnętrza. Wreszcie dotarło do niego, że powrót do narkotyków to jedynie wierzchołek góry lodowej, a chociaż początkowo rzeczywiście żałował, że się odezwał, tak wybuch złości Solberga uświadomił mu, że wcale nie jest bez winy i że swoim zachowaniem również zasłużył sobie na kilka gorzkich słów prawdy. Przez moment myślał o ucieczcie, owszem, ale nie potrafił pozostać obojętnym na smutek goszczący w szmaragdowych ślepiach, a nawet jeżeli zmuszony został wysłuchać raniącej tyrady na własny temat, nie zamierzał wycofywać się choćby o krok, bo nie darowałby sobie, gdyby miał go ponownie stracić. Gdyby zależało mu jedynie na cielesnych uciechach, już dawno wymieniłby Maximiliana na lepszy, nienadpsuty model, wszak nigdy nie narzekał na brak zainteresowania. Wielu młodych atrakcyjnych chłopaków pchało się do jego łoża, ale z żadnym z nich nie odczuwał takiej więzi, jaka niegdyś łączyła go z Felixem. Dawno zapomniał już, że był jego dilerem i że przehandlował rema tylko po to, by zerwać z niego ubrania, a chociaż nadal patrzył na niego tym samym, pożądliwym wzrokiem, jego nastoletnie, nagie ciało i seks – jakkolwiek niesamowity - zeszły na drugi plan. Potrzebował go z zupełnie innych pobudek. Maximilian dawał mu poczucie normalności, naturalności, bliskiej relacji, której tak usilnie pragnął, mimo że jednocześnie obawiał się jej bardziej niżeli ognia szatańskiej pożogi. Nigdy nie chciał tego chłopaka skrzywdzić, wręcz przeciwnie. Zależało mu na przywołaniu uśmiechu na jego twarzy, na roztoczeniu nad nim swej opieki, a jego zaufania łaknął niczym tlenu. Zdał sobie jednak sprawę z tego, że wcześniej musi na nie zapracować. Nie gwałtownością i wywieraniem na nim presji, a empatią i szczerością, których do tej pory na próżno było pomiędzy nimi szukać.
Nie było mu łatwo, zwłaszcza kiedy Felix zdawał się wywracać całe jego życie do góry nogami, ale odetchnął w duchu, słysząc jego mamroczący, przychylniejszy ton. Nie był pewien dokąd zaprowadzi ich ta rozmowa, ale nie wytrzymałby chyba kolejnej kłótni. Pragnął spokoju, zawieszenia broni, a nie wiecznego darcia kotów i wzajemnego wylewania żali, mimo że czasami było ono konieczne i pomagało zrozumieć myśli i emocje drugiego człowieka. – Nie przepadam za bajkami, ale akurat do tej chętnie bym wrócił… – Mruknął ze słyszalną nutą nostalgii w głosie, bo kiedy tylko jego wyobraźnia ponownie wylądowała na Kubie, kąciki ust mimowolnie unosiły się wyżej. Hawana zdawała się ostoją szczęścia i bezpiecznym portem, przy którym chciałby zacumować jeszcze nieraz. – Wiem. – Nie wypowiedział tego słowa tak stanowczo, jakby tego chciał, dlatego wolał powtórzyć je śmielej. – Wiem, że nie wszystko kręci się wokół mnie i nie na wszystko mogę mieć wpływ, nawet jeżeli czasem o tym zapominam. – Popatrzył mu prosto w oczy z ukorzoną miną i poczuciem winy wymalowanym na twarzy, chociaż trudno było mu powstrzymać złowrogie spojrzenie, kiedy jego były kochanek nierozmyślnie zaczął rozprawiać o swoich łóżkowych przygodach z poznaną wczoraj przez Salazara dziewczyną. Sypiasz ze wszystkimi swoimi przyjaciółmi? Na szczęście w porę ugryzł się w język, powstrzymując się przed tą kąśliwą uwagą. Zamiast tego pokiwał pojednawczo głową. – Jesteś pierwszym, któremu udało się je ze mnie wykrzesać... – Wyznał mu szczerze, nie pamiętając by kiedykolwiek mówił któremuś ze swoich przygodnych chłoptasiów o uczuciach, a już tym bardziej o sekretach, których chronił jak wejścia do legendarnego skarbca. Nie bez powodu, wszak skrywał wiele mrocznych tajemnic, z których część mogłaby go wtrącić za kraty więziennej celi. Mało kto wiedział, czym się naprawdę zajmuje, jeszcze mniej osób było w stanie stwierdzić, co mu w duszy gra, ale przy Felixie czuł, że nie musi przywdziewać maski ani grać kogoś, kim wcale nie jest. Po prostu czuł się przy nim swobodnie, nawet jeżeli do tej pory nie chciał dopuścić do siebie myśli, że chłopak znaczy dla niego o wiele więcej niż tylko jeden z jego kochanków. Nic dziwnego, że tak mocno zabolał go ten czas przeszły i to że Solberg postanowił zniknąć mu z oczu. Cóż, przynajmniej ta chwila samotności i ciszy pozwoliła mu zebrać odwagę, dzięki której uzmysłowił sobie, że nie może wiecznie oszukiwać ani jego, ani samego siebie.
- Dziany staruszek w ministerstwie? – Podsunął sugestywnie, uśmiechając się nieco szerzej, kiedy Maximilian swoją złość zdecydował się przelać nie na niego, a na marnego szukającego ze szkolnej drużyny. Przerywnik, jakkolwiek krótki, pozwolił im przez moment odpocząć od ciężaru ołowianej atmosfery roztaczającej się wokoło ich stolika. – Zaproś kiedyś tego ziomka, to się przekonamy. – Zaproponował humorystycznym tonem, świadomie akcentując młodzieżowe określenie, którego sam prawdopodobnie nigdy by nie użył. – Zapytałbym, gdyby wyobraźnia nie próbowała usilnie podpowiedzieć mi jak ponętnie wyglądałbyś w policyjnym mundurze. – Prychnął pod nosem, unosząc wymownie brwi. Nie było sensu udawać, że nie przeszło mu to przez myśl, skoro jego czekoladowe źrenice zapłonęły żarem namiętności, przywołując to samo pożądliwe spojrzenie, którym darzył Felixa podczas wielu upojnych wieczorów i nocy. Płomień jednak przygasł, a kosmate obrazy odpłynęły w dal, kiedy chłopak z niebywałą precyzją i dokładnością przywołał jego krzywdzące słowa, ponownie wylewając na niego swoją własną frustrację. Niestety w pełni uzasadnioną, wszak wczoraj w hotelu Paco musiał nie tylko zawieść jego oczekiwania, ale i brutalnie zranić jego uczucia.
- …a ja potraktowałem cię jak natrętną muchę. – Postanowił dokończyć za niego, chociaż i jemu zwieńczenie tego zdania ledwie przechodziło przez gardło. Skłamałby mówiąc, że nie był wkurwiony, kiedy chłopak wparował do jego pokoju bez zapowiedzi, bezczelnie oprowadzając koleżankę po nieswoich włościach, ale nie powinien reagować złością, zwłaszcza widząc jego rozszerzone, przećpane źrenice. Nie złamał danej mu obietnicy, pomagając mu fizycznie dojść do siebie, ale jakie to miało znaczenie, skoro przy okazji złamał jego psychikę, pastwiąc się nad nim i karząc za… za to, że odszedł od niego bez słowa i próbował ułożyć sobie życie na nowo? Nie potrafiąc znieść myśli, że może być szczęśliwy z kimś innym, podświadomie go odtrącił i to w chwili, w której chłopak najbardziej potrzebował nie tylko jego silnych, męskich ramion, ale i odrobiny czułości. Chyba jednak Solberg miał rację, nazywając go jebanym skurwysynem, przekonanym że świat kręci się wokół niego, a wszyscy będą klękali do jego stóp.Lamento decepcionarte… – Westchnął głośno, tym razem nawet nie próbując usprawiedliwić swojego zachowania. Nie widział bowiem dla niego żadnego racjonalnego wytłumaczenia, a że w przeciągu tych dwóch dni przeprosił chłopaka więcej razy niż przez cały okres ich znajomości… Cóż, prawdopodobnie słowo przepraszam już dawno powinno paść z jego ust, ale dopiero teraz dojrzał do spojrzenia prawdzie w oczy.
Zaśmiał się gorzko na komentarz o chujowym wyczuciu czasu. - Powinienem powiedzieć ci dużo wcześniej. – Przynajmniej wreszcie gadał z sensem, bo tak naprawdę pretensje mógł mieć nie do Felixa, a wyłącznie do samego siebie, skoro to on nie potrafił dać mu do zrozumienia, że najzwyczajniej w świecie mu na nim zależy. – Zbyt łatwo się poddałem. – Dodał również ściszonym, rozczarowanym głosem, jak gdyby czytał mu w myślach, chociaż umiejętności legilimencji nigdy nie posiadł. Po prostu odpowiedź nasuwała się sama. Spieprzył po całości, najpierw trzymając go na bezpieczny dystans, potem zaś w jednej chwili chcąc naprawić swój błąd, mimo że doskonale wiedział że chłopak znalazł już swą bezpieczną przystań. Nie powinien mieszać mu w głowie ani komplikować sytuacji, ale nawet tej jego decyzji nie potrafił uszanować, jak gdyby chciał zburzyć wszystko na swojej drodze. Prawdopodobnie teraz byłby w stanie zachować się dojrzalej, ale tym razem to Maximilian nie dawał za wygraną, zmuszając go do wyjaśnienia i tak ostro pogmatwanej sytuacji. Zastanawiał się czy nie zbyć jego pytań milczeniem, w końcu nadal nie był to najlepszy moment na wyznania, a chłopakowi z pewnością ciężko było pogodzić się ze stratą partnera, ale tak naprawdę nie miał wyboru. Został przyparty do muru, a po tym jak nie do końca zamierzenie kazał mu wypierdalać, nie mógł po raz kolejny schować głowy w piach, pozostawiając go z targającymi wątpliwościami i podziurawioną duszą. Mówił więc do niego spokojnie, widząc jak ognista złość w szmaragdowych ślepiach na powrót ustępuje miejsca łagodności, a nawet uśmiechnął się zaraz szerzej, wymownie unosząc brwi, kiedy Felix moralizatorskim tonem chciał wyperswadować potknięcia, których przecież sam ostatnimi czasy się dopuszczał. Czego by nie powiedzieć, najwyraźniej byli siebie warci. Dwaj pieprzeni hipokryci.
- Nie chcę, a teraz wiem też, że nie mogę tego zrobić… tak jak powiedziałeś, nie jestem w stanie nad wszystkim utrzymać kontroli, choćbym tego chciał. – Nie umiał mówić o bliskości tak pięknie jak ten młody chłopak. W głębi serca wiedział jednak, że Felix ma rację, nawet jeżeli bolało go to, że to nie on jest tą odpowiednią osobą, to nie on w ostatnich miesiącach dodawał mu sił i to nie na jego wspomnienie zaszkliły się szmaragdowe ślepia. – Pamiętasz jak wypożyczyliśmy cadillaca? – Rzucił radośniej, ale tym razem nie chodziło mu o bogate rozrywki. Potrzebował dać mu więcej niż wypchaną galeonami sakiewkę. – O wiele przyjemniej było nim jeździć, kiedy siedziałeś obok na fotelu pilota… a nawet wtedy, kiedy trzymałeś kierownicę, chociaż muszę przyznać, że drżałem o to, że zabijesz nas na najbliższym zakręcie. – Pomimo tak ważnej dla nich obu rozmowy, pozwolił sobie na ten drobny żart, mając nadzieję że w ten sposób rozgoni złe demony i zobaczy choćby cień uśmiechu na chłopięcej twarzy. Może i był słoniem w składzie porcelany, ale wreszcie udało mu się zgrać z partnerem, a zaraz sam parsknął śmiechem w odpowiedzi na jego lżejszy ton.
- Zdecydowanie nie jesteś, ale akurat o to nigdy się nie martwiłem. – Przerwał na chwilę, żeby sięgnąć po kubek herbaty i zwilżyć zachrypłe gardło. – Wiem, że nie potrzebujesz luksusów. Nie chcę też żebyś myślał, że chcę cię kupić. Pieniądze są po to, żeby je wydawać, a ja cieszę się, kiedy mam je na kogo wydać. – Skorzystał z okazji, żeby uświadomić mu, że nie zamierza traktować zawartości bankowej skrytkki jako środka do celu, ale nie widzi jednocześnie przeszkód, żeby dalej obsypywać go prezentami, zabrać ze sobą do stadniny albo na zagraniczną, drogą wycieczkę. – Niech będzie przyjaźń.I tak nie zwykłem nazywać swoich relacji. Dodał w myślał, by przypadkiem chłopak nie odczytał opacznie jego stwierdzenia. Wiedział, że nie może liczyć na więcej, przynajmniej nie teraz. Poza tym zdał sobie sprawę z tego, że nawet jeśli pragnął widzieć chłopaka jako swojego partnera, najpierw musiał uczynić go swoim amigo. Poznać prawdziwego Felixa, a nie tylko jego atrakcyjne ciało i prowokujący do złego uśmieszek. Nie mogli bowiem budować relacji na niedopowiedzeniach i strzępku wspomnień, jakkolwiek szczęśliwe by one nie były. Potrzeba im było znacznie solidniejszych fundamentów i zaufania, które nie przychodziło przecież z dnia na dzień. Na razie po prostu chciał spędzić z nim trochę czasu i…
…odsunął krzesło i wstał od stolika, wyciągając do chłopaka swoje ramię. – Ven aquí, cariño... – Mruknął łagodnie, z czułością i dobrocią w głosie, zachęcając go do tego gestu, który nadal skrywał w sobie ogromną siłę, a wreszcie zamknął go w swoich objęciach, przytulając mocno do klatki piersiowej. – No quiero que te vayas. No otra vez. – Wyszeptał mu na ucho, przez dłuższą chwilę delektując się jego bliskością i oddychając jego zapachem. Wreszcie, z uśmiechem na ustach, powrócił na swoje miejsce, niespodziewanie chwytając nawet wcześniej zgarnięty na talerz kawałek pizzy. Przekąsił gryza ciasta z ciągnącym się serem i wysmażonym bekonem, skinieniem głowy wskazując Solbergowi na niemal nienaruszony, mączny placek. – Zjedz coś. Jeszcze całkiem nie wystygła. – Zaproponował, licząc na to że i jemu powrócił apetyt. Po tym jak kilka godzin temu Maximilian wyrzygał swoje wnętrzności przydałoby mu się uzupełnić zapotrzebowanie na kalorie i nabrać nieco kolorytu. – Chcesz, żebym odprowadził cię potem do domu? – Zapytał również z nadzieję w głosie, bo chociaż nie chciał się narzucać, tak martwiła go jego bledsza cera.

+
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4236
  Liczba postów : 11866
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 EmptyWto Mar 15 2022, 00:56;

Przewidywalność była chyba ostatnią cechą, o jaką ktokolwiek mógł Solberga kiedykolwiek posądzić. Chłopak był wybuchowy i spontaniczny, potrafiąc w mgnieniu okaz porzucić wszystko na rzecz idei, która tyle co urodziła się w jego głowie. Możliwe, że właśnie dlatego chłodna analiza Salazara, połączona z ogromną niewiedzą na temat prawdziwego Felixa po prostu nie miały racji bytu i sprawiały, że Morales potykał się z każdym, coraz mniej pewnie wypowiadanym zdaniem. Już dawno Max przestał odczuwać z tego powodu satysfakcję, gdy tak naprawdę zaczął czuć się lepiej, wywalając w złości i smutku to, co siedziało mu na sercu. Chciał mieć w Paco przyjaciela, oparcie i kogoś komu będzie mógł zaufać i to nie dlatego, że robienie sobie z mężczyzny wroga było prawdopodobnie największą głupotą, jaką ktokolwiek mógł popełnić. Nie, Solberg nigdy nie patrzył w tych kategoriach bo choć w większości przypadków zyskiwał przychylność innych, tak zdawał sobie sprawę, że każdy człowiek potrzebuje też tych mniej pozytywnych relacji.
Widać obydwoje myśleli o tym samym. To, co stało się między nimi na Kubie było swego rodzaju momentem zwrotnym w ich relacji, choć nie potrafili tego przyznać. Solberg wciąż był wdzięczny, że Salazar wyciągnął go wtedy z domu i zmusił do wytrzeźwienia, choć Święta od tamtego czasu zdawały się być z roku na rok coraz bardziej skomplikowane. Prochy były jednak tym prostszym wyjściem i zdecydowanie mniej bolesnym. Przynajmniej dla samego nastolatka, bo gdyby już brać pod uwagę osoby, które patrzyły na to z boku, sytuacja miała się całkowicie odwrotnie.
-Już czas wyrosnąć z bajek. - Powiedział melancholijnie poniekąd do Paco, a poniekąd do samego siebie i choć Max też nigdy nie wierzył, że życie może być tak piękne jak te wszystkie historyjki dla dzieci, to jednak gdzieś tam w sercu zawsze tliła się nadzieja, że i dla niego znajdzie się szczęśliwe zakończenie. Nie pod postacią małżeństwa i gromady dzieci, ale po prostu szczęścia. Może i szkoda, że Morales powstrzymał się przed tym, co pojawiło się w jego głowie, bo taka uwaga zapewne rozbawiłaby nastolatka, który musiałby przyznać, że z większością to akurat coś kiedyś gdzieś po drodze zaszło. Nawet Lucasa udało mu się naćpać i przelizać i pewnie gdyby nie wejście policji, akcja przeszłaby w zdecydowanie bardziej namiętne klimaty. Nie żeby Max chciał gwałcić kumpla, który był najbardziej hetero samcem jakiego Solberg znał, ale nie mógł też zaprzeczyć, że Sinclair był przystojny w cholerę i gdyby jednak kiedyś pojawiła się taka okazja, a jemu i Alise by nie wyszło, Felix bardzo chętnie wziąłby kumpla w obroty. W ramach pocieszenia złamanego serca oczywiście.
-Ktoś musi przetrzeć szlaki. - Naprawdę niewiele brakowało, a puściłby mu oczko. Jakaś chora satysfakcja w nastoletnim sercu się zrodziła, gdy usłyszał to wyznanie. Nie żeby specjalnie potrzebował jakiś zapewnień, bo akurat to, że potrafi zmuszać ludzi do gadania wiedział bardzo dobrze i parę razy w życiu to wykorzystywał, po prostu sam zdołał się przekonać, że warto mieć choć jedną osobę, z którą naprawdę można porozmawiać nawet jeżeli często nie jest to łatwe i powoduje wybuchy emocji, które chciałoby się ukryć przed całym światem.
Jakimś cudem w całym tym burdelu Max zdołał pomyśleć o kimś innym i to nie byle kim bo o Filinie. Ich relacji nie dało się tak po prostu nazwać, a "ziomek" było na tyle uniwersalne, że uznał to określenie za najlepsze. Ostatnio widzieli się podczas wakacji w Arabii, jak poćpani mudminem pierdolili od rzeczy, a Max zamarzył o zostaniu jaszczurką i ucieczce z Irlandczykiem pod jakiś kamień, gdzie mogliby się schować przed całym tym pojebanym światem. I pomyśleć, że jeszcze chwilę wcześniej byli gotowi skakać sobie do gardeł....
-To akurat nie. Prędzej przespał się z kapitanką. - Prychnął, bo to było coś, co Filin mógłby odjebać. Max wiedział jednak, że mimo żartów chłopak naprawdę był dobrym szukającym, o czym świadczyła jego kariera. Pytaniem było tylko, dlaczego w takim razie nie szło mu na szkolnych meczach. Może trema związana z tak wielką i znaną sobie widownią, a może presja ze strony drużyny, by ślizgoni w końcu odbili się od dna tabeli... Ciężko było powiedzieć i w tej chwili jeszcze ciężej było to zweryfikować skoro Solberg miał zakaz wstępu na szkolne tereny. -Nie sądzę, by był to dobry pomysł. Odechciało mi się ostatnio chować zwłoki i sprzątać cały ten krwisty bałagan. - Rzucił oczywiście żartem, jednocześnie sugerując, że ten ziomek to wcale nie taki dobry kumpel, jak mogło to na początku zabrzmieć. -Z tego co znam Twoją wyobraźnię, to nie jest to żadne przekoloryzowanie. Byłbym najseksowniejszym gliną w Szkocji. - No kurwa to chyba nie jest odpowiedni czas na taki flircik! Max nie mógł się jednak powstrzymać, bo choć poczucie własnej wartości miał drastycznie zaniżone, to jednak nie miało to znaczenia jeśli chodziło o jego wygląd, szczególnie wtedy, gdy jeszcze regularnie trenował i mięśnie nieco wyraźniej rysowały się na jego sylwetce, która nie przypominała tak bardzo wychudzonego patyka. Stary Solberg wcale nie umarł tak do końca, ale był przywalony na tyle ciężką kupą gruzu zwanego życiowym doświadczeniem, że raczej rzadko wychylał się zza tego bałaganu. Potrzebował czasu, by na spokojnie uprzątnąć cegły zalegające mu na klatce piersiowej i znów móc w pełni oddychać.
-Gorzej. Poczułem się jeszcze gorzej. - Wyznał cicho, oplatając się rękoma, bo akurat w tej chwili naprawdę potrzebował bliskości, a wciąż nie potrafił zdobyć się na poproszenie o nią wiedząc, że w momencie gdy tylko do tego dojdzie, nie będzie w stanie już kontynuować tej rozmowy. Nie chciał wywalać z siebie niektórych rzeczy, ale było już za późno i skoro i tak wbijali sobie słowne szpilki w serca od jakiejś godziny, to równie dobrze, mogli wywalić z siebie te największe problemy, które cieniem kładły się na ich relacji sprawiając, że nie potrafili zachowywać się cywilizowanie w swojej obecności. -No... No decepcionaste. Te quedaste conmigo a pesar de que actué como el último imbécil. - Nie było łatwo mu to powiedzieć, ale nie mógł zwalać całej winy na Paco, który ostatecznie wypełnił daną mu kiedyś obietnicę. Bez względu na to, jak wkurwiony był zachowaniem nastolatka, postanowił pomóc mu dojść do siebie znając go na tyle, że wiedział, iż Max ruszy dalej w tango jeśli tylko opuści mury El Paraiso, co mogło skończyć się naprawdę nieciekawie. Kolejnego spotkania na obrzeżach Inverness mogliby już nie przeżyć, albo  Paco mógłby mieć naprawdę srogi problem z przywróceniem Solberga do ładu.
-Powinieneś. I nie dlatego, że zareagowałbym jakoś szczególnie inaczej, bo jakoś nie byłem wtedy największym zwolennikiem angażowania się i w ogóle, ale powinieneś. - Wyjaśnił, jednocześnie mówiąc, że nie może z całą pewnością powiedzieć, że ich życie byłoby jak w romantycznym filmie, gdyby tylko Morales miał jaja i wcześniej przyznał się, że nie jest takim zimnym i bezdusznym skurwysynem, na jakiego się kreował. Max jednak na pewno inaczej by na niego patrzył wtedy i kto wie, może faktycznie wcześniej poprosił go o pomoc i obdarzył zaufaniem, którego oboje pragnęli, choć żaden z nich nie potrafił tej cienkiej granicy przekroczyć. -Czasem trzeba odpuścić, by móc ruszyć naprzód. - Kolejna łza spłynęła bo jego młodym policzku, gdy zdał sobie sprawę, jak bardzo te słowa są dla niego aktualne i prawdziwe, choć były chyba najbardziej aktualną rzeczą, jaką mógł powiedzieć czy też usłyszeć. Nie mógł trzymać się kurczowo przeszłości i choć nie potrafił o niej zapomnieć, potrzebował znaleźć jakiś sposób, by się z nią po prostu pogodzić i nie pozwolić jej dłużej wpływać na swoją teraźniejszość i niepewną przyszłość.
Cieszył się, że choć coś docierało do jego rozmówcy, a przynajmniej miał nadzieję, że Paco naprawdę szczerze mówi. Max nie widział w jego czekoladowym spojrzeniu fałszu, ale też nie znał go na tyle, by wiedzieć, jak dobrze potrafi się z prawdą kryć. Znał tylko jeden bolesny fakt, który sprawił, że jeszcze długo nie zaufa mężczyźnie słysząc jakiekolwiek zapewnienia, że jakoś to wszystko się poukłada i wcale nie będzie tak tragicznie, jak Felix czuł się w środeczku. Nie wiedział dokąd zmierza historia z cadillaciem, więc skinął tylko głową, zachęcając Paco do rozwinięcia historii. Gdy jednak usłyszał puentę, wypuścił powietrze i lekko się uśmiechnął ocierając z policzka zaschnięte łzy.
-Byłeś chujowym instruktorem, wiesz o tym? - Zażartował, bo doskonale to pamiętał. Jazda tymi pięknymi staruszkami była czystą przyjemnością, ale zdecydowanie prowadzenie ich było wyzwaniem większym niż nowoczesne auta stworzone do jazdy po mieście i z automatyczną skrzynią biegów. Przynajmniej Solberg miał nowe doświadczenie mimo, że wciąż nie spiął dupska na tyle, by legalnie podejść do egzaminu na prawo jazdy. A przydałoby się, bo jako kierowca przynajmniej nie dokuczały mu mdłości wywoływane przez jego chorobę lokomocyjną.
-Wiem, że nie chcesz. Teraz już wiem choć czasem tak to właśnie wygląda. - Przyznał łagodnie acz szczerze, po czym ponownie parsknął śmiechem. -Gdybyś chciał mnie kupić, nie posyłałbyś mnie na drogie wycieczki tylko postawił mi łóżko u Johnsona. - Solberg akurat tutaj wiedział, że Paco zna go na tyle, a przynajmniej zdążył poznać na Kubie, że wiedział, co tak naprawdę jest największą materialną słabością Maxa i choć nie miało to nic wspólnego z chęcią posiadania, a bardziej z potrzebą rozwijania się i zaspokajania swojej ciekawości, to nastolatek już kilkakrotnie się upadlał, byle tylko zdobyć jakiś cenny, czy wyjątkowo rzadki, a nawet i niezbyt legalny składnik do eliksirów. Poza impulsywnym charakterem naprawdę nie był ciężki w utrzymaniu.
Czekał w napięciu na decyzję Moralesa czując, jak serce napierdala mu w klatce piersiowej. Nie miał zamiaru się oszukiwać, że liczył raczej na pozytywną odpowiedź, ale po zajściu na Malediwach spodziewał się, że może jednak mimo wszystko usłyszeć odmowę i wtedy ich drogi naprawdę musiałyby rozejść się na dobre. Dla ich wspólnej korzyści, bo przecież nie mogą zatruwać sobie życia tak toksyczną relacją w nieskończoność, prawda? Nieważne jak mocno kusiło ich zaaranżować ponowne spotkanie. W końcu jednak Paco przemówił, a kolejny kamień spadł z piersi Maximiliana. Bycie kochankami to jedno, ale jeśli mieli sobie zaufać potrzebowali czegoś więcej i choć przyjaźń była nawet dla nastolatka dość dziwną drogą po tym wszystkim, to jednak nie potrafił inaczej ubrać tego w słowa, a chciał pokazać Paco, że ten wciąż nie jest mu obojętny. Mimo, że nie ma zamiaru wskakiwać mu od razu do łóżka i traktować jak partnera.
Z ulgą zobaczył jak Morales wstaje i wyciąga do niego swoje ramiona. Nie czekał ani chwili dłużej, od razu się podniósł i pozwolił objąć czując zalewającą go falę ulgi i spokoju. Jakby zupełnie nic się nie zmieniło, a oni wciąż byli w Havanie zamknięci w swoich objęciach. Ta myśl nieco Maxa przeraziła, ale starał się nie skupiać na tym konkretnym aspekcie, a na bezpieczeństwie i cieple, jakie czuł od Paco. Mogli obrzucać się obelgami i prześcigać w kłamstwach, ale ten jeden gest zawsze pozostawał nienaturalnie szczery i sprawiał, że Felix naprawdę ufał, że nic mu się nie stanie i wszystko będzie dobrze. Nie skomentował też słów Paco, nie chcąc znów nakręcać karuzeli i mówić mu, że niczego nie może mu obiecać i tak dalej. Tak naprawdę on też nie chciał nigdy już odchodzić, choć nie mógł przyznać tego głośno. Nie po tym wszystkim, co przed chwilą tutaj zaszło i padło z jego niewyparzonej gęby.
Opadł wykończony na krzesło czując, jak nachodzi go ogromne zmęczenie. Spojrzał na stygnącą na talerzu pizzę i niepewnie sięgnął po kawałek, a gdy zapach potrawy uderzył jego nozdrza, nastolatek przypomniał sobie, jak cholernie głodny jest.
-Tak chyba będzie najszybciej. Jestem padnięty, chcę już iść do łóżka. - Powiedział szczerze, z gębą napchaną włoskim specjałem. Naprawdę wyśmienita była ta pizza i nim opuścili w końcu lokal, ku uciesze chyba wszystkich, którzy byli świadkami ich rozmowy, Max władował w siebie tyle tłuszczu i kalorii, że nie pozostawało już nic innego, jak aportacja w Inverness i drzemka na trawienie.

//zt x2
+

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down
Online


Sponsored content

Pizzeria Cactus - Page 4 QzgSDG8








Pizzeria Cactus - Page 4 Empty


PisaniePizzeria Cactus - Page 4 Empty Re: Pizzeria Cactus  Pizzeria Cactus - Page 4 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Pizzeria Cactus

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 4Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Pizzeria Cactus - Page 4 JHTDsR7 :: 
londyn
 :: 
Mugolskie miejsca
 :: 
hyde park
-